Europa coraz bardziej odcina się od swoich korzeni, dryfując niebezpiecznie w kierunku, który kiedyś wskazał włoski teoretyk marksizmu, Antonio Gramsci
Trwa na świecie i w Europie wojna kulturowa, wojna z wartościami. Widzimy, że rządy walczą dziś najczęściej nie o dobro i pełny postęp człowieka, ale o sprzedanie mu swojej ideologii po to jedynie, żeby zdobyć jego głos, zmanipulować i narzucić prawo, którego on nie zna i często nie chce |
Sierpień to czas pielgrzymek do setek polskich sanktuariów maryjnych. Każde z nich ma swoją specyfikę, swoją historię i swoich pątników. Różne można usłyszeć opinie na temat tego pielgrzymowania. Nie da się jednak zakwestionować tej szczególnej obecności i opieki Matki Bożej nad naszym narodem.
Codzienne serwisy informują o krwawych walkach w różnych miejscach świata. Nie będzie błędem stwierdzenie, że Maryja chroni nas, i już od kilkudziesięciu lat nie doświadczyliśmy hekatomby wojny. Trwa jednak na świecie i w Europie inna wojna — wojna kulturowa, wojna z wartościami. Widzimy, że rządy walczą dziś najczęściej nie o dobro i pełny postęp człowieka, ale o sprzedanie mu swojej ideologii po to jedynie, żeby zdobyć jego głos, żeby przeciągnąć go na swoją stronę, zmanipulować i narzucić prawo, którego on nie zna i często nie chce.
W Europie walczy się z prawem naturalnym, Bożym prawem wpisanym w nasze serca. Nie szanuje się życia, a za postęp uważa prawo do jego niszczenia. Wołający o pomstę do nieba potok niewinnej krwi zalewa cały świat. Człowiek otrzymał rozum i sumienie, żeby postęp, który kreuje, był zgodny z prawem naturalnym, żebyśmy uczyli się wzajemnej miłości. Tymczasem podejmuje się wiele wysiłków, żeby uwolnić człowieka od odpowiedzialności, od ofiarnej miłości wzajemnej. Promocja rozwodów, których jest coraz więcej, brak przygotowania do małżeństwa, zapłodnienie in vitro, krzyżowanie ludzkiego materiału genetycznego ze zwierzęcym, ingerowanie w prawa rodzicielskie — to działania bardzo niebezpieczne dla człowieczeństwa. Czy jest w nas pragnienie wychowania dzieci do czystości, wstrzemięźliwości, do dojrzałego małżeństwa? Trzeba bronić tego pragnienia i działać na rzecz jego realizacji, ze świadomością, że to jest właściwa droga rozwoju —
droga moralna, droga troski o właściwe wykorzystanie tej mocy, którą zostaliśmy obdarowani przez Boga.
Włoski filozof Antonio Gramsci po wycieczce do Związku Sowieckiego wrócił zachwycony marksizmem, mówiąc, że państwo dzierży tam pełnię władzy i dlatego udało się tam wprowadzić ideologię marksistowską, zniszczyć świątynie. Ponieważ w krajach demokratycznych taka forma niszczenia chrześcijaństwa jest niemożliwa, ten włoski ateista zaproponował nową koncepcję państwa i nowy sposób „formowania” społeczeństwa.
„Proletariat, któremu Marks przeznaczył «zaszczytną» rolę awangardy rewolucji, zawiódł komunistów — twierdzi. — «Lud pracujący miast i wsi» okazał się «niewdzięczny» i nie pokochał komunizmu szczerą miłością. To chrześcijaństwo, które «zdominowało» cywilizację europejską, stało się tym «zaczynem demoralizacji» klasy robotniczej. Aby «idee socjalizmu» zwyciężyły, należy uprzednio wykorzenić chrześcijaństwo z duszy «robotnika». Klasa robotnicza — przekonuje Gramsci — musi uzbroić się w cierpliwość, droga do zwycięstwa prowadzi bowiem przez zainfekowanie kultury poszczególnych narodów «(za) duchem» socjalizmu, zamiast stosowania nieskutecznej na dłuższą metę przemocy. Ten powolny proces rewolucyjny ma ostatecznie doprowadzić do emancypacji «mas ludowych», czyli do trwałej zmiany mentalnej społeczeństwa w taki sposób, aby świadomie, demokratycznie, z własnej i nieprzymuszonej woli odrzuciło «stare» normy moralne, obyczajowe, estetyczne, odrzuciło tradycyjne wartości i utożsamiło się z nowymi, socjalistycznymi, uznając je za swoje własne. Proces mentalnej transformacji społeczeństwa musi trwać dość długo, gdyż nowoczesne państwa demokratyczne posiadają skomplikowaną strukturę obronną, przypominającą «system okopów i fortyfikacji» w «wojnie pozycyjnej». (...) Szkolnictwo wszystkich stopni i Kościół to w każdym kraju dwie najpotężniejsze organizacje kulturalne. Po nich idą dzienniki, czasopisma, wydawnictwa, prywatne instytucje wychowawcze, zarówno te, które są uzupełnieniem szkoły państwowej, jak i instytucje kulturalne typu uniwersytetów ludowych. Inne zawody (...) stanowią pewien nieobojętny fragment życia kulturalnego. Należą tu np. lekarze, oficerowie armii, pracownicy sądownictwa. (...) Najbardziej typową z tych kategorii intelektualistów jest kler, monopolizujący przez długi czas (...) rozległą i ważną dziedzinę: ideologię religijną, czyli filozofię i naukę epoki wraz ze szkołą, nauczaniem, moralnością, wymiarem sprawiedliwości, dobroczynnością, opieką społeczną itd. (...) Cóż może przeciwstawić klasa nowatorska temu gigantycznemu kompleksowi szańców i fortyfikacji klasy panującej? Ducha rozłamu, czyli stopniowe fabrykowanie «demokratycznej zgody», «przyzwolenia», «konsensusu» w społeczeństwie na dominację idei socjalistycznych. Owo «fabrykowanie zgody» odbywa się poprzez «naturalizację» ideologii socjalizmu, gdy zostaje ona «znaturalizowana», postrzegana jest przez społeczeństwo jako zespół «zdroworozsądkowych» i «przezroczystych» poglądów. Jednak emancypacja nie może się dokonać wysiłkiem samego «ludu». «Masy» bez udziału inteligencji nie mogą samodzielnie wypracować świadomości rewolucyjnej. (...) To ludzie zajmujący «kierownicze» stanowiska w newralgicznych, ze względu na prawidłowe funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego, instytucjach. A więc dyrektorzy różnego typu szkół, rektorzy, nauczyciele, przedstawiciele instytucji religijnych, prezesi fundacji, przedstawiciele mediów, kierownicy domów kultury, właściciele dyskotek, prezesi wspólnot mieszkaniowych, a nawet tak — wydawałoby się — marginalnych «odcinków frontu ideologicznego», jak związki wędkarskie, miejskie biblioteki czy punkty skupu buraków. Są po to, aby kontrolować dobór i ekspozycję książek w tejże bibliotece lub określać sposób ustalania cen płodów rolnych dostarczanych do skupu przez rolników. Wywołany przez owych «intelektualistów organicznych» «ruch zbiorowy» stanowić ma «proces molekularny», który doprowadzi do «intelektualnej i moralnej reformy całego społeczeństwa», czyli do odchrześcijanienia, i to jeszcze zanim «klasa robotnicza» przejmie władzę polityczną w państwie” (por. Tadeusz Rynkiewicz, „Rewolucja nowej generacji”, w: „Nasz Dziennik”, nr 262/2009).
Czy nie jesteśmy dziś, na naszych ulicach, w naszych europejskich miastach, świadkami tego, że prawo Boże nie jest już obecne w publicznym życiu? W jednym z naszych miast pojawia się nowy człowiek z pewnej partii i pierwsze jego polecenie jako urzędnika państwowego to zdjęcie krzyża ze ściany urzędu. Pan Bóg ma coraz mniej
prawa do obecności w przestrzeni publicznej, bo powiedział na krzyżu: masz kochać nieprzyjaciół, masz życie oddawać za nieprzyjaciela — a to jest niewygodne dla polityków, bo nie pozwala nienawidzić przedstawiciela innej opcji politycznej. Dzisiejszym dramatem jest to, że państwo staje się partyjne, a nie państwowe, że za mało troszczy się o dobro wspólne.
Ważne, żebyśmy zobaczyli w tej sytuacji wielką wartość naszej modlitwy, ale i potrzebę budzenia aktywności społecznej. Wielką rolę mają tu do spełnienia media katolickie — szczególnie czasopisma, Radio Maryja, Radio Fara i inne radia diecezjalne, gazetki parafialne, które budzą aktywność i odpowiedzialność wśród ludzi. Taka odpowiedzialność za krzywdę czynioną bliźniemu, za to, co dzieje się na naszym podwórku, jest niezbędna. Nie możemy patrzeć obojętnie, bać się być dobrym. Musimy oceniać zasady, którymi kierują się kandydaci na rządzących naszym krajem, obserwować, kto troszczy się o Polskę, o nasz region, kto robi coś dla naszego wspólnego dobra. Trzeba, żeby ludzie obudzili się do pomocy, do solidarności wobec siebie w codziennych, życiowych sprawach.
Czy wszystko musi iść w kierunku zła? Nie. W najnowocześniejszych państwach we współczesnym świecie, państwach, które zrobiły wielki krok cywilizacyjny, ludzie szukają Boga, potrzebują Go. Postęp i dobrobyt wcale nie muszą się łączyć z odejściem od Boga i od Bożego prawa. Przeciwnie, im bardziej będziemy budować naszą przyszłość na moralności, tym większe będą szanse na trwały i bezpieczny rozwój.
Nieżyjący już Czesław Miłosz w 1974 r., na emigracji w Stanach Zjednoczonych, napisał wiersz pt. „Oeconomia divina”, w którym dochodzi do wniosku, że jeśli odrzucamy Boga, to cały nasz świat się rozpada, bo nie ma już żadnego uzasadnienia dla przeżywania trudności, dla przełamywania siebie samego:
„Nie myślałem, że żyć będę w tak osobliwej chwili.
Kiedy Bóg skalnych wyżyn i gromów,
Bóg Zastępów, Kyrios Sabaoth,
Najdotkliwiej upokorzy ludzi,
Pozwoliwszy im działać,
jak tylko zapragną,
Im pozostawiając wnioski
i nie mówiąc nic”.
To przestroga — nie odrzucajmy wyciągniętej do nas dłoni, którą jest dłoń Miłosiernego Ojca. Nie udawajmy, że nie wiemy, kim jest Maryja w Bożym planie i w naszym życiu. Podziękujmy całym sercem za łaskę wiary i za dar Maryi, Nauczycielki, Pośredniczki i najlepszej Matki.
opr. mg/mg