Prezentacja książki "Jezus z Nazaretu"

Prezentacja książki "Jezus z Nazaretu" papieża Benedykta XVI

13 kwietnia w Auli Synodalnej w Watykanie odbyła się prezentacja książki Benedykta XVI «Jezus z Nazaretu» z udziałem arcybiskupa Wiednia kard. Christopha Schönborna, prof. Daniele Garrone, prof. Massima Cacciarego, w obecności licznych osobistości kościelnych i świeckich. Papież zaczął ją pisać w 2003 r. i — jak mówi we wstępie — po wyborze na Stolicę Piotrową wykorzystywał wszystkie wolne chwile na pisanie dalszych jej części. Ukazała się ona jednocześnie w trzech krajach: w Niemczech w wydawnictwie Herder, we Włoszech — w Rizzoli, i w Polsce w Wydawnictwie M (prezentacja polskiego wydania odbyła się 16 kwietnia, w dniu 80. urodzin Benedykta XVI, w Warszawie). Książka licząca we włoskim wydaniu 300 stron jest w zamierzeniu autora pierwszą częścią większej całości i składa się z 10 rozdziałów, obejmujących okres od chrztu Jezusa w Jordanie do wyznania Piotra i przemienienia. Poniżej zamieszczamy wystąpienie kard. Schönborna podczas prezentacji w Watykanie.

Papież na agorze

Nie zdumiewa, że Papież mówi o Chrystusie. To, że Następca Piotra powtarza dzisiaj wyznanie apostoła uczynione Jezusowi, stanowi przecież istotę jego zadania. «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego» (Mt 16, 16) — to uroczyste uznanie tożsamości Jezusa z Nazaretu jest mocnym fundamentem, na którym opiera się Kościół Chrystusa. Nie może zatem zdumiewać, że Następca Kefasa, Piotra, człowieka-«opoki», na której Jezus przyrzekł zbudować swój Kościół, powtarza, ponawia owo wyznanie i że je głosi w «dzisiaj» Kościoła. Nie ma więc nic dziwnego w tym, że Papież mówi o Jezusie. To przecież pierwsze i najistotniejsze z jego zadań. Zadziwia raczej sposób, w jaki to robi. Na okładce książki, na pierwszym miejscu, nie ma Benedykta XVI, widnieje tam po prostu Joseph Ratzinger. Dopiero niżej pojawia się imię Benedykt XVI, które wybrał dla siebie 19 kwietnia 2005 r., gdy został Papieżem. Nie wypowiada się więc tutaj Papież, ani też dawny kardynał, biskup, profesor czy kapłan, ale po prostu człowiek wierzący, chrześcijanin Joseph Ratzinger. Aby było to od razu jasne, kończąc swoje wprowadzenie do książki, zwyczajnie uprzedza: «Właściwie nie muszę nawet mówić, że książka ta żadną miarą nie jest wypowiedzią Nauczycielskiego Urzędu, lecz stanowi jedynie wynik mojego osobistego szukania 'oblicza Pana' (zob. Ps 27, 8)» (Jezus z Nazaretu, Kraków 2007, s. 14, tłum. o. Wiesław Szymona OP).

A zatem jest to «książka o Jezusie» całkowicie osobista. Już na początku autor pisze, że wieńczy ona «długą wewnętrzną drogę» (s. 5). Lecz człowiek i chrześcijanin Joseph Ratzinger jest jednak jednocześnie Papieżem Benedyktem XVI. Tym «podwójnym imieniem», że się tak wyrażę, podpisuje on także wprowadzenie; opatrzona nim książka ukazuje się na całym świecie i budzi wielkie zainteresowanie mediów. Czyta się ją jako książkę Papieża o Jezusie. A dlaczegóż by nie? On przecież nie jest najwyższym przedstawicielem jakiejś działającej na całym świecie spółki międzynarodowej, on jest następcą tego, do którego Jezus zwrócił się z pytaniem: «Szymonie, (...), czy miłujesz Mnie?» (J 21, 15).

Dlaczego właśnie Papież, człowiek o szczególnym powołaniu, nie miałby mówić o swoim Mistrzu i Panu? Czyż on nie powinien bardziej niż inni żyć w przyjaźni z Chrystusem? Jak przekonamy się dalej, to właśnie stanowi także punkt ciężkości, jądro tej książki o Jezusie. On sam nazywa to «wewnętrzną przyjaźnią z Jezusem» i mówi, że do niej «wszystko się sprowadza» (s. 6).

Czyżby więc książka ta nie była niczym innym, jak świadectwem «intymnej przyjaźni»? Całkowicie subiektywnym podejściem do tematu? Jednym z licznych świadectw osobistych dla «tych z zewnątrz», czymś w rodzaju literatury dewocyjnej, często raczej ciężkostrawnej? Nie do takiej literatury przyzwyczaił nas Ratzinger. Daleki jest on od subiektywizmu, obcy mu jest wszelki ekshibicjonizm obnażający życie wewnętrzne. Podobnie jak u św. Tomasza z Akwinu, płomień jego życia wiary pozostaje w ukryciu, chroniony przed ciekawością biografów. Na pierwszy plan wysuwa się niestrudzona konfrontacja intelektualna, żmudne wypracowywanie koncepcji, siła argumentów, pasja obiektywnego poszukiwania prawdy, wysiłek znajdowania odpowiedzi na pytania tych wszystkich, którzy szukają i proszą o uzasadnienie własnej nadziei (por. 1 P 3, 15). Dlatego Papież wychodzi na agorę, na plac publicznej dyskusji. Na areopagu (por. Dz 17, 22) mnogości opinii współczesnych czasów przedstawia swoją wizję Jezusa.

Papież mówi swoim czytelnikom to, co na areopagach dzisiejszych debat publicznych powinno być rzeczą oczywistą, dając tym samym wysokie kryterium jakości. «Każdemu wolno mieć przeciwne zdanie. Czytelniczki i czytelników proszę tylko o odrobinę sympatii, bez której niemożliwe jest jakiekolwiek zrozumienie» (s. 14).

Sprzeciwów na pewno nie zabraknie. Pod każdym względem, od samego początku jest Jezus znakiem, «któremu sprzeciwiać się będą» (Łk 2, 34). Czy Jego postać jest «spójna»? Czy skały, jaką stanowi Piotrowe wyznanie, że Jezus jest Mesjaszem Izraela, Synem Boga żywego, nie da się skruszyć? Czy o człowieku z Galilei wiemy cokolwiek na pewno? A cóż to jest za przyjaźń — ze zjawą? «Zachodzi obawa (...) że trafia w próżnię» (s. 6). Kwestia wiarygodności historycznej ma zatem podstawowe znaczenie, zwłaszcza w przypadku jedynego spośród dwóch miliardów chrześcijan, sprawującego urząd tego, komu Jezus powierzył «klucze królestwa niebieskiego» (Mt 16, 19).

Na publicznym rynku medialnym coraz to pojawiają się w sprzedaży jakieś pozornie nowe «odkrycia», zawierające radykalnie inną historię Jezusa z Nazaretu. Biblijna i kościelna prezentacja postaci Jezusa miałaby być według nich zwykłym księżowskim wymysłem i oszustwem Kościoła. «Prawdę» o Jezusie mieliby ukrywać bezimienni konspiratorzy, a jako miejsce ich przebywania ze szczególną lubością wskazuje się Watykan. Wątpliwości co do historycznej wiarygodności wizerunku Jezusa z Ewangelii pojawiały się jednak także «we własnych szeregach». Od ponad 200 lat historyczna krytyka Biblii stawiała pod znakiem zapytania niemal wszystko, co można znaleźć w Piśmie Świętym na temat Jezusa. Coraz to wydawało się, że Jego postać rozpływa się we mgle jak cień, jak «Ikona, która straciła wyrazistość» (s. 6). Wiara Kościoła w Jezusa Chrystusa jawiła się tedy jako późniejsze, już po faktach, «ubóstwienie» Jezusa z Nazaretu, o którym tak naprawdę nic pewnego nie wiadomo. «Tymczasem wrażenie to przeniknęło w znacznym stopniu do świadomości chrześcijan. Sytuacja ta jest dramatyczna dla wiary, ponieważ niepewny się staje właściwy punkt jej odniesienia» (s. 6).

A gdyby udało się wykazać wiarygodność historyczną Ewangelii i zawartego w nich wizerunku Jezusa? Autor omawianej przez nas książki jest przekonany, że da się to zrobić. Do tego przygotowało go najlepiej, jak to jest możliwe, jego własne życie. Dla niego Biblia jest od zawsze duszą i sercem teologii. Przez długie lata, gdy był moim profesorem, biskupem, prefektem Kongregacji Nauki Wiary, nigdy nie widziałem go bez jego «Nestle», tj. krytycznego wydania Nowego Testamentu w języku greckim. Nie znam żadnego innego profesora teologii, który posiadałby równie głęboką, dobrą znajomość Biblii. Przez 24 lata przewodniczył Papieskiej Komisji Biblijnej, która gromadzi pierwszorzędnych biblistów katolickich. Zna «historyczno-krytyczną» metodę biblijnej egzegezy. I jeżeli jest w stosunku do niej krytyczny, to bynajmniej nie z obawy, lecz z uzasadnionego, opartego na ugruntowanej argumentacji przekonania, że ta metoda musi uznać granice swoich możliwości. «Mam jednak nadzieję — pisze — że dla czytelnika jest jasne, że książkę tę piszę nie przeciwko współczesnej egzegezie, lecz jako dowód wielkiej wdzięczności za to wszystko, co nam dała i co nadal daje» (s. 14). Wie, o czym mówi. Każda strona tej książki dowodzi jego wielkiej znajomości dorobku współczesnych nauk biblijnych.

Znajomość przedmiotu umocniła w nim przekonanie, że może zaufać Ewangeliom. Zapragnął «podjąć próbę ukazania Jezusa Ewangelii jako autentycznego Jezusa, jako 'Jezusa historycznego' we właściwym znaczeniu tego określenia. Jestem przekonany i żywię nadzieję, że także czytelnik będzie mógł zauważyć, iż postać ta jest bardziej logiczna i — również z historycznego punktu widzenia — o wiele bardziej zrozumiała niż rekonstrukcje, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich dziesięcioleciach. Myślę, że właśnie ten Jezus — Jezus Ewangelii — jest postacią dobrze osadzoną w historii i przekonującą» (s. 13). Z tego założenia wychodzi autor książki. W tej perspektywie odczytuje życie Jezusa od chrztu w Jordanie po przemienienie — okres życia publicznego, którym zajmuje się w tym pierwszym tomie, podczas gdy tom drugi, na który musimy poczekać, ma być poświęcony początkowi i końcowi ziemskiej drogi Jezusa. Uznając historyczną wiarygodność Ewangelii i przedstawiony w nich wizerunek Jezusa, naturalnie stawia sobie jeszcze bardziej radykalne pytanie, które dotyczy zasadniczej kwestii w dyskusji na temat Jezusa. Jeżeli Jezus był rzeczywiście taki, jakim Go przedstawiają Ewangelie, to czy jest postacią wiarygodną? Czy Jego wizja własnej osoby, jaką przekazują nam wiarygodnie Ewangelie, nie stanowi przesadnie zawyżonej samooceny, czy nie jest wyrazem arogancji i pychy? Po 200 latach historyczno-krytycznych badań Biblii możemy spokojnie założyć, wraz z Josephem Ratzingerem/Papieżem Benedyktem, że wiarygodność historyczna Ewangelii jest solidna. Niezliczone, oparte na fantazjach wizerunki Jezusa rewolucjonisty, umiarkowanego reformatora społecznego, tajnego kochanka Marii Magdaleny itp. można spokojnie odłożyć do lamusa historii. Ale wciąż pozostaje wielkie pytanie: czy Jezus to postać «spójna»? Czy to, jak On sam pojmuje siebie i swoją tożsamość, nie jest jednym wielkim błędem, w którym chrześcijaństwo pogrąża się od 2000 lat? Judaizm i islam gorszą się tym właśnie roszczeniem. Dać na to odpowiedź stanowi prawdziwe wyzwanie rzucane następcy Piotra (i Pawła) przez ludzi na współczesnym areopagu. Czy Jezus jest godzien wiary? A jeśli tak, to: «Co przyniósł?» Dlaczego musiał być kimś więcej niż prorokiem?

Owo «więcej» nie jest wymysłem Jego wyznawców, którzy jakoby zrobili z Niego Boga. Jest Jego najbardziej autentycznym pojmowaniem samego siebie. On sam nazywa się «Synem» (ss. 277-285) w sensie absolutnym, wyłącznie Jemu właściwym. Dlaczego nie może, czy nie chce, ograniczyć się do skromniejszej roli założyciela jednej z wielu religii? Na tym polega prawdziwy skandal. Poważniejszy od wielu innych skandali, wywołanych przez Jego uczniów od samego początku.

Jezus, rabin i papież

Czy sam Jezus jest postacią spójną, czy jest wiarygodny? Według osobistego świadectwa Papieża Benedykta, jednym z bodźców do napisania tej książki była lektura książki «wielkiego uczonego żydowskiego Jacoba Neusnera» (s. 69) pt. Rabbi rozmawia z Jezusem (wyd. włoskie Disputa immaginaria tra un rabbino e Gesù, Piemme, Casale Monferrato 1996, w oryginale: A Rabby Talks with Jesus: An Intermillennial Interfaith Exchange, New York 1993). To, co Papież Benedykt mówi o tej książce, jest tak istotne dla zrozumienia jego książki o Jezusie, że chciałbym tu przytoczyć dość obszerny fragment jego wypowiedzi. Jacob Neusner, mówi Papież, «wmieszał się, jeśli tak można powiedzieć, w krąg słuchaczy Kazania na Górze i próbował rozmawiać z Jezusem. Ta religijna, szczera dyskusja wierzącego Żyda z Jezusem, Synem Abrahama, bardziej niż wszystkie inne znane mi interpretacje otworzyła mi oczy na znaczenie słów Jezusa i na konieczność podjęcia decyzji, wobec której stawia nas Ewangelia. Dlatego w jednym rozdziale chciałbym i ja jako chrześcijanin przyłączyć się do tego dialogu rabbiego z Jezusem: umożliwi to lepsze zrozumienie autentycznej myśli żydowskiej i tajemnicy Jezusa» (s. 69). To o tym «trialogu» myślał kardynał Ratzinger, gdy nazwał książkę rabina Neusnera «najważniejszym dla dialogu żydowsko- -chrześcijańskiego esejem, jaki opublikowano w ostatnim dziesięcioleciu». Jego wydana dzisiaj książka o Jezusie jest spełnieniem owego pragnienia.

Bardziej niż dyskusje o metodach egzegezy leży mu na sercu rozmowa z rabinem. Te pierwsze należą raczej do preambuły, do działań wstępnych. Joseph Ratzinger/Benedykt XVI objaśnia je krótko i zwięźle we wprowadzeniu, wskazując mocne i słabe strony historyczno-krytycznego podejścia do postaci Jezusa. Lecz poczynając od wstępu, od «pierwszego spojrzenia na tajemnicę Jezusa» (s. 17), dochodzi już do istoty rzeczy, jaką jest sama osoba Jezusa. Tu właśnie, w samym centrum jego medytacji o Jezusie, rabin ma dla niego decydujące znaczenie.

«Spróbujmy teraz zapoznać się z istotnymi wątkami tego dialogu, ażeby poznać Jezusa i lepiej zrozumieć naszych braci Żydów» (s. 96). «W swym wewnętrznym dialogu Rabin Neusner szedł za Jezusem przez cały dzień, a teraz oddala się, na modlitwę i studiowanie Tory razem z Żydami w jakimś małym miasteczku, by zasłyszane słowa przedyskutować z tamtejszym rabinem — ciągle w owej ponadczasowej jednoczesności» (s. 96). Porównują oni nauki Jezusa z naukami należącymi do tradycji żydowskiej. Rabin pyta Neusnera, «czy Jezus uczy tych samych rzeczy co oni», na co Neusner odpowiada: «Niezupełnie, coś podobnego». «Coś pominął?» «Nic». «Co dodał?» «Siebie samego» (por. ss. 96-97). Tak wygląda ten wyimaginowany dialog. I to właśnie jest ten moment, w którym Neusner podczas swego nacechowanego głębokim szacunkiem spotkania z Jezusem zaczyna się wycofywać, bo jest przerażony. Wyraża to swoje przerażenie cytując słowa, które Jezus wyrzekł do bogatego młodzieńca: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» (Mt 19, 20). Wszystko zależy od tego — mówi Neusner — kogo ma się na myśli, mówiąc owo 'za Mną'» (Disputa immaginaria tra un rabbino e Gesù, s. 114). Po czym autor dopowiada: «to jest zasadnicza przyczyna, dla której [rabin Neusner] nie chce pójść za Jezusem, lecz pozostaje przy 'wiecznym Izraelu'» (s. 97). «Centralność Jezusowego Ja w Jego przepowiadaniu» powoduje więc — mówi rabin Neusner we wprowadzeniu do swojej książki — że on sam, gdyby żył «w I w. na ziemiach Izraela», nie przyłączyłby się do «grona apostołów Jezusa» (op. cit., s. 7). I podjąłby tę decyzję «ze słusznych i ważnych przyczyn», motywując ją rozsądnie «argumentami i faktami», jak mówi rabin Neusner już w pierwszych słowach swojej książki (tamże, s. 7). Czy to jego «nie», ta odmowa pójścia za Jezusem, wypowiedziane z tak wielkim poszanowaniem i zrozumieniem, ale stanowczo, jest podyktowane u Neusnera w pierwszym rzędzie wiarą czy rozumem? Oba powody wydają się prawdziwe. «Nie», odmowa zrównania Jezusa z Bogiem jest dla niego oczywistością wiary, której racjonalność da się wyjaśnić także «argumentami i faktami». Powody i religijne, i społeczne usprawiedliwiają uprzejmą odmowę Neusnera. Tego, czego Jezus żąda od swoich wyznawców, «tylko Bóg może zażądać ode mnie» (Disputa immaginaria tra un rabbino e Gesù, s. 70). Żądanie to podważa ostatecznie społeczną organizację Izraela przepisaną przez Torę: «Na podstawie Kazania na Górze nie można zbudować żadnego państwa, żadnego ładu społecznego» (s. 104). Rabin Neusner jest tak ważny dla książki Josepha Ratzingera/Benedykta XVI właśnie dlatego, że przeciwstawia się wszelkim próbom oddzielenia Jezusa historycznego od Jezusa dogmatu Kościoła. Nie Kościół i nawet nie Apostoł Paweł wynieśli łagodnego, liberalnego, proroczego, apokaliptycznego czy jeszcze inaczej określanego wędrownego kaznodzieję z Galilei do rangi Syna Bożego; to On sam, we wszystkim, co mówi i czyni, żąda czegoś, co przysługuje jedynie Bogu. To jest głównym tematem książki — pytanie zadane przez Jezusa w Cezarei Filipowej: «A wy za kogo Mnie uważacie?» (Mt 16, 15).

Co przyniósł (Jezus)?

Nowy porządek społeczny? Jego królestwo nie jest z tego świata, wyjaśnia. Już powiedział swoje «nie» w odniesieniu do oczekiwania zbawienia czysto immanentnego i doczesnego, gdy nie uległ pokusom, czyli kusicielowi. W pewien sposób wiąże się to z krytyką, często niewłaściwie pojmowaną, jakiej prefekt Kongregacji Doktryny Wiary poddał tak zwane «teologie wyzwolenia». W ważnym rozdziale o kuszeniu Jezusa czytamy: «żadne królestwo tego świata nie jest królestwem Bożym, jednoznacznie rozumianym stanem zbawienia ludzkości. Królestwo ludzi pozostaje królestwem ludzi, i kto twierdzi, że może zbawić świat, według kłamstwa szatana, jemu oddaje świat» (s. 49). W takim razie co? Co takiego przyniósł Jezus, jeśli nie lepszy świat? «I tak pojawia się wielkie pytanie, które będzie nam towarzyszyć do końca tej książki: Co takiego właściwie dał nam Chrystus, jeśli nie zbudował światowego pokoju, powszechnego dobrobytu, lepszego świata? Co nam przyniósł? Odpowiedź jest całkiem prosta: Boga. Przyniósł nam Boga» (s. 49). I to wszystko? «Jeśli uważamy, że to mało, to tylko z powodu zatwardziałości naszego serca» (s. 50). «Podstawowe przykazanie Izraela jest podstawowym przykazaniem również dla chrześcijan: tylko Bogu należy oddawać pokłon» (s. 50). To jest przesłanka przykazań o miłości bliźniego. Bez prymatu Boga godność ludzka długo się nie utrzyma. «Jezus przyniósł Boga, a tym samym prawdę naszego 'dokąd?' i 'skąd?'» (s. 50).

Cóż to wszystko może nam powiedzieć o samym Jezusie?

Czyż nie jest prawdą, że wszyscy założyciele religii przynosili ludziom pochodzącą «z góry» wiedzę i mądrość? W swoim wstępnym, «pierwszym spojrzeniu na tajemnicę Jezusa» autor analizuje, jak Jezus «przynosi Boga» (ss. 17-22). W Starym Testamencie Mojżesz był pośrednikiem w poznawaniu Boga, woli Bożej. Nie był wróżbitą, przepowiadającym nieznaną przyszłość, był przyjacielem i powiernikiem Boga, był tym, który «poznał Pana twarzą w twarz» (Pwt 34, 10). Tylko w ten sposób mógł zostać przekazicielem Tory, woli Bożej. Mojżesz zapowiada «proroka (...) podobnego do mnie», takiego, który «będzie (...) rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, tak jak przyjaciel mówi z przyjacielem» (s. 20). Trwanie w bezpośredniej relacji z Bogiem, oto znak rozpoznawczy obiecanego, Mesjasza. Jezus jest obiecanym nowym Mojżeszem. «Żyje On przed obliczem Boga nie tylko jako przyjaciel, lecz jako Syn. Żyje w najgłębszej jedności z Ojcem» (s. 21). «Gdy zapominamy o tym właściwym centrum, przechodzimy obok istotnej treści postaci Jezusa. Wtedy okazuje się ona pełna sprzeczności, a w końcu niezrozumiała» (s. 21). Czy można dowieść tej bezpośredniej relacji Jezusa z Ojcem? Czy Jego bycie-Synem-Bożym jest, że tak powiem, «potwierdzone, sprawdzone»? W gruncie rzeczy cała książka Josepha Ratzingera/Benedykta XVI jest jedną, «wielogłosową» próbą wykazania «spójności» postaci Jezusa jako Jedynego, który pozostaje w absolutnej, bezpośredniej relacji z Bogiem.

By to pojąć, trzeba czytać książkę śledząc każdy etap rozumowania, trzeba ją sobie przyswoić i przemyśleć. Bowiem tylko całość, na którą składają się pojedyncze wrażenia, tworzy wizję. Jako czytelnika uderza mnie jasność, z jaką jawi się oczywistość Jezusa. Czy to moje wrażenie jest tylko subiektywne? Czy może rodzi się z mojej jakby z góry przyjętej wiary, która sprawia, że wszystko w Jezusie interpretuję w świetle chrystologicznego dogmatu? Jedno jest pewne: «że postać Jezusa w rzeczywistości rozsadzała wszystkie dostępne kategorie i można ją zrozumieć tylko w perspektywie tajemnicy Boga» (s. 14).

Od początku odczuwali to ludzie prości; tutaj przemawia ktoś, kto nie wygłasza wyuczonych mądrości: «Nigdy jeszcze nikt tak nie przemawiał jak ten człowiek!» — mówili izraelskim uczonym (por. J 7, 46). «Nauczanie Jezusa nie zostało wzięte z żadnych ludzkich nauk. Jego źródłem jest bezpośrednie spotkanie z Ojcem, dialog prowadzony 'twarzą w twarz' (...). Jest słowem Syna. Bez tego wewnętrznego źródła byłoby przejawem zarozumiałości» (s. 21).

Od agory do naśladowania

«Uczeń, który chodzi z Jezusem, jest wraz z Nim włączany we wspólnotę z Bogiem» (s. 22). Autor książki jest z pewnością właśnie kimś takim, przywiedzionym, przyciągniętym do tej jedności przez Jezusa. Obdarzony błyskotliwą inteligencją, «wszechstronnie otwartym rozumem», przedstawia w swojej książce dorobek zgromadzony podczas tej długiej drogi z Jezusem Chrystusem. Może wydawać się tragedią, że uczony tej miary, niewątpliwie jeden z najwybitniejszych teologów ostatnich kilkudziesięciu lat, został obarczony ciężarem kościelnego urzędu (28 maja upływa trzydzieści lat od konsekracji biskupiej prof. Ratzingera). Ale drogi Pańskie nie są naszymi drogami. Ten, kto przyjrzy się dziełom kard. Ratzingera, z najgłębszym podziwem stwierdzi, jak płodne i bogate były te lata jego pasterskiej posługi, właśnie także z teologicznego punktu widzenia. To, co od 1968 r. zachwycało słuchaczy i czytelników Wprowadzenia do chrześcijaństwa, owo niepowtarzalne przenikanie się wiary i rozumu w połączeniu z otwarciem autora na ludzką egzystencję, dzięki posłudze pasterskiej nabrało większej głębi i siły. Jego spojrzenie na społeczeństwo, na wyzwania intelektualne, społeczne, polityczne naszych czasów stało się dzięki temu uniwersalne, tak jak tego wymaga uniwersalny charakter jego aktualnej posługi pasterskiej.

Trzeba jednak powiedzieć, że choć książka obfituje we wspaniałe analizy, wizje i perspektywy, wszystkim powoduje wszechobecna miłość autora do Tego, którego reprezentowanie tu na ziemi jest obecnie jego zadaniem. Jego książka znajduje się teraz na agorze «publicznego rynku», jest przedmiotem debat na różnych areopagach naszego społeczeństwa. Zwykłym pragnieniem jej autora nie było jednak przede wszystkim wywołanie dyskusji, choć wie on, że nie zabraknie sprzeciwów. Pisząc ją, pragnął tylko jednego: «przyczynić się do umacniania żywej relacji z Nim» (por. s. 15) — z Jezusem z Nazaretu.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama