Słowo Boże – pokarmem Boga

Uzdrowienie przez Słowo Boże i ludzkie

Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.
Hbr 4,12

Szukając uzdrawiających słów, należy sięgnąć do źródła, gdzie znajdziemy słowa o wielkim znaczeniu. W Piśmie Świętym zawarte jest Słowo Boże, które szczególnie dla człowieka wierzącego powinno stanowić największą otuchę i pomoc w ciężkich chwilach zwątpienia i trudnych wyborów życiowych. Słowo Boże może stanowić dla ludzi drogowskaz w codziennych sprawach. Wśród biblijnych wersetów zawarto wiele zdań, które mogą być mottem w życiu. Słowa te zawierają mądrość, dzięki której każdy człowiek może zrozumieć wiele spraw, spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy, uczyć się tego, jak postępować właściwie i dobrze.

Wypada przypomnieć i powrócić na nowo do mocy Słowa Bożego. Na początku stworzenia świata Bóg wypowiedział słowo. I tak jest do dziś. Bóg zna nas po imieniu, a w Biblii imię to cały człowiek. Dla Żydów imię oznaczało całą ich tożsamość. W Psalmie 37 Bóg zaprasza nas do powierzenia Mu całego naszego życia: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 5). Jeśli to uczynimy, to z perspektywy czasu będziemy mogli powiedzieć, że Bóg naprawdę działa z wielką mocą i błogosławieństwem. Chociaż czasami wydaje się nam, że o nas zapomniał lub śpi zmęczony, ponieważ nic się nie dzieje. Taka była przecież postawa apostołów, gdy go budzili w chwilach zagrożenia, np. burzy na jeziorze. Pan jednak zawsze czuwał.

I przychodzi moment, gdy Bóg mówi, a z Jego Słowem idzie wielka moc. Słowo Boga to Jego życie, a Jego życie – to słowo. Należy tylko otworzyć wewnętrzne ucho serca i uczyć się słuchać Pana. Postaraj się tylko o ciszę, poczekaj cierpliwie na Jego głos i nie pospieszaj Go. Przychodzi zawsze ten sam, ten, który JEST (hebr. jest = działa). Jego Słowo nie ma terminu ważności, jak inne produkty, które gdy się przeterminują, są niezdatne do użycia. Jest to boski pokarm – bez konserwantów i polepszaczy, których mamy nadmiar w codziennym pożywieniu. Słowo wypowiedziane zmienia rzeczywistość ziemską, ponieważ ma moc substancjalną. Jeśli zaprzyjaźnisz się ze Słowem Pana, stanie się dla ciebie „lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119, 105). Pozwól więc Panu przemieniać rzeczywistość twojego życia. Nie tak jak ty chcesz, ale tak jak On chce. Spaceruj każdego dnia ze Słowem Życia, ponieważ nie wiesz, kiedy rozświetli ci ono drogę, najczęściej dzieje się to w najmniej spodziewanym momencie. To Pan zaprasza nas na darmową ucztę słowa: „Przyjdźcie na ucztę” (Mt 22, 4b), chcąc uwolnić nas od naszych lęków. Jego słowo jest całkowicie darmowe i pełne w swej obfitości. W świecie nienasyconym i drapieżnym, w którym płacimy cenę wyższą niż realna, gdzie oszukiwanie klienta stało się powszechną, społeczną normą, Pan troszczy się o nas i przygotowuje nam pokarm. Czy zmartwychwstały Pan nie przygotował apostołom posiłku: „Chodźcie, posilcie się!” (J 21, 12)? Czy nie warto wcielić w życie poniższego wersetu z proroka Izajasza, bez zaciągania kredytu i szukania żyrantów: „O, wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy! Kupujcie i spożywajcie bez pieniędzy i bez płacenia za wino i mleko! Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę – na to, co nie nasyci! Słuchajcie mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw. Nakłońcie uszu i przyjdźcie do mnie, posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie” (Iz 55, 1–3). Prorok ukazuje nam skuteczność słowa Pańskiego. Słowo, „które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, 11). Jest nie tylko mocne, ale i wszechmocne: „wszechmocne Twe słowo z nieba, z królewskiej stolicy” (Mdr 18, 15). Łaknienie słowa uzdrawiającego i napominającego powinno być w sercach każdego z nas, o czym przypomina nam św. Paweł: „Słowo Chrystusa niech w was mieszka, w całym swym bogactwie; z całą mądrością napominajcie siebie, psalmami, pieśniami, hymnami pełnymi ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach” (Kol 3, 16). Celem napominania jest wskazanie konkretnego sposobu działania.

Pan pokazuje nam, jacy jesteśmy lub jacy powinniśmy się stać. Chodzi o naszą przemianę, dlatego jest to podane w formie wezwania, aby podjąć konkretne działania. Do takiej modlitwy pełnej ducha zachęca św. Paweł: „by słowo Pańskie szerzyło się i rozsławiało” (2 Tes 3, 1), abyśmy je przyjmowali sercem otwartym i ochoczym, usiedli u nóg Pan i słuchali Go jak święci: „U nóg Twoich oni usiedli, słowa Twoje przyjmują” (Pwt 33, 3b).

Powyższe przykłady biblijne pokazują, jak ważne jest Słowo Boże, które należy codziennie „spożywać”, aby pracowało. Potrzebuję milczenia, wewnętrznej ciszy, abym mógł przyjąć dar otrzymania słowa w sytuacjach, kiedy zachodzi taka potrzeba. Słowo daje nadzieję i obietnicę Boga zawsze obecnego, bliskiego, słuchającego i działającego. Pozwólmy zatem Bogu mówić do nas przez pouczenie, które nie zawsze jest po naszej myśli. Pan wierny jest słowu i je wypełnia, w najlepszym dla nas czasie. Tak więc skierował swoje Słowo do proroka Jeremiasza: „Pan zaś rzekł do mnie: «Dobrze widzisz, bo czuwam nad moim słowem, by je wypełnić»” (Jr 1, 12). Nieraz słowo przeszyje nas niczym miecz. „Żywe bowiem jest Słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca” (Hbr 4, 12). Uważam, że modlitwa Słowem Bożym staje się koniecznością ludzi wierzących, ponieważ doświadczamy modlitwy i cierpienia, które nas przemieniają. Dlatego ma rację Richard Rohr, amerykański franciszkanin, gdy pisze, że „modlitwa i cierpienie to dwie najpoważniejsze drogi przemiany duchowej”. Ponieważ tylko modląc się i cierpiąc, rozpoczynamy – jak mówi Księga Powtórzonego Prawa i Księga Jeremiasza – tak naprawdę czytanie Pisma Świętego „obrzezanym sercem” (Pwt 10, 1 6) i słuchanie go „obrzezanymi uszami” (Jr 4, 4). Niewątpliwie musimy iść pod prąd, wbrew medialnej kulturze promującej American easy life (amerykańskie łatwe życie). Kochajmy Słowo Pana, niech żyje w naszych sercach, otaczając je szacunkiem, miłością i czułością.

Słowo Ducha Świętego, który daje życie, ogrzewa i oświeca człowieka. Ludzie zebrani na wspólnym celebrowaniu Mszy św. czekają na słowa, które usłyszą od kapłana w trakcie homilii. Słowa te powinny być pełne wskazówek i porad, jak mamy żyć, by być coraz lepsi dla naszych bliźnich i żyć w zgodzie z przykazaniami, z innymi, z samym sobą i z Bogiem. Oczywiście homilie zawsze powinny mieć odniesienie do konkretnego Słowa Pana na dany dzień, zgodnie z kalendarzem liturgicznym. Często ludzie przychodzą do Kościoła bardzo zagubieni, ponieważ mają już dość polityki, partii wzajemnie się oskarżających i walczących o dominację na polskiej scenie politycznej. Czy pogrzeb 19 stycznia 2019 śp. Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, nie jest tego namacalnym przykładem?

Przeżywamy okres niepewności ze względu na szybkie zmiany kulturowe i duchowe. Zagubieni jesteśmy zarówno w wierze, jak i w dzisiejszym, pędzącym w niewiadomym kierunku świecie, staczającym się – jak mówią – po równi pochyłej. Czekamy na słowa, które pomogą odnaleźć właściwą drogę, typowe ewangeliczne vademecum (chodź ze mną), które uwolnią naszą duszę od wszelkich codziennych ciężarów i umocnią w nadziei. Chociaż nigdy nie wiemy, jaki będzie kolejny dzień. Jednak zawsze tkwi w nas nadzieja na lepsze jutro. Szczególnie ważne są kazania wygłoszone podczas ważnych uroczystości, jak śluby, pogrzeby. W tych wyjątkowych momentach kapłan napełniony Duchem Świętym, nieraz w kilku zdaniach, mówi o miłości, życiu, wierze, mówi tak, by dać młodej parze błogosławieństwo na dalszą drogę ich wspólnego życia. Równie ważne są kazania wygłaszane na pogrzebach, gdzie rodzina i bliscy czekają na to, by usłyszeć słowa pocieszenia, które pomogą pogodzić się ze stratą bliskiej, ukochanej osoby.

Ale nie tylko osoba wierząca może używać słów uzdrowienia. Nawet jeśli znamy kogoś, kto jest niewierzący, powinniśmy go poznać i zobaczyć, jakim jest człowiekiem, jakimi zasadami kieruje się w życiu. Nie zawsze człowiek, który wielbi Boga, jest dobry, równie dobrze może być wielkim faryzeuszem.

Faktem jest, że każdy z nas, wierzących, ma odrobinę z faryzeusza i Judasza, Heroda i Piłata. Zarówno osoba innego wyznania czy ateista może kierować się w życiu pięknymi wartościami i głosić dobre, mądre słowo, które zostawia ślad w naszej pamięci emocjonalnej. Mądrość innych ludzi powinna ubogacać nas samych i jeśli otrzymujemy od kogoś dobre rady, powinniśmy dalej nieść dobre słowo, czyli być aniołem – zwiastunem nadziei dobrego słowa, niosącego nadzieję i pokój. Gdy przebywałem w Chinach, zawsze uderzały mnie napisy na drzwiach domu: ping an – pokój. Ludzie w krajach Dalekiego Wschodu w swoich życzeniach urodzinowych czy z okazji Roku Chińskiego życzą sobie najpierw pokoju, a wszystko inne jest na drugi miejscu. Podobnie w krajach Bliskiego Wschodu: pierwszym arabskim pozdrowieniem jest: Salam, w Izraelu: Shalom – pokój. Właściwie oba te pozdrowienia, znaczą „Pokój niech będzie z tobą”. Te słowa mają też drugą wersję tłumaczenia: „Pokój wypełni twoje serce”. Jest to również życzenie dla wszystkich ludzi, którzy pozostają niespokojni w sercu. Ma to sens, ponieważ jeśli nie będzie pokoju w sercu, pozostałe życzenia i tak nie mogą zostać całkowicie spełnione. Powinniśmy zatem być ludźmi pokoju, co pięknie wyraził niemiecki poeta Johann Wolfgang von Goethe: „Jestem dzieckiem pokoju i pragnę zachować pokój ze wszystkimi i z całym światem”

Powinniśmy być przygotowani na te słowa, które niosą uzdrowienie, poprzez koncentrację, uwagę, czujność i uważność twórczego wyczekiwania. Tak jak komórka odbiera sygnał z satelity, tak również nasze duchowe serce, odpowiednio przygotowane, odbiera fale Ducha Świętego. Słowo, które jest bardzo blisko nas: „Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie; w twych ustach i w twoim sercu, byś mógł je wypełnić” (Pwt 30, 14). To słowo wiary dosłownie cytuje św. Paweł w Liście do Rzymian (Rz 10, 8). Aby wypełnić słowo, potrzeba nieustannej czujności. Czyż Jezus w Getsemani nie zaprosił nas do czujności i modlitwy, mówiąc: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci, zostańcie tu i czuwajcie ze mną” (Mt 26, 3 8); oraz „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie” (Mt 26, 41). Należy dobrze słuchać tego, co mówi do nas Duch Święty na modlitwie oraz w innych okolicznościach, a także ludzi, z którymi na co dzień się spotykamy, bo też mogą nieść dar słowa, które pomogą rozjaśnić nasze trudności. Każdy z nich ma swoją opowieść i od każdego możemy się czegoś nauczyć. Czasem przypadkowe spotkanie i krótka rozmowa z zupełnie obcą osobą może mieć wpływ na nasze życie i postępowanie, i co więcej – zmienić nasze życie. Bóg zwykle stawia przed nami te osoby, które powinniśmy spotkać, ponieważ mają nam coś do zaoferowania. Tylko czy je widzimy i słyszymy? To nie są przypadki, jak je wielu ludzi nazywa. Przypadki są tylko w gramatyce, a nie w życiu osoby wierzącej. Takich przykładów w moim życiu jest wiele. Dla zobrazowania sytuacji działania Pana posłużę się tylko kilkoma.

Jednym z nich jest Kurt z Niemiec, którego spotkałem na początku czerwca 2015 roku u bramy Kamedułów na Bielanach. Gdy wychodziłem z klasztoru, stał przed bramą ze swoją znajomą Niemką. Najpierw, gdy jeszcze nie zaczęliśmy rozmawiać, wziął mnie za Włocha. Opowiedziałem w skrócie historię klasztoru kamedulskiego i miasta Krakowa, następnie zaprosiłem ich na kawę i ciasto do mojego domu w Krakowie. Spotkaliśmy się dwa dni później na krakowskim Rynku, aby kontynuować rozmowę. Kurt skończył teologię w bardzo dobrej jezuickiej, teologicznej szkole Sankt Georgen Schule, we Frankfurcie na Menem. Mieliśmy więc o czym rozmawiać, np. o Kościele w Niemczech, ale nie tylko, również o naszym polskim, katolickim kraju. Powiedziałem, że bywam raz albo dwa razy do roku w Niemczech na zastępstwie w parafii w Gaggenau, więc możemy się znowu spotkać. Jesteśmy już umówieni na spotkanie w sierpniu. Widząc jego zaangażowanie dla Kościoła, dobrą znajomość teologii i historii Kościoła, zapytałem go, czy nie myślał kiedyś o zostaniu diakonem świeckim. Odpowiedział, że tak. Widzę, że temat jest nadal otwarty.

Innym razem, w lipcu 2014 roku, usłyszałem pod oknem rozmowę Chińczyków. Zapytałem ich, jak się tutaj znaleźli. Odpowiedzieli, że szukają drogi do zamku Belweder na Przegorzałach. Mieszkam pod nim, ale jest tylko piesze dojście, nie droga dla samochodów. Tak zaczęła się nasza znajomość. Pokazałem nasz mały kościółek i opowiedziałem trochę o Jezusie.

W październiku 2014 roku wracałem z wykładów, przechodząc przez Mały Rynek w Krakowie. Spotkałem tam młode chińskie małżeństwo z Chengdu. Rozpoczęła się rozmowa. Zaproponowałem, że mogę im pokazać Kraków. Ucieszyli się. Byliśmy głównie w kilku kościołach. Wykorzystałem więc sytuację, mówiąc o Jezusie, którego imię znali, ale nic więcej nie mogli powiedzieć. Następnie zaprosiłem ich na kolację do mojej ulubionej Chimery na ul. św. Anny. Spędziliśmy razem w sumie sześć czy siedem godzin. Miałem koloratkę, ale oni i tak nie wiedzieli, co to oznacza, nawet o to nie pytali, a ja też nie tłumaczyłem. Byli mi bardzo wdzięczni. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt. Mam do nich stałe zaproszenie. Może to są małe epizody, ale one dla mnie są bardzo ważne, ponieważ pokazują, jak ważna jest otwartość, dyspozycyjność, nieraz rezygnacja z własnych egoistycznych planów i pytanie do Jezusa, w jakie miejsce mam się udać, którą drogę wybrać, na jaki przystanek pójść. Jest to konkretna forma ewangelizacji, która zostawia ślad w sercach ludzkich. Nie jest to show ewangelizacyjny, ale odpowiedź na natchnienia Ducha Świętego i rozpoznanie czasu nawiedzenia. To wcale nie oznacza, że zawsze jestem superzawodnikiem Pana Boga i wypełniam tylko Jego wolę. Nie, nieraz też Go zawodzę, ponieważ bardziej chcę wykonywać swoje plany aniżeli Jego, czyli mam świadomość, że wtedy nie spełniam Jego woli i Pan daje mi to poznać.

Kolejnym przykładem było prowadzenie pielgrzymki w czerwcu 2014 roku z Bonn do Lourdes. Jedna z Polek, Małgorzata, mieszkająca w Bonn, wysłała mi dwie książki na adres Akademii Ignatianum w Krakowie. Książka leżała tam prawie cały rok. Otrzymałem ją pod koniec maja 2015 roku. Skontaktowałem się z nią, może trochę zdziwiony, że po roku daje znać o sobie. Ponieważ wcześ- niej planowałem wyjazd do Bonn, więc spotkałem się nie tylko z polskimi rodzinami z Bonn, ale też z Małgorzatą, a 20 czerwca spędziłem trzy godziny na modlitwie i adoracji w ramach modlitwy Nightfever. Korzystając z tej okazji, miałem możliwość spotkać się ze znajomymi Polakami mieszkającymi zarówno w Kolonii, jak również w pobliskich miejscowościach.

Przykładem, który dla mnie był trudny, może być czas mojej obecności w Małym Tybecie, w Ladaku, gdzie zaprosiłem moją grupę na niedzielną Mszę św. Reakcja grupy była gwałtowna – na „nie”. Rozpoczęła się krytyka Kościoła i księży. Prym wiedli lekarze i prawnicy. W niedzielnej Mszy św. uczestniczyła tylko jedna pani profesor psychiatrii. Te osoby od tamtego czasu oddaliły się ode mnie, zachowując dystans z racji tego, kim jestem, i twierdząc, że nie wyznaję wartości tego świata.

Bóg przemawia do nas w ciszy i w samotności, Jego słowa możemy usłyszeć pogrążeni w kontemplacji, adoracji, na pustyni czy w górach. Jesteśmy zaskakiwani Jego nadejściem, ponieważ zazwyczaj w chwili, w której się najmniej spodziewamy, nawiedza nas Pan ze swoją łaską. Zanurzeni w modlitwie czekamy na słowa Boga. Zazwyczaj sami mamy do Niego tak wiele pytań i czekamy, aż w trakcie modlitwy poczujemy Jego łaskę i pomoc w osobistych potrzebach. Taka gorliwa modlitwa i adoracja to nasz sposób na rozmowę z Bogiem. Bądźmy cierpliwi i wytrwali, ponieważ, jak poucza nas prorok Izajasz: „Myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami (...). Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi” (Iz 55, 8–9). Ufamy, że słowa płynące w modlitwie są zawsze wysłuchiwane przez Boga, a On sam wie, kiedy i jak nam pomóc i udzielić długo oczekiwanej odpowiedzi. Czyż prorok Izajasz nie zapewnia nas, że „ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły; biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40, 31).

Jest to fragment książki: "Uzdrowienie przez Słowo Boże i ludzkie", Wydawnictwa M.

Pomimo, że żyjemy w czasach, kiedy słowo przestało być jedynym środkiem przekazu, to nie straciło ono nigdy na swojej wartości. Od wieków było niezastąpionym wyrazem relacji międzyludzkich i służyło jako środek wymiany myśli, pozwalało też na dzielenie się z innymi własnym życiem wewnętrznym. Jego moc może skłonić człowieka do miłości i poświęcenia lub do nienawiści i chęci zniszczenia. Już w czasach starożytnych ludzie przywiązywali ogromną uwagę do mocy słowa. W Biblii słowo Boże ma cudowną moc stworzenia i uzdrowienia. W Średniowieczu najważniejsze było słowo honoru, za które rycerz oddawał życie. Raz danego słowa nigdy nie cofano. Było podpisem, pieczęcią, aktem jurydycznym.

Autor o. Jan Konior SJ zaprasza nas do odkrywania mocy Bożego Słowa i słowa, które codziennie wypowiadamy i słyszymy. Nie boi się zadawać trudnych pytań. Czy poważnie traktuję swoje słowa? Czy zastanawiam się co ze sobą niosą? Czy biorę za nie odpowiedzialność i ponoszę ich konsekwencje? W swoich rozważaniach opartych na przykładach z Biblii zwraca szczególną uwagę na to, jak wielką krzywdę możemy wyrządzić innym tym, co mówimy. Słowa wypowiedziane bez miłości, tylko dla przyjemności mówienia i dla zaspokojenia własnego „ja” przynoszą szkodę naszym bliźnim. Nie budują ich duchowo, często są obmową i oszczerstwem, a także okradają innych z cennego czasu, który może być przeznaczony na modlitwę. Dlatego przypomina i ostrzega nas słowami Jezusa:
A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony. Mt 12,36-37

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama