Klatki z cudami

Fragmenty pracy zbiorowej "Jan Paweł II. Niezwykłe historie"

Klatki z cudami

Praca zbiorowa

Jan Paweł II
Niezwykłe historie

Dom Wydawniczy Rafael
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7569-216-7

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Andrea Tornielli - Uleczona z choroby Parkinsona
Chris Niedenthal - Klatki z cudami
ks. Jarosław Cielecki - Papież od dzieci

Chris Niedenthal

KLATKI Z CUDAMI

(Aleksandra Polewska)

„Dobry wieczór państwu” — redaktor Andrzej Kozera rozpoczął jak co dzień poniedziałkowe wydanie reżimowego Dziennika Telewizyjnego, programu, po którym nikt nigdy nie spodziewał się niczego zaskakującego. Dziennik był do bólu przewidywalny, nieskazitelny cenzuralnie, nieznośnie zachowawczy i oczywiście przesycony systemową propagandą. Nic więc dziwnego, że Chrisowi Niedenthalowi, fotoreporterowi pracującemu dla zachodnich pism, który właśnie zasiadł przed telewizorem, nie przeszło nawet przez myśl, że wiadomość, którą za chwilę usłyszy z ust prezentera, odmieni na zawsze jego życie. Redaktor Kozera, wpatrując się niewzruszenie w oko kamery, oświadczył telewidzom, że w Watykanie zakończyło się właśnie konklawe, a nowym papieżem został krakowski kardynał Karol Wojtyła. I nawet, jeśli przez pierwszą chwilę Niedenthalowi lub jakiemukolwiek innemu telewidzowi wydawało się, że prezenter zwyczajnie się pomylił albo on sam po prostu się przesłyszał, kilka sekund później stało się już absolutnie jasne, że o żadnej pomyłce nie może być mowy. Na ekranie ukazał się balkon watykańskiej Bazyliki św. Piotra, a za jego balustradą najprawdziwszy krakowski kardynał ubrany w papieskie szaty. Fotoreporter nie czekał na ciąg dalszy. Chwycił za telefon i wybrał numer przyjaciela Krzysztofa Bobińskiego, korespondenta The Financial Times. Krótko potem wsiedli razem do samochodu i ruszyli do Wadowic, rodzinnego miasta nowego następcy św. Piotra.

Jechali całą noc.

Przeczucie

Niedenthal urodził się w Londynie niemal 28 lat wcześniej. Niemal, bo od dwudziestych ósmych urodzin tamtej nocy dzieliły go zaledwie cztery dni. Jego rodzice byli Polakami, którzy trafili do ojczyzny Szekspira w czasie wojny. Matka pochodziła z Wołynia, ojciec — przedwojenny, wileński prokurator — z Lwowa. Chris dostał swój pierwszy aparat fotograficzny, gdy jako jedenastolatek zdał ważny szkolny egzamin. Dwa lata później po raz pierwszy przyjechał z rodziną do Polski na wakacje. Kraj przodków oczarował go tak bardzo, że już jako piętnastolatek przyjechał spędzić polskie lato sam. „To wtedy zakochałem się w Polsce i polskości — wspomina dzisiaj. — Choć był to kraj zza Żelaznej Kurtyny, ludzie mieli ze sobą głębokie relacje, zupełnie inaczej niż w Anglii. Dookoła generalnie było źle, ale pomimo tego życie rodzinne i towarzyskie kwitło”. Również tamtego lata, w łazienkowej ciemni wuja mieszkającego w warszawskim bloku, Chris odnalazł się w fotografii. Siedem lat później ukończył studia fotograficzne w London College of Printing, a rok po ich ukończeniu postanowił zamieszkać w Polsce i jako wolny strzelec robić zdjęcia dla zachodnich pism. Był rok 1973. „Byłem pewien, że w Polsce znajdę ciekawe tematy, których nikt z zagranicy nie robi. Oczywiście polscy fotografowie mogliby je realizować, ale niewielu z nich miało możliwość wysłania ich gdziekolwiek. Często nie znali języka, nie wiedzieli, do kogo je wysyłać, a poza tym zwyczajnie się bali. Wolność prasy była przecież fikcją. Pomyślałem, że będę mógł całą Polskę przejąć dla siebie”. Plan wydawał się świetny, ale jego konfrontacja z rzeczywistością okazała się bolesna. W tamtych latach w kraju nad Wisłą nie działo się nic, co mogłoby przykuć uwagę prasy wolnego świata na dłuższy czas. Młody fotoreporter jednak nie tracił nadziei. „Czułem, że mam tu być. Czułem, że coś się wkrótce wydarzy”zapewnia. Czekając na przełom, ożenił się, został ojcem i fotografował dla zachodnich wydawców polskie ciekawostki. Dzięki niemu Brytyjczycy mogli podziwiać między innymi swarzędzki skansen z oryginalnymi ulami dla pszczół, kopalnię soli w Wieliczce, a czytelnicy „Paris Match” przyjrzeć się straży pożarnej w habitach, autorskiemu dziełu o. Maksymiliana Kolbe. Już dwa lata po przeprowadzce do Warszawy Niedenthal stał się też obiektem zainteresowania peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa. „Nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego nadano mi pseudonim «Kret» — dziwi się fotograf. — Zrobili ze mnie figuranta Kreta”. W 1976 roku Chris fotografował milicjantów paradujących przed wypalonym gmachem wojewódzkiego komitetu partii w Radomiu, a w Ursusie, razem z korespondentką szwedzkiego dziennika „Expressen” zrealizował materiał o wyrzuconych z pracy robotnikach.

Dwa lata później, pewnego zwyczajnego, październikowego wieczoru, włączył telewizor i usłyszał, że Polak został papieżem.

Z ręki, bez flesza

„Tu wszystko się zaczęło” — wspominał Jan Paweł II, odwiedzając Wadowice w czasie swojej pielgrzymki do ojczyzny w 1999 roku. — I życie się zaczęło, i szkoła się zaczęła, i studia się zaczęły, i teatr się zaczął i kapłaństwo się zaczęło”. Dla Chrisa Niedenthala, który dotarł do Wadowic 17 października 1978 roku o świcie, zapomniane, małopolskie miasteczko również stało się miejscem ważnego początku. Jednak tamtego jesiennego poranka nie mógł zdawać sobie jeszcze z tego sprawy. Wypatrywał wszystkiego, co mogło być świadkiem papieskich początków i utrwalał to w kadrze. Dom rodziny Wojtyłów; kościół, w którym mały Lolek służył do Mszy jako ministrant; przyjaciel młodego Wojtyły; szkolne świadectwa przyszłego Ojca Świętego i wreszcie zdjęcie, które miało w przyszłości stać się jedną z ikon polskiej fotografii prasowej i symbolem najważniejszego zwrotu w karierze Niedenthala: ksiądz Edward Zacher zapisujący wiecznym piórem, po łacinie, na marginesie księgi chrztów z 1920 roku historyczne zdanie: „Karol Wojtyła został Papieżem 16 października 1978 roku”. Gdy wadowicki proboszcz umieszczał ową wiekopomną notatkę tuż obok wpisu dokumentującego chrzest Jana Pawła II, Chris uwieczniał go w kadrze z tak zwanej ręki i bez flesza. W efekcie spośród wielu zdjęć zrobionych ks. Edwardowi tylko jedno wyszło ostre. Po powrocie do Warszawy Niedenthal zatelefonował do redakcji niemieckiego „Sterna”. Razem z Krzysztofem Bobińskim stworzyli tamtego dnia duet korespondentów, którzy jako pierwsi dotarli do materiałów o dzieciństwie i młodości nowej głowy Watykanu. I jako pierwsi, de facto, mogli go opublikować. „Stern” kupił materiał na pniu. Zdjęcie ks. Zachera jednak odrzucił. „Nie poznali się na nim”skomentował to z uśmiechem po latach jego autor. Choć dziś trudno w to uwierzyć, fotografia proboszcza z Wadowic nie ukazała się wówczas w żadnym z czasopism.

Domino

Romantyczne przeczucie o przełomie, jaki miał się dokonać w Polsce, nie zawiodło Niedenthala. Dzień po jego dwudziestych ósmych urodzinach, 22 października 1978 roku, polski Papież inaugurował swój pontyfikat, a oczy świata zwrócone były już nie tylko na niego samego, ale i na jego komunistyczną wówczas ojczyznę. „Jan Paweł II umieścił Polskę na mapie świata, a moje zdjęcia na mapie światowych tytułów”powiedział mi, już po śmierci wielkiego Polaka, Chris Niedenthal. — „Zdjęcia z Wadowic pchnęły mnie na drogę fotografii politycznej. Inaczej robiłbym pewnie do końca życia reportaże o polskich ciekawostkach. Lubię mawiać, że papież podał mi rękę. Dla mnie był to człowiek, który nie tylko odmienił świat, ale nadał kierunek mojej pracy”. Krótko potem w karierze fotografa przyszedł czas na spektakularny efekt domino. W listopadzie jeden z korespondentów „Newsweeka” przyjechał do Polski realizować materiał o konspiracyjnych kościołach. Poprosił o pomoc Chrisa, który nie tylko robił zdjęcia, ale znał także angielski. Wiosną następnego roku, tuż przed pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Polski, ten sam korespondent załatwił warszawskiemu pomocnikowi akredytację „Newsweeka”. Zdjęcie Papieża z goździkami w dłoni autorstwa Chrisa Niedenthala trafiło wtedy na okładkę. Zresztą większość fotografii z wizyty zamieszczona na łamach owego pamiętnego numeru była również jego. W 1980 roku Chris był pierwszym zagranicznym fotoreporterem, którego wpuszczono na teren opanowanej przez strajkujących Stoczni Gdańskiej. Po materiale ze stanu wojennego, w tym słynnych zdjęciach wozu opancerzonego stojącego tuż przy kinie Moskwa z reklamą filmu Czas Apokalipsy, otrzymał kontrakt w „Newsweeku”. Fotografie Niedenthala publikowały odtąd między innymi „Der Spiegel” i „Time”. Redakcja tego ostatniego zresztą zleciła mu w 1985 roku rejestrowanie w kadrze przemian zachodzących w Europie Wschodniej i Związku Sowieckim. W 1986 roku Chris otrzymał Oscara fotoreporterów — prestiżową nagrodę World Press Photo za portret ówczesnego przywódcy komunistycznych Węgier Jánosa Kádára stojącego na tle ulubionego płótna przedstawiającego Lenina grającego w szachy.

 

Wspólny temat

„Kiedy chodziłem do szkoły miałem dwie pasje: historię i fotografięzdradził mi Niedenthal. Nie sądziłem jednak, że w przyszłości uda mi się je połączyć i w dodatku zmienić w pracę z której będę się utrzymywał. Bo moją pracą stało się przecież fotografowanie historii”przyznał nie bez zadowolenia, choć zaraz potem podkreślił, że dopiero po wielu latach można stwierdzić, czy dane zdjęcie ma wartość dokumentu. To historia weryfikuje, czy fotografia jest dobra, czy nie”dodał. Skoro tak, zerknijmy z perspektywy historii na wspomniane wcześniej zdjęcie ks. Edwarda Zachera. Zdjęcie, które sam autor określa dziś mianem symbolicznego w swojej karierze. Był ranek 17 października. Od ogłoszenia wyników historycznego dla Polaków konklawe nie minęła nawet doba. Wszyscy w Wadowicach byli oszołomieni. Mieli świadomość, że stali się świadkami czegoś niemożliwego. Gdyby Polska lat 70. była krajem wolnym, wybór Polaka na tron papieski byłby po prostu wspaniałą niespodzianką, jednak w rzeczywistości PRL-u fakt ten oznaczał nieskończenie więcej. Był prawdziwym, historycznym cudem, który bezsprzecznie należało odnotować w księdze chrztów z nazwiskiem Karola Wojtyły. Stało się przecież coś, czego nie mogły przewidzieć i czemu nie zdołały zapobiec najtęższe umysły Kremla.

Czy proboszcz Zacher spodziewał się tamtego ranka, że kardynał z Krakowa zostanie w przyszłości nazwany Janem Pawłem Wielkim? Że nowy papież urodził się w małym, małopolskim miasteczku po to, by odmienić świat, pokonać imperium, któremu bały się narazić silne, zachodnie mocarstwa? I to pokonać w walce do złudzenia przypominającej tę, którą Dawid stoczył z potężnym Goliatem? Nie wiemy, o czym proboszcz z Wadowic myślał, gdy dokonywał wiekopomnego wpisu. Być może wyłącznie o tym, żeby się nie pomylić, zwłaszcza, że pisał po łacinie. Fotografujący go Chris Niedenthal też najpewniej skupiony był w tamtym momencie na kadrowaniu robionych kapłanowi zdjęć. Nie mógł wiedzieć, że wiele lat później, opowiadając o portrecie proboszcza z Wadowic stwierdzi, że Jan Paweł II ukierunkował go zawodowo, że podał mu rękę. Tamtego ranka nie mógł się domyślać, że polski Papież i on zaczną wkrótce pracować nad realizacją tego samego tematu. Co prawda każdy z nich na swój własny sposób, ale jednak. Jan Paweł II miał obalać komunizm Chris, owo obalanie miał dokumentować na swoich fotografiach. I to nie tylko w Polsce, ale także wielu innych tak zwanych bratnich krajach socjalistycznych. Zdjęcia Niedenthala z okładek światowych tytułów zdają się ukazywać krok po kroku rozpad komunistycznego totalitaryzmu. Jan Paweł II na Jasnej Górze z bukietem goździków w dłoni. Strajk w Stoczni Gdańskiej. Lech Wałęsa jako laureat Pokojowej Nagrody Nobla. Protesty na Placu Tiananmen w Pekinie. Upadek Muru Berlińskiego. Zrywy niepodległościowe Litwy, Łotwy i Estonii. Chris fotografował Czechów „wydzwaniających” czeski rząd komunistyczny pękami kluczy do domów, mieszkań i samochodów. Pro-demokratyczne demonstracje w Sofii. Nieoznakowany grób rozstrzelanego przywódcy komunistycznej Rumunii Nicolae Ceausescu, pochowanego nocą, po kryjomu, na ścieżce bukaresztańskiego cmentarza. Utrwalał w kadrze obrazki z pierwszych wolnych wyborów parlamentarnych. Pierwszego premiera niepodległej Polski w chwili, gdy sejm zaakceptował skład zaproponowanego przez niego rządu.

Czas pokazał, że Chris Niedenthal zatrzymał na swych zdjęciach coś więcej niż tylko wielkie, dziejowe chwile. Udało mu się bowiem uwiecznić również te wydarzenia, które stały się faktami wbrew prawom historii.

Aksamitne cuda

            Doktor Patrick Sbalchiero historyk, dziennikarz, wykładowca paryskiej École Cathédrale i wybitny znawca zjawisk nadprzyrodzonych twierdzi z pełnym przekonaniem, że cuda zdarzają się także w historii. W jednej ze swych publikacji wymienia kilka przykładowych nadzwyczajnych militarnych zwycięstw. Wśród nich pojawia się wygrana przez Konstantyna Wielkiego bitwa o most Milvius w 312 roku, zwycięstwo Joanny D'Arc nad Anglikami czy klęska sił tureckich w bitwie pod Lepanto w 1571 roku. Sbalchiero nie formułuje jednak zamkniętego katalogu owych cudownych historycznych zdarzeń. Zdaje sobie sprawę, że dokonanie ich wyczerpującego spisu jest niemożliwe ze względu na ich liczbę i różnorodność. Zatem, idąc tym tropem, śmiało możemy stwierdzić, iż jednym z największych cudów (jeśli nie największym) w burzliwych dziejach XX wieku była bez wątpienia Aksamitna Rewolucja, która przetoczyła się pod koniec minionego stulecia przez kraje Europy Wschodniej i sam Związek Sowiecki. Imperia powstawały i upadały, a ich narodziny i śmierć okupione były zawsze krwią licznych, a nie rzadko wręcz niezliczonych ofiar. Wielkie rewolucje, począwszy od Francuskiej, a na Październikowej skończywszy, wojny światowe, wojny secesyjne i domowe, zamachy stanu, powstania czyli wszelkie procesy mające doprowadzić w konsekwencji do zmiany politycznego porządku — zawsze nierozerwalnie wiązały się z rozlewem krwi. Pamiętajmy, że w walkę z totalitaryzmem faszystowskim zaangażowane były armie z każdego niemal kontynentu. Faszyzm umierał, pochłaniając miliony ludzkich istnień. Tymczasem komunizm, który był potężniejszy (dodatkowo wyposażony w broń atomową, którą nie dysponował Hitler) i uchodził za niezniszczalny, upadał w sposób absolutnie niewiarygodny, bo pokojowy. Upadał przy tym za sprawą człowieka pozbawionego nie tylko armii czy broni nuklearnej, ale nawet zwykłej procy, którą posłużył się wspominany już Dawid w czasie walki z Goliatem.

            Aksamitna Rewolucja jest cudem historii, na który złożyło się całe mnóstwo nadzwyczajnych wydarzeń. Wiele z nich zatrzymał w swych fotograficznych klatkach Chris Niedenthal. Na wielu uwiecznił również tego, który nie tylko odmienił świat, ale i jego życie zawodowe.

Aleksandra Polewska

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama