Przemówienie do uczestników światowego spotkania ruchów ludowych - 28.10.2014
28 października rano w starej Auli Synodu w Watykanie Papież Franciszek udzielił audiencji uczestnikom światowego spotkania ruchów ludowych, zorganizowanego przez Papieską Radę «Iustitia et Pax» i przez Papieską Akademię Nauk Społecznych. Udział w niej wzięli m.in. bp Sánchez Sorondo, kilku innych biskupów i blisko 150 osób z 80 krajów, reprezentujących pięć kontynentów. Na początku kard. Peter Kodwo Appiah Turkson, przewodniczący Rady «Iustitia et Pax», skierował do Ojca Świętego krótkie przemówienie powitalne, w którym podkreślił, że spotkanie ma na celu «umocnienie sieci organizacji ludowych, umożliwienie wzajemnego poznania się i promocję współpracy między nimi i Kościołami lokalnymi» na rzecz ochrony «godności i praw osoby ludzkiej». Papież wygłosił przemówienie po hiszpańsku.
Jeszcze raz dzień dobry!
Cieszę się, że jestem tu z wami, a ponadto muszę wam coś wyznać: przyszedłem tu po raz pierwszy, nigdy przedtem tu nie byłem. Jak powiedziałem, bardzo się cieszę i serdecznie was witam.
Dziękuję za to, że wy, którzy na własnej skórze doświadczacie nierówności i wykluczenia, przyjęliście zaproszenie do debaty na temat wielu poważnych problemów społecznych gnębiących współczesny świat. Dziękuję kard. Turksonowi za powitanie, dziękuję Eminencji za wszystko, co zrobił, i za słowa.
To spotkanie ruchów ludowych jest znakiem, wielkim znakiem: przyszliście, by przedstawić w obecności Boga, Kościoła, ludów rzeczywistość, o której często się nie mówi. Ubodzy nie tylko znoszą niesprawiedliwość, ale też z nią walczą!
Nie zadowalają się złudnymi obietnicami, wykrętami lub alibi. Nie czekają też z założonymi rękami na pomoc organizacji pozarządowych, plany pomocy lub rozwiązania, które nigdy nie są realizowane lub kiedy są realizowane, służą znieczuleniu lub udobruchaniu, co jest dość niebezpieczne. Wy czujecie, że ubodzy już nie czekają i chcą brać sprawy w swoje ręce; organizują się, uczą się, pracują, wymagają, a przede wszystkim stosują ten specjalny rodzaj solidarności, która tworzy się między ludźmi cierpiącymi, między ubogimi, a o której nasza cywilizacja zdaje się zapominać, lub przynajmniej chce zapomnieć.
Solidarność jest słowem, które nie zawsze się podoba; powiedziałbym, że parokrotnie zrobiliśmy z niej brzydkie słowo, którego nie można wymawiać; lecz słowo jest czymś o wiele większym niż parę sporadycznych aktów wielkoduszności. Znaczy mówienie i działanie w kategoriach wspólnoty, priorytetu życia wszystkich nad przywłaszczaniem sobie dóbr przez niewielu. To także walka ze strukturalnymi przyczynami ubóstwa, nierównością, brakiem zatrudnienia, ziemi i mieszkań, negowaniem praw społecznych i pracowniczych. To stawianie czoła niszczącym efektom imperium pieniądza: przymusowym przesiedleniom, bolesnym migracjom, handlowi ludźmi, narkotykom, wojnie, przemocy i wszystkim rzeczywistościom, których ofiarą pada wielu z was i które wszyscy musimy przemieniać. Solidarność, pojmowana w swoim najgłębszym sensie, jest sposobem kształtowania historii, i to właśnie robią ruchy ludowe.
To nasze dzisiejsze spotkanie nie jest wpisane w ideologię. Wy nie pracujecie w sferze idei, pracujecie w rzeczywistościach takich jak te, które wymieniłem, i wielu innych, o których mi opowiadaliście. Macie stopy w błocie i ręce w konkretnych sprawach. Macie na sobie zapach dzielnicy, ludu, walki! Chcemy, by wysłuchany był wasz głos, którego na ogół słucha się mało. Być może dlatego, że drażni, być może dlatego, że wasze wołanie przeszkadza, być może dlatego, że odczuwa się lęk przed zmianami, których się domagacie, lecz bez waszej obecności, bez udania się naprawdę na peryferie dobre propozycje i projekty, o których często słyszymy na międzynarodowych konferencjach, pozostają w sferze idei, są tylko projektami.
Nie można zmierzyć się ze skandalem ubóstwa, promując strategie redukcyjne, które jedynie uspokajają ubogich i przemieniają ich w osoby oswojone i nieszkodliwe. Jakie to smutne, kiedy widzimy, że pozornie altruistyczne akcje służą sprowadzaniu innych do bierności, negowaniu ich bądź - co gorsza - kryją się za nimi interesy i osobiste ambicje: Jezus nazwałby to obłudą. Jak pięknie jest natomiast widzieć aktywizowanie się ruchów, a przede wszystkim ich najuboższych i najmłodszych przedstawicieli. Wówczas, owszem, czuje się powiew obietnicy, która ożywia nadzieję na lepszy świat. Oby ten powiew przemienił się w huragan nadziei. Takie jest moje pragnienie.
To nasze spotkanie wyraża bardzo konkretne pragnienie, coś, czego każdy ojciec, każda matka chce dla swoich dzieci; to pragnienie powinni móc zaspokoić wszyscy, lecz dziś widzimy ze smutkiem, że jest coraz odleglejsze dla większości osób: są nim ziemia, mieszkanie i praca. To dziwne, ale jeśli o tym mówię, dla niektórych Papież jest komunistą. Nie pojmuje się, że miłość do ubogich jest sednem Ewangelii. Ziemia, mieszkanie i praca, to, o co walczycie, to są święte prawa. Domaganie się tego nie jest wcale dziwne, to nauka społeczna Kościoła. Omówię pokrótce każdą z tych rzeczy, bo wybraliście je na hasło tego spotkania.
Ziemia. Na początku stworzenia Bóg stworzył człowieka jako opiekuna swojego dzieła, powierzając mu zadanie uprawiania jej i doglądania. Widzę, że są tu dziesiątki rolników oraz rolniczek i pragnę im powinszować, bo opiekują się ziemią, uprawiają ją i czynią to we wspólnocie. Martwi mnie wykorzenienie tak licznych braci rolników, którzy cierpią z tej przyczyny, a nie z powodu wojen lub katastrof naturalnych. Zagarnianie ziemi, wylesianie, przywłaszczanie sobie wody, nieodpowiednie pestycydy to niektóre z bolączek powodujących oderwanie człowieka od rodzinnej ziemi. Ta bolesna rozłąka jest nie tylko fizyczna, ale również egzystencjalna i duchowa, ponieważ istnieje więź z ziemią, która sprawia, że wspólnota wiejska i jej szczególny styl życia ulegają wyraźnemu upadkowi, a wręcz zagraża im unicestwienie.
Innym wymiarem już globalnego procesu jest głód. Kiedy spekulacja finansowa warunkuje cenę artykułów spożywczych, traktując je jak każdy inny towar, miliony osób cierpią głód i umierają z głodu. Z drugiej strony, wyrzuca się tony żywności. To jest prawdziwy skandal. Głód jest zbrodnią, żywność jest niezbywalnym prawem. Wiem, że niektórzy z was domagają się reformy rolnej, by rozwiązać niektóre z tych problemów, i pozwólcie mi powiedzieć, że w pewnych krajach, a cytuję tutaj Kompendium Nauki Społecznej Kościoła, «reforma rolna staje się zatem, oprócz konieczności politycznej, obowiązkiem moralnym» (KNSK, 300).
Nie mówię tego tylko ja, lecz jest to napisane w Kompendium Nauki Społecznej Kościoła. Proszę was, walczcie dalej o godność rodziny wiejskiej, o wodę, o życie i o to, by wszyscy mogli korzystać z owoców ziemi.
Po drugie, mieszkanie. Mówiłem już o tym i powtarzam: mieszkanie dla każdej rodziny. Nie należy nigdy zapominać, że Jezus urodził się w stajni, ponieważ nie było miejsca w gospodach, że Jego rodzina musiała opuścić swój dom i uciekać do Egiptu, prześladowana przez Heroda. Dziś jest wiele rodzin bez dachu nad głową, czy to dlatego, że nigdy go nie miały, czy dlatego, że z różnych powodów go straciły. Rodzina i mieszkanie idą ze sobą w parze! Lecz dach nad głową, aby był domem, musi mieć również wymiar wspólnotowy: wymiar dzielnicy, i to właśnie w dzielnicy zaczyna się budować tę wielką rodzinę ludzką, poczynając od rzeczy najbliższych, od współżycia z sąsiadami. Dziś żyjemy w ogromnych miastach, które sprawiają wrażenie nowoczesnych, dumnych, a wręcz próżnych. Miastach, które oferują liczne przyjemności i wygody szczęśliwej mniejszości, lecz odmawia się dachu nad głową tysiącom naszych bliźnich i braci, nawet dzieciom, i nazywa ich wszystkich elegancko «osoby bez stałego miejsca zamieszkania». To ciekawe, jak wiele jest eufemizmów w świecie pełnym niesprawiedliwości. Nie nazywa się rzeczy po imieniu, lecz szuka się rzeczywistości w eufemizmach. Osoba, osoba wykluczona, odepchnięta na bok, osoba cierpiąca z powodu ubóstwa, głodu, jest osobą bez stałego miejsca zamieszkania; to eleganckie wyrażenie, nieprawdaż? Rozglądajcie się zawsze; w paru przypadkach mogę się mylić, lecz na ogół za eufemizmami kryją się zbrodnie.
Żyjemy w miastach, które budują wieżowce, galerie handlowe, handlują nieruchomościami, lecz pozostawiają część siebie na marginesie, na peryferiach. Jakie to bolesne, kiedy słyszy się, że osiedla biedne są spychane na margines bądź, co gorsza, że chce się je wykorzenić! Okrutne są obrazy przymusowych wysiedleń, dźwigów, które niszczą baraki, obrazy bardzo podobne do obrazów wojny. A to widzimy dzisiaj.
Wiecie, że w biednych dzielnicach, gdzie mieszka wielu z was, istnieją wartości, które są już zapomniane w ośrodkach bogatszych. Te osiedla są pobłogosławione bogatą kulturą ludową, przestrzeń publiczna nie jest tam zwykłym miejscem przechodnim, lecz przedłużeniem własnego domu, miejscem, gdzie tworzy się więzi z sąsiadami. Jak piękne są miasta, które pokonują niezdrową nieufność, przyjmują innych i tę integrację przemieniają w nowy czynnik rozwoju! Jak piękne są miasta, gdzie również w założeniu architektonicznym jest dużo przestrzeni, które łączą, pozwalają wchodzić w relacje, sprzyjają uznaniu drugiego! Dlatego mówimy «nie» wykorzenianiu i spychaniu na margines: trzeba iść drogą integracji miejskiej! To słowo musi całkowicie zastąpić słowo wykorzenienie, teraz, ale również te projekty, które chcą polakierować ubogie dzielnice, upiększyć peryferie, «podmalować» rany społeczne, zamiast je leczyć, promując autentyczną i nacechowaną szacunkiem integrację. Jest to swoista «architektura fasadowa», nieprawdaż? Idzie bowiem w tym kierunku. Pracujmy dalej, aby wszystkie rodziny miały mieszkanie i aby wszystkie dzielnice miały odpowiednią infrastrukturę (sieć kanalizacyjną, światło, gaz, asfalt, a także szkoły, szpitale, pogotowie ratunkowe, ośrodki sportowe i wszystkie rzeczy, które tworzą więzi i łączą, dostęp do służby zdrowia - już to powiedziałem - do oświaty i do zabezpieczenia własności).
Po trzecie, praca. Nie istnieje gorsze ubóstwo materialne - muszę to podkreślić - od tego, które nie pozwala zarabiać na chleb i pozbawia godności, jaką daje praca. Bezrobocie wśród młodzieży, nieformalność i brak praw pracowniczych nie są czymś nieuniknionym, lecz są rezultatem wcześniejszego wyboru społecznego, systemu ekonomicznego, który stawia korzyści wyżej niż człowieka, jeśli korzyść jest materialna, wyżej niż człowieczeństwo lub wyżej niż człowieka, są to skutki kultury odpadów, która uważa istotę ludzką samą w sobie za dobro konsumpcyjne, które można użyć, a potem wyrzucić.
Dziś do zjawiska wykorzystywania i ucisku dołącza się nowy wymiar, twardy i plastyczny odcień niesprawiedliwości społecznej; ci, którzy nie mogą się zintegrować, wykluczeni, zostają odrzucani, to «nadwyżki». To jest kultura odrzucania, i w tej sprawie chcę dodać coś, czego tu nie napisałem, lecz przyszło mi do głowy teraz. Dzieje się tak wtedy, kiedy w centrum systemu gospodarczego jest bóg pieniądz, a nie człowiek, osoba ludzka. Tak, w centrum każdego systemu społecznego lub ekonomicznego musi być osoba, obraz Boga, stworzona, aby była mianownikiem wszechświata. Kiedy osoba zostaje przesunięta i pojawia się bóg pieniądz dochodzi do tego przemieszania wartości.
Aby to zilustrować, przypomnę tu naukę pochodzącą z roku ok. 1200. Żydowski rabin wyjaśniał swoim wiernym historię wieży Babel i opowiadał im, że aby zbudować tę wieżę Babel, konieczny był wielki wysiłek, trzeba było wyprodukować cegły, a żeby wyprodukować cegły, trzeba było przygotować glinę i przynieść słomę, wymieszać glinę ze słomą, potem pociąć to na kwadraty, wysuszyć, wypalić, a kiedy cegły były wypalone i zimne, nosić je na górę, by budować wieżę.
Jeśli zdarzało się, że cegła upadała na ziemię - a zrobienie jej kosztowało tak wiele pracy - była to niemal tragedia narodowa. Ten, kto ją upuścił, był karany lub przepędzany, czy też nie wiem, co mu robiono, lecz jeśli spadał robotnik, nie działo się nic. Tak jest, kiedy osoba służy bogu pieniądzowi; a opowiadał o tym żydowski rabin w r. 1200, wyjaśniając te straszne rzeczy.
Jeśli chodzi o odpady, to musimy również uważać trochę na to, co dzieje się w naszym społeczeństwie. Powtarzam rzeczy, które mówiłem i które są napisane w Evangelii gaudium. Dziś odrzuca się dzieci, bowiem wskaźnik urodzin w wielu krajach świata się zmniejszył, bądź też odrzuca się dzieci z powodu braku żywności lub też dlatego, że zostają zabite przed urodzeniem - odrzucanie dzieci.
Odrzuca się osoby starsze, ponieważ są niepotrzebne, nieproduktywne; ani dzieci, ani osoby starsze nie produkują, toteż za pomocą bardziej lub mniej wymyślnych systemów powoli się je opuszcza, a teraz, ponieważ w tym kryzysie trzeba odzyskać pewną równowagę, obserwujemy trzeci rodzaj bardzo bolesnego odrzucania: odrzucanie ludzi młodych. Miliony ludzi młodych - nie podaję liczby, bo jej dokładnie nie znam, a ta, którą czytałem, wydaje mi się trochę przesadzona - miliony młodych ludzi odrzucono z rynku pracy, jest bezrobotnych.
W krajach europejskich, a tutaj statystyka jest bardzo wyraźna, tu, we Włoszech młodzi bezrobotni stanowią nieco ponad czterdzieści procent; wiecie, co to znaczy czterdzieści procent młodych ludzi - całe pokolenie, skreślono całe pokolenie, by utrzymać równowagę. W innym kraju europejskim przekracza pięćdziesiąt procent, i w tym samym kraju, gdzie jest ich pięćdziesiąt procent, na południu jest ich sześćdziesiąt procent. Są to liczby wyraźne, mówią o odrzucaniu. Odrzucaniu dzieci, odrzucaniu osób starszych, które nie produkują, i musimy poświęcić całe pokolenie młodzieży, odrzuconej młodzieży, by móc utrzymać i zrównoważyć system, którego centrum stanowi bóg pieniądz, a nie osoba ludzka.
Mimo tej kultury odrzucania, tej kultury nadwyżek, wielu z was, pracowników wykluczonych, stanowiących nadwyżki dla tego systemu, wymyśliło sobie swoją pracę, wykorzystując wszystko to, co jak się wydawało, nie mogło być już użyte, lecz wy, dzięki swoim umiejętnościom rzemieślniczym, które dał wam Bóg, dzięki poszukiwaniom, dzięki solidarności, dzięki pracy wspólnotowej, dzięki ekonomii ludowej, zdołaliście to zrobić i wciąż robicie... I pozwólcie mi powiedzieć, że to jest nie tylko praca, to jest poezja! Dziękuję.
Już teraz każdy pracownik, niezależnie od tego, czy należy do formalnego systemu pracy zarobkowej, ma prawo do godnej zapłaty, do ubezpieczeń socjalnych i do świadczeń emerytalnych. Są tutaj zbieracze kartonu, pracownicy recyklingu, wędrowni sprzedawcy, krawcy, rzemieślnicy, rybacy, rolnicy, murarze, górnicy, pracownicy uratowanych przedsiębiorstw, członkowie spółdzielni wszelkiego rodzaju i osoby wykonujące najpowszechniejsze zawody, które są pozbawione praw pracowniczych, którym odmawia się możliwości należenia do związku zawodowego, które nie mają odpowiednich stałych dochodów. Dziś chcę dołączyć mój głos do ich głosu i być z nimi w walce.
Podczas tego spotkania mówiliście także o pokoju i ekologii. To logiczne: nie można mieć ziemi, nie można mieć mieszkania, nie można mieć pracy, jeśli nie mamy pokoju i jeśli zniszczymy planetę. Są to sprawy tak ważne, że ludy i ich podstawowe organizacje nie mogą się nimi nie zajmować. Nie mogą pozostać jedynie w rękach przywódców politycznych. Wszystkie ludy ziemi, wszyscy mężczyźni i kobiety dobrej woli, wszyscy musimy zabrać głos w obronie tych dwóch cennych darów: pokoju i przyrody. Siostry matki ziemi, jak mówił św. Franciszek z Asyżu.
Niedawno powiedziałem i powtarzam jeszcze raz, że przeżywamy trzecią wojnę światową, ale w częściach. Są systemy gospodarcze, które aby przetrwać, muszą prowadzić wojnę. Wówczas produkuje się i sprzedaje broń, a budżety gospodarek, które składają ofiarę z człowieka u stóp boga pieniądza, oczywiście zostają uzdrowione. I nie myśli się o wygłodzonych dzieciach w obozach dla uchodźców, nie myśli się o ludziach przemieszczanych siłą, nie myśli się o zburzonych domach, nie myśli się też o tylu straconych życiach. Ileż cierpienia, ile zniszczeń, ile bólu! Dziś, drodzy bracia i siostry, w każdej części świata, w każdym narodzie, w każdym sercu i w ruchach ludowych rodzi się wołanie o pokój: Nigdy więcej wojny!
System gospodarczy skoncentrowany wokół boga pieniądza musi również grabić przyrodę, grabić przyrodę, by utrzymać gorączkowy rytm konsumpcji, który go cechuje. Niszczące skutki zmian klimatycznych, zanikania różnorodności biologicznej, wylesiania już dziś są widoczne w wielkich katastrofach, których jesteśmy świadkami, a z ich powodu najbardziej cierpicie wy, ubodzy, wy, którzy mieszkacie blisko wybrzeży w nietrwałych zabudowaniach lub jesteście ekonomicznie tak słabi, że w klęskach żywiołowych tracicie wszystko. Bracia i siostry, świat stworzony nie jest własnością, którą możemy dysponować według naszego upodobania; a tym bardziej nie jest własnością tylko niektórych, nielicznych. Świat stworzony jest darem, jest prezentem, cudownym darem, który nam ofiarował Bóg, abyśmy się nim opiekowali i posługiwali się nim dla dobra wszystkich, zawsze z szacunkiem i wdzięcznością. Wiecie być może, iż przygotowuję encyklikę o ekologii: bądźcie pewni, że będą w niej wyrażone wasze troski. Dziękuję, korzystam z tej okazji, by podziękować za list w tej sprawie, który przysłali mi członkowie Vía Campesina, Federación de Cartoneros i liczni inni bracia.
Mówimy o ziemi, pracy, domu. Mówimy o pracowaniu na rzecz pokoju i o doglądaniu przyrody. Lecz dlaczego przyzwyczajamy się do tego, że niszczy się godną pracę, pozbawia dachu nad głową rodziny, przepędza się rolników, prowadzi się wojny i popełnia nadużycia wobec przyrody? Bo w tym systemie człowiek, osoba ludzka została usunięta z centrum i zastąpiona czym innym. Bo otacza się bałwochwalczym kultem pieniądz. Bo doszło do globalizacji obojętności! Doszło do globalizacji obojętności: co mnie obchodzi, co dzieje się z innymi, kiedy bronię tego, co moje? Bo świat zapomniał o Bogu, który jest Ojcem: stał się sierotą, bo odsunął na bok Boga.
Niektórzy z was powiedzieli: tego systemu nie da się dłużej znieść. Musimy go zmienić, musimy na nowo postawić w centrum godność ludzką, i na tym filarze należy budować alternatywne struktury społeczne, których potrzebujemy. Należy to czynić z odwagą, ale również inteligentnie. Wytrwale, ale bez fanatyzmu. Z pasją, ale bez przemocy. I wszyscy razem, rozwiązując konflikty, a nie grzęznąc w nich, starając się zawsze rozładowywać napięcia, by osiągnąć wyższy poziom jedności, pokoju i sprawiedliwości. My, chrześcijanie, mamy piękną rzecz, kierunek działania, program, można powiedzieć, rewolucyjny. Zalecam wam gorąco czytanie go, czytanie błogosławieństw, które są zawarte w 5. rozdziale [Ewangelii] św. Mateusza i 6. rozdziale św. Łukasza (por. Mt 5, 3 i Łk 6, 20), oraz czytanie fragmentu z Ewangelii św. Mateusza 25. Powiedziałem to młodzieży w Rio de Janeiro, w tych dwóch rzeczach jest program działania.
Wiem, że wśród was są osoby wyznające różne religie, wykonujące różne zawody, mające różne poglądy i kultury, pochodzące z różnych krajów i kontynentów. Dziś realizujecie tutaj w praktyce kulturę spotkania, tak różną od ksenofobii, od dyskryminacji i nietolerancji, które tak często widzimy. Wśród wykluczonych bardzo często dochodzi do tego spotkania kultur, gdzie zbiorowość nie pozbawia cech szczególnych, zbiorowość nie pozbawia cech szczególnych. Dlatego lubię posługiwać się obrazem wielościanu, bryły geometrycznej, której ścianami są różne figury. Wielościan odzwierciedla połączenie wszystkich części, które zachowują w nim swoją oryginalność. Nic nie ginie, niczego się nie niszczy, nad niczym się nie panuje, wszystko się łączy, wszystko się łączy. Dziś szukacie również syntezy tego, co lokalne, i tego, co globalne. Wiem, że zajmujecie się codziennie rzeczami bliskimi, konkretnymi, na swoim terytorium, w swojej dzielnicy, w swoim miejscu pracy: zachęcam was także, byście nadal poszukiwali szerszej perspektywy, niech wasze marzenia szybują wysoko i obejmują wszystko!
Dlatego wydaje mi się ważna propozycja, o której kilku z was mi mówiło, aby te ruchy, te doświadczenia solidarności, które rodzą się oddolnie, w najniższych warstwach planety, łączyły się ze sobą, były lepiej skoordynowane, spotykały się, jak wy teraz w tych dniach. Uwaga, nigdy nie jest dobrze zamykać ruch w sztywnych strukturach, dlatego powiedziałem «spotykać się», tym bardziej nie jest dobrze próbować go wchłonąć, kierować nim lub nad nim panować; wolne ruchy mają swoją dynamikę, owszem, musimy próbować iść razem. Jesteśmy w tej sali, która jest starą Aulą Synodu, teraz jest aula nowa, a synod znaczy właśnie «iść razem»: niech to będzie symbolem procesu, który zapoczątkowaliście i który rozwijacie!
Ruchy ludowe wyrażają pilną potrzebę ożywienia naszych demokracji, bardzo często zbaczających z drogi pod wpływem rozlicznych czynników. Niemożliwe jest wyobrażenie sobie przyszłości społeczeństwa, w której nie będą uczestniczyć - jako główni bohaterowie - wielkie większości, a ta ich rola wykracza poza logiczne procedury formalnej demokracji. Perspektywa świata żyjącego w trwałym pokoju i sprawiedliwości wymaga od nas, byśmy przezwyciężyli paternalistyczną opiekę, wymaga, byśmy tworzyli nowe formy uczestnictwa, które uwzględnią ruchy ludowe i będą ożywiały lokalne, krajowe i międzynarodowe struktury zarządzania strumieniem energii moralnej, który rodzi się z włączenia wykluczonych w budowanie wspólnego losu. W duchu konstruktywnym, bez urazy, z miłością.
Serdecznie wam towarzyszę na tej drodze. Powiedzmy razem od serca: żadna rodzina bez mieszkania, żaden rolnik bez ziemi, żaden pracownik bez praw, żadna osoba bez godności, którą daje praca.
Drodzy bracia i siostry, prowadźcie dalej swoją walkę, to robi dobrze nam wszystkim. Jest to jakby błogosławieństwo człowieczeństwa. Na pamiątkę i jako prezent wraz z moim błogosławieństwem daję wam kilka różańców sporządzonych przez rzemieślników, cartoneros i pracowników gospodarki ludowej w Ameryce Łacińskiej.
Towarzysząc wam, modlę się za was, modlę się z wami i pragnę prosić Boga Ojca, by wam towarzyszył i błogosławił, by napełniał was swoją miłością i by wam towarzyszył w drodze, dając wam obficie siłę, która pozwala stać na nogach: tą siłą jest nadzieja - nadzieja, która nie zawodzi. Dziękuję.|/p#
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (11/2014) and Polish Bishops Conference