• Echo Katolickie

Co mówi Duch Święty do Kościoła?

Synteza synodalna to pierwsza na taką skalę próba wzajemnego wsłuchania się w siebie - z żywą świadomością obecności Ducha Świętego i postawieniem w centrum słowa Bożego. Ważne były szczególnie te dwa kryteria , które pozwoliły przyjąć prawdę o sobie, nawet wtedy, gdy była bolesna

 

Zakończył się diecezjalny etap XVI Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów na temat: „Ku Kościołowi synodalnemu: Komunia, uczestnictwo, misja”. 25 sierpnia została opublikowana „Synteza krajowa” - jej bazą zaś stały się opracowania przygotowane na poziomie diecezji.

 

Dokument liczy 41 stron, został opracowany w oparciu o naukowe standardy. Na jego wstępie dowiadujemy się, iż „spotkania synodalne zorganizowało od 30 do 65% parafii w Polsce”, szacuje się, iż wzięło w nich udział ok. 50 tys. osób (wg ISKK liczbę tę należy podwoić, biorąc zaś pod uwagę dane z diecezji, osoby, które wzięły udział w synodzie drogą internetową, przekroczyłaby ona 200 tys.). Kolejne rozdziały zawierają omówienie poszczególnych kwestii uporządkowanych według kategorii: nadzieje, lęki i obawy; spotkanie; towarzyszenie; słuchanie; zabieranie głosu; dialog; celebracja; misja; ekumenizm; władza i odpowiedzialność; owoce synodu. Całość kończy aneks metodologiczny. Niewątpliwym walorem syntezy jest prosty, pozbawiony naukowego żargonu język, logiczny układ, jak też wielość świadectw osób wypowiadających się w poszczególnych kwestiach. To sprawia, że jest lekturą dla wszystkich, dosłownie. Podobnie zresztą jak opracowanie diecezjalne (liczące 10 stron), zawierające wnioski ze spotkań synodalnych z diecezji siedleckiej, dostępne na www.synod.org.pl/diecezja-siedlecka (umieszczone w kontekście „Syntezy krajowej”).

Mamy zatem dokument stanowiący zapis pewnej drogi czy raczej - ujmując temat precyzyjniej -  tak naprawdę dopiero jej początku.

Co dalej?

W sensie formalnym kolejnym krokiem będzie etap kontynentalny (do marca 2023 r.) i synod biskupów w Rzymie (październik 2023 r.). Dla nas ważna jest jednak kwestia przyszłości nie tylko Kościoła w sensie powszechnym, ale może przede wszystkim rzeczywistości nam najbliższej: Kościoła lokalnego, umiejscowionego w konkretnych realiach naszego polskiego „tu i teraz”, z licznymi nadziejami i obawami, określonego kontekstem historycznym, socjologicznym, kulturowym i medialnym. A jeszcze ściślej - Kościoła siedleckiego, z jednej strony pozytywnie wyróżniającego się (frekwencja, praktyki religijne itp.) na tle innych regionów Polski, ciągle jeszcze określanego „pobożnym Podlasiem”, z drugiej strony - pozostającego przecież pod wpływem prądów laicyzacji, „wymiatających” ze świątyń młodych ludzi, bombardowanego medialnymi przekazami, nie wolnego od problemów różnej natury i kalibru.

Zapewne będzie dużo okazji do prezentacji poszczególnych refleksji synodalnych, także na łamach „Echa”. Dziś spróbujmy się przyjrzeć kwestiom natury ogólnej.

Z troski i miłości do Kościoła

W pierwszych rzetelnych komentarzach (trudno do nich zaliczyć opinie zamieszczane w tabloidach czy dużych portalach polskojęzycznych) do „Syntezy krajowej”, jak też syntez publikowanych przez poszczególne diecezje, pojawiają się refleksje, iż była to pierwsza na taką skalę próba (ujęta w pewien system, strukturę synodalną, z błogosławieństwem Kościoła) wzajemnego wsłuchania się w siebie - z żywą świadomością obecności Ducha Świętego i postawieniem w centrum słowa Bożego. Ważne były szczególnie te dwa kryteria - wyrastały z autentycznej troski o Matkę - Kościół i miłości do niego. One to pozwoliły przyjąć prawdę o sobie, nawet wtedy, gdy była bolesna, i wyjść poza li tylko „koncert życzeń” bądź wzajemne oskarżenia.

Od entuzjazmu po obojętność

„Synteza krajowa” na wstępie odnotowuje różne reakcje na synod: od entuzjazmu i wdzięczności, przez lęk, dystans i nieufność, obawy i niedowierzanie aż po krańcowy brak zainteresowania. Dlaczego tak się stało?

Więcej do powiedzenia miałby zapewne socjolog, wydaje się jednak, iż ich źródłem jest ogólna niechęć ludzi do angażowania się w cokolwiek, narastający indywidualizm i ucieczka od struktur, jak też niewiara, że w konfrontacji z instytucją „głos prostego człowieka” może cokolwiek zmienić. Może to być też swoista nieśmiałość i nieufność wobec samej idei synodalności - skądinąd przecież obecnej w Kościele od jego zarania. Idei dziś, co trzeba powiedzieć z całą wyrazistością, pięknej, ale też tu i ówdzie nadużywanej do bombardowania doktryny chrześcijańskiej, używanej do podważania zasadności nauczania Jezusa Chrystusa, z czym mamy do czynienia np. w Niemczech.

Każdy początek jest trudny

Owszem, liczby cytowane w opracowaniu ogólnopolskim pokazują, iż synod dotknął marginesu (w sensie ilości uczestników) Kościoła w Polsce, ale... to też coś! Jak się potocznie mówi: „pierwsze koty za płoty”. Od czegoś trzeba zacząć. Sama wspomniana wyżej idea synodalności  - w takim kształcie, jaki został teraz zaproponowany - jest pewnym novum dla nas. Gdzie i kiedy mieliśmy się jej nauczyć? W czasach komuny, kiedy to byłaby idealnym narzędziem do inwigilacji i szkodzenia Kościołowi? W minionym 30-leciu, gdy procesy cywilizacyjne i społeczne gwałtownie przyspieszyły, zaskakując wszystkich swoją nieprzewidywalnością? Łatwo jest oceniać z perspektywy widza, trudniej mierzyć się z problemami w realnym czasie ich występowania.  Ważne, by ludzie uwierzyli, iż ich głosy zostały wysłuchane i poważnie potraktowane, że nie było to „wołanie na puszczy”. Trzeba je poddać analizie, nauczyć się ze sobą rozmawiać, stworzyć stałe formuły - przede wszystkim na poziomie parafii - pozwalające lepiej komunikować się, umacniać w przekonaniu, iż życie jest „wspólną wędrówką” i że skończyły się czasy obojętności. Synod, choć formalnie finalizuje się jego etap, ma trwać dalej!

My i oni?

Kolejnym ważnym elementem obecności synodu jako takiego w naszym Kościele, jest - na razie bardzo lekkie, mało zauważalne - przełamanie stereotypu „my i oni”. My - prości ludzie, masa, pokornie słuchający i niemający tak naprawdę na nic wpływu w Kościele, i „oni” - księża, biskupi, papież, czyli Kościół. Dla niemałej rzeszy ludzi, dziennikarzy - ignorantów zaludniających redakcje i portale informacyjne - słowo „Kościół” równa się kler. Kropka. Ma to niebagatelne konsekwencje w praktyce. Tymczasem jesteśmy jednością. Powie św. Paweł: Mistycznym Ciałem Chrystusa, którego On sam jest Głową. Razem cierpimy, cieszymy się, budujemy dobro, nawracamy się, współodpowiadamy za siebie. „Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki” (1 Kor 12,26) - nie sączy jadu, nie czuje się usatysfakcjonowany czyimś upadkiem. Bez postawienia na pierwszym planie tej kwestii wszystko na nic. Wiedzą o tym nasi wrogowie, dlatego z takim impetem nas dzielą.

Wspomniany wyżej podział jest na tyle utrwalony, że błędu powielenia matrycy nie ustrzegli się nawet autorzy „Syntezy krajowej”. „Uczestnicy spotkań synodalnych dzielili się obrazem Kościoła zranionego, dotkniętego skandalami i ludzką biedą, którego grzeszna strona związana ze słabością człowieka często powoduje zgorszenie i cierpienie” - czytamy. „To Kościół często bezradny, dotknięty szokiem zmian, który niejednokrotnie powoduje frustrację wiernych, przypominając bardziej źle zarządzaną instytucję niż wspólnotę prowadzoną przez wyrazistych pasterzy”.

„A więc jest Kościół i.... wierni” - pisze o. Dariusz Piórkowski na swoim profilu fb. „Kościół powoduje frustrację wiernych, jakby wierni nie należeli do tego Kościoła. Są księża i... ludzie. Kapłani i świeccy. Pasterze i owce. I na to nakłada się czysto ludzkie spojrzenie. Jest władza i obywatele. A kto to jest «wyrazisty» pasterz?”

Dalej „my” i „oni”… Ruszymy do przodu dopiero wtedy, gdy zasypiemy tę fosę.

Duch Święty wskaże nam drogę.

 

 

Echo Katolickie 35/2022

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama