Czy Pan Bóg nie obraża się, słysząc bezczelne słowa?
Jakieś pół roku temu napisałem, że jestem zdolny. Do wszystkiego. Wówczas użyłem tej konstrukcji w znaczeniu pejoratywnym: nie ma takiego świństwa, którego nie mógłbym uczynić. Dziś przywołuję te same słowa. Jestem zdolny. Do wszystkiego.
Tym razem nie w znaczeniu pejoratywnym. Czy twierdzenia te stoją wobec siebie w opozycji? Nie. Nie wykluczają się. Co więcej, odkrycie, że „jestem zdolny do wszystkiego” (czytaj: mogę mieć na sumieniu każde świństwo), jest stanem koniecznym, by przyjąć dar i zawołać: „Jestem zdolny do wszystkiego!” w chrześcijańskiej wersji dla Iniemamocnych.
By wyszeptać: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”, muszę odkryć, że bez Niego jestem całkowicie bezradny i nie mogę niczego osiągnąć. To On jest moim oddechem.
Mój bliźni to ten, kto jest mi bliski, podobny do mnie przez...blizny! Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego często odważam się w swych tekstach opowiedzieć o własnym doświadczeniu, zawirowaniach, słabościach. Jeśli On wybiera jedynie „słabych”, „głupich” i „niemocnych” (zob. 1 Kor 1, 27), gram w tej właśnie lidze.
— Coraz częściej czuję się bankrutem. Wiem, że nie mam absolutnie nic do dania. Nie mam czym zapłacić i dlatego załapuję się na gratisy od Pana Boga — opowiada Robert „Litza” Friedrich. — Każdego dnia łapię się na tym, że chciałbym dać Mu wiele rzeczy, a nie mam nic. Cokolwiek dobrego udało mi się zrobić, to zawsze początkiem była prośba: „Zrób coś, bo ja jestem pusty”. Gdy walczyłem sam, próbowałem zrobić coś o własnych siłach, to najczęściej nic z tego dobrego nie wychodziło, a ja byłem totalnie wykończony. Mówię o konkretach: o pisaniu piosenek do Arki, o komponowaniu do Luxtorpedy, o byciu mężem, ojcem.
O zmartwychwstaniu może wiarygodnie opowiedzieć tylko ten, kto ma doświadczenie jakiegokolwiek zranienia śmiercią. W innym wypadku będą to pobożne, łzawe, cukierkowe opowieści, a nie świadectwo. Tylko ten, kto czuje się pusty, może wołać o napełnienie Duchem. Tylko ziemia zeschła, spękana, wyprażona słońcem pustyni przyjmie z wdzięcznością każdą kroplę wody. To w czasie kryzysu Jan Kowalski zdobywa się na szczerość, o jakiej nigdy nie marzył, a z jego ust płyną w stronę nieba odważne słowa, których nie znalazł dotąd w Skarbczyku. A ponieważ nie czytał Psalmów i nie zna porażających wyznań: „ Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?” (Ps 13, 2) czy „Ocknij się! Dlaczego śpisz, Panie? Przebudź się!” (Ps 44, 24), jest przerażony i zaczyna oczekiwać bolesnego rykoszetu i kary za bezczelność. Nie ma pojęcia, że Bóg długo czekał na takie szczere wyznanie. „Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz” — wołał do anioła biblijny Jakub.
Nie uczono nas takiej zażyłości z „górą”, szczerości w stosunku do Najwyższego... — Nie uczono. Nawet mówiono, że takie postawienie sprawy jest bluźnierstwem — uśmiecha się ksiądz Wojciech Węgrzyniak, krakowski biblista i rekolekcjonista. — A Jakub nie bał się powiedzieć jeszcze mocniej: „Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem” (Rdz 28, 20—21). A to w świecie politeizmu praktycznie znaczyło: jeśli Bóg moich przodków mi nie pobłogosławi, to wybiorę sobie innego boga! Znajoma siostra zakonna lubi powtarzać:
|
Fragment pochodzi z książki:
Marcin Jakimowicz
Pan Bóg? Uwielbiam! 44 dobre wiadomości
|
„Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Ps 22, 2) ani „Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem!” (Jr 20, 14). Objawiłby się autorom natchnionym i powiedziałby do nich: „Nie pisz: »czemuś mnie opuścił«, ale: »czemu czuję się, jakbyś mnie opuścił«. Nie pisz: »przeklęty dzień mego urodzenia«, bo życie jest błogosławieństwem od poczęcia aż do naturalnej śmierci!”. Zdruzgotany, leżący na łopatkach Hiob odkrywa, gdzie znajdują się w nas największe skarby: w kopalni! (zob. Hi 28). W mroku, w tym, co zawstydzeni ukrywamy przed innymi. Nie wysoko w górach, „na świeczniku”...
opr. ab/ab