O świętej Teresie z Avila
„Spoglądam na dzieło Giovaniego Lorenzo Berniniego z kaplicy Cornaro rzymskiego kościoła Santa Maria della Vittoria. Zdumiewające i niepokojące. Światło pada z ukrytego okna wprost na kobietę i anioła, który grotem mierzy w jej serce. Biała marmurowa postać św. Teresy spoczywa w pozycji półleżącej, głowa i tułów wygięte ku tyłowi, twarz wyraża najwyższy zachwyt i niedocieczony wyraz nieobecności w stosunku do widza. Usta jakby wołały z głośno wyrażonej rozkoszy" - pisze o rzeźbie przedstawiającej św. Teresę z Avila o. Jan Andrzej Kłoczowski i dodaje - „Stojące obok mnie Amerykanki uśmiechają się ze zrozumieniem, one wiedzą, co w istocie przedstawia ta pobożna rzeźba, ostatecznie każda z nich od lat ma swojego psychoanalityka"
Ta delikatna ironia pokazuje, jak łatwo sprowadzić mistyczne doświadczenie do erotycznego, czysto fizycznego uniesienia. I odwrotnie: jak łatwo własnym pragnieniom, emocjonalnej chwiejności czy psychopatologicznym stanom przypisać Boskie pochodzenie. W św. Teresie jedni widzą doktora Kościoła, mistyczkę i wielką reformatorkę Karmelu - inni osobę chorą psychicznie, schizofreniczkę. I jednych, i drugich postać ta jednak fascynuje i zmusza do szukania odpowiedzi na pytania, czym tak naprawdę były jej ekstazy, jakie było ich źródło, w jaki sposób ich doświadczała.
Teresa de Capeda y Ahumada urodziła się 28 marca 1515 r. w Avila, jako trzecie dziecko Alonsa Sancheza de Capeda i jego drugiej żony Beatrycze de Ahumada. Przyszło jej żyć w czasach, w których Hiszpania była potęgą militarną, morską i polityczną oraz ośrodkiem życia religijnego. Do końca XV w. na Półwyspie Iberyjskim rozwijało się życie mistyczne nie tylko chrześcijan, ale też żydów (kabała) i muzułmanów (sufizm).
Młodziutka Teresa nie myślała o wstąpieniu do zakonu, choć podobno już jako dziecko wyobrażała sobie niebo, bawiła się w zakonnicę, a nawet zbudowała pustelnię. Gdy zaczęła dorastać, jej zainteresowania z „dóbr wiecznych" zaczęły kierować się ku „dobrom doczesnym". Szczególnie polubiła świat powieści rycerskich. Rozczytywała się w nich, czasem nawet zaniedbywała obowiązki, by móc dłużej pozostać w świecie dam, rycerzy, konwenansów i dworskiej miłości. Podobno zaczęła nawet sama pisać rycerską historię miłosną.
W wieku czternastu lat straciła matkę. Przyczyniło się to do wzrostu jej pobożności - zwłaszcza maryjnej. Mimo to coraz częściej zajmowała się rzeczami, którymi interesują się młode dziewczyny. „Zaczęłam się stroić, chciałam się podobać i ładnie wyglądać. Bardzo dbałam o ręce i o włosy, używałam perfum, dbałam o wszystkie możliwe marności, a było ich wiele, i bardzo tym byłam zajęta" - pisała po latach. Nic więc dziwnego, że wkoło Teresy zaczęli kręcić się mężczyźni. Ona sama nie protestowała, lubiła zabawę, przyjęcia i towarzystwo znajomych. Gdy skończyła piętnaście lat, ojciec, nie chcąc, by wpadła w złe towarzystwo, oddał ją na wychowanie do klasztoru sióstr augustianek. Tam po raz pierwszy zaczęła poważniej zastanawiać się nad resztą swojego życia.
W wieku dwudziestu lat postanowiła zostać karmelitanką. Nie bez sprzeciwu ojca wstąpiła do klasztoru Wcielenia w Avila, gdzie spędziła blisko trzydzieści lat życia. Ciężkie choroby, które w tym czasie przeszła, bardzo ją wyniszczyły i przysporzyły jej wiele cierpienia, ale jednocześnie - jak sama wspominała - pozwoliły jej zbliżyć się do cierpiącego Chrystusa i doprowadziły do ostatecznego nawrócenia w 1557 r. W tym też roku przeżyła największe doświadczenia mistyczne.
Lubiła modlić się w samotności. Przez długi czas ekstazy zdarzały się jej właśnie wtedy: w milczeniu, w celi, z dala od sióstr. Z czasem, gdy jej przeżycia stały się bardziej intensywne, coraz trudniej było je ukryć. Zdarzało się, że podczas modlitwy w kaplicy klasztornej wpadała w zachwyt, unosiła się nad ziemię, a wkoło niej pojawiało się tajemnicze światło. Ogarnięte paniką siostry nie wiedziały co robić, patrzyły więc w osłupieniu.
Mistyczne stany św. Teresy wyrażało także jej ciało, pisała: „Ręce stygną jakby zamrożone, niekiedy sztywnieją i wyprężają się jak kłody i całe ciało pozostaje nieruchome w takiej postawie, stojącej czy klęczącej, w jakiej zostało pochwycone (...). Dusza jakby zapomina ożywiać ciało i porzuca je jakby martwe; i jeśli zachwycenie trwa, w nerwach pozostaje uczucie bólu". W jej odczuciu taki stan mógł nieść ze sobą poważne zagrożenie nawet dla życia: „Nieraz puls jakby całkowicie ustaje, jak mówią siostry, które są przy mnie, kości rąk są jakby zwichnięte, a dłonie tak sztywne, że nie mogłabym ich złożyć. Do następnego dnia jeszcze pozostaje mi ból w rękach i w całym ciele; mam wrażenie jakby kości moje były przemieszczone".
Teresa nie zatrzymywała tych doświadczeń tylko dla siebie i zgodnie z sugestią kierowników duchowych próbowała je opisać. Swoje stany określała używając znanych jej (również z rycerskich powieści) pojęć: ekstaza, zachwycenie, porwanie, wzlot ducha, Boskie upojenie, rana miłości. Była jednak przekonana, że słowami nie da się do końca oddać wszystkiego, co przeżywała. Często posługiwała się obrazami, które przemawiały i do niej, i do wyobraźni słuchających jej sióstr. Jednym z najsłynniejszych opisów jest przedstawienie duszy jako twierdzy o wielu komnatach. Aby spotkać Boga, człowiek musi przejść od świata zewnętrznego do wewnętrznego przez kolejne pomieszczenia. Ostatnim jest siódme, w którym doświadcza się „przemieniającego zjednoczenia" z Bogiem. Trzeba więc wejść w głąb siebie, do tego miejsca w duszy, które wcześniej Mistrz Eckhart nazywał „pustkowiem", miejsca, w którym mieszka sam Bóg. To najgłębsze wejście w siebie było równocześnie przekroczeniem ludzkich ograniczeń. Teresa uważała, że przez pewnego rodzaju „wyjście poza siebie" można się z Bogiem jednoczyć - dla niej to wyjście „poza" polegało na zrobieniu w sercu miejsca Temu, którego ukochała. Aby żyła już nie ona, ale by żył w niej Chrystus (por. Ga 2, 20). Uniesienia były dla niej „zatapianiem się" w Bogu, zastąpieniem siebie - Nim. Nie była to ani ekstaza uczuciowa, ani intelektualna, ale - można by powiedzieć - egzystencjalna. „Moje życie było życiem Boga we mnie" - pisała.
Pewnego dnia, gdy modliła się w samotności, zobaczyła obok siebie anioła o jasnej twarzy: „W jego rękach ujrzałam długą, złotą włócznię, a na jej żelaznym końcu wydawał się świecić ognisty punkt. Wydawało się, że przeszył moje serce kilkakrotnie, przenikając do mych wnętrzności. (...) Ból był tak ostry, że wydałam kilka razy dźwięk podobny do lamentu, ale słodycz powodująca ten ból była tak niepohamowana, że nikt nigdy nie pragnąłby jej utracić. (...) Nie był to ból ciała, ale duszy, chociaż ciało wydawało się go odczuwać bardzo intensywnie".
Te właśnie słowa stały się inspiracją dla Berniniego. Chcąc przedstawić świętą w uniesieniu, w bezpośrednim doświadczeniu Boga, artysta przenosił na marmur słowo po słowie. Opisujący rzeźbę zwracali uwagę na każdy szczegół: głowę odchylona do tyłu i lekko rozchylone usta, zdające się wyrażać równocześnie ból i rozkosz; bezwładnie opadającą rękę, nogę wysuniętą spod sfałdowanej szaty, dla uzmysłowienia, że osuwające się w omdleniu ciało rozpływa się w namiętności. Stojący obok anioł z włócznią w ręce z tajemniczym uśmiechem przygląda się konwulsjom świętej. Lewą ręką odgarnia jej szatę, by wbić w jej serce strzałę Bożej miłości. Z tyłu widać promienie - symbol Bożej Obecności. Oblubieniec i oblubienica, On i ona...
Chociaż ciało omdlewającej z rozkoszy Teresy Bernini okrył szatą, to sama jej poza uruchamia erotyczną wyobraźnię. Mistrzostwo artysty sprawiło, że rzeźba od wieków jest przyczyną sporów. Wielu widziało w niej bowiem zwykłą ekstazę erotyczną - nie dostrzegali w rzeźbie niczego poza kobietą przeżywającą orgazm. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że ekstaza duchowa nie objawia się tak samo, a przynajmniej podobnie, jak przyjemność cielesna. Człowiek jest cielesno-duchowy, dlaczego więc nie mógłby przeżywać mistycznych stanów wszystkimi swoimi zmysłami? O. Kłoczowski przywołuje genialną intuicję Simone Weil: „Robić mistykom zarzut z tego, że kochają Boga tą władzą, jaka jest przeznaczona do miłości seksualnej, to tak jakby wyrzucać malarzowi, że maluje obrazy farbami wyrabianymi z substancji materialnej. Tylko tą władzą możemy kochać, innej nie mamy". Oczywiście wątpliwości pozostaną i nadal będą podejmowane próby poszukiwania kryterium odróżniającego autentyczne doświadczenie Boga od projekcji własnych pragnień lub - nie daj Boże - działania szatańskiego. William James, amerykański psycholog, który na początku XX w. zajmował się badaniem stanów mistycznych, o zachowaniach św. Teresy napisał: „Dla umysłu lekarskiego te ekstazy oznaczają jedynie sugerowane lub naśladowane stany hipnotyczne, oparte ze strony intelektualnej na przesądzie, a ze strony cielesnej na zwyrodnieniu i histerii". Mimo dość krytycznego spojrzenia na katolickich mistyków James dostrzegał wyjątkowość stanów ekstatycznych i nie rozstrzygał arbitralnie o ich prawdziwości. Dla niego ważne było to, co z ekstaz wynika dla praktycznego działania człowieka. A wiadomo, że Teresa zdziałała w życiu niemało. Co ciekawe, „zbawienne i trwałe skutki", jako kryterium prawdziwości stanów mistycznych, były wspólne dla myśli Jamesa i św. Teresy. Taka argumentacja nie do wszystkich jednak przemawia.
W swoich pismach Teresa podkreślała, że łaski mistyczne nie są potrzebne do osiągnięcia doskonałości, ale przyczyniają się do wzrostu miłości. Należy więc modlić się o nie, dążyć do kontemplacji mistycznej, pamiętając jednak zawsze, że jest to Boży dar, coś, czego własnymi siłami nigdy człowiek nie osiągnie. Można bowiem łatwo ulec złudzeniu i dojść do przekonania o własnej wyjątkowości, a to ze świętością niewiele ma wspólnego:
„Jedyna jest tylko bezpieczna droga: chcieć tego, czego chce Bóg (...). Oddajmy się w Jego ręce, niech czyni z nami i w nas wedle swojej woli".
Św. Teresa była bardzo konkretną, zaradną osobą, trzeźwo patrzyła na świat, rozumiała wymagania i niebezpieczeństwa czasów, w których żyła. Łączyła w sobie emocjonalność i uczuciowość z umiejętnością refleksji i opisu tego, co przeżywała. Słuchała spowiedników, choć wielu oskarżała o ignorancję i niedouczenie. Dzięki umiejętności twardego stąpania po ziemi potrafiła sprzeciwić się zarzutom przedstawionym przez inkwizycję oraz wraz z Janem od Krzyża przeprowadzić reformę zakonu karmelitańskiego.
opr. aw/aw