Wierność dla nauki Kościoła

Przemówienie podczas audiencji generalnej 04.12.1968

Ilekroć do Was przemawiamy, ilekroć zadanie Naszego urzędu zobowiązuje Nas do wyrażenia tego, co uznajemy za prawdziwe i konieczne do zbawienia, przypominają się Nam słowa św. Pawła z listu do Koryntian: "Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!"(1). Ilekroć świadectwo wewnętrzne daje nam upajającą pewność naszej wiary, ogarnia nas duchowy lęk, który opanowujemy jedynie dzięki umiłowaniu Naszego urzędu i poczuciu obowiązku, jaki on nakłada. Lęk ten bywa powodowany wrażeniem, że nie umiemy mówić, nie potrafimy wyrazić tego, co pragnęlibyśmy i powinniśmy powiedzieć. Przypominają się zawsze skargi proroka Jeremiasza: "A, a, a, Panie Boże, oto nie umiem mówić"(2), i to nie tylko z racji własnej nieudolności, ale i ze względu na dwa inne powody. Po pierwsze: ze względu na ogrom, głębię i niewymowność tego, co należałoby głosić; a po drugie: ze względu na wątpliwość, czy ten, kto Nas słucha, potrafi zrozumieć to, co głosimy.

Ta ostatnia trudność, mianowicie troska o to, by nas rozumiano, staje się w naszych czasach coraz większą, coraz bardziej zobowiązującą i coraz bardziej problematyczną. W jaki sposób przełożyć na język zrozumiały dla wszystkich prawdy religijne? W jaki sposób zachować nienaruszalną prawowierność dogmatów chrześcijańskich a równocześnie wyrazić je językiem dostępnym dla ludzi współczesnych? W jaki sposób troskliwie utrzymać autentyczność zbawczego posłannictwa a jednocześnie sprawić, by przyjęte zostały przez ludzi współczesnych? Zdajecie sobie sprawę, że ta trudność dydaktyczna stawia dziś ogromne problemy przed Urzędem Nauczycielskim Kościoła, a niektórych mistrzów w nauczaniu prawd wiary oraz niemałą ilość publicystów biegłych w sztuce uprzystępnia każdej sprawy, czynienia jej łatwą do zrozumienia i ciekawą - zmusza do wysiłku, by wyrazić jasno i trafnie prawdę religijną tak, by wszyscy mogli ją uznać i w pewnej mierze zrozumieć.

Ten wysiłek jest godzien pochwały. Nadaje on precyzję i wartość głoszeniu objawionego orędzia, tzn. kaznodziejstwu, nauczaniu religii, apologetyce i teologicznej refleksji. Skoro kontakt między Bogiem a człowiekiem nawiązuje się normalnie przez słowo, a nie tylko poprzez czyny, znaki i charyzmaty, to słuszną jest rzeczą, aby to słowo było w jakiś sposób zrozumiałe. Zachowuje ono swą transcendentną głębię, ale dzięki użyciu wyrażeń apologetycznych da się zrozumieć, przyjąć i ująć w ścisłe ramy proporcjonalne do możliwości słuchającego. Pamiętajmy o zasadzie scholastycznej: quidquid recipitur, per modum recipientis recipitur, tzn. "treść bywa przyjmowana w sposób właściwy temu, który ją przyjmuje". Oto uzasadnienie pedagogicznej sztuki stopniowania, stosowania przykładów, języka potocznego a także elokwencji czy wyrażeń obrazowych, nadających się do zakomunikowania, przekazania i rozpowszechnienia słowa objawionego.

Ten wysiłek dostosowania słowa objawionego do zrozumienia słuchaczy, tj. Bożych uczniów, niesie z sobą niebezpieczeństwo pójścia za daleko, wykroczenia poza ten chwalebny zamiar i przekroczenia granicy wierności względem samej treści orędzia Bożego. Mianowicie jest to niebezpieczeństwo dwuznaczności, przemilczeń lub wprowadzenia zmian naruszających całość orędzia. Ma to miejsce wtedy, gdy ulegamy pokusie wybierania ze skarbów prawd objawionych tych prawd, które się nam podobają, pomijając inne, albo pokusie przerabiania prawd objawionych na modłę własnych dowolnych poglądów niezgodnych z autentycznym sensem danych prawd. To niebezpieczeństwo i ta pokusa tkwi w nas wszystkich, ponieważ wszyscy w zetknięciu ze słowem Bożym próbujemy dostosować je do naszej mentalności i do naszej kultury, tzn. poddać je krytycznemu osądowi, który odbiera słowu Bożemu jego jednoznaczną treść i obiektywną powagę, a ostatecznie pozbawia wspólnoty wiernych owego przylgnięcia do identycznej prawdy. Pozbawia więc wiernych jednej wiary, owej Pawłowej una fides, która uległa dezintegracji, przez co ulega rozbiciu sama społeczność, czyli Kościół - jeden, prawdziwy. Powyższe spostrzeżenie już samo wystarczyłoby, by przekonać każdego o słuszności tego faktu, że Bóg postawił słowo objawione - zawarte w Piśmie św. i w Tradycji Apostolskiej - pod opieką widzialnego i trwałego Urzędu Nauczycielskiego upoważnionego do chronienia, interpretowania i głoszenia tego słowa.

Rozumiecie, jak delikatną i ważną sprawą jest zagadnienie naszego języka, którym wyrażamy prawdy wiary. Z jednej strony musi on ściśle odpowiadać myśli Bożej i temu Słowu, które ją nam przekazało w sposób pierwotny i oryginalny. Z drugiej strony język ten powinien trafiać do uszu słuchaczy i być dla nich, o ile możności, zrozumiały. Nic w tym dziwnego, że nauczanie prawd wiary wydaje się rzeczą trudną z istoty swojej zarówno ze względu na treść, jak i na autentyczne jej sformułowanie. Nic też dziwnego, że wysiłek dostosowania, o którym mówiliśmy, czyli owo aggiornamento, jak się dziś mówi, może się czasem gorzej udać, być niedoskonałym bądź w wyłożeniu doktryny, bądź w odniesieniu do słuchaczy. I nic dziwnego, że różne są sposoby badań i teologicznych wyjaśnień. Jedne z nich zajmują się rozważaniem jednej strony zagadnienia, inne raczej mają na oku odmienny, choć zawsze autentyczny aspekt danego punktu doktryny. Owszem taka rozmaitość podejścia jest wskazana, ujawnia bowiem bogactwo naszej spuścizny naukowej, niewyczerpaną płodność badań egzegetycznych, spekulatywnych, mistycznych itd., dla których ta spuścizna może stanowić przedmiot. Ujawnia się także względną swobodą badań i wykładów, która pozwala uczonym, profesorom, artystom, a także zwykłym wiernym dotrzeć do źródła wody żywej, jakim jest nauka wiary, której jesteśmy spragnieni.

Istnieje jednak jeden konieczny warunek, o którym wspomnieliśmy poprzednio. Jest nim absolutny szacunek dla całości przekazanego Objawienia. Pod tym względem - jak dobrze wiecie - Kościół katolicki jest skrupulatny, surowy i wymagający, jest dogmatyczny. Nie można odrzucić form, w których nauka wiary została z rozwagą i autorytatywnie określona. Urząd Nauczycielski Kościoła nie odstąpi od tej zasady, nawet kosztem poniesienia ujemnych następstw, np. niepopularności nauki. Nie może inaczej postąpić. Zresztą sam Pan Jezus doświadczył trudności przyjęcia swej nauki. Wielu z Jego słuchaczy nie zrozumiało jej, a nawet swoim ukochanym uczniom którym, jak i wszystkim obecnym, wydawała się "twardą Jego mowa" i gorszyli się z niej - Jezus nie wahał się zadać bardzo bolesnego pytania: "Czy i wy odejść chcecie?"

To jest zawsze niepokojący problem. Następnie samo wykonywanie kościelnego Urzędu Nauczycielskiego stało się dzisiaj trudne i jest kwestionowane. Urząd ten jednak musi wypełnić swoje przekazywanie i musi dawać świadectwo, choćby nie wiadomo jakim kosztem, gdyby to było konieczne dla dobra wiary i prawa Bożego. Przede wszystkim jednak Urząd ten przeprowadza badania i zachęca, by ludziom współczesnym jak najbardziej uprzystępnić swoje nauczanie dogmatyczne i duszpasterskie.

Wy, Synowie najdrożsi, którzy dostrzegacie próbę, na jaką jest wystawiona misja nauczycielska Kościoła, chcielibyście ją podzielać i podtrzymywać przez Waszą wierność, poprzez popieranie rzetelnych studiów teologicznych, przez podjęcie autentycznego nauczania religijnego, poprzez wyznanie Waszej wiary chrześcijańskiej w modlitwie liturgicznej i w życiu chrześcijańskim, a także przez wyrozumiałe spojrzenie w duchu miłości rodzinnej na zdarzające się czasem potknięcia w nauczaniu kościelnym, zachodzące w słowie i piśmie.


Przypisy:

1. 1 Kor 9, 16.

2. Jr 1, 6.



Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 7 - 10



opr. kkk/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama