Epizod w Kanie pokazuje, w jaki sposób Bóg posługuje się czymś materialnym - jako punktem wyjścia, aby wprowadzić do naszych umysłów pojęcia duchowe
Epizod w Kanie można nazwać wprowadzeniem do radości, skoro przecież Pismo św. widzi sens istnienia wina w tym, żeby rozweselało serce ludzkie; toteż Syracydes powiada nawet, że nędzne by to było życie, w którym by nie było tego napoju... (por. Syr 31,27), chociaż pamięta oczywiście o ostrożności i koniecznym umiarze w piciu. Ale uwaga: prawdziwa wartość wina jest nie w tym, że człowiek może doznać przyjemnego rauszu, tylko w tym, do czego nauka płynąca z tego doświadczenia prowadzi. Bóg w swojej pedagogice bardzo często posługuje się czymś materialnym jako punktem wyjścia, żeby wprowadzić do naszych umysłów pojęcia duchowe.
Na przykład dla wprowadzenia pojęcia zła moralnego, moralnej szpetoty, posłużył się naturalnym odczuciem wstrętu, które odczuwamy na widok czegoś obrzydliwego. I tak, zaczynając od zakazu dotykania padliny, poprzez nieczystość rytualną prowadził powoli ku zrozumieniu, że Pan brzydzi się człowiekiem podstępnym i krwawym (Ps 5,7). Pojęcie nieczystości rytualnej doprowadziło więc do pojęcia grzechu: aż w końcu prawdziwą nieczystością okazało się zło będące w sercu (por. Mk 7,20-23). Podobnie i wino, jako źródło wesołości, całkiem jeszcze chemicznego pochodzenia, jest pierwszą zachętą do drogi, która doprowadza — jak mówili Ojcowie Kościoła — do „trzeźwego upojenia Ducha”: do radości w Duchu Świętym. Syn Boży, przyjmując na siebie naszą naturę i kondycję, nie zawahał się zejść aż do miejsca, w którym od tak podstawowych rzeczy należało zaczynać nauczanie tej drogi.
O Nim samym zaś zapisano, że rozradował się w Duchu Świętym (por. Mt 11,25): Jego ludzką naturę obecność trynitarnej Miłości rozpłomienia do granic wytrzymałości, i czasem staje się to widoczne na zewnątrz. Wybuch radości: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi (Mt 11,25)... Wiele cudów uczyniłeś... i gdybym chciał je wyrazić i opowiedzieć, będzie ich więcej niżby można zliczyć... Jest moją radością czynić Twoją wolę... (Ps 40,6.9) To jest właśnie radość Serca Jezusowego: wspaniałość Ojca, dobroć Ojca, możliwość pełnienia Jego woli.
Zauważmy: ta możliwość, ta wielka życiowa szansa, jest dana każdemu, tak samemu Chrystusowi, jak i nam, w jakimś konkretnym miejscu i czasie. Ludzkie oko wychwytuje właśnie tylko to miejsce i okoliczności; Bóg musi nas dopiero pouczyć, że to wszystko ma swoje drugie dno, ma kosmiczne znaczenie. I tu się już nie liczy, jak wielkich albo jak małych posług się od nas żąda; tu się liczy fakt, że możemy służyć. Choćbyśmy niczego imponującego nie dokonali — a niby komu chcielibyśmy zaimponować? Bogu? — to i tak nie ma dla nas większej radości niż ta, że wolno nam choćby zamiatać próg domu Pana. Wolę stać w progu domu Pana... (Ps 84,11). Nieużyteczni, ale bardzo szczęśliwi, że służyć mogą.
To szczęście jest udziałem w radości Serca Jezusowego, płynie prosto z niego jak rzeka ognia. Jakaś kropelka Jego świętej radości bywa nam odczuwalnie dana, dla nauki i zachęty. Kropelka tylko, bo większa dawka spopieliłaby nas; pamiętamy tę opowieść o św. Franciszku i aniele, który grał tylko na jednej strunie, bo gdyby zagrał na wszystkich, szczęście by Franciszka zabiło. To dlatego nie można zobaczyć Boga i żyć (por. Wj 33,20). Człowiek takiego szczęścia nie przeżyje. Na razie. Bo ostatecznie to ta radość ma ogarnąć nas wszystkich, ku uwielbieniu Ojca i przez uwielbienie Ojca. Radość ta ma się tak do tego, co jest u początku drogi, jak drzewo, które wyrosło z maleńkiego ziarenka. Ale w Kanie On powiedział tylko: „Oto znak, że mogę wam dać radość”; następnie tym, którzy poszli za Nim, dawał już przedsmak prawdziwej radości przez swoją obecność i słowa (i dziś także go daje, przemawiając nam do serca); a w wieczności już bez granic daje zbawionym pełnię radości w Ojcu.
Małgorzata Borkowska OSB, Jezus, Syn Ojca, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg