Marketing? Powinni tego zabronić!

O walentynkowym "shoppingu"



Zmyślony felieton - Marketing? Powinni tego zabronić!

Mateusz Zmyślowny

(52/01/04)

 

Czasami, jak się tak zupełnie obiektywnie spojrzy na to, co na rynku z marketingiem ludzie wyprawiają, to aż mi się oczy pocą.

Polska wchodzi w kolejne stadium dojrzewania jako kraj konsumujący. Naród nauczył się już sztuki wydawania wszystkich oszczędności z okazji świąt Bożego Narodzenia. Marketing osiągnął w okresie świątecznym formę dojrzałą, tzn. „więcej już im się nie da wcisnąć”.

Sukcesem zakończyło się wprowadzenie na rynek polski nowego pretekstu do sprzedawania — kupowania: mam tu na myśli dzień zakochanych, świętego Walentego. Polacy z radością powitali tę nową tradycję i z uśmiechem na ustach rzucili się na kolejny „shopping”.

Dzięki naszej branży Rodacy w jednej dziedzinie dogonili już Europę — żądza posiadania przedmiotów oraz manifestowania statusu materialnego ustabilizowała się na poziomie najbardziej nawet zachłannych narodów. Jest to całkowicie zrozumiałe — po latach poniżeń i biedy każdy zdrowy człowiek chce odreagować. A my — cóż my? Nasz zawód polega na tym, by tę chęć wykorzystać, spotęgować i odpowiednio ukierunkować.

Każdy marketingowiec wie, że fajnie jest dostarczyć konsumentowi poważne POWODY do kolejnych zrywów „shoppingowych”. W dekadzie tryumfu hipermarketów nad kościołami, gdy rodziny miast rozwijać się duchowo, spędzają niedzielę na odświętnych zakupach połączonych z misterium wspólnego spożywania hamburgerów — otóż w tej dekadzie pojawił się w naszym życiu zupełnie nowy, całoroczny kalendarz. Kalendarz świąt „shoppingowych”. Zresztą — czas już na adaptację tego pięknego słowa. Pomówmy zatem o świętach szopingowych.

Wspomniałem już o „wigilii szopingu”, która przypada na koniec roku. Wspomniałem o „szopingowym święcie miłości” w dzień Św. Walentego. Kolejne POWODY do szopingu, które wszyscy chętnie wykorzystujemy, to: „szoping wiosennoporządkowy”, „szoping przedwakacyjny”, „szoping szkolny”, „szoping na śnieg”, „szoping na słońce” etc. Największa dziura w kalendarzu szopingowym ziała dotąd na początku roku. Wyczerpani świątecznym szopingiem ludzie nie mieli już ani siły, ani środków, by szopingować w styczniu. Dotąd dawaliśmy im spokój.

Koniec z tym.

Ucząc się od mądrzejszych doświadczeniem braci z zachodu, wprowadzamy do Polski wspaniałą ideę noworocznych wyprzedaży. To największa, najsilniejsza, najbardziej niszczycielska siła w marketingu. Nareszcie możemy jej użyć!

Jest to siła tak potężna, że uciemiężony świątecznym obżarstwem i sylwestrowym pijaństwem naród, który normalnie do końca stycznia odbudowywał z wysiłkiem potencjał intelektualny, fizyczny oraz swoją siłę nabywczą — naród ten od razu po Sylwestrze karnie podrywa się do dalszego szopingu.

W łódzkim M1 udało się osiągnąć ideał szopingowego szaleństwa. Radosna konsumpcja, euforia posiadania mogły połączyć się tu z masą innych promocyjnych atrakcji — organizatorzy przewidzieli efektowną bitwę z policją, tratowanie punktu informacyjnego oraz współkonsumentów. Dalej było zgodnie z przepisami Alfreda Hitchcocka. A dramaturgię w Media Markt mają — jak powszechnie wiadomo — zawsze dopracowaną. Promocja przebiegała sprawnie — zgodnie z planem nastąpiła awaria kas, następnie tratowanie elektronicznych towarów, dalsze bójki, prośba o zwrot schwyconych do rąk towarów z powrotem na półki (w związku z awarią kas :-) — wreszcie — pałowanie klientów, którzy mimo wszystko zamierzali zrealizować zakupy. Przy okazji w całej Łodzi nie działało już pogotowie, zajęte zwożeniem zwycięzców promocji do szpitali w całym mieście.

Grand Prix Złotych Spinaczy — murowane. O evencie napisały i nadawały WSZYSTKIE polskie media. Uczcie się — PR-owcy, uczmy się wszyscy. Od najlepszych. Nastała zatem era wyprzedaży. Za rok będzie ich znacznie więcej.

Porzucając na chwilę ironiczny ton — na zakończenie krótki apel na serio. Ludzie — szanujmy się. Marka, która uczestniczy w takim syfie, jest skompromitowana. Ludziom kiedyś skończy się cierpliwość i przestaną tolerować te wszystkie prymitywne przegięcia, jakie fundują nam bezczelne i aroganckie sieci handlowe. Korzystajmy z wyprzedaży, bo to całkiem fajna idea i dobra okazja, by konsument nieco się odegrał za cały rok przepłacania. Ale róbmy to elegancko. Omijajmy czarne dziury, które niszczą morale tych wszystkich biednych ludzi, zagubionych i sfrustrowanych Polaków — Konsumentów. Ignorujmy miejsca, marki i ludzi, którzy stracili już samokontrolę.

Ja sam osobiście mam to wszystko gdzieś. Zakupy robię w małym sklepiku za rogiem, u Pana Adama. A w weekend pójdę znowu kupić warzywa i świeży bundz od góralek na rynek na Kleparzu.

I Wam wszystkim radzę zrobić podobnie. Miło, mądrze i wygodnie. PS. Przerywamy dziś serię o kolorach, by przekazać najświeższe doniesienia z frontu. Już za miesiąc następny kolor — NIEBIESKI.

matolek@eskadra.com.pl


opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama