Na drodze ekumenizmu

Przemówienie podczas audiencji generalnej 21.01.1971

Na całym świecie obchodzi Kościół "Tydzień Modlitw o Jedność", o złączenie w jednym Kościele Chrystusowym wszystkich chrześcijan zaszczyconych tym imieniem i odpowiedzialnością za nie, a ciągle jeszcze podzielonych na tyle odłamów, odciętych od siebie i od wspólnoty kościelnej. W miarę, jak wzrasta oczywistość tego podstawowego obowiązku chrześcijan, którzy przez sam fakt, że są chrześcijanami, powinni zachować - jak mówi św. Paweł - "jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich"(1) - wzrasta równocześnie świadomość, pragnienie i potrzeba odnowy tego, czym Kościół jest w swojej istocie; potrzeba odnowienia wspólnoty(2). Wzrasta złe samopoczucie, ból z powodu nieznośnego, lecz ciągłego kruszenia się imienia chrześcijańskiego. Wzrasta niecierpliwość, by ujrzeć ekumenizm i cieszyć się nim. Jednocześnie jednak dają się zauważyć trudności na drodze do osiągnięcia szczerego i skutecznego pojednania między chrześcijanami. Minęły wieki, które sprawiły, że skrystalizowała się ta nienormalna sytuacja historyczna. Wszędzie przeprowadzano nie kończące się dyskusje i polemiki. Za autorytety przyjęto jednostki wybitne pod względem intelektualnym, moralnym i duchowym, które broniły swoich różnych pozycji i wyjaśniały je. Zawarto praktyczne układy, kompromisy polityczno-religijne - oczywiście niezgodne z chrześcijańską jednością i autonomią Kościoła - jak przydzielenie terytoriów geograficznych poszczególnym odłamom chrześcijańskim i przyznanie świeckim władcom władzy także na polu religii (tak się stało w r. 1648, kiedy to w układach pokojowych po wojnie trzydziestoletniej utrwalono absurdalną zasadę: Cuius regio eius religio(3)). W różnych oddzielonych Kościołach i w różnych wyznaniach chrześcijańskich powstały pewne tradycje, pewne sposoby myślenia, pewna dobra wiara. W obronie określonych systemów teologicznych, różniących się między sobą, napisano niezliczone tomy. Własny Kościół przyobleczono w szaty nietykalnej ortodoksji. Pozwolono też na spokojny rozwój zasady wolnego badania, uznając każdą osobistą i dowolną interpretację Biblii, a odrzucając autorytet magisterium katolickiego i zastępując je niezliczonymi i sprzecznymi z sobą nauczycielami... Gdzież więc jest jedność wiary, miłość wspólnoty kościelnej?

Daremne i prawdziwe usiłowania

Trudności wydają się nie do przezwyciężenia! Ekumenizm zdaje się ginąć w beznadziejnych wysiłkach! Również dlatego, że szlachetne usiłowania nowoczesnego ekumenizmu katolickiego, wykazując skłonność do przyznania każdemu odłamowi chrześcijańskiemu własnej wiary, ożywiają i pobudzają problem jedności, ale nie mogą go rozwiązać bez tego autorytetu i bez tego właśnie charyzmatu jedności, którym - według nas - jest prerogatywa Piotra. Ale niektórzy mówią: czyż więc Piotr nie mógłby zrezygnować z tylu swoich wymagań i czyż katolicy i dysydenci nie mogliby wspólnie celebrować Eucharystii, najwznioślejszego i najbardziej istotnego aktu, tak bardzo charakterystycznego dla religii chrześcijańskiej, i ogłosić, że osiągnęli upragnioną jedność? Niestety, nie w ten sposób. W rzeczywistości nie na tej drodze, nie na drodze interkomunii - jak się teraz mówi - można osiągnąć jedność. Jakaż to byłaby jedność bez tej samej wiary i bez identycznego i ważnego kapłaństwa? W tych dniach właśnie ukazało się jasne i miarodajne określenie Sekretariatu Jedności Chrześcijan, przypominające zakaz interkomunii (z wyjątkiem wypadków specjalnych i określonych) i ostrzegające katolików przed braniem w niej udziału. Nie jest to droga właściwa, ale zboczenie z niej.

Zapytacie nas zatem: czy nie stoimy przed problemem nierozwiązalnym, skoro istnieją tak liczne i poważne trudności, skoro istnieją daremne, a nawet szkodliwe i niewłaściwe i konformistyczne usiłowania prowadzące do sztucznej jedności?

Nie, najdrożsi Synowie. Nie powinniśmy tracić nadziei na szczęśliwe wyniki ekumenizmu, tak mocno popartego przez ostatni Sobór Watykański, nawet jeżeli jest to bardzo trudna sprawa, jeżeli posuwa się powoli i stopniowo. Przede wszystkim przypominamy wam, że sprawa ekumenizmu zyskała już wiele, bardzo wiele. Bodaj nie ma innej idei, która wydawałaby się bardziej zwycięską, nad ideę, że chrześcijaństwo jest jedno. Chrystus chciał jedności. Jeden, jedyny Kościół powinien być jej wyrazem. Jedności tej potrzebuje sprawa religii. Jeśli to jest obowiązkiem, interesem chrześcijan, to jedność powinna odrodzić się. Od historycznego i duchowego ruchu odśrodkowego przeszliśmy już do nastawienia dośrodkowego. Poczyniono też bardzo ważne kroki, by to ukierunkowanie przybrało formę ruchu ku powszechnej wspólnocie kościelnej i właśnie do tego dąży się dzisiaj gorliwie. Popularność idei ekumenicznej rozszerza się i opanowuje umysły prawe i wierzące. Lud Boży myśli, modli się, działa, oczekuje i cierpi dla swej pełnej i autentycznej jedności. W tym roku w Rzymie nasz kardynał Wikariusz rozpoczął bardzo intensywne i powszechne obchody Tygodnia Modlitw o Jedność wszystkich chrześcijan. Na szczeblu oficjalnym, reprezentacyjnym prowadzi się studia, spotkania, dyskusje, stawia się wnioski, by rozwiązać delikatne i liczne problemy związane z odłamami, które jeszcze nie są na drodze do pojednania i złączenia się w jednym Kościele. Wiele mówi się o miłości między chrześcijanami, wciąż jeszcze podzielonymi, a nie o pogardzie, nieufności i obojętności. Wspólne inicjatywy katolików i niekatolików na płaszczyźnie kulturalnej, społecznej i charytatywnej spotykają się już z braterską i realną współpracą. Ze wszystkich stron dąży się do lepszego poznania, szacunku, wzajemnej pomocy. Zarysowują się prawdziwe możliwości oraz perspektywy, że to, co prawdziwe, dobre i piękne w różnych sposobach wyrażania się chrześcijaństwa, może być zachowane i włączone w pełnię tego samego wyznania wiary, miłości, wspólnoty kościelnej. Dla zrealizowania tej tak cudownej sprawy potrzeba wielkich dusz, kapłanów, nauczycieli, artystów i świętych.

Na dowód pozytywnego i ciągłego rozwoju idei ekumenizmu można by powiedzieć jeszcze inne rzeczy dla wspólnego umocnienia. Powtarzamy jednak: droga jest długa i trudna. Zadajemy sobie pytanie: Co możemy zrobić my, katolicy, by skrócić i wyrównać drogę? Niech każdy zada sobie to pytanie: co ja mogę zrobić, by pomóc ewangelicznej sprawie jednej owczarni i Pasterza, ustanowionego dla reprezentowania jedynego, najwyższego i niewidzialnego Pasterza, którym jest Chrystus Pan(4).

Rachunek sumienia

Jest to rachunek sumienia, który wszyscy powinniśmy przeprowadzić.

Odpowiedzią ogólną obowiązującą wszystkich jest staranie, ażeby być prawdziwymi katolikami, zwartymi wewnętrznie, przekonanymi, dobrymi. Nie może istnieć katolicyzm "rozcieńczony", zapierający się tego, co nas zbliża do Braci Odłączonych i Braci Odłączonych do nas. Mimetyzm religijny i moralny wobec łatwych i dyskusyjnych form życia chrześcijańskiego nie uzdalnia ani do przykładnego życia, ani do apostolstwa, nie wzbudza szacunku, zaufania i nie skłania do naśladowania, co gorsza, obniża wartość sprawy Chrystusa i jego Kościoła. Przypomina się nauka Soboru na ten temat, i właśnie w odniesieniu do ekumenizmu. Aby siła przyciągająca do jedności w Kościele Chrystusowym była skuteczna, "wszyscy katolicy powinni dążyć do chrześcijańskiej doskonałości"(5). Tym punktem kończymy wyliczając cnoty, które z naszej strony mogą usunąć przeszkody na drodze do spotkania z Braćmi chrześcijanami dotąd od nas odłączonymi. Pierwszą cnotą - to jedność między nami, katolikami. Każdy podział, każdy konflikt, każdy separatyzm, każdy egoizm w naszej katolickiej wspólnocie godzi w sprawę ekumenizmu, opóźnia marsz ku szczęśliwemu spotkaniu, działa niezgodnie z Kościołem, którego członkowie odznaczają się - jak nauczał Chrystus - wzajemną miłością(6). Drugą cnotą jest stałość i prostota wiary, ożywionej Słowem Bożym i Chlebem Eucharystycznym. Następnie - pokora wobec daru posiadania pełnej i prawdziwej wiary. Dalej - otwarta i wspaniałomyślna dobroć wobec wszystkich; duch usłużności i ofiary. I wreszcie - miłość do Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.

Na koniec - jak zawsze - potrzebna nam jest modlitwa. Przedsięwzięcie przewyższa nasze siły tak bardzo, że konieczna jest pomoc Pana. Musimy prosić o nią pobożnie, pokornie, ufnie; wszyscy i nieustannie.


Przypisy:

1. Ef 4, 3 - 6.

2. Por. H a m e r, L`Eglise est une communion, Paris 1962.

3. "Czyj kraj, tego religia".

4. Por. J 10, 16.

5. DE n. 4.

6. Por. J 13, 35.



Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 364 - 368.



opr. kkk/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama