Mnich, choć żyje za klasztornym murem, kontaktuje się jednak ze światem. Ważne jest, aby - niezależnie, gdzie się znajduje, pozostał mnichem, nie dając się ponieść duchowi świata
Bracia wysyłani w drogę niech polecą się modlitwie wszystkich braci i opata. I zawsze przy modlitwie kończącej Służbę Bożą należy dodawać wspomnienie o wszystkich nieobecnych. Kiedy zaś bracia wrócą z podróży, w dniu swego powrotu, w czasie każdej godziny kanonicznej, pod koniec Służby Bożej, niechaj rzucą się na ziemię w oratorium i proszą wszystkich o modlitwę ze względu na błędy, które mogli popełnić w drodze słysząc lub widząc jakieś złe rzeczy lub wdając się w próżne rozmowy.
To jest właściwie rozwinięcie myśli poprzedniego rozdziału, a dokładnie biorąc: zastosowanie jej do braci chwilowo wysłanych poza klasztor. Opat i bracia pozostający w domu modlą się za nich przez czas ich nieobecności, wiedząc, że tamci wędrowcy muszą radzić sobie sami w sytuacji, która może być trudniejsza niż klasztorna codzienność. Tak to trochę wygląda, jak przysłowiowy niepokój kury, która wysiedziała kaczęta, a one wypłynęły na wodę. Jeśli zobaczą jakieś złe przykłady, czy to im nie zaszkodzi? Czy będą umieli nie wdać się w gadulstwo? Widzieli czy nie widzieli, umieli czy nie umieli, niech lepiej po powrocie za wszelkie ewentualne błędy przeproszą i niech wrócą całą myślą do swojego zwykłego świata, zostawiając wszelkie sensacje za furtą:
Niech nikt nie waży się opowiadać drugiemu, co widział lub słyszał poza klasztorem, ponieważ jest to bardzo szkodliwe. Jeśli ktoś ośmieli się to zrobić, poniesie przewidzianą w Regule karę, podobnie jak i ten, kto by się odważył wyjść poza obręb klasztoru lub pójść dokądkolwiek...
Ta mała wzmianka o samowolnym wyjściu jest właściwie jedyną w Regule wyraźną aluzją do prawa klauzury. Oczywiście w późniejszych wiekach miała inne interpretacje i inną historię w klasztorach żeńskich niż w męskich. Pomijając te dzieje, trzeba stwierdzić, że na nasz dzisiejszy rozum, o klauzurze należałoby mówić w rozdziale traktującym o milczeniu i skupieniu. Bo to jest jej właściwy sens: stworzenie miejsca, dokąd nie dochodzą te wszystkie sprawy i sensacje, które by mogły przeszkodzić modlitwie, wyrywającej się do Boga. I, jak to zwykle: bywa taki człowiek, który skuteczną klauzurę nosi w sercu, gdziekolwiek jest; i bywa taki, który — jak mówili Ojcowie — mieszka i sto lat w celi, a jeszcze się nie nauczył, jak w niej żyć należy. Dzisiejsze zasady prawne, przynajmniej w naszej kongregacji, dałyby się streścić tak: wychodzi się z klasztoru, jeśli rzeczywiście trzeba; a nie wychodzi się, jeśli nie trzeba. O tym, czy trzeba, czy nie, decyduje przełożona. A ilekroć nie trzeba, i dopóki nie trzeba: Deo gratias. Bo tu jestem w swoim świecie i na swoim właściwym miejscu.
A wracając do sprawy podróży: nasze dzisiejsze modlitwy za wyjeżdżające, nieobecne i powracające siostry nie mają już tego posmaku trwogi; są raczej serdeczną pamięcią o kimś bliskim choć nieobecnym, a na końcu — radosnym powitaniem we wspólnym domu.
Ale tutaj ponownie św. Benedykt dodaje na sam koniec rozdziału zakaz nie związany z jego treścią: zabrania mianowicie
...zrobić cokolwiek, choćby całkiem drobnego, bez pozwolenia opata.
To znowu byłoby raczej na miejscu w rozdziale o posłuszeństwie; ale gdziekolwiek umieszczono, trzeba to dobrze zrozumieć. Bo z jednej strony brat skrupulat mógłby na przykład chodzić co parę tygodni do opata i prosić o pozwolenie obcięcia sobie paznokci. I nie tylko trzeba z góry wykluczyć wszelką tego typu głupotę, ale także po rozdaniu stałych działów pracy zapewnić mnichom możność codziennej twórczej działalności, każdy na swoim polu. Do tego służą pozwolenia roczne, lub okresowe narady z opatem; tak, że mnich może z czystym sumieniem i z błogosławieństwem przełożonego sam ustawiać swoją pracę możliwie sensownie. I wie, jak daleko sięga jego inicjatywa, a jakie nieprzewidziane sprawy powinien zanieść do ojca klasztoru. Byłoby nonsensem, gdyby musiał codziennie od nowa prosić o dyrektywy, na przykład, co do pieczenia ciasta, i gdyby bez tych dyrektyw nie ośmielił się palcem ruszyć. (Już nie mówiąc o strasznej stracie czasu w codziennej porannej kolejce pod drzwiami opata.)
A z drugiej strony przełożony musi pamiętać, że wydanie potrzebnych decyzji jest jego obowiązkiem, a nie tylko przywilejem. Bo skoro brat wyrzekł się możliwości decydowania za siebie, to ma prawo: brat właśnie, ma na mocy Reguły prawo, żeby decyzje sobie konieczne dostać (i to na czas!). Nie można go zostawić w pustce prawnej. Niestety bywa i taki przełożony, na ogół należący do gatunku „reformator usilny”, który zaludnia swój świat samymi rzeczami i ludźmi nowymi, zostawiając wszystko stare na los szczęścia. Sprawia na przykład całkiem nowe meble do jakiegoś pomieszczenia i przez całe lata trzyma stare gdzieś na boku, nie decydując o ich losie; skoro nie są już potrzebne, schodzą z pola jego uwagi. (Tę tendencję łatwo poznać po zapełnianiu się graciarek.) Organizuje życie klasztoru ustawiając do jego prac nowych ludzi, a starzy latami nie mogą się doprosić o jakieś zajęcia usankcjonowane przez posłuszeństwo, ale muszą sobie sami szukać roboty, gdzieś na marginesie. I czuć się jak żywe graty.
Jak więc w każdej sprawie klasztornej, tak i w tej konieczna jest rozsądna miara (w tym wypadku między inicjatywą a zależnością). Doświadczenie uczy, że jest ona jak najbardziej możliwa do wypracowania. I konieczna jest zwykła ludzka życzliwość jako droga do porozumienia. Jest w interesie przełożonego, żeby codzienne bytowanie klasztoru nie wymagało codziennego wydawania całego mnóstwa szczegółowych poleceń od nowa, gdyż on po prostu nie zdoła wtłoczyć tego w swoje przedpołudnie; i jest w interesie mnicha, który szczerze szuka posłuszeństwa, żeby mu to posłuszeństwo umożliwiono w takim kształcie, w jakim będzie mogło być i twórcze, i stałe. Żeby z niego nie zrobiono pacynki, która działa tylko wtedy, kiedy nią ręka rusza, a leży bezwładnie, kiedykolwiek ta ręka zajmuje się czym innym.
Fragment książki „Nad Regułą św. Benedykta. Uwagi mniszki”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
opr. mg/mg