W strefie Euro

O piłkarskich mistrzostwach Europy - Euro 2008

Piłkarskie mistrzostwa Europy rządzą się na szczęście innymi prawami niż nudne i do bólu przewidywalne rozgrywki „ligi bogaczy", nie wiedzieć czemu zwanej Ligą Mistrzów. Tegoroczna walka o europejski czempionat zapowiada się więc na kolejny piękny, obfitujący w niespodzianki turniej.

Jeśli nawet na austriackich boiskach przegramy wszystkie mecze i pojedziemy do domu po fazie grupowej, to i tak podopiecznym Leo Beenhakkera już teraz należą się wielkie słowa uznania za wszystko, co do tej pory zrobili. I nie chodzi tylko o pierwszy w historii awans polskiej reprezentacji do finałów mistrzostw Europy, ale przede wszystkim o fakt, że udało im się zapewnić kibicom jakąś odskocznię od naszej siermiężnej piłkarskiej codzienności. Przez te kilkanaście dni zapomnimy bowiem choć na chwilę o ligowej szarzyźnie, o coraz słabszym poziomie polskich klubów, drżących dziś na samą myśl o wylosowaniu gruzińskiej drużyny w przedwstępnej fazie europejskich pucharów, wreszcie o korupcji toczącej naszą piłkę niczym nowotwór i o wszechwładnych, nieusuwalnych działaczach, traktujących futbol jak swój prywatny folwark.

Chłopcy Beenhakkera dafi nam jednak przede wszystkim odrobinę nadziei. Bo historia pokazuje, że Euro, jak chyba żaden inny piłkarski turniej, lubi pomagać futbolowym kopciuszkom. Kto wie, może i do nas tym razem uśmiechnie się piłkarskie szczęście?

Równi i równi

Większość piłkarskich ekspertów przychyla się do opinii, że mistrzostwa Europy są najtrudniejszym turniejem piłkarskim na świecie, przynajmniej jeśli chodzi o piłkę w wydaniu reprezentacyjnym. Sprzyja temu już sam system przedturniejowej selekcji. Przez wiele lat awans do finałów uzyskiwało zaledwie osiem najlepszych drużyn. Eliminacje były więc prawdziwym bojem na śmierć i życie, a jedna porażka decydowała często o końcu marzeń o wyjeździe na Euro. Boleśnie przekonywali się o tym wielokrotnie także polscy piłkarze i to nawet wtedy, kiedy nasza reprezentacja zaliczała się do najsilniejszych drużyn na świecie.

Po 1989 roku na mapie Europy pojawiło się jednak tyle nowych państw, że konieczne stało się poszerzenie listy finalistów do 16 drużyn. Ale o awans było i nadal jest niezmiernie trudno. Wystarczy zresztą spojrzeć na listę wielkich nieobecnych tegorocznego turnieju: na Euro 2008 zabraknie m.in. Anglików, Duńczyków, Ukraińców, Bułgarów, Irlandczyków, Szkotów, Serbów czy Belgów.

Osobną sprawą jest poziom sportowy samego turnieju finałowego. Na Euro nie ma już spotkań z piłkarskimi kelnerami - tutaj gra elita europejskiego futbolu, tradycyjnie prezentująca niezwykle wyrównany poziom. Każda grupa jest więc czymś na kształt „grupy śmierci". Choć oczywiście nawet i w tym wyborowym gronie zdarzają się szczególnie „mordercze" zestawienia. Tak będzie też i w tym roku, gdzie los zderzył ze sobą w jednej grupie trzech tuzów europejskiego futbolu - Holendrów, Włochów i Francuzów, dodając im jeszcze do towarzystwa zawsze nieobliczalnych Rumunów.

No i jest jeszcze jedna rzecz, która decyduje o pięknie piłkarskich mistrzostw Europy. Skoro bowiem poziom turnieju jest taki wyrównany, tym bardziej więc szanse na końcowe zwycięstwo ma właściwie każdy startujący w nim zespól. Czyli dokładnie odwrotnie niż ma to miejsce w przypadku skrajnie niesprawiedliwej klubowej Ligi Mistrzów.

Świeżynka bierze wszystko

Historia mistrzostw Europy pełna jest nieoczekiwanych zwycięzców. Tylko w ciągu ostatnich dwudziestu lat doszło podczas turnieju do trzech sensacyjnych rozstrzygnięć. W 1988 roku mistrzami zostali znajdujący się od dłuższego czasu w piłkarskim dołku Holendrzy. Zespól, który przez dziesięć lat nie potrafił awansować do finałów mistrzostw świata, zaprezentował na niemieckich boiskach odświeżoną wersję słynnego futbolu totalnego, a tacy piłkarze jak Marco van Basten, Ruud Gullit, Ronald Koeman czy Frank Rijkaard momentalnie stali się wielkimi gwiazdami światowej piłki.

Cztery łata później doszło do jeszcze większej sensacji. Złoto zdobyli Duńczycy, a historia ich triumfu jest wręcz nieprawdopodobna. Pierwotnie na mistrzostwach w Szwecji grać mieli bowiem Jugosłowianie. Ale bratobójcza wojna, jaka wybuchła na Bałkanach, sprawiła, że władze UEFA w ostatniej chwili zdecydowały, że na turniej zamiast obłożonej sankcjami ONZ Jugosławii pojedzie przegrana w eliminacjach Dania. Trener Duńczyków Richard Móller-Nielsen dokonał prawdziwego piłkarskiego cudu. Duńscy zawodnicy, którzy zdążyli już po zakończeniu sezonu rozjechać się na urlopy, zostali w trybie awaryjnym ściągnięci z wakacji. I tak zebrane pospolite ruszenie, niemal z marszu, bez przygotowań, zdołało wywalczyć mistrzostwo Europy, przyprawiając piłkarskich bukmacherów o zawał serca.

Sensacyjnie zakończył się także poprzedni turniej finałowy rozgrywany w 2006 roku w Portugalii. Zwyciężyli w nim Grecy - uznawani za jedną z najsłabszych drużyn w całej stawce finalistów (ich szanse oceniano na 1:100) i niedysponujący właściwie żadnymi wybitnymi piłkarzami. Niemieckiemu trenerowi Otto Rehhagelowi udało się jednak z tych przeciętnych zawodników zbudować nieprzeciętny zespół, który siłą kolektywu rzucił na kolana całą piłkarską Europę.

Osobne miejsce w historii turniejowych batalii należy się też naszym południowym sąsiadom. Czesi stali się bowiem prawdziwymi specami od mistrzostw Europy i to nawet wtedy, gdy nie dysponowali jakimiś oszałamiającymi piłkarzami. Ten turniej im po prostu od zawsze „leżał".

Triumfy teoretycznych kopciuszków są jednak w pewnej mierze wytłumaczalne. W czasach, gdy piłkarze coraz częściej grają w zaklętym rytmie sobota- środa-sobota, rozgrywając po kilkadziesiąt spotkań w sezonie, coraz większego znaczenia zaczyna nabierać piłkarska świeżość i umiejętność regeneracji sił. Z tego też powodu duńscy „urlopowicze" czy też Grecy - grzejący na co dzień ławy w co lepszych zachodnich klubach - mieli wystarczająco dużo sil, by po zakończeniu regularnego sezonu rozegrać jeszcze „turniej życia". Dokładnie w takiej samej sytuacji znajdują się dziś Polacy...

Krawiec Beenhakker

Na boiskach Austrii i Szwajcarii zameldujemy się dzięki pełnej ambicji postawie naszych piłkarzy (niemal we wszystkich meczach eliminacyjnych), przebłyskach gry na europejskim poziomie (szczególnie podczas pierwszych spotkań z Portugalią i Belgią) oraz taktycznej mądrości i niezwykłemu zmysłowi selekcji holenderskiego trenera Leo Beenhakkera. „Boss", jako pierwszy od bardzo długiego czasu trener naszej reprezentacji, zastosował w praktyce stare przysłowie: tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Na chłodno, nie kierując się żadnymi sentymentami czy pozasportowymi kalkulacjami. I choć początki nie były wcale różowe, to jednak ustawiane z mozołem klocki zaczęły się z czasem układać w konstrukcję, jaką wymarzył sobie Holender. Gołym okiem widać też, że tacy zawodnicy jak Lewandowski, Smolarek, Błaszczykowsld czy Krzynówek pod okiem Beenhakkera wyraźnie rozwinęli się pod względem dojrzałości taktycznej i czysto piłkarskich umiejętności. Do tego doszła grupa wypatrzonych przez Holendra młodych chłopaków, często zupełnie anonimowych wcześniej piłkarzy. I kto wie, czy właśnie tacy zawodnicy jak Zahorski, Łobodziński, Garguła, Matusiak, Pazdan, Bronowicki, Majewski, Kokoszka i spółka nie stanowią naszego największego kapitału na przyszłość.

Póki co jednak jedziemy na Euro z nadziejami na co najmniej wyjście z grupy. Jakie mamy na to szanse? Cóż, podobnie jak Grecy nie dysponujemy wielkimi indywidualnościami piłkarskimi. Bo nawet nasz najbardziej utalentowany zawodnik Jakub Błaszczykowski to w tej chwili co najwyżej kandydat na gwiazdę światowej piłki.

Najlepiej pod względem jakościowym wygląda obsada bramki - nieprzypadkowo w Europie coraz głośniej zaczyna mówić się o „polskiej szkole bramkarzy". Na tej pozycji mamy trzech niemal równorzędnych piłkarzy: Boruca, Kuszczaka i Fabiańskiego (kolejność przypadkowa). Gorzej wygląda sytuacja w defensywie: parę stoperów tworzyć będzie zapewne dwójka weteranów Bąk i Żewłakow, solidna, ale mająca niekiedy wahania formy. Jeszcze słabiej wyglądają boki obrony - chyba największa pięta achillesowa naszego zespołu - na lewej stronie pewniakiem do niedawna był Bronowicki, ale po kontuzji nie zdążył wrócić do formy z eliminacji. Zastąpi go najprawdopodobniej niedoświadczony Wawrzyniak. Podobnie prawa strona naszej obrony - Wasilewski i Gdański dobre mecze zbyt często przeplatają fatalnymi występami. A dublerów na te pozycje jakoś specjalnie nie widać.

O dziwo, zupełnie przyzwoicie - przynajmniej na papierze - prezentuje się nasza linia pomocy: zarówno defensywni - Dudka z Lewandowskim, jak również ofensywni pomocnicy - Garguła, Murawski, czy naturalizowany Brazylijczyk Roger to solidni piłkarze. Podobnie boki: Krzynówek, Łobodziński, a przede wszystkim Jakub Błaszczykowski. W ostateczności na boku może zagrać także uniwersalny Ebi Smolarek. Tego ostatniego Beenhakker będzie chciał jednak zapewne desygnować do ataku. Bo niestety w przedniej formacji Holender nie ma w tej chwili specjalnego wyboru - chimeryczny i coraz starszy Żurawski, przeciętny Saganowski i niedoświadczony Zahorski to na dziś armaty zbyt małego kalibru.

Czy z takim potencjałem jesteśmy w stanie pokonać Niemców, Austriaków i Chorwatów? Cóż, zobaczymy - grupa jest trudna, ale niewątpliwie do przejścia; w końcu to jest Euro, tutaj szansę na zwycięstwo ma każdy. Wszystko zatem w nogach naszych piłkarzy i w taktycznym geniuszu Leo Beenhakkera. No i jest jeszcze jedna dobra wiadomość. Podczas Euro 2008 na pewno nie zagramy z Anglikami.

Finaliści
Grupa AGrupa B
SzwajcariaAustria
CzechyChorwacja
PortugaliaNiemcy
TurcjaPolska
Grupa CGrupa D
HolandiaGrecja
WłochySzwecja
RumuniaHiszpania
FrancjaRosja

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama