Wewnętrzna wolność

Chrześcijaństwo nie jest kultem cierpienia. Jednak bez samozaparcia i ofiary nie jest możliwe prowadzenie życia duchowego, niemożliwa jest przemiana serca

Wewnętrzna wolność

Chociaż nie usiłujemy wprowadzić w życie chrześcijanina kultu cierpienia dla niego samego, musimy otwarcie przyznać, że samozaparcie i ofiara są absolutną podstawą życia modlitwy.

Jeśli życie modlitwy ma przekształcić naszego ducha i uczynić z nas „nowego człowieka” w Chrystusie, to modlitwie musi towarzyszyć „nawrócenie”, metanoia, owa głęboka przemiana serca, w której — na pewnym poziomie naszego istnienia — umieramy, aby odnaleźć życie i wolność na innym, bardziej duchowym poziomie.

Święty Aelred z Rievaulx pisząc do swej siostry, pustelnicy w Yorkshire, wyraźnie wykazuje ścisły związek między medytacją i ascezą:

Miłość Boga domaga się dwóch rzeczy: miłości w sercu (affecfus mentis) i owocnej cnoty (effectus operis). Musimy więc trudzić się ćwiczeniem cnoty i miłości w słodyczy duchowego doświadczenia. Dyscyplina cnoty polega na pewnym sposobie życia, na postach, czuwaniach, pracy ręcznej, na czytaniu, modlitwie, ubóstwie i innych tym podobnych rzeczach. Nasza miłość karmi się zbawienną medytacją. Aby zaś owa słodka miłość Jezusa mogła wzrastać w twym sercu, musisz praktykować potrójną medytację obejmującą pamięć o przeszłości, świadomość spraw teraźniejszych i troskę o sprawy przyszłości.

Musimy więc kontrolować swe myśli i pragnienia. Musimy osiągnąć wewnętrzną wolność. Oczywiście należy to odpowiednio interpretować. Nie oznacza to bowiem, że chrześcijanin powinien uważać trud zarabiania na życie w tym świecie za sprawę bez znaczenia, tym bardziej nie może on godzić się ze społeczną niesprawiedliwością i ubóstwem, ani zachęcać innych do tego, by w ten sposób myśleli. Nie oznacza to również „pogardy” dla widzialnego stworzenia w sensie manichejskim, to znaczy jakby rzeczy zmysłowe i materialne były złe.

Oznacza to natomiast oderwanie i wolność od nadmiernych trosk, abyśmy byli zdolni do korzystania z dóbr tego świata i do wyrzeczenia się ich w imię wyższych celów. Oznacza to także zdolność do używania lub poświęcania wszystkich rzeczy stworzonych dla miłości. Według słów św. Pawła:

[...] przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną, przez oręż sprawiedliwości zaczepny i odporny, wśród czci i pohańbienia, przez dobrą sławę i zniesławienie. Uchodzący za oszustów, a przecież prawdomówni, niby nieznani, a przecież dobrze znani, niby umierający, a oto żyjemy, jakby karceni, lecz nie uśmiercani, jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko (2 Kor 6,6—10).

Ten wspaniały fragment, śpiewany w Kościele podczas Mszy w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, pokazuje, że praktykowanie chrześcijańskiej ascezy prowadzi nas w dziedzinę paradoksu i pozornej sprzeczności. Życie medytacji karmi się tą paradoksalną sytuacją, w której pozostajemy zawieszeni między ziemią a niebem dzięki naszemu pragnieniu wyrzeczenia i temu, że owo pragnienie nigdy nie zostanie zaspokojone, ponieważ musi pozostać w pewnych granicach. Asceza poddaje nas temu paradoksowi, a medytacja walczy z nim. Rezultatem tej walki jest Boży pokój w duchowej miłości, w kontemplacji. Tego paradoksalnego stanu nie zdołamy jednak przetrwać bez specjalnej pomocy łaski i bez stale odnawianej samodyscypliny.

Praktyki takie jak post nie przyniosą oczekiwanych efektów, jeśli motywy ich podjęcia nie będą wynikały z osobistej medytacji. Musimy myśleć o tym, co czynimy, zaś powody, dla których podejmujemy działania,  podejmowania przez nas działań powinny być głęboko zakorzenione w naszej wolności i być ożywiane przez przemieniającą moc miłości chrześcijańskiej. Inaczej wyrzeczenia, które sami na siebie nałożyliśmy, są raczej roszczeniami, symbolicznymi gestami bez prawdziwej wewnętrznej wartości. Wyrzeczenia spełnione w tym formalistycznym duchu mogą być bardziej aktami zewnętrznej rutyny wykonanymi nie z miłości, lecz po to, aby usunąć wewnętrzny niepokój. Jednakże w takim przypadku nasza uwaga będzie skupiać się na cierpieniu bez znaczenia, które pobożnie podjęliśmy, będzie je — w taki czy inny sposób — wyolbrzymiać, lub też przedstawiać tak, by wydawało się ono nie do zniesienia, albo bardziej heroiczne niż jest w rzeczywistości. Wyrzeczeń składanych w taki sposób lepiej w ogóle nie podejmować. Zjedzenie całego obiadu w duchu wdzięczności byłoby bardziej szczere, jak również bardziej religijne, niż wyrzeczenie się drobnej jego części z poczuciem, że doświadcza się męczeństwa.

Jednym ze sprawdzianów naszej wewnętrznej modlitwy może być zdolność do podejmowania wyrzeczeń w duchu dojrzałości i wielkoduszności. Modlitwa i wyrzeczenie działają wspólnie. Gdzie nie ma wyrzeczenia, tam — może się okazać — zanika modlitwa. I na odwrót, gdzie wyrzeczenie jest dziecinnym dramatyzowaniem, modlitwa również będzie fałszywym i teatralnym ukazywaniem samego siebie lub sentymentalną i rozczulającą się nad własną osobą introspekcją. Szczera i pokorna modlitwa, połączona z dojrzałą miłością, manifestuje się w sposób nieświadomy i spontaniczny w duchu zwykłego wyrzeczenia i dbałości o bliźnich, która jest niezawodnie szczodra, choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy. Taką jedność modlitwy i ofiary łatwiej jest ocenić u innych niż u siebie. A gdy zaczniemy ją sobie uświadamiać, zaprzestaniemy mierzyć własne postępy w tej dziedzinie.

 

Thomas Merton OCSO Modlitwa kontemplacyjna Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama