Jak mądrze korzystać z kredytów
To mit, że z bankiem nie da się dogadać. Jest wręcz przeciwnie, trzeba to robić. Kredyt powinno się renegocjować przynajmniej co trzy lata.
Chcesz wziąć kredyt? Nie jesteś wcale oryginalny. Coraz więcej Polaków pożycza pieniądze z banku. Dwie najważniejsze informacje: bank nie jest instytucją charytatywną, chce na tobie zarobić. I druga: w interesie banku jest to, żeby ci się dobrze wiodło.
W powszechnej opinii banki są organizacjami prawie przestępczymi. Żerują na niewypłacalnych i bezwzględnie ściągają długi (wielu wyobraża sobie w tej roli osiłków ogolonych na łyso), czyli żyją z nieszczęścia innych. Nic bardziej błędnego. Dla każdego banku najlepszy klient to klient zadowolony i... wypłacalny. A najgorszy horror to klient z pustym portfelem. W interesie banku wcale nie leży zajęcie samochodu czy rozkopanej działki z niedokończoną budową. Bank woli renegocjować umowę, i w efekcie mniej zarobić, niż na poczet spłaty kredytu przejąć własność klienta. Już samo to jest dla klientów szansą. To mit, że z bankiem nie da się dogadać. Jest wręcz przeciwnie, trzeba to robić. Oczywiście im więcej pieniędzy się pożycza, tym łatwiej o kompromis, ale błędem jest niepodejmowanie próby negocjacji. Co można negocjować? W zasadzie wszystko. Na pewno oprocentowanie kredytu, czasami wysokość prowizji albo dodanie do kredytu jakiejś usługi dodatkowej (np. ubezpieczenia). O negocjacje łatwiej, gdy bank pozna klienta i nabierze do niego zaufania, a więc po kilku, kilkunastu miesiącach terminowego spłacania kredytu.
Z faktu, że w interesie banku leży dobra kondycja finansowa klienta, wynikać powinno zaufanie do doradcy. Ale to nie znaczy, że umowy z bankiem powinno się podpisywać bez zastanowienia czy (o zgrozo!) bez ich przeczytania. Umowy kredytowe są do siebie podobne, ale ważne są szczegóły. Na przykład okres, w jakim od pozytywnej decyzji kredytowej pieniądze powinny się znaleźć na wskazanym przez klienta koncie. Nie dzieje się to automatycznie. Zbyt pobieżne przejrzenie umowy może wprowadzać w błąd. W jednym z mocno reklamujących się banków ten okres wynosi 7 dni. Chodzi jednak o 7 dni roboczych. Gdy doda się do tego czas, jaki zajmuje bankowi zaksięgowanie kwoty, może się okazać, że od pozytywnej decyzji banku do momentu, w którym pieniądze znajdą się na koncie, mijają prawie 2 tygodnie. Dla osoby, która nie zdaje sobie z tego sprawy, może to być kłopot w sytuacji, gdy inwestycja została już rozpoczęta.
W Polsce działa (razem ze spółdzielczymi) ponad sto banków. Ale nie znaczy to wcale, że chcąc zaciągnąć kredyt, trzeba dogłębnie studiować warunki wszystkich z nich. W prasie codziennej regularnie ukazują się zestawienia ofert najlepszych banków. Takie zestawienie może być punktem wyjścia. Jak na dłoni widać tam oprocentowanie kredytów w poszczególnych bankach. Można się dowiedzieć, jaka jest maksymalna kwota pożyczki, najdłuższy okres kredytowania czy wysokość prowizji. Analiza ofert poszczególnych banków nie może się jednak skończyć na przejrzeniu tabelki w gazecie. Dlaczego? Bo oferty trzeba porównywać całościowo, a w publikowanych w prasie zestawieniach nie są podawane wszystkie informacje.
Przy analizie atrakcyjności oferty kredytowej banków klienci najczęściej biorą pod uwagę wysokość ich oprocentowania. To błąd, bo w niektórych bankach — choć procenty wyglądają atrakcyjnie — można stracić majątek, zanim cała procedura w ogóle ruszy z miejsca. Może się okazać, że trzeba opłacić kogoś, kto zrobi wycenę nieruchomości, czy zapłacić za rozpatrzenie wniosku kredytowego. W niektórych bankach trzeba płacić za każdy aneks do umowy albo pokryć koszty „opinii bankowej”.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Pytać, pytać i jeszcze raz pytać. Praca doradcy kredytowego polega na odpowiadaniu na pytania klienta. Na etapie porównywania ofert niezbędne jest też proszenie o symulację spłaty kredytu z rozbiciem na pełny okres kredytowania. Wtedy widać dokładnie, ile i za co płacimy.
Choć uważa się często, że oferty finansowe banków są złożone, żeby zamydlić oczy klientom, jest dokładnie odwrotnie. To trochę tak, jak gdyby w jednym mieście pracowało 15 krawców. Na początku ich oferty były pewnie podobne. Każdy szył wszystko. Z czasem zaczną się jednak specjalizować. Jeden będzie szył suknie ślubne, a inny garnitury męskie. Na specjalizacji zyska klient. Chociażby dlatego, że krawiec, który szyje tylko suknie ślubne, może kupować duże ilości tiulu i koronek w niższej, hurtowej cenie. Faktycznie kupujemy więc w pakiecie i usługę, i materiał.
Co to ma wspólnego z bankami? Są banki, które specjalizują się w konkretnym produkcie. Jedne w lokatach, inne w inwestycjach proekologicznych. Są w końcu takie, które żyją z dawania kredytów. Często zdarza się, że te kredyty są sprzedawane w pakiecie. Na przykład z ubezpieczeniem na życie. To oferta dla tych, którzy jeszcze takiego ubezpieczenia nie mają. Jakie jeszcze inne usługi można dostać w pakiecie? Począwszy od drobnych prezentów, a skończywszy na atrakcyjniejszym ubezpieczeniu mieszkania czy samochodu. Zdarza się, że bank oferuje klientowi starającemu się o kredyt lepsze warunki prowadzenia np. rachunku w swoich placówkach.
Bank musi zarabiać. Jeżeli instytucja reklamuje się hasłem „kredyt bez prowizji”, nie oznacza to wcale, że jest hojna. Oznacza tylko tyle, że zarobi gdzie indziej. Na przykład na mniej atrakcyjnych przeliczeniach walutowych czy innych opłatach, które przerzuci na klienta. To, gdzie zarobi, zależy od strategii banku, ale także profilu klientów, jakich spodziewa się zdobyć. Inna jest oferta dla młodych i bogatych, a inna dla rodzin z dziećmi, w których tylko jedna osoba pracuje zarobkowo. W dostosowywaniu oferty do klienta nie ma nic nagannego. Z punktu widzenia klienta to może być pułapka, ale także szansa. Trzeba po prostu znaleźć kredyt skrojony — tak jak garnitur — dokładnie na swoją miarę. Jak się to robi? No cóż, to właśnie cała sztuka. Trzeba dokładnie wiedzieć, czego się chce. Jak wysoki ma być kredyt, na ile rat rozłożony. W końcu, w jakiej walucie i z jakim rodzajem rat. Skomplikowane? Raczej czasochłonne.
Dobra wiadomość jest taka, że kredytu wcale nie trzeba szukać samemu. Na pewno warto zapytać znajomych, którzy mają świeże i bezpośrednie doświadczenia z kredytami. Oni na pewno zwrócą uwagę na to, o czym osoba świeżo starająca się o kredyt nawet nie pomyśli. Jeżeli nikt ze znajomych nie może pomóc, na pewno zrobi to doradca niezależny od konkretnego banku. Na rynku jest wiele firm, które profesjonalnie zajmują się doradztwem kredytowym. Zalet skorzystania z tej opcji jest wiele. Można mieć pewność bezstronności. Poza tym osoba, która ma wgląd w oferty wielu banków, na pewno szybciej odpowie na nasze wątpliwości niż doradca jednej konkretnej instytucji. W końcu możliwości negocjacyjne firmy doradczej są znacznie większe niż indywidualnego klienta. Ile kosztuje taka usługa? Nic. Prowizję doradcy płaci bank, którego kredyt zostanie sprzedany.
Każdy dobry doradca będzie szukał oferty z jak najmniejszą ilością zbędnych opcji. Nie warto np. wykupywać opcji „wakacji kredytowych” — czyli karencji w spłacaniu kredytu lub/i odsetek — w sytuacji, w której jest mała szansa na jej wykorzystanie. Warto też zastanowić się nad wykupem dodatkowych ubezpieczeń (kredytu czy od utraty pracy). Słowo „wykupywać” jest jak najbardziej na miejscu. Za każdą opcję trzeba zapłacić. Po prostu raty będą większe. Tak jak za każde inne udogodnienie.
Choć decyzje podejmowane na każdym etapie procedury pożyczania pieniędzy z banku są bardzo ważne, nie należy z tego powodu wpadać w panikę. Prawie każdą błędną decyzję da się odkręcić. Jeszcze niedawno zmiana warunków spłaty kredytu (ilość i wysokość rat, waluty, w jakiej kredyt się bierze) była w zasadzie niemożliwa, a na pewno bardzo kosztowna. Dzisiaj wiele banków umożliwia zmiany w każdym momencie, i to bez jakichkolwiek dodatkowych opłat. Zmiana banku też jest możliwa. Klient, który spłaca raty terminowo, bez problemu znajdzie bank, który zechce go przyjąć. Każde przejście to dobry moment na negocjowanie warunków spłaty. Doradcy mówią nawet, że kredyt powinno się renegocjować przynajmniej co trzy lata. To okres, w którym zmiany w ofertach banków czy zmiany na rynku w ogóle są na tyle duże, że warto poprosić o „nowe rozdanie”.
Bank jest sprzedawcą. Tak jak sklep czy salon samochodowy. Dokładnie wybierając konkretną markę, warto zaufać sprzedawcy (konsultantowi), bo w jego interesie jest zadowolić klienta. Wtedy można być nie tylko pewnym, że pozostanie on wierny marce, ale także że tę markę albo konkretny jej produkt będzie polecał innym.
opr. mg/mg