Jezus z Nazaretu. Część II

Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania

Jezus z Nazaretu. Część II

Joseph Ratzinger - Benedykt XVI

Jezus z Nazaretu

Część II. Od wjazdu do Jerozolimy do Zmartwychwstania

Tłumaczenie: Wiesław Szymona OP
ISBN 978-83-7660-222-6
Wydawnictwo Jedność
Ilość stron: 328
Oprawa: twarda
Kategoria: Teologia
Format: 140x202 mm
www.jednosc.com.pl


Mogę wreszcie oddać w ręce czytelników drugą część mojej książki o Jezusie z Nazaretu. (…) W przedmowie do części pierwszej powiedziałem, że moim pragnieniem było ukazanie „postaci i orędzia Jezusa”. Może trzeba było w tej książce umieścić te dwa słowa – postać i orędzie – jako jej podtytuł i w ten sposób wskazać na istotny jej cel. Z odrobiną przesady można by powiedzieć, że chciałem znaleźć rzeczywistego Jezusa (…). W drugiej części zadanie to było jeszcze trudniejsze niż w pierwszej, ponieważ w niej dopiero spotykamy decydujące słowa i wydarzenia z życia Jezusa. Usiłowałem trzymać się z dala od kontrowersji dotyczących licznych możliwych kwestii szczegółowych i rozważać jedynie istotne słowa i czyny Jezusa (…). Jeśli, rzecz jasna, pozostają jak zawsze jakieś szczegóły dyskusyjne, to jednak mam nadzieję, że dane mi było zbliżyć się do postaci naszego Pana w sposób, który może dopomóc wszystkim tym czytelnikom, którzy pragną spotkać Jezusa i mu uwierzyć.

Joseph Ratzinger – Benedykt XVI
(z „Przedmowy”)


Papieża Benedykta XVI przeciwstawia się niekiedy Janowi Pawłowi II: Mówi się: „nasz” papież był drugim apostołem Pawłem, głoszącym Ewangelię w podróżach po całym świecie; jego następca – genialny teolog – woli się zamykać w zaciszu swego watykańskiego biura i głosić Chrystusa głównie piórem. Słuszna to ocena? Chyba niezupełnie… skoro na zapowiedzianą od kilku lat II część jego książki Jezus z Nazaretu trzeba było czekać aż cztery lata. Doczekaliśmy się jednak! Ma się ukazać, w kilku językach jednocześnie, około połowy marca tego roku.

W odróżnieniu od I części wszystkie przekłady były tym razem robione w watykańskim Sekretariacie Stanu, co polskiego tłumacza kosztowało kilka wypraw do Wiecznego Miasta. Przekłady – ukończone, poprawione, wyadiustowane i ujednolicone – zgodnie z życzeniem ojca świętego, w połowie stycznia zostały złożone „pod drzwiami” jego pokoju. Reszta należy do krajowych wydawnictw – u nas będzie to teraz kielecka „Jedność”. Jak ta Część druga ma się w stosunku do pierwszej? Otóż będzie miała mniej więcej tę samą objętość; oprócz Wstępu i Zakończenia zawiera dziewięć rozdziałów. Nie będzie też „wypowiedzią Nauczycielskiego Urzędu” papieża, lecz „wynikiem jego osobistego szukania oblicza Pana” – jak to sformułował w Przedmowie do I części. Temat? – Centralne wydarzenia całej historii zbawienia! Od „niedzieli palmowej” po Zmartwychwstanie. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, spodziewaliśmy się też znaleźć w tej Części także „historię dzieciństwa Jezusa”. Nie będzie jej – ojciec święty obiecuje napisać ją i opublikować w osobnym „fascicolo”. Czekajmy więc.

A tymczasem zabierzmy się do lektury Części II, gdy tylko się ukaże. Na część I narzekano czasem – nawet osoby z wyższym wykształceniem – że jest za trudna. Gdzie mogłem, w wielu wywiadach zwłaszcza, podkreślałem, że nie „musi się” jej czytać w całości, przecież komentarze do Ojcze nasz, do Błogosławieństw czy do niektórych przypowieści łatwo się czyta. I to samo mogę powiedzieć o (całej nawet!) drugiej Części. Jest napisana językiem zdecydowanie bardziej „duszpasterskim”. Do wyjątków należą jakieś zawiłości teologiczne. I tematyka, jak widać z zapowiedzi wydawniczej, w sam raz na Wielki Post i na okres wielkanocny. A przy okazji, warto sobie odświeżyć lekturę Części I (podobno ma się wkrótce ukazać II wydanie!)

Wiesław Szymona OP- tłumacz


fragment książki:

3. Śmierć Jezusa jako pojednanie (ekspiacja) i zbawienie

W tym ostatnim punkcie chciałbym spróbować, przynajmniej w ogólnym zarysie, pokazać, w jaki sposób powstający Kościół, kierowany przez Ducha Świętego, powoli wnikał w głębszą prawdę Krzyża, ażeby przynajmniej w przybliżeniu pojąć, dlaczego i po co istnieje. Rzecz zdumiewająca – od samego początku jedno było jasne: Krzyż Chrystusa definitywnie położył kres dawnym ofiarom świątynnym. Zdarzyło się coś nowego.

Spełniły się oczekiwania prorockiej krytyki, która docho-dziła do głosu szczególnie w psalmach. Bóg nie chciał oddawania Mu chwały przez ofiary z cielców i kozłów, których krew nie może oczyścić człowieka i rozgrzeszyć. Oczekiwany, jednak ciągle jeszcze dokładnie nie określony nowy kult stał się rzeczywistością. W Krzyżu Jezusa stało się to, czego na próżno usiłowano dokonać przez ofiary ze zwierząt: świat dostąpił ekspiacji. „Baranek Boży” wziął na siebie grzech świata i go zgładził. Zakłócone z winy człowieka relacje między Bogiem a światem zostały odnowione. Dokonało się pojednanie.

Paweł mógł teraz streścić wydarzenie Jezusa Chrystusa, Jego nowe orędzie, w następujących słowach: „W Chrystusie Bóg jednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,19n). Z listów Pawła dowiadujemy się przede wszystkim o ostrych sporach, które w sprawie dalszego znaczenia Prawa Mojżeszowego w powstającym Kościele istniały także wśród chrześcijan. Tym bardziej zdumiewa fakt, że – jak powiedzieliśmy – co do jednej rzeczy zgoda panowała od początku: ofiary świątynne – kultowe centrum Tory – odeszły w przeszłość. Ich miejsce zajął Chrystus. Świątynia nadal była czcigodnym miejscem modlitwy i głoszenia słowa. Jej ofiary były już jednak dla chrześcijan pozbawione wartości.

Jak jednak należało to dokładnie rozumieć? W literaturze nowotestamentalnej istnieją rozmaite próby interpretowania Krzyża Chrystusa jako nowego kultu, rzeczywistej ekspiacji i rzeczywistego oczyszczenia zbrukanego świata.

Już wiele razy mówiliśmy o podstawowym tekście Listu do Rzymian 3,25, w którym Paweł nawiązuje do tradycji pierwszej społeczności judeochrześcijańskiej w Jerozolimie i ukrzyżowanego Jezusa nazywa hilasterion. Jak widzieliśmy, słowem tym określano wieko zakrywające Arkę Przymierza, które w czasie składania ofiary ekspiacyjnej, w wielkim Dniu Przebłagania, było skrapiane krwią ekspiacyjną. Powiedzmy od razu, jak chrześcijanie zinterpretowali ten archaiczny obrzęd: człowieka z Bogiem nie może pojednać kontakt krwi zwierzęcia ze świętym sprzętem. W Męce Chrystusa cały brud świata wchodzi w kontakt z nieskończenie Czystym, z duszą Jezusa Chrystusa, a przez to samo z samym Synem Bożym. Jeśli zazwyczaj rzecz nieczysta przez kontakt zaraża i brudzi rzecz czystą, to tutaj spotykamy się z czymś przeciwnym. Gdzie świat z całą swą niesprawiedliwością i z wszelkim okrucieństwem dotyka nieskończenie Czystego, tam On, Czysty, jest równocześnie mocniejszy. Poprzez ten kontakt brud świata jest prawdziwie wchłonięty, zniweczony i przemieniony przez nieskończoną miłość. Ponieważ w Człowieku Jezusie jest obecne dobro nieskończone, teraz w historii świata jest obecna i skutecznie działająca siła zwalczająca wszelkie postaci zła, a dobro jest nieskończenie większe od całego, tak przecież ciągle strasznego, ogromu zła.

Jeśli spróbujemy wniknąć nieco głębiej w tę rzeczywistość, znajdziemy również odpowiedź na zarzut, który bywa stale wysuwany przeciwko idei ekspiacji. Ciągle powtarza się: Czy Bóg domagający się nieskończonej ekspiacji, nie jest Bogiem okrutnym? Czy nie jest to idea uwłaczająca Bogu? Czy ze względu na czystość obrazu Boga nie powinniśmy odrzucić pojęcia ekspiacji? Gdy mówimy o Jezusie jako hilasterion, widzimy, że rzeczywiste przebaczenie przez Krzyż dokonuje się w dokładnie odwrotny sposób. Rzeczywistość zła, niesprawiedliwości, która deformuje świat i jednocześnie zanieczyszcza obraz Boga – ta rzeczywistość jest czymś realnym, spowodowanym naszą winą. Nie można jej po prostu zignorować, trzeba jej stawić czoło. Nie jest jednak tak, że okrutny Bóg domaga się czegoś nieskończonego. Jest dokładnie odwrotnie. Sam Bóg czyni siebie miejscem pojednania i w swoim Synu bierze na siebie cierpienie. Sam Bóg ofiaruje światu w darze swą nieskończoną czystość. Sam Bóg „pije kielich” całej potworności i w ten sposób przywraca prawo przez wielkość swej miłości, która w cierpieniu przekształca ciemność.

W rzeczy samej, w Ewangelii Jana (szczególnie w teologii modlitwy arcykapłańskiej) i w Liście do Hebrajczyków (w całej jego interpretacji kultowego wymiaru Tory w perspektywie teologii Krzyża) rozwijane są te właśnie idee i tym samym ukazuje się jednocześnie, w jaki sposób w Krzyżu dopełnia się najgłębszy sens Starego Testamentu – nie tylko przeprowadzona przez proroków krytyka kultu, lecz także pozytywnie – to, co zawsze decydowało o znaczeniu i intencji kultu.

Z całego bogactwa Listu do Hebrajczyków chciałbym tu poddać pod rozwagę tylko jeden podstawowy tekst. Kult Starego Testamentu autor nazywa „cieniem” (10,1) i tak to wyjaśnia: „Niemożliwe jest bowiem, żeby krew cielców i kozłów usuwała grzechy” (10,4). Następnie przytacza Ps 40,7nn i interpretuje te słowa psalmu jako dialog Syna z Ojcem, w którym dokonuje się Wcielenie, a jednocześnie rzeczywistością staje się nowa postać kultu Bożego: „Ofiary ani daru nie chciałeś, ale Mi utworzyłeś ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę – w zwoju księgi napisano o Mnie – aby spełnić wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,5nn; zob. Ps 40,7nn).

W tym krótkim cytacie z Psalmu 40 wprowadzona została doniosła zmiana tekstu oryginalnego, stanowiąca końcowy etap trójstopniowego rozwoju teologii kultu. Podczas gdy w Liście do Hebrajczyków jest: „utworzyłeś Mi ciało”, psalmista mówił: „otwarłeś mi uszy”. Już w psalmie ofiary świątynne zostały zastąpione przez posłuszeństwo. Za autentyczną postać kultu Bożego zostało uznane życie słowem Boga i w jego wnętrzu. W zmianie tej widoczne jest zbliżenie się Psalmu 40 do pewnego nurtu ducha greckiego z ostatniego okresu przed narodzeniem Chrystusa. Także w świecie greckim coraz dotkliwiej odczuwano niewystarczalność ofiar ze zwierząt, które Bogu nie są potrzebne i w których człowiek nie daje Bogu tego, czego On mógłby oczekiwać od niego. W ten sposób została tutaj sformułowana idea „kultu przez słowo”: autentyczny kult polega na modlitwie, na otwieraniu się ludzkiego ducha na Boga. Im bardziej człowiek staje się słowem – albo lepiej: im bardziej całą swą egzystencją staje się odpowiedzią dawaną Bogu – tym lepiej sprawuje autentyczny kult.

W Starym Testamencie, poczynając od wczesnych Ksiąg Samuela aż po późne proroctwo Daniela, znajdujemy ukazywane na ciągle nowy sposób zmaganie się z ideą, która coraz ściślej wiąże się z miłością pouczającego słowa Boga, czyli Tory. Oddajemy Bogu prawdziwy kult wtedy, gdy żyjemy w posłuszeństwie wobec Jego słowa i – przeobrażani przez Jego wolę – upodabniamy się do Boga.

Z drugiej strony, zawsze pozostaje tu jednak jakieś poczucie niewystarczalności. Nasze posłuszeństwo okazuje się ciągle kulejące. Nieustannie na pierwsze miejsce wysuwa się własna wola. Głębokie poczucie niewystarczalności wszelkiego ludzkiego posłuszeństwa wobec słowa Boga wciąż na nowo budzi pragnienie ekspiacji, której nie możemy jednak dokonać sami i przez nasze „okazywanie posłuszeństwa”. Dlatego przy rozprawianiu o niewystarczalności ofiar ze zwierząt i pokarmów ciągle na nowo pojawia się pragnienie doskonalszego ich składania (zob. np. Ps 51,19nn).

W wersji, w której słowa Psalmu 40 znalazły się w Liście do Hebrajczyków, zawarta jest odpowiedź na to pragnienie – pragnienie, żeby Bogu zostało dane to, czego my nie potrafimy Mu dać i żeby pomimo to był to nasz dar. Psalmista modlił się: „Nie chciałeś ofiary krwawej ani obiaty, lecz otwarłeś mi uszy”. Prawdziwy Logos, Syn, mówi do Ojca: „Ofiary ani daru nie chciałeś, ale Mi utworzyłeś ciało”. Sam Logos, Syn, staje się ciałem; przyjmuje ludzkie ciało. W ten sposób możliwe stało się nowe posłuszeństwo, posłuszeństwo, które sięga dalej, ponad wszelkie ludzkie wypełnianie przykazań. Syn staje się człowiekiem i w swoim ciele zanosi na powrót Bogu całe człowieczeństwo. Doskonałym posłuszeństwem jest dopiero Wcielone Słowo, którego miłość dopełnia się na Krzyżu. W Nim nie tylko że definitywny charakter osiągnęła krytyka ofiar świątynnych, ale zaspokojone zostało również pragnienie, które nadal pozostawało. Jego ucieleśnione posłuszeństwo stanowi nową ofiarę, w którą włącza nas wszystkich, i w którym, przez Jego miłość, zostało jednocześnie zniweczone nasze nieposłuszeństwo.

Powiedzmy to jeszcze inaczej. Nasza własna moralność nie potrafi w wystarczający sposób oddawać czci Bogu. Stwierdził to bardzo stanowczo święty Paweł w sporach o usprawiedliwienie. Jednakże Syn, wcielony, niesie nas wszystkich w sobie i w ten sposób składa w darze to, czego nie potrafilibyśmy dać my sami. Dlatego do całości chrześcijańskiej egzystencji należy zarówno sakrament chrztu, włączający nas w posłuszeństwo Chrystusa, jak również Eucharystia, w której posłuszeństwo Chrystusa na krzyżu ogarnia nas wszystkich, oczyszcza i daje nam udział w doskonałym kulcie składanym przez Jezusa Chrystusa.

To, co – w tej modlitewnej asymilacji Starego Testamentu i drogi Jezusa – powstający Kościół mówi tutaj o Wcieleniu i Krzyżu, znajduje się w samym centrum dramatycznej walki tamtego okresu o należyte rozumienie relacji między człowiekiem i Bogiem. Jest to nie tylko odpowiedź na pytanie „dlaczego Krzyż?”, ale jednocześnie odpowiedź na dręczące zarówno żydowski, jak i pogański świat pytanie, w jaki sposób człowiek może się stać sprawiedliwy przed Bogiem, i na odwrót: jak może – na ile dla człowieka jest to w ogóle możliwe – należycie zrozumieć Boga, tajemniczego i ukrytego.

Wszystkie dotychczasowe rozważania jasno ukazały już nam, że w ten sposób nie tylko wypracowano wtedy teologiczną interpretację Krzyża oraz, na jej podstawie, najważniejszych sakramentów chrześcijańskich, chrześcijańskiego kultu, lecz że zajmowano się zawsze również wymiarem egzystencjalnym. Co to oznacza dla mnie? Jakie ma to znaczenie dla mojej drogi jako człowieka? Wcielone posłuszeństwo Chrystusa jest bowiem ukazywane jako otwarty obszar, w który jesteśmy włączani, i dzięki któremu nasze własne życie znajduje nowe powiązania. Tajemnica Krzyża nie tylko po prostu jest przed nami – ona włącza nas w siebie i nadaje naszemu życiu nową godność.

Ta egzystencjalna strona nowego pojęcia kultu i ofiary ukazuje się szczególnie wyraziście w 12 rozdziale Listu do Rzymian: „Proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu miłą, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej [dosłownie: jako kult przez słowo]” (w. 1). Pojawia się tu ponownie pojęcie kultu Boga przez słowo (logike latreía), oznaczające powierzenie Bogu całej naszej egzystencji, w następstwie czego cały człowiek staje się niejako na wzór słowa i upodabnia się do Boga. Akcentowana jest przy tym cielesność; właśnie nasza cielesna egzystencja powinna zostać przeniknięta przez słowo i stać się darem dla Boga. Paweł, który tak mocno podkreśla niemożność usprawiedliwienia się przez własne moralne postępowanie, zakłada przy tym bez wątpienia, że ten nowy kult chrześcijan, w którym oni sami stają się „żywą i świętą ofiarą”, jest możliwy jedynie jako uczestniczenie we wcielonej miłości Jezusa Chrystusa, która mocą swej świętości odnosi zwycięstwo nad całą naszą niewystarczalnością.

Jeśli z jednej strony musimy powiedzieć, że wysuwając ten postulat, Paweł unika wszelkiego rodzaju moralizatorstwa i niczego nie ujmuje ze swej doktryny usprawiedliwienia przez wiarę, nie zaś przez uczynki, to z drugiej strony widać, że ta doktryna usprawiedliwienia nie skazuje człowieka na postawę bierności; nie staje się on całkowicie biernym odbiorcą sprawiedliwości Bożej, która by właściwie pozostawała dla niego zawsze czymś zewnętrznym. Nie, wielkość miłości Chrystusa okazuje się w tym właśnie, że pomimo całej naszej niewystarczalności, On nas przyjmuje do siebie, włącza w swą żywą, świętą ofiarę, tak że rzeczywiście stajemy się „Jego ciałem”.

W 15 rozdziale Listu do Rzymian Paweł raz jeszcze w sposób bardzo stanowczy powraca do tej myśli: swoje apostolstwo interpretuje jako kapłaństwo, a pogan, którzy uwierzyli, nazywa żywą, miłą Bogu ofiarą: „Na mocy danej mi przez Boga łaski jestem z urzędu sługą Chrystusa Jezusa wobec pogan, sprawującym świętą czynność głoszenia Ewangelii Bożej po to, by poganie stali się ofiarą miłą Bogu, uświęconą Duchem Świętym” (w. 15n).

Ten sposób mówienia o kapłaństwie i ofierze jest od nie-dawna uważany po prostu za alegoryczny. O kapłaństwie i ofierze byłaby tu mowa nie w kultowym, realnym znaczeniu, lecz jedynie w sensie niewłaściwym, czysto duchowym. Sam Paweł tymczasem oraz cały Kościół starożytny rozumieli to zupełnie na odwrót. Dla nich ofiarą i kultem w sensie niewłaściwym były ofiary materialne – one właśnie stanowiły przejaw ambicji bycia tym, do zrealizowania czego nie były zdolne. Rzeczywistym kultem jest żyjący człowiek, który stał się w całości dawaną Bogu odpowiedzią, ukształtowaną przez Jego uzdrawiające i przeobrażające słowo. Stąd prawdziwym kapłaństwem jest taka posługa słowa i sakramentu, która przemienia ludzi na dar składany Bogu, a świat czyni sławieniem Stwórcy i Odkupiciela. Dlatego Chrystus, na krzyżu składający siebie w ofierze, jest rzeczywistym Arcykapłanem, którego symbolem i zapowiedzią było kapłaństwo Aarona. Z tego powodu Jego dar z samego siebie – Jego posłuszeństwo, w które wszyscy jesteśmy włączani i oddawani Bogu – jest prawdziwym kultem i prawdziwą ofiarą.

Dlatego w centrum posługi apostolskiej i prowadzącego do wiary głoszenia Ewangelii powinno się znajdować wejście w tajemnicę Krzyża. W konsekwencji, jeśli w celebrowaniu Eucharystii, w nowym za każdym razem akcie uczestniczenia w kapłańskiej tajemnicy Jezusa Chrystusa, możemy widzieć centrum kultu chrześcijańskiego, to trzeba mieć też zawsze na uwadze całą jego rozciągłość. Jego celem jest zawsze takie włączanie każdej jednostki i świata w miłość Chrystusa, żeby wszyscy razem z Nim „stali się ofiarą miłą Bogu, uświęconą Duchem Świętym” (Rz 15,16).

Te rozważania pozwalają nam na koniec spojrzeć na kolejny jeszcze wymiar chrześcijańskiej idei kultu i ofiary. Ukazuje się nam on bardzo wyraźnie w następującym wersecie Listu do Filipian, w którym Paweł przewiduje swe męczeństwo i jednocześnie daje jego interpretację teologiczną: „Jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi” (2,17; por. 2 Tm 4,6). Przewidywane przez siebie męczeństwo Paweł uważa za liturgię i za wydarzenie mające charakter ofiary. I to także nie jest zwykłą alegorią i mówieniem w sensie przenośnym. Nie, w męczeństwie jest on w pełni włączany w posłuszeństwo Chrystusa, w liturgię Krzyża, a tym samym w autentyczny kult.

Opierając się na tej interpretacji, Kościół starożytny mógł rozumieć męczeństwo w jego prawdziwej głębi i wielkości. Ignacy z Antiochii na przykład, jak podaje tradycja, nazywał siebie pszenicą Chrystusa, która w męczeństwie zostanie zmielona, aby mogła się stać chlebem Chrystusa. (zob. Ign. Rom. 4.1). W opisie męczeństwa świętego Polikarpa czytamy, że płomień, który miał go spalić, przybrał kształt żagla wydętego wiatrem „i niby murem otoczył ciało męczennika. I było w środku nie jak palące się ciało, lecz jak chleb wypiekany”. „A poczuliśmy też rozkoszny zapach jakby dymu kadzidlanego” (Mart. Polyc. 15). W podobny sposób rzymscy chrześcijanie interpretowali także męczeństwo świętego Wawrzyńca. Widzieli w nim nie tylko doskonałe zjednoczenie z tajemnicą Chrystusa, który w swej Męce stał się dla nas chlebem, lecz również obraz chrześcijańskiej egzystencji w ogólności. W udrękach tego życia jesteśmy powoli oczyszczani w ogniu i w miarę jak w naszym życiu i naszych cierpieniach urzeczywistnia się tajemnica Chrystusa, a Jego miłość czyni nas samych darem dla Boga i ludzi, możemy się niejako stawać chlebem.

Mimo iż Ewangelii nie da się w końcu rozłożyć na formuły naszego rozumu, to jednak – żyjąc nią i cierpiąc dla niej – kierujący się orędziem apostolskim Kościół coraz lepiej rozumiał tajemnicę Krzyża. Ciemność i nielogiczność grzechu spotykają się w Krzyżu z nazbyt wielką dla naszych oczu świętością Boga, to zaś wychodzi poza ramy naszej logiki. Niemniej jednak w orędziu Nowego Testamentu i w jego weryfikowaniu się w życiu świętych cała ta wielka Tajemnica stała się światłem.

Tajemnicy ekspiacji absolutnie nie należy składać na ołtarzu racjonalizmu besserwisserów. Odpowiedź Pana na prośbę synów Zebedeusza w sprawie zasiadania na tronach obok Niego, pozostanie na zawsze kluczowym słowem dla wiary chrześcijańskiej w ogólności: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu” (Mk 10,45).

>>Recenzja książki<<

opr. aś/aś

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama