Jakub: Lea i Rachela

Biblia dla młodych czytelników w formie opowiadań: "Opowiadania biblijne", wyd. Jedność 2005

Jakub: Lea i Rachela

Werner Laubi

Opowiadania Biblijne

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „JEDNOŚĆ", Kielce 2005
ISBN 83-7224-973-3
www.jednosc.com.pl


Lea i Rachela Rdz 29,1-30

Uwagi wstępne

Według hebrajskiego prawa dotyczącego małżeństwa i rodziny, mężczyzna zdobywał swoje żony przez ich kupno. Małżeństwo poprzedzały zaręczyny. „Zaręczyć się z kobietą" znaczyło: przez zapłacenie moharu (po hebrajsku „mohar" - kupować, wymieniać, nabywać) pozyskiwać prawo do kobiety. Wysokość moharu powinna była (wg Pwt 22,29) wynosić około 50 łutów srebra (725 gramów). Dla porównania: roczna płaca kapłana wynosiła (wg Sdz 17,10), z wyżywieniem i ubraniem, 10 łutów srebra (145 gramów), a za kawałek ziemi Machpela obok Hebronu Abraham zapłacił Efronowi 4,78 kg srebra. Zamiast pieniędzmi lub ziemiopłodami narzeczony mógł zapłacić także usługami, na przykład czynami walecznymi (1Sm 17,25!) lub jak Jakub starający się o Rachelę, służąc siedem lat u jej ojca, co stanowiło równowartość wyżej wymienionej sumy. Z czasem mohar stracił swoje znaczenie jako cena kupna i stał się prezentem ślubnym dla narzeczonej. W każdym razie Rachela i Lea miały za złe ojcu, że dochód z pracy Jakuba przywłaszczył sobie, a im nic nie dał (Rdz 31,14 n).

Później okazało się, że Laban nie rozumiał jednak usług Jakuba jako mohar, gdyż uważał swoje córki i wnuczęta za swoją własność.

Imię Lea znaczy prawdopodobnie „krowa", zaś Rachela - „owca maciorka". Przyjmuje się, że te imiona przechowują wspomnienie związane z historią kultury: plemiona wywodzące się od Lei były dłużej w Palestynie i już po pewnym czasie przeszły do hodowli bydła, gdy tymczasem te pochodzące od Racheli zajmowały się jeszcze hodowlą owiec.

Podsunięcie Lei Jakubowi (zakaz poślubienia dwóch sióstr w Kpł 18,18n pochodzi przypuszczalnie z późniejszego czasu!) było potwornym czynem Labana. Można sobie wyobrazić śmiech całej rodziny, parobków i służących oraz ich złośliwe wypowiedzi rankiem po weselu! Trudno też uwierzyć, że Jakub nie zauważył zamiany aż do następnego dnia! Ale opowiadanie chce wyrazić o wiele więcej niż to, co widoczne - przebiegły, bardzo przebiegły Jakub znalazł wreszcie swojego mistrza w postaci Labana. Jednak nawet tym oszustwem kieruje przeznaczenie pochodzące od Boga: bez Lei nie byłoby żadnego Rubena, Lewi, Judy, a bez nich żadnego Mojżesza i Dawida. Patrząc z punktu widzenia Nowego Testamentu, musimy też powiedzieć - żadnego Jezusa z Nazaretu.

Opowiadanie

Już z daleka Jakub słyszy beczenie owiec, ale widzi zwierzęta dopiero wtedy, gdy dochodzi do zakrętu drogi. Stoją zwarte obok siebie na dużym placu. Plac jest twardy i zakurzony. Wcześniej może rosła tu trawa, ale ponieważ ciągle stały tu owce, darń obumarła.

Pośrodku placu leży duży kamień. O cienistą stronę kamienia opierają się trzej pasterze i gapią się głupkowato.

Gdy Jakub dochodzi do placu, widzi, że kamień leży nad otworem. Za kamieniem jest drewniana rynna wodopoju. Teraz Jakub wie, że jest tu zakopana w ziemi studnia i że pasterze przyszli tu, żeby napoić owce.

— Hej! — woła Jakub. — Skąd jesteście?

Trzej pasterze podnoszą głowy i ze zdziwieniem patrzą na Jakuba zaspanymi oczami. Jeden z nich - o okrągłej czerwonej głowie i podbródku - pokazuje palcem na miasto i mówi:

— My jesteśmy z Charanu, a skądże by? A skąd ty przychodzisz?

— Z Kanaanu — odpowiada Jakub. — Idę do mojego wujka Labana. Znacie go?

— Labana? Zna go każdy w Charanie — mówią pasterze jednocześnie.

— Czy dobrze mu się powodzi? — chce wiedzieć Jakub.

— Czy dobrze mu się powodzi! Laban jest najbogatszym człowiekiem jak okiem sięgnąć. Ma najładniejsze owce i kozy oraz najwięcej sług i służących. Ma wielbłądy, bydło, srebro i złoto. Także dwie córki, z których młodsza - Rachela jest najładniejszą dziewczyną w całej okolicy. Z miejsca bym się z nią ożenił!

— Ale ona na pewno nie wyszłaby za ciebie — mówi drugi pasterz i wszyscy trzej śmieją się.

— Dlaczego nie odsuniecie kamienia, żeby dać pić waszym owcom? — chce wiedzieć Jakub.

— Tego nam nie wolno — mówi pasterz z podbródkiem. — Musimy czekać do zachodu słońca, aż wszyscy pasterze z okolicy ze stadami przyjdą tutaj do wodopoju. Dopiero wtedy można odsunąć kamień.

— Ale jest jeszcze daleko do wieczoru — odpowiada Jakub. — Słońce stoi jeszcze wysoko na niebie. Można by przecież dać wody owcom, a potem znów pójść na pastwisko!

— Nie mieszaj się w nasze sprawy! — mówi pasterz z podbródkiem i jego oczy iskrzą się ze złości. — Od najdawniejszych czasów istnieje prawo mówiące o tym, że wolno odsunąć kamień dopiero, gdy są tu wszyscy.

Jakub chce już odejść, wtedy jeden z pasterzy pokazuje w dal i woła:

— Patrz! Tam idzie Rachela!

Młoda dziewczyna pędzi stado owiec po równinie. Ma ciemnobrązowe loki, jej policzki są różowe, a zęby śnieżnobiałe. Gdy dochodzi do kamienia, ujmuje się rękami pod boki ze złością i patrzy na trzech pasterzy.

— Znów nie odsunęliście kamienia, wy leniuchy! — woła.

— Kiedy się złościsz, jesteś jeszcze ładniejsza niż zwykle! — mówi pasterz z podbródkiem i wszyscy trzej śmieją się.

Oczy Racheli iskrzą się z gniewu.

— Odsuńcie kamień! — rozkazuje.

— Prawo zabrania tego, moja droga — mówi pasterz. — Można dopiero wtedy odsuwać kamień, gdy są tutaj wszyscy pasterze ze swoimi stadami.

— Prawo! Prawo! — woła Rachela. — Nie prawo zabrania tego, ale wasze lenistwo! Chcecie tylko siedzieć w cieniu aż do wieczoru, zamiast paść owce. Gdybym była mężczyzną, odsunęłabym kamień spoza waszych pleców, byście wpadli do wody!

— Gdybym była mężczyzną! — przekomarza się pasterz. — Ale nie jesteś mężczyzną. Jesteś tylko małą dziewczynką, nie masz w ogóle nic do powiedzenia!

— Ja odsunę kamień! — Jakub rzuca na ziemię swoje zawiniątko. Rachela wpatruje się w cudzoziemca.

— Kim ty jesteś? — pyta.

Jakub nie odpowiada. Uśmiecha się do Racheli i podchodzi do kamienia.

— Słuchajcie blagiera! — woła pasterz z podbródkiem. — My w trójkę z trudem poruszamy kamień z miejsca, a on chce to sam zrobić?

Jakub opiera się o kamień. Jego głowa staje się czerwona z wysiłku, mięśnie napinają się. Rachela przestępuje z nogi na nogę z irytacji. Wtedy kamień porusza się. Trzej pasterze podskakują. Urągają. Zaciskają pięści. Jakuba to nic nie obchodzi. Kamień toczy się na bok.

Koło studni leży skórzany worek. Jest przymocowany do długiej liny. Jakub rzuca worek do studni. Worek napełnia się wodą. Jakub wyciąga go jednym ruchem ręki i wlewa wodę do rynny wodopoju. Owce pchają się do rynny i piją.

Rachela śmieje się. W jej policzkach robią się dwa dołeczki.

— Ale ty jesteś mocny! — woła do Jakuba. — Kim ty jesteś? Wtedy Jakub podchodzi do Racheli i obejmuje ją.

— Jestem Jakub! Syn Izaaka i Rebeki! Rebeka jest siostrą twojego ojca!

Jakub całuje Rachelę prosto w usta. Policzki Racheli stają się bardziej czerwone. Odrywa się od Jakuba i odbiega.

Jakub spędza owce i rusza w drogę do miasta. Po krótkim czasie wychodzi mu naprzeciw jakiś mężczyzna. Jest mały i silny. Jego oczy przebiegle patrzą na świat. Na głowie nosi białą chustkę przeciw słońcu. Mężczyzna spieszy do Jakuba i obejmuje go.

— Witaj Jakubie! — mówi. — Jestem twoim wujem Labanem. Co sprowadza cię do nas? Prawdopodobnie nic złego! Popatrz, tam jest mój dom! Chodź i odpocznij u nas!

Laban bierze Jakuba za rękę i prowadzi go ze sobą. Dom Labana stoi poza murami miasta. Jest podobny do domu, w którym przed wielu laty mieszkał już Eliezer. Dom zbudowany jest z nie wypalonych cegieł. Ma płaski dach i duży dziedziniec, z którego na dach prowadzą schody przy zewnętrznej ścianie. Wokół dziedzińca ciągnie się mur z kamienia.

Na dziedzińcu stoi wielu ludzi: żona Labana, jego synowie i córki, a także kilku parobków i służących. Śmieją się, klaszczą w dłonie i ciekawie patrzą na Jakuba. Rachela już wszystko im opowiedziała. Jakub pozdrawia swoją ciotkę, swoich kuzynów i Leę - starszą z dwóch sióstr. Lea jest wyższa, grubsza i bardziej ociężała niż Rachela. Jej oczy nie błyszczą tak jasno, jak oczy jej siostry.

— Chodź Jakubie! — mówi Laban. —Chcemy podziękować naszemu bóstwu domowemu, że miałeś taką dobrą podróż.

Laban i Jakub idą do domu. Dom ma tylko jeden pojedynczy pokój z małym oknem. W niszy w murze stoi mała postać z drzewa przedstawiająca mężczyznę.

— To jest nasze bóstwo domowe — informuje Laban.

Wylewa trochę oliwy na figurę, po czym klęka na ziemi. Jakub robi to samo. Laban modli się:

— Dziękuję ci boże mojego domu i mojej rodziny, że towarzyszyłeś Jakubowi w jego podróży i że nie stało się mu nic złego. Pobłogosław jego i nas wszystkich. Amen.

— Chciałbym też jeszcze podziękować mojemu Bogu — mówi Jakub.

— Gdzie go masz? — pyta Laban.

— Nie ma żadnej Jego figury — odpowiada Jakub. — Ale On rozmawiał z moim dziadkiem i z moim ojcem. I On rozmawia także ze mną.

— Więc my także chcemy podziękować twojemu Bogu — mówi Laban.

Jakub modli się:

— Dziękuję Ci Boże mojego dziadka Abrahama, że zdrowego doprowadziłeś mnie do wuja. Pobłogosław jego rodzinę i jego trzody. Amen.

Laban i Jakub wstają i wychodzą znów na dziedziniec.

— Na cześć naszego gościa urządzimy ucztę! — woła Laban. — Wy tam obaj słudzy. Zabijcie pięć owiec! A ty Rachelo możesz razem z Leą upiec chleb!

Dziewczyny i słudzy wybiegają pozostali siadają w kręgu na dziedzińcu. Teraz Jakub musi opowiadać o swoim domu. Mówi o Izaaku, Rebece i o swoim bracie Ezawie; opowiada również historię o potrawie z soczewicy i o błogosławieństwie ojca.

— Ty jesteś przebiegłym człowiekiem Jakubie — mówi Laban. — Jak długo chcesz u nas pozostać?

— Kilka miesięcy. Może rok. Mogę ci pomagać przy pracy. Laban drapie się w czoło.

— Jestem najbogatszym hodowcą owiec jak okiem sięgnąć — mówi. — Nikt nie ma tak wielkich trzód jak ja, ale mam o wiele za mało pasterzy dla moich owiec i kóz. Mógłbym dobrze wykorzystać młodego i silnego człowieka, jakim ty jesteś.

— Do tego się nadaję — odpowiada Jakub. — W domu też pasłem owce.

— Dobrze — mówi Laban. — Jutro wyjdziemy do trzód. Pokażę ci miejsca pastwisk.

Wschodzi księżyc. Laban snuje opowieści o przeszłości:

— Przed wielu laty nasza cała rodzina mieszkała tu w Charanie -mój pradziadek Terach ze swoimi trzema synami: Abrahamem, Nachorem i Haranem. Haran wcześnie umarł, a pewnego dnia Abraham przeniósł się w inne miejsce. Tylko mój dziadek Nachor pozostał tutaj, mieszkał wtedy tylko w jednym namiocie. Później mój ojciec Betuel wybudował to gospodarstwo, więc mamy solidny, mocny dom. Podczas gdy my mężczyźni spędzamy większość czasu na zewnątrz przy owcach, nasze kobiety sadzą tutaj warzywa i trochę zboża.

Jest już późno w nocy, gdy Laban wstaje i mówi:

— Koniec na dziś! Jutro musimy wcześnie wstać. Ty Jakubie, możesz spać dziś w nocy na płaskim dachu.

Rachela spieszy do domu, po czym wraca ze skórą owcy.

— Abyś nie zmarzł, Jakubie! — mówi zawstydzona.

Jakub idzie na dach po wąskich schodach. Przykrywa się owczą skórą chociaż nie jest zimno. Zanim zasypia, myśli o Racheli.

Następnego ranka wstaje wcześnie. Laban pokazuje mu miejsca pastwisk. Kilka z nich leży przed miastem Charan, inne są daleko. Już dzień później Jakub pasie owce i kozy Labana. Na noc pędzi owce do zagród, gdzie są zabezpieczone przed dzikimi zwierzętami i rabusiami.

Teraz Jakub już nie widzi Racheli. Ale w dzień i w noc myśli o niej.

Jakub jest już u Labana ponad miesiąc. Pewnego dnia Laban przejeżdża na swoim mule obok Jakuba. Przywozi mu chleb, oliwki, figi i rodzynki dla pasterzy. Liczy owce i kozy, po czym mówi:

— Ty jesteś dobrym pasterzem, Jakubie. Żadne zwierzę nie zginęło. Nie chcę żebyś darmo pracował dla mnie. Powiedz mi, co mam ci dać jako zapłatę?

Jakub zastanawia się. Wie dokładnie, czego chce, ale przecież nie może tego powiedzieć otwarcie!

— Cieszę się, że mogę być u ciebie, Labanie — mówi po chwili.

— Ty dajesz mi jedzenie, a poza tym nic więcej właściwie nie potrzebuję.

— Ja jednak chcę ci coś dać!

— Nie wiem czy...., czy... — twarz Jakuba mocno się czerwieni.

— Czy co?

— Czy mogę to dostać.

— Co? Mówże wreszcie!

— Tę... tę... Rachelę! —jąka się Jakub.

— Już o tym pomyślałem! — woła Laban. — Już pierwszego wieczoru nie spuszczała z ciebie wzroku. I każdego dnia pyta w domu: „Jak się powodzi Jakubowi? Czy Jakub ma naprawdę dosyć jedzenia? Mam nadzieję, że Jakubowi podoba się u nas!".

— Lubię Rachelę — mówi Jakub. — Daj mi ją za żonę, Labanie! Chcę pracować dla ciebie przez siedem lat, jeżeli tylko będę mógł ją poślubić.

Laban mruży oczy.

— Lepiej będzie, jeśli dam ją tobie za żonę niż jakiemuś obcemu

— mówi. — Za siedem lat możesz ją poślubić! Jakub ściska Labana. Tańczy i podskakuje z radości.

— Rachela będzie moją żoną! — woła.

Siedem lat to długi czas, ale Jakubowi mijają one jak kilka dni, tak bardzo kocha Rachelę. W końcu nadchodzi upragniony dzień wesela. Laban przygotował wielką ucztę, zaprosił wielu pasterzy oraz przyjaciół z Charanu i z okolic miasta. Po jednej stronie dziedzińca siedzą mężczyźni, po drugiej kobiety. Kobiety mają twarze zasłonięte chustami, tylko im oczy wyglądają, ale Jakub poznaje Rachelę. Kiwa w jej kierunku.

„Dzisiaj zostanie moją żoną" — myśli.

Przez cały dzień mężczyźni jedzą i piją. Muzykanci przygrywają. Wieczorem zapalone zostaje ognisko.

Laban przebiegle patrzy na Jakuba. Czasem wydaje się Jakubowi, jak gdyby Laban i jego synowie śmiali się za jego plecami. W końcu Laban mówi do Jakuba:

— Teraz idź do domu! Dzisiejsza noc należy do ciebie i twojej żony. Zaraz przyprowadzę ci Rachelę.

Jakub idzie do domu. W pokoju jest zupełnie ciemno. Jakub czeka. Otwierają się drzwi...

— Tu jest twoja żona! — mówi Laban w ciemności.

Jakub obejmuje Rachelę, a Laban wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Na dziedzińcu ludzie śpiewają i śmieją się aż do późnej nocy.

Jakub budzi się wcześnie rano. Z góry, przez małe okno przy ścianie, padają promienie słońca.

— Dzień dobry, Rachelo! — woła Jakub i całuje swoją żonę. Nagle ogarnia go strach.

— Ty... jesteś... ty nie jesteś Rachelą! — woła przerażony. — Ty jesteś Lea!

Lea śmieje się.

— Ja jestem twoją żoną! — mówi.

— Ale przecież, ja Rachelę...

Naraz otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi Laban, głośno się śmiejąc.

— Przyprowadziłem ci Leę wczoraj w nocy — mówi. Jakub zrywa się. Jego twarz jest czerwona z gniewu.

— Nie za Leę pracowałem — krzyczy — ale za Rachelę. Przez siedem lat! A teraz mnie oszukałeś!

— Uspokój się Jakubie! — mówi Laban. — U nas jest zwyczaj, że najpierw wychodzi za mąż starsza siostra, a potem dopiero młodsza.

— Nie chcę Lei! — woła Jakub. — Chcę Rachelę!

— Możesz mieć za żonę i Rachelę. Już jutro możesz się z nią ożenić, ale wtedy musisz jeszcze raz paść owce przez siedem lat!

— Ty oszuście! — mruczy Jakub.

Ale ponieważ tak kocha Rachelę, zgadza się. Kilka dni później poślubia ją. I znowu siedem lat, które musi pracować za nią, mijają mu jak kilka dni.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama