Fragment rozważań, które przygotowywały papieża do Wielkiego Postu oraz najważniejszych chrześcijańskich świąt Wielkiej Nocy
Bracia i ojcowie, chciałbym zacząć od podziękowań, w imieniu własnym i licznych wierzących, dla was za posługę, którą pełnicie dla dobra ludu Bożego. Dziękuję za to, że pokazujecie nam, jak zanurzać serce w Ewangelii, odkładając w tych dniach wszystko inne na bok, by słuchać naszego Mistrza.
Pewne żydowskie powiedzenie mówi, że na początku Bóg stworzył znak zapytania i umieścił go w sercu człowieka. Obraz znajdujący się na początku broszury wprowadzającej do naszych rekolekcji, naczynie z wonną oliwą w rękach kobiety, naprawdę jest symbolem pytania: szczelne naczynie niczym zamknięta szkatułka, które trzeba kochać i ostrożnie otwierać. Pytania zawierają skarby, otwierają przed nami objawienie.
W ciągu kilku najbliższych dni, które spędzimy razem, proponuję zatrzymać się i wsłuchać w Boga zadającego pytania. Przestać Mu zadawać pytania i pozwolić, aby to On nam je zadawał.
I zamiast w biegu poszukiwać odpowiedzi, zatrzymajmy się, aby dobrze przeżyć pytania. Nagie pytania Ewangelii. Pokochać pytania, już same w sobie są objawieniem.
Zastanawiamy się, jak spotkać Pana. Pozwólmy, aby to On wszedł w relację z nami poprzez swoje pytania, które przynoszą w życiu zarówno pocieszenie, jak i strapienie.
Pytanie cię rozbraja, a potem czyni cię głównym bohaterem, jak żadna inna forma dialogu, stajesz się wolnym uczestnikiem dialogu, którego wynik pozostaje otwarty.
Kształt znaku zapytania przypomina haczyk na ryby, który Ewangelia zarzuca w nas, aby nas złapać, przyciągnąć ku sobie, aby nas „złowić” i niczym pisciculi Domini (Tertulian) wyciągnąć na powietrze ku światłu, ku nawróceniu.
Kształt pytajnika przypomina również szpon orła, który cię chwyta, zabiera ze sobą i już nigdy cię nie wypuści. Przypiera cię do muru. Podobnie dzieje się z prawdą: nigdy nie możesz jej posiąść, ale możesz pozwolić, aby ona posiadła ciebie.
Pierwsze pytanie to to, od którego Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność.Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu. (...)
Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zob aczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczni owie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi! — to znaczy: Nauczycielu — gdzie mieszkasz?”. Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
( J 1, 28. 35-39)2Ktoś spośród nas, nasz wspólny znajomy ma przynieść Dobrą Nowinę, ma przekazać objawienie, które zaczyna się prostym pytaniem: „Czego szukacie?”.
To nie nasza odpowiedź, ale nagie pytanie jest słowem Bożym wkraczającym i działającym w nas niczym ręka, która otwiera nowe drogi, uczy nas oddychać. Ręka, która towarzyszy narodzinom.
Na początku, trzeciego dnia nauczania, nad brzegiem Jordanu, a potem innego trzeciego dnia nowego początku, w ogrodzie z Marią Magdaleną, Jezus pojawia się, zaczynając rozmowę dokładnie tymi samymi słowami: „Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?” (J 20, 15).
Powtarza je każdemu, kto chce zaryzykować dla Niego serce. W czasowniku „szukać” umieszcza definicję człowieka: jesteśmy stworzeniem, które pyta i poszukuje, stworzeniem, które pragnie. Jesteśmy poszukiwaczami złota zrodzonymi z tchnienia Ducha Świętego.
Pytania, tak bardzo ludzkie, słowa wypowiadane przez dzieci, często ich pierwsze słowa, są jak spragnione i wygłodniałe usta, przez które w naszym życiu wyrażają się pragnienia, przez które oddychamy i jemy, którymi całujemy.
Gdyby Bóg w jednej ręce zaproponował mi całą prawdę, a w drugiej pytania o prawdę, wybrałbym rękę, w której jest poszukiwanie (Gotthold Ephraim Lessing). Tę, w której są pytania i wyzwania, zdziwienie i pocieszenie, gdzie otwierają skrzydła moi aniołowie niosący zwiastowanie.
Zobaczmy, jak wszystko na świecie się zmienia. Żyjemy, ponieważ w naszej fizyczności i w naszej psychice, we wszystkim tym, co stanowi naszą ludzką rzeczywistość, następują ciągłe przemiany. W dniu, w którym moje ciało się zatrzyma, przestanę żyć...
Ciarki człowieka przechodzą na samą myśl o tym, że nie czeka nas już nic innego niż istnienie, w którym mielibyśmy powtarzać to samo, co robiliśmy zawsze.
Pytania otwierają nas na to, co nowe. Są niespodziewanym darem, manną dla naszego pielgrzymowania do ziemi obiecanej.
„Nazajutrz rano warstwa rosy leżała dokoła obozu. Gdy się wars twa rosy uniosła ku górze, wówczas na pustyni leżało coś drobnego, ziarnistego, niby szron na ziemi. Na widok teg o Izraelici pytali się wzajemnie: «Co to jest?» — gdyż nie wiedzieli, co to było. Wtedy powiedział do nich Mojżesz: «To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm»” (Wj 16, 13-15).
Nazwa manna to pytanie: man hu? co to jest? Człowiek ma w sobie dar złożony przez Boga, mannę pytań. Dostajemy na pokarm codzienną porcję znaków zapytania, które są chlebem dla serca i ducha, manną na długą podróż.
Rainer Maria Rilke w Listach do młodego poety3 zachęca swojego rozmówcę, aby dobrze przeżywał pytania, aby nie biegł od razu od drzwi do drzwi, od książki do książki, od nauczyciela do nauczyciela w poszukiwaniu odpowiedzi. Należy kochać pytania, pozwolić im działać we własnym wnętrzu, aby odpowiednio dojrzały.
My również w tych dniach chcemy pójść za radą Rilkego, dobrze przeżywać Jezusowe pytania, które są słowem Bożym w postaci wędrówki. Otwierają drzwi, wyznaczają ścieżki w sercu.
Odpowiedzi definiują, pytania sugerują. Definicje zamykają, znaki zapytania zapraszają w dalszą drogę. Pytania są młode niczym niekończący się poranek.
Jezus wychowuje do wiary poprzez pytania bardziej niż poprzez zdania twierdzące. „To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił” (Mt 13, 34). Jednak obok przypowieści ewangeliści przytaczają inną technikę komunikacji Mistrza: właśnie pytania.
Podsumowując, powiedzmy, że cztery Ewangelie przytaczają 37 przypowieści (powtórzonych w 49 kontekstach) oraz ponad 220 pytań zadanych przez Pana i skierowanych do uczniów, ludzi chorych, cudzoziemców, przyjaciół i wrogów.
Pytanie to komunikat nieagresywny, który nie zmusza drugiego do milczenia, ale rozpoczyna dialog, angażuje rozmówcę, a jednocześnie pozostawia go wolnym.
Sam Jezus jest pytaniem. Jego życie i śmierć rodzą w nas pytania o ostateczny sens rzeczy, o to, co czyni życie szczęśliwym. Odpowiedzią jest On sam.
Poprzez to proste pytanie: „Czego szukacie?” Jezus daje do zrozumienia, że czegoś nam brakuje. Poszukiwanie rodzi się z poczucia niedostatku, z doświadczenia pustki, która domaga się wypełnienia.
Dwaj uczniowie, którzy wyruszają w drogę za Jezusem, nie zadowolili się tym, co mieli, nie wystarczała im wygoda duchowa, to, że są uczniami wielkiego proroka Jana. Nie powiedzieli sobie: jest ok, mamy najlepsze, co może być, ale: potrzebujemy czegoś więcej. W tym sensie są mistrzami życia duchowego. Błogosławieni niezadowoleni, albowiem oni staną się poszukiwaczami skarbów.
Czego ja potrzebuję? Czego mi brakuje? Czy brakuje mi szczęścia? Utraciłem świeżość powołania, to, co Ozeasz nazywa miłością „jak za dni swej młodości” (por. Oz 2, 16-17). Brakuje mi fascynacji Bogiem?
„Czego szukacie?” Pan kieruje te słowa również do nas, zebranych teraz w tej sali: Po co tu przyszliśmy? Czego w najbliższych dniach chcemy szukać? Zwracając się do mnie, Pan nie pyta o moją kulturę, moje umiejętności, moją teologię, ale o moje człowieczeństwo. Na pytanie o to są w stanie odpowiedzieć wszyscy — słabi i silni, uczeni i prostaczkowie, świeccy i duchowni.
Wszyscy są równi wobec tych słów, przez które Jezus pozwala mi nawet na niepewności i wątpliwości.
Mam prawo być słaby, inaczej nie miałbym nawet prawa się modlić, prosić Mocnego o pomoc, wołać: „skało moja” (2 Sm 22, 3).
Tym pytaniem Jezus nie zwraca się do twojej inteligencji, woli czy emocji. Nauczyciel serca zwraca się przede wszystkim do twojego pragnienia i swoimi świętymi dłońmi sięga do wnętrza najgłębszej tkanki twojego istnienia.
„Czego szukacie?” to znaczy: Jakie jest twoje największe pragnienie? Czego najbardziej pragniesz od życia?
Jezus przybywa, aby ewangelizować nasze pragnienia, jest prawdziwym nauczycielem, egzegetą i tłumaczem naszych pragnień, uczy nas nie zadowalać się, uczy nas głodu nieba, uczy nas pragnąć „kęs więcej” (Luigi Ciotti), podczas gdy tak wielu wokół nas podszeptuje: dotarłeś do celu, ciesz się, przecież uczyniłeś już tyle dobra...
Jezus ocala wielkość naszych pragnień, ocala nasze pragnienia od depresji, od minimalizmu, od banalizacji. Staje się manną na naszych pustyniach. Czyni to poprzez małe wyrażenie, które często pojawia się w Ewangelii: „bądźcie jak”: jak Ojciec, jak niebo, jak Chrystus. Otwiera przed nami najszersze horyzonty.
Jaki smak miała manna? Mędrzec odpowiada: taki, jaki każdy lubił, smak pragnienia dla każdego inny. Pragnienie jak manna, chleb pustyni.
Jezus nie prosi najpierw o wyrzeczenia i ofiary, nie prosi o to, aby człowiek złożył siebie na ołtarzu obowiązku lub trudu. Prosi przede wszystkim o to, aby człowiek wszedł do głębi serca, aby je poznał, zrozumiał to, czego najbardziej pragnie, to, co czyni go szczęśliwym, to, co dzieje się w jego wnętrzu.
Prosi, by słuchać serca. Aby je objąć. Aby przyłożyć usta do źródła serca i pić (święty Bernard). Ojcowie nazywają to powrotem do serca, reditus ad cor.
Bóg nie patrzy na to samo, na co patrzy człowiek. Ludzie patrzą na pozory, a Bóg „patrzy na serce” (1 Sm 16, 7). To, co egzegeci nazywają „złotą zasadą” (czyń innym to, co chcesz, aby inni czynili tobie, por. Łk 6, 31), działa w sposób następujący: zrozumiesz, co dawać innym, dopiero kiedy zrozumiesz, czego pragniesz dla siebie.
Naucz się dawać innym to, co dobre dla ciebie. Dobre słowo, szczery uśmiech, uścisk dłoni człowieka, a nie roztargnionego urzędnika.
Chcesz dla siebie miłosierdzia, szacunku, zrozumienia, chcesz, aby nie przywiązywano wielkiej wagi do twoich błędów, aby nie mówiono o tobie za twoimi plecami? Dawaj to innym! Ale możesz to robić, jeśli tylko najpierw wsłuchasz się w pytania serca. Cudowne podsumowanie prawa: Wróć do serca!
Jezus zadaje wiele innych pytań dotyczących pragnień: „Co chcesz, abym ci uczynił?” (Mk 10, 51), „Co chcecie, żebym wam uczynił?” (Mk 10, 36). Trędowatemu łatwo odpowiedzieć, dla niewidomego z Jerycha odpowiedź jest oczywista. Jakub i Jan marzą o władzy, jeden chce zasiąść po prawej, a drugi po lewej stronie Pana. A ja o czym marzę?
Może nam pomóc modlitwa biblijna, która wzywa Pana Boga. Znajduje się w Pierwszej Księdze Królewskiej (3, 5-15). Młody Salomon, w noc przed wstąpieniem na tron, usłyszał we śnie te słowa: „Proś o to, co mam ci dać”.
Wzrusza mnie myśl, że również do mnie Bóg zwraca się tymi słowami: proś Mnie o to, czego chcesz, a Ja ci to dam. Czuję poruszenie w sercu: O co mam prosić Boga, gdzie jest mój skarb? Jakie jest moje najgłębsze pragnienie?
Tej nocy Salomon prosi o swój skarb: „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku”, daj mi serce, które słucha. Bóg jest zaskoczony, zdziwiony, oczarowany: „Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne”, a także to, o co nie prosiłeś.
Bez takiego serca nie możesz rządzić ani swoim domem, ani biurem, ani małą czy dużą parafią, ani swoim światem wewnętrznym. To wielki dar, o który zawsze trzeba prosić, by móc słuchać Boga i krzyku Abla, by słuchać nieba i ziemi, aniołów i przypowieści, by słuchać piękna ziemi i muzyki stworzenia, głosu małych i ubogich.
Również Samuel mówi: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” (1 Sm 3, 9-10) — rozpoznaje Boga poprzez słuchanie w pierwszą z wielu nocy.
Najważniejszą posługą dla Boga i ludzi jest słuchanie. Słuchać to nie to samo, co słyszeć. Słyszeć to fakt zmysłowy, słuchać to fakt wewnętrzny.
Sztuka słuchania: jak dzieci, które słuchają oczami. Jak zakochany słuchający całym sobą. Czego szukam? Właśnie to pytanie, a nie żadne inne, otwiera serce. Co mam robić? Jaki mam być? Nie: co muszę albo czego nie mogę, ale: kim jestem, co żyje we mnie, co dzieje się w mojej witalnej przestrzeni?
W tradycji monastycyzmu wschodniego przełożony nowicjatu gromadzi nowicjuszy i po długiej chwili milczenia pyta każdego z nich: Jaki obraz najczęściej pojawia się w tobie? Nowicjusz, przyzwyczajony do bezwarunkowej szczerości, odpowiada: zawsze śni mi się stragan mojego ojca. A na to nauczyciel: a zatem twoim zadaniem w życiu na teraz jest wrócić na targowisko, otworzyć stragan i sprzedawać orzechy, a nie siedzieć tutaj i być mnichem, ponieważ jeśli zostaniesz, będziesz sprzedawał święte obrazki. Ktoś inny odpowie: marzy mi się, żeby mieć rodzinę, kobietę... Nauczyciel odpowiada mu: a zatem twoim zadaniem jest teraz wrócić w radości do życia, spłodzić dzieci, Bóg tego właśnie chce od ciebie... Jeszcze inny odpowie: pragnę życia w ciszy, pragnę odnaleźć światło, które pojawia się w chwili, kiedy nasz duch traci poczucie własnego ja, zatapia się w oceanie pokoju i światła, którym jest sam Bóg — wschodnie wyobrażenie o komunii z Bogiem. Wtedy nauczyciel odpowiada: ty zostałeś stworzony do bycia mnichem.
Odpowiedź na to, co w pytaniu Jezusa zdaje się skoncentrowane w jednej chwili, w tchnieniu zaledwie dwóch słów, zazwyczaj zajmuje w życiu wiele lat.
Wspaniałą odpowiedź daje święty Benedykt: „Tego, kto stuka do bram klasztoru, zanim zostanie przyjęty, trzeba zostawić na jakiś czas przed bramą, a potem zapytać go si revera Deum quaerit”, czy naprawdę szuka Boga.
Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli. Jednym z najpiękniejszych i moich ulubionych sformułowań z Katechizmu Kościoła Katolickiego jest „Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli”4, Deus sitit sitiri, Bóg pragnie naszych pragnień.
Martin Buber przytacza jedno z opowiadań chasydzkich: „W Ropczycach, gdzie mieszkał rabbi Naftali, ludzie bogaci, których domy stały samotnie lub też na przedmieściu, najmowali strażników, aby nocą pilnowali ich dobytku. Kiedy pewnego wieczora rabbi Naftali przechadzał się pod lasem okalającym miasto, spotkał — takiego właśnie — tam i z powrotem chodzącego strażnika. «Dla kogo tak wędrujesz?» — zapytał. Strażnik odparł pytaniem na pytanie: «A dla kogo ty wędrujesz, rabbi?». Słowa te ugodziły cadyka niby strzała. «Jeszcze nie wędruję dla nikogo» — wyrzekł z wielkim trudem i długo kroczył w milczeniu obok chodzącego tam i z powrotem strażnika. «Czy chcesz zostać moim służącym?» — zapytał wreszcie. «Chętnie — odparł tamten. — Co mam czynić?». «Będziesz mi przypominał [swoje pytanie]» — rzekł rabbi Naftali”5.
Stróż zadaje rabbiemu kluczowe pytanie: Dla kogo tak wędrujesz? Kto lub co porusza twoim życiem? Może my też, postawieni przed takim pytaniem, na początku potrzebujemy chwili ciszy. Czy aby na pewno łatwa odpowiedź: chodzę dla Boga, dla Jego Ewangelii — jest najprawdziwsza?
Trzeba nam pokochać pytanie: Kto jest panem i nauczycielem naszego życia? Kto decyduje o tym, co będziemy robić, a czego nie? To bardzo ważne, by ktoś nam często przypominał: A ty dla kogo tak wędrujesz? Jaka logika nami kieruje?
Ja jako pierwszy pytam samego siebie: Dlaczego tutaj jestem? Dla kogo wędruję w tym tygodniu? Z próżności, bo przecież to wielki prestiż głosić kazanie przed wami? Czy może po to, aby świadczyć o Ewangelii, która daje mi radość i siłę?
Każdy może zapytać samego siebie: Dlaczego uczestniczę w rekolekcjach? Dlaczego musiałem tu przyjść? Z poczucia obowiązku? Żeby nie było wstydu (może przed Ojcem Świętym)? A może jak święty Benedykt pytajmy, dlaczego revera Deum quaero, dlaczego szukam Boga? Czy szukam Boga, który jest tlenem, „któremu na imię radość, wolność i pełnia” (Marina Marcolini), w którym mogę rozkwitnąć? Boga, który jest dla mnie tym, czym wiosna dla kwiatów (Giuseppe Centore).
Podobnie jak płomień szuka w powietrzu źródła dla swojego żywiołu, tak nasza dusza szuka Ciebie, swojego jedynego źródła żywiołu, swojego początku i końca.
Wszystko zaczyna się od powrotu do serca, które słucha, od powrotu tam, gdzie nie mają znaczenia stanowiska, tytuły, urzędy, tam, gdzie jesteś żywy tak jak twoje pragnienie, gdzie masz tyle siły, ile mają twoje ideały.
Soren Kierkegaard twierdzi: „życie wiary cechuje nieskończona pasja”. Pasja dla życia i dla Tego, który jest jego źródłem. Nawet wiara, nadzieja, miłość nie są ideami: albo są pasjami i namiętnościami, albo stają się niczym.
Wszyscy rodzimy się jako byty namiętne. Nasze życie nie posuwa się naprzód dzięki rozkazom czy zakazom, ale za sprawą namiętności. Nie postępuje poprzez akty woli, ale poprzez fascynacje. Nie idzie naprzód poprzez obowiązki, ale poprzez uwodzenie.
A namiętność rodzi się z piękna, gdy tylko człowiek je zobaczy. Namiętność do Boga rodzi się z odkrycia piękna Chrystusa.
Bóg pociąga mnie nie dlatego, że jest wszechmogący, nie uwodzi mnie, ponieważ jest wieczny lub doskonały, za te rzeczy można Go podziwiać, a nawet być Mu posłusznym, ale nie kochać.
|
fragment pochodzi z książki:
Ermes Ronchi tłumacz Anna Popławska Naga prawda Ewangelii
Rekolekcje papieskie
|
Bóg uwodzi mnie poprzez twarz i historię Chrystusa, człowieka o życiu dobrym, pięknym i błogosławionym, człowieka wolnego jak nikt inny i kochającego jak nikt inny.
On jest Dobrą Nowiną, która mówi: można żyć lepiej, każdy może. A Ewangelia ma klucz do lepszego życia, strzeże jego tajemnicy.
„Jestem zmęczony mówieniem: Bóg — pisał Blaise Pascal — ja chcę Go czuć”6. Szukam Boga wrażliwego na serce, Boga, który uszczęśliwia serce, który ma na imię radość, wolność i pełnia.Bóg jest piękny. Naszym zadaniem jest głosić Boga pięknego, upragnionego, godnego zainteresowania. Boga, który przynosi pocieszenie. Jak Piotr na górze Tabor: „Panie, jak pięknie jest tu z Tobą być; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty...” (por. Mt 17, 4)7.
Zubożyliśmy oblicze Boga, stopniowo zredukowaliśmy Go do nieszczęścia, oddelegowaliśmy Go do szperania w przeszłości i grzechu człowieka. Uczyniliśmy z Niego Boga, którego się czci i wielbi, ale w naszych oczach nie jest On Bogiem zaangażowanym i angażującym, który śmieje się i bawi ze swoimi dziećmi nad morzem w ciepłych promieniach słońca. Każdy człowiek szuka Boga angażującego.
Bóg może umrzeć z nudów w naszych kościołach. „Chrystus zabity przez nasze smętne homilie” (David Maria Turoldo). Zwróćmy Mu jego słoneczne oblicze, oblicze Boga, którego można smakować i pragnąć, i którym można się cieszyć. To będzie jak picie ze źródeł światła, na krańcach nieskończoności.
Czego szukacie? Dla kogo wędrujecie? Wędruję dla Tego, który uszczęśliwia serce.
Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania jestem od dawna obdarty z błyszczenia jak bohater w zwolnionym tempie nie będę panu wiercić dziury w brzuchu pytając co pan sądzi o Mertonie nie będę podskakiwał w dyskusji jak indor z czerwoną kapką na nosie nie wypięknieję jak kaczor w październiku nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz, wierzę Panu Bogu jak dziecko (ks. Jan Twardowski)8
opr. ab/ab
2 Cytaty z Pisma Świętego podajemy za Biblią Tysiąclecia, wyd. IV.
3 Por. R.M. Rilke, Listy do młodego poety, tłum. J. Nowotniak, Świat Literacki, Izabelin 1996.
4 Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallottinum, Poznań 1994, 2560.
5 M. Buber, Opowieści chasydów, tłum. P. Hertz, W drodze, Poznań 1989, s. 214. W nawiasie kwadratowym zmiana zgodnie z tekstem włoskim E. Ronchiego.
6 Por. B. Pascal, Myśli, 617, tłum. T. Boy-Żeleński, Instytut Wydawniczy pax, Warszawa 1968, s. 290.
7 Tłumaczenie zgodnie z tekstem włoskim E. Ronchiego. W Biblii Tysiąclecia jest: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy”.
8 J. Twardowski, Nie przyszedłem pana nawracać. Wiersze 1945—1985, Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa 1991, s. 70.