List od Sióstr Karmelitanek - podsumowanie roku 2010 w Islandii
Kochani!
Nie sposób ogarnąć mijającego roku bez głębokiej zadumy i bólu serca. Bardzo przeżyłyśmy narodową tragedię, która wtargnęła w naszą historię, nieodwracalnie zmieniając jej bieg. Nie da się wspomnieć minionych wydarzeń poza tym kontekstem. Nie sposób nie ogarnąć modlitewną pamięcią tych, których Pan wezwał do siebie tak nagle i w tak wstrząsający sposób. Nie da się nie pamiętać o ich bliskich, bo nadchodzące Święta odnowią ból niezabliźnionej rany. Nie sposób nie poszukiwać odpowiedzi na pytania: Jakie przesłanie Jezus w tym momencie kieruje do nas? Dlaczego poprzez aż taki dramat? I — pomimo całej ufności — nie stawiać pytań o przyszłość naszej Ojczyzny.
Jezus JEST obecny we wszystkich wydarzeniach. Sam pierwszy przeżył cały ludzki ból, my idziemy już Jego śladami, ale On oczekuje naszej odpowiedzi na wszystko, co nas dotyka — bezpośrednio, czy poprzez przeżycie człowieka obok. Karmel jest miejscem, gdzie ludzie często przychodzą podzielić się tym „dotykiem życia”, swoimi radościami, troskami, smutkami. Bywa, że staje się to wymownym świadectwem przeżywania — tak zwyczajnie — Ewangelii na co dzień. Dwa spotkania podczas Adwentu zostawiły w nas takie właśnie wrażenie. Odwiedzający klasztor uczniowie jednej ze szkół podstawowych zapytani o ich osobiste przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia odpowiedzieli, że z zebranych własnoręcznie szyszek, muszelek itp., zrobili niewielkie paczki, następnie sprzedali je jako materiały do robótek ręcznych, aby uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na wsparcie dla młodej dziewczyny, która straciła rodziców i została sama z dwójką młodszego rodzeństwa.
Szczególnym przeżyciem było spotkanie z lekarzami i pielęgniarkami z hospicjum. Dotykając na co dzień tajemnicy śmierci — której próg każdy przekracza sam, szukając jednak dłoni drugiego człowieka — odkrywali wagę i moc modlitwy, również wspólnej. Ich przekonanie, że inaczej przeżywają ten moment ludzie otoczeni modlitwą niż ci, którzy tego szczęścia nie mają, było dla nas jakby dotykiem Jezusa — potwierdzeniem i zachętą, że On działa poprzez rzeczy pozornie małe i ukryte, pragnie tylko, by Mu je ofiarować.
W styczniu nasza kuchnia wreszcie doczekała się ostatecznego finału prac. Długo oczekiwany i wreszcie rozpoczęty w 2007 roku remont, rozciągał się niemal w nieskończoność i prawie odbierał nadzieję na zakończenie. Pozostała jeszcze kwestia kuchennych szafek. Dzięki życzliwości, pomocy i zaangażowaniu sekretarza generalnego Bonifatiuswerk Georga Austena dziś możemy cieszyć się normalnym funkcjonowaniem kuchni, a przechowywane dotąd w tekturowych pudłach kuchenne naczynia trafiły wreszcie do szafek.
Można pokusić się o stwierdzenie, że piłka ręczna jest dla Islandczyków sportem narodowym. Są w nim naprawdę dobrzy i na Mistrzostwach Europy w Danii znów potwierdzili, że są drużyną liczącą się na arenie międzynarodowej. Zawsze cieszymy się ich sukcesami, o których jesteśmy na bieżąco informowane, a przed meczem proszone o modlitwę: np. 23 stycznia, po meczu Islandia-Dania, znajoma Islandka przyniosła nam piękny bukiet kwiatów. Był to owoc tzw. „áheitu”, czyli ślubowania-obietnicy, że ofiaruje ów bukiet, jeśli Islandia wygra. Jednak nie ośmieliła się prosić nas o modlitwę, gdy kilka dni później Islandia walczyła o brązowy medal z Polską (wiadomo, rozbieżność interesów!). Pomimo pięknej — jak słyszałyśmy — walki Polaków, Islandczycy zdobyli brąz.
28 stycznia na Islandię przypłynął na krze lodowej miś polarny, już trzeci w ciągu dwóch lat. Niestety, kolejny raz Wyspa okazała się bardzo nieprzyjaznym miejscem dla takiego gościa — podobnie jak jego poprzednicy, został zastrzelony i to już w 15 minut od pierwszego zgłoszenia o jego pojawieniu się. Szkoda, że to chronione i zagrożone wyginięciem zwierzę, nie zostało odtransportowane na, odległą od Islandii zaledwie o 280 kilometrów, Grenlandię. Zarówno my, jak i wielu Islandczyków, nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć...
W dniach 2-5 lutego odbył się w Polsce zjazd mistrzyń zakonów kontemplacyjnych. Uczestniczyły w nim dwie siostry z naszej wspólnoty. Na spotkanie był zaproszony jako wykładowca o. Amedeo Cencini, kanosjanin, znany i ceniony pedagog, specjalista z zakresu formacji, oraz wykładowca na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie. W przekazywanych przez niego cennych treściach, odnajdywałyśmy własne doświadczenie wspólnotowego życia pod okiem Jezusa, Który rzuca swoje słowo gdzie chce i kiedy zechce, i On sam na co dzień nas prowadzi.
Sytuacja ekonomiczna Islandii nadal jest bardzo poważna. Nad krajem ciąży olbrzymi dług 3,8 mld Euro, które Brytyjczycy i Holendrzy stracili w 2008 roku, po upadku internetowego banku Icesave (należącego do islandzkiego Landsbanki). W ubiegłym roku rządy tych krajów i Islandii doszły do porozumienia odnośnie spłaty długu, a parlament przyjął odpowiednią ustawę. Spotkało się to jednak z ostrym sprzeciwem Islandczyków. Niemal 60 tys. obywateli (czyli około 20% społeczeństwa) podpisało petycję do prezydenta z prośbą o odrzucenie ustawy i przeprowadzenie referendum, uważając, że cena, jaką miałoby ponieść społeczeństwo, jest zbyt wysoka, a wręcz niemożliwa do spłacenia, nie mówiąc już o tym, że to nie ono jest odpowiedzialne za błędy właścicieli banków. Prezydent Ólafur Grímsson oddał głos narodowi, podkreślając, że „fundamentem porządku konstytucyjnego Republiki Islandii jest to, że naród jest najwyższym sędzią”.
6 marca odbyło się zatem referendum, w którym i my także wzięłyśmy udział. Ostatecznie za odrzuceniem ustawy, tak drastycznie obciążającej Islandię, opowiedziało się 93,2% głosujących, zaś spłatę długu na warunkach określonych w ustawie poparło 1,8%. Odrzucenie ustawy oznacza konieczność renegocjacji tak, by naród był w stanie udźwignąć spłatę długu.
8 marca świętowałyśmy obłóczyny naszej postulantki Agnieszki. Ceremonii przewodniczył Ojciec Mariusz Jaszczyszyn, Delegat naszej Prowincji do Spraw Mniszek, a mszę koncelebrowali tutejsi kapłani przy licznym udziale naszych miejscowych znajomych. Wraz z przyjęciem karmelitańskiego habitu, Agnieszka rozpoczęła nowicjat i otrzymała nowe imię s. Maria Sara od Krzyża. Miłym zaskoczeniem było, że o tej uroczystości wspomniał na swym blogu były minister sprawiedliwości, Björn Bjarnason. Będąc naszym dobrym znajomym i ceniąc karmelitański sposób życia, pragnął w niej uczestniczyć, a swymi refleksjami podzielił się z internautami czytającymi jego codzienne komentarze do bieżących wydarzeń. Krótki pobyt Ojca Mariusza był też okazją do podzielenia się wiadomościami z naszej Prowincji i wysłuchania konferencji.
Dzień 19 marca zakończył podwójnie jubileuszowy rok naszego klasztoru. Przypomnijmy, że zbiegły się w nim dwie okrągłe rocznice: 70 lat od założenia islandzkiego Karmelu przez mniszki z Holandii i 25 lat jego polskiej refundacji.
W czasie uroczystej mszy dziękowałyśmy św. Józefowi za wszystkie jubileuszowe łaski. To On patronował od początku temu domowi, ważne sprawy dokonywały się często właśnie w Jego dzień - środę, albo też w inny sposób — dyskretny, ale bardzo wyraźny — św. Józef dawał znaki swojej troski, opieki, obecności. Tę obecność czułyśmy w tym roku szczególnie. Mamy nieodparte przekonanie, że — jak na naszej jubileuszowej ikonie — ten dom i wszyscy jego mieszkańcy spoczywają bezpiecznie na Jego sercu, pod czujnym i czułym wejrzeniem Jezusa.
W niedzielę 21 marca, z samego rana, dotarła do nas wiadomość, że o północy, w rejonie jednego z lodowców, wybuchł wulkan. Obudził się po 187 latach drzemki. Krater o szerokości ok. kilometra był umiejscowiony właściwie na granicy dwóch lodowców: niewielkiego Eyjafjallajökull i czwartego co do wielkości — Mýrdalsjökull. Z powodu realnej groźby powodzi z topiącego się lodu, z najbliższej okolicy ewakuowano ponad 500 osób. Islandzkie przepisy nakazują, by w razie wybuchu wulkanu wstrzymać ruch na lotniskach w promieniu ponad 200 kilometrów. Zamknięto więc porty lotnicze w Reykjaviku i Keflaviku. Część samolotów, lecących na Islandię, skierowano na inne lotniska krajowe i zagraniczne. Jednak nastepnego dnia ruch lotniczy wrócił do normy i czekający na lotniskach pasażerowie mogli dotrzeć do celu podróży.
Tym razem nie był to wybuch duży, był natomiast bardzo widowiskowy i wzbudził wielkie zainteresowanie zarówno Islandczyków, jak i turystów. Ludzie masowo ruszyli w okolice lodowca. Po zmierzchu „ogień na górze” i wyrzucaną lawę widać było z daleka. Niektórzy oglądali wulkan z miejsc, gdzie można było dotrzeć samochodem. Inni ruszali pieszym szlakiem w górę i po kilku godzinach wspinaczki mogli oglądać krater ze znacznie bliższej odległości. Ci, których było na to stać, mogli ekscytować się widokiem otwartego krateru z okien helikoptera. Zamożnym gościom oferowano szczególne atrakcje — posiłek z ognistą fontanną lawy w tle — na pięknie nakrytym stole, z szampanem, zupą z homarów i innymi wyszukanymi potrawami. Na gorącej lawie pieczono także jajka i grzanki.
Zwykle aktywność wulkanu Eyjafjallajökull zwiastowała wybuch znacznie od niego groźniejszego wulkanu Katla. Obawy były tym większe, że Katla budziła się dotychczas średnio raz na pół wieku, zaś ostatni jej wybuch miał miejsce niemal przed stu laty, w 1918 roku. Na razie jednak Islandia zdradzała swe groźne oblicze od innej strony: spośród trojga Islandczyków, którzy zabłądzili jadąc do wulkanu, dwoje przypłaciło tę wyprawę życiem. Bez odpowiedniego zabezpieczenia, nie sposób na islandzkich pustkowiach przetrwać nawet jedną marcową noc... Miesiąc wcześniej 45-letnia Islandka, podczas zorganizowanej wycieczki na lodowiec Langjökull, zaraz po wyjściu z samochodu, wraz z 7-letnim synem, wpadła do 30-metrowej szczeliny. Kobieta zginęła na miejscu, dziecko zostało uratowane po niezwykle trudnej, czterogodzinnej akcji: jeden z ratowników przez godzinę wisiał głową w dół w wąskiej szczelinie, usiłując dostać się do uwięzionego chłopca, którego temperatura ciała, w chwili wyciągnięcia ze szczeliny, wynosiła 27°C. Niedługo potem, na tym samym lodowcu, turystka ze Szkocji, jadąc z synem na skuterze śnieżnym, zgubiła w złej pogodzie grupę. Została odnaleziona po kilku godzinach poszukiwań, w których wzięło udział 300 ratowników. Ta historia akurat zakończyła się szczęśliwie, ale podobne przypadki, niestety nie należą do rzadkości.
Tak, życie to często ból, czyjaś osobista tragedia, przewracająca świat do góry nogami — bo potem już nic nie będzie takie samo... Czasem jesteśmy zapraszane do współprzeżywania cierpienia, gdy ktoś zapragnie uchylić drzwi do świątyni swego bólu. Człowiek staje wtedy onieśmielony na progu i spontanicznie zwraca się ku Temu, który jedynie może być Pocieszycielem, bo sam wszedł w samo centrum tej świątyni. Jest jednak całkowitym wstrząsem, gdy cierpienie przybiera rozmiary takie, jak to się stało 10 kwietnia w Smoleńsku, kiedy to Prezydent Polski wraz z Małżonką i z 94 towarzyszącymi Mu osobami, zginęli w katastrofie lotniczej. Gdy śmierć staje się tragedią całego narodu, owszem, ma konsekwencje również dla świata, gdyż brak konkretnych osób wpisuje się w realne życie społeczne kraju i jego politykę zagraniczną.
Dla nas, podobnie jak przy odchodzeniu Ojca Świętego, były to wielkie rekolekcje wstrząsające swą głębią. Śmierć tylu osób bezcennych dla Państwa, zwłaszcza, że byli wśród nich ludzie wybitni, wspaniali patrioci, poruszyła nas bardzo głęboko. Ale trudno wyrazić, co czujemy, myśląc o Panu Prezydencie Lechu Kaczyńskim i jego Małżonce. Człowiek prawy, Patriota, który piastując najwyższe stanowisko, nie szukał własnej korzyści. Ta śmierć, w tak symbolicznym miejscu, mimo, że nie dokonała się dosłownie na polu bitwy, jednak z całą pewnością można powiedzieć, że taką była. Może ktoś się sprzeciwi: przecież świadomie nie szedł umierać! Tak, ale żołnierz również świadomie nie idzie ginąć, idzie walczyć z nadzieją zwycięstwa. Lech Kaczyński, wielki „Mały Rycerz” walczył za Ojczyznę, zdając sobie sprawę z nienawiści, która go otacza, w pełni świadomy, że — jak to wielokrotnie pokazuje historia — w tej walce można stracić życie. Zawsze bronił praw Polski, jej obywateli, bronił sprawiedliowości. 10 kwietnia był tam, gdzie wezwały go serce i obowiązek, pragnąc oddać hołd wybitnym synom polskiej ziemi zamordowanym przez Sowietów w 1940 roku w katyńskim lesie. I trudno nie dostrzec w wyjątkowych okolicznościach śmierci Prezydenta — wciąż osnuwanych mgłą dziwnej tajemnicy — jakby pieczęci potwierdzającej piękne życie, oddane bez reszty dobru Ojczyzny. Niepublikowane dotychczas zdjęcia i fakty z życia naszego Prezydenta, dopiero przy tej okazji wydobyte z archiwów mediów, utwierdzały nas dodatkowo w bolesnym przekonaniu, że Polska straciła wielkiego Męża Stanu, z wielowymiarową wizją przyszłości Polski i świata. Zarazem człowieka bardzo ludzkiego, ciepłego i szlachetnego, który potrafił pięknie kochać. Tak odbieramy Lecha Kaczyńskiego. Świadectwo jego życia pozostanie wspaniałą kartą w dziejach Polski, niezależnie, czy dziś ktoś chce to uznać, czy nie. Jesteśmy przekonane, że historia kiedyś z całą mocą potwierdzi tę prawdę, pomimo gwałtownych wysiłków, by ją stłumić, wypaczyć — by dobro nazwać złem, a zło dobrem. Historia zatacza kręgi. Wielokrotnie rehabilitowała bohaterów, którym odmawiano należnego im uznania. Ale również, jakże często — przez łudzące podobieństwo faktów — ostrzegała przed grożącymi niebezpieczeństwami. Oby Polacy zechcieli czytać te przesłania i wyciągać z nich wnioski...
Po katastrofie odebrałyśmy liczne wyrazy współczucia od Islandczyków. Wiele osób przynosiło kwiaty. W naszej kaplicy ustawiłyśmy zdjęcie Pary Prezydenckiej i biało-czerwoną flagę z kirem. Przez wszystkie dni żałoby, o naszym bólu mówiła Islandczykom polska flaga przed klasztorem, opuszczona do pół masztu. Tego dnia melodia i słowa utworu „Lacrimosa”, który odśpiewałyśmy w czasie mszy świętej w intencji ofiar katastrofy, aż przeszywały serce. Mszę świętą odprawił ks. Jakob Rolland. Również w Katolickiej Katedrze w Reykjaviku została odprawiona wieczorem msza święta w intencji ofiar katastrofy, a w homilii ks. Jakob dzień ten nazwał „dniem łez,” nawiązując w ten sposób do usłyszanej rano, w naszej kaplicy, „Lacrimosy”. Jako przedstawicielka Rządu Islandii, na tej mszy, była obecna premier Islandii, Jóhanna Sigurđardóttir.
W ciągu kolejnych dni na Islandii — jak i na całym świecie — temat Polski wielokrotnie powracał w informacjach. Chyba po raz pierwszy niektórzy dostrzegli ogrom bólu jej historii, dramat Katynia. Szczególne wrażenie zrobiła na nas wypowiedź islandzkiego historyka Guđni Th. Jóhannessona, w kontekście smoleńskiej katastrofy: „Trudno to sobie wyobrazić, gdyż nigdy coś podobnego nie zdarzyło się w czasie pokoju, żeby najwyżsi rządzący w kraju, cała elita, zginęła w wypadku tego rodzaju. To jest jedyny taki przypadek. Ta delegacja była w drodze do lasu katyńskiego, gdzie wymordowano ok. 20 tysięcy polskich oficerów na rozkaz Stalina. Polski naród w ostatnim wieku wycierpiał boleści niewiarygodne. Nasza historia (Islandii) w porównaniu z nimi to taniec na różach. W tym kontekście ten straszliwy wypadek w szczególny sposób wpisuje się w tę bolesna historię Polski.”
Taka wypowiedź z ust obywatela narodu, któremu dalekie są polskie, krwawe zmagania o wolność, świadczy o głębokiej wiedzy i wrażliwości historycznej. Tym bardziej bolesne są wypowiedzi Polaków, określających tę żałobę jako „histerię narodową”, czy „przesadę” a towarzyszący jej patriotryzm jako „budzenie demonów przeszłości”. Żyjąc w społeczeństwie o głębokim poczuciu solidarności i tożsamości narodowej, często mamy okazję widzieć jak Islandczycy przeżywają problemy swojego kraju, jak dbają o wizerunek swego prezydenta (czyni to zresztą każdy demokratyczny kraj), jak podchodzą do wartości narodowych, do bólu człowieka... Gdyby podobna katastrofa wydarzyła się na Islandii, nikt chyba nie miałby wątpliwości co do jak najbardziej godnego miejsca spoczynku pary prezydenckiej. Tak rażące zaniedbania w śledztwie i na miejscu katastrofy wywołałyby ogólnonarodowy skandal. Gdyby naród wyraził pragnienie, by krzyż pozostał przy siedzibie prezydenta, jego wola zostałaby uszanowana. Nie wspominając już o wyśmiewaniu i drwinach z modlących się ludzi — to byłoby czymś nie do pomyślenia! Rodzinom ofiar niewątpliwie dodatkowy ból maksymalnie zostałby oszczędzony, podczas gdy w Polsce rodziny nie są pewne nawet identyfikacji ciał swych bliskich! Można zapytać, czy to jest jeszcze demokracja? Jeśli tak, to gdzie jest szacunek dla narodu i jakie znaczenie ma jego głos? Na zakończenie tych bolesnych rozważań, pragniemy przytoczyć słowa (jeszcze wówczas) przewodniczącego Solidarności Janusza Śniadka. Brzmiały one przejmująco przy trumnie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego Małżonki, i nie przebrzmiały w naszych sercach bez echa. W nich bowiem odnalazłyśmy własne uczucia bólu, ogromnego szacunku, jaki żywimy do zmarłego Prezydenta, wyraz hołdu, jaki pragnęłyśmy mu złożyć, oraz — pomimo tak krótkiego trwania zrywu jedności wśród Polaków — również nadziei na wolną i zjednoczoną Polskę. Oto fragmenty tego niezwykłego przemówienia:
„Panie Prezydencie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Pani Mario Kaczyńska!... Tylko wieniec, który chciałeś złożyć w katyńskim lesie przetrwał katastrofę. Pamięć i prawda są silniejsze od największych tragedii... Chcemy, aby przyszłość naszego Narodu, Europy i świata wyrastała z pamięci, opierała się na prawdzie... Ktoś powiedział, że Twoje życie było drogą do Katynia. Ta tragedia powinna nas zbliżyć. Drodzy przyjaciele z całego świata, proszę was, powiedzcie wszystkim jak Lech Kaczyński kochał prawdę, jak o nią waczył!... Leszku, ...płaczemy po Tobie, bo byłeś dobrym człowiekiem. Solidarność upomniała się o wolność, o sprawiedliwość społeczną i o obecność krzyża w życiu publicznym. Tym wartościom dochowałeś wierności jak nikt! Dlatego zawsze, z dumą będziemy mówić o Tobie: Człowiek Solidarności! Ojciec Święty Jan Paweł II nauczał: 'Nie ma solidarności bez miłości.' Jak mało kto kochałeś swoich najbliższych i kochałeś ludzi. Podkreślałeś jako prezydent: solidarność jest potrzebna w skali globalnej, w walce z głodem, przemocą, w walce o prawa ludzi. Rozumiałeś, że solidarność to zobowiązanie nie tylko dla naszej Ojczyzny, ale i dla innych narodów.
Panie Prezydencie Wartości, Żołnierzu Prawdy, nie jesteś sam w królewskiej drodze na Wawel! Przypomniałeś nam co to znaczy być Polakiem. Wdzięczni, przyszliśmy zaświadczyć, że bez solidarności nie zbudujemy lepszego świata... W czasie tych swoistych rekolekcji uświadamiamy sobie, że rezygnując z wartości, tracimy poczucie wspólnoty, tracimy Polskę. Nie ma wolności bez wartości! Wyśmiewani za niemodny patriotyzm, wierni Bogu i Ojczyźnie, podnieśliśmy głowy. Zróbmy wszystko, aby rozpalony w sercach i umysłach płomień nie wygasł. Odeszło wielu wspaniałych ludzi... Na mogiłach tych, którzy zginęli, z czułością kładziemy wieniec, wieniec prawdy, która ocalała. Niech wspólnie przeżyta żałoba, to solidarne wzruszenie zmieni Polskę na lepszą. O to prosimy Boga!...”
Trudno było otrząsnąć się po smoleńskiej katastrofie. Dla nas wtedy czas niejako się zatrzymał, ale życie na naszej Wyspie podążało dalej swoim torem.
12 kwietnia opublikowano sprawozdanie o upadku islandzkich banków w 2008 roku. Dokument miał prawie 3000 stronic i był efektem pracy specjalnej komisji powołanej przez Parlament. Był dostępny w druku i w internecie. Zalecenia kierowane w telewizji i radiu do obywateli, by „spokojnie go przeczytać, nie denerwowować się, i czekać” mogą wywołać uśmiech, ale nasuwa się równocześnie inny, raczej bolesny dla nas wniosek: na Islandii naród wystawia rachunek rządzącym, a rząd musi rozliczyć się z narodem. Naród oczekuje, że wyborcze obietnice zostaną spełnione, a rząd jest świadomy, że otrzymując od obywateli kredyt zaufania, rzeczywiście zaciąga wobec nich ogromny dług. Szkoda, że w Polsce ani ludzie, ani media nie rozliczają rządzących, natomiast rozliczana jest... opozycja. Jest to chyba jedyny taki przypadek...
Tymczasem zaskakujące wypadki tegorocznego kwietnia szybko następowały po sobie. Nie spodziewałyśmy się, że islandzka natura może mieć jakikolwiek związek z wydarzeniami w Polsce i Europie.
14 kwietnia, około północy, w rejonie lodowca Eyjafjallajökull, zanotowano wyjątkowo dużo trzęsień ziemi. O godz. 4 nad ranem sejsmolodzy byli pewni, że będzie kolejny wybuch. Natychmiast ewakuowano z okolicy ok. 800 osób i zamknięto drogi dojazdowe. Wybuch nastąpił o 6 rano. Poprzedni, niewielki krater na skraju lodowca zaledwie dzień wcześniej zdążył się zasklepić. Tym razem wybuch nastąpił pod czapą lodowca. Krater długości ok. 2 km był umiejscowiony w jego centrum. Masy wody ze stopionego lodu zalały okolicę, niszcząc jedyną drogę biegnącą południem Islandii.
Gwałtowne schładzanie magmy w zetknięciu z lodem powodowało silne eksplozje i emisję olbrzymich mas wulkanicznego pyłu — 750 ton na sekundę, czyli to tak, jakby 750 Toyot Yaris w ciągu sekundy było wyrzucanych w powietrze! Wybuchom towarzyszyły wyładowania elektryczne. Na dużym obszarze wokół wulkanu popiół całkowicie zasłonił światło słoneczne — w biały dzień, przez wiele dni, panował tam mrok jak w nocy.
Jakie konsekwencje miał ten wybuch dla ruchu lotniczego w całej Europie, a w szczególności dla uroczystości pogrzebowych polskiej Pary Prezydenckiej, wszyscy dobrze wiemy. Można powiedzieć, że był to swoisty test dla przywódców państw, którzy zadeklarowali swoje przybycie. Wynik nie był chyba rozczarowaniem — historia po raz kolejny zatoczyła krag... Wzruszyła nas natomiast postawa prezydenta Czech Vaclava Klausa, a przede wszystkim Gruzji Michaiła Saakaszwilego, który lecąc aż ze Stanów Zjednoczonych pokonał wiele pojawiających się przeszkód, by być obecnym na pogrzebie Pary Prezydenckiej. Dobrze, że są ludzie, którzy słowa o szacunku i przyjaźni potrafią przypieczętować czynem.
Pomimo tylu lat spędzonych z dala od Ojczyzny, nosimy ją głęboko w sercach a nasze modlitwy nieustannie ogarniają Polskę w nadziei, że stanie się kiedyś państwem pragnień Jana Pawła II, państwem wizji Lecha Kaczyńskiego. „Ojczyzna jest naszą matką ziemską, Polska jest matką szczególną. Niełatwe są jej dzieje zwłaszcza na przestrzeni ostatnich stuleci. Jest matką, która wiele przecierpiała i wciąż na nowo cierpi. Dlatego też ma prawo do miłości szczególnej.” (Jan Paweł II)
3 maja s. Maria Edyta od Czarnej Madonny złożyła wieczystą Profesję. Uroczystej mszy świętej przewodniczył Ojciec Prowincjał Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych, Roman Hernoga. Dla naszej wspólnoty była to okazja, by poznać Ojca Prowincjała i cieszyłyśmy się, że to pierwsze spotkanie przypadło na tak szczególną chwilę. Był to czas wspólnego świętowania a także dzielenia się radościami i troskami Zakonu i Prowincji. Miłe życzenia i wyrazy pamięci od naszych przyjaciół (a nawet obecność naszej przyjaciółki z Norwegii Ingrid) towarzyszyły radosnej atmosferze tego dnia i szczęśliwej z zaślubin siostrze Edycie. Również ta uroczystość naszej wspólnoty została upamiętniona na blogu byłego ministra, Björna Bjarnasona. Nawiązał on do tytulacji siostry i do szczególnej wymowy uroczystości Królowej Polski, wyjaśniając krótko, czym Jasna Góra jest dla Polaków. Wspomniał również swój pobyt na Jasnej Górze przed kilku laty.
Tymczasem wulkan, który wcześniej nieco złagodził groźne eksplozje i pomruki, nie poddał się łatwo i 8 maja wzmocnił aktywność. Na całym południu Islandii znowu wstrzymano loty. Ojciec Roman odleciał do Polski z ponad dobowym opóźnieniem, i to nie z Reykjaviku-Keflaviku, ale z lotniska na północy kraju — Akureyri, do której podróż autobusem trwała 5 godzin.
Nie było wiadomo w którą część Wyspy los, a raczej samolot kogoś rzuci. Na przykład goście naszych znajomych z Polski wylądowali na wschodzie Islandii, w Egilstađir, skąd 9 godzin podróżowali z małym dzieckiem do Reykjaviku. Nie wszyscy jednak byli niezadowoleni. Znamy takich, którzy, chociaż mieli kłopoty, by dotrzeć na Islandię ze Stanów, cieszyli się z urozmaiconej podróży i niespodziewanej, „darmowej wycieczki” po Wyspie. A Islandia jakby sama zachęcała do podziwiania jej w tym pięknym okresie białych nocy. Jednak nigdy nie można zapomnieć o niebezpiecznej stronie jej surowej natury. Doświadczył tego nasz znajomy, który początkiem czerwca, przy pięknej pogodzie, wybrał się pod namiot. W nocy zaskoczyła go temperatura 0°C! Również na fiordach zachodnich zdarzył się tragiczny wypadek: podczas obserwacji maskonurów zginął turysta z Niemiec, gdy niespodziewanie osunęła się pod nim stroma skarpa.
24 maja rozpoczęłyśmy wspólnotowe rekolekcje, które wygłosił o.Sergiusz, karmelita bosy z Poznania.
29 maja wzięłyśmy udział w islandzkich wyborach samorządowych. W Reykjaviku ich wynik był zaskoczeniem: wygrała (z poparciem 34,7%) Najlepsza Partia. Założył ją, po kryzysie finansowym, telewizyjny komik, Jón Gnarr. Oświadczył on w kampanii wyborczej, że może obiecywać więcej niż ktokolwiek inny, ponieważ nie zamierza dotrzymywać obietnic. Należały do nich m.in. bezpłatne ręczniki przy każdym basenie, sprowadzenie misia polarnego do stołecznego zoo, zasadzenie palm w Reykjaviku... Wynik daje Najlepszej Partii 6 z 15 miejsc w Radzie Miasta i jest odbierany jako wyraz protestu Islandczyków wobec bezradności aktualnego rządu w sytuacji kryzysu.
Gdy tylko wulkan zmniejszył swą działalność, Islandczycy — jak zwykle gotowi do pomocy, spontanicznie organizowali się (np. w weekendy), by porządkować zasypane tereny. Duży obszar wokół wulkanu pokryła gruba warstwa pyłu, a na krawędziach krateru osiągnęła nawet 30 - 40 m. Ucierpiał m.in. położony w pobliżu Ţorsmörk — dotychczas raj turystyczny i miejsce odpoczynku — na szlaku turystycznym nie można było zobaczyć nawet skrawka zieleni. Doprowadzanie tego miejsca do poprzedniego stanu będzie wymagało wiele wysiłku.
W naszej okolicy, choć nie można było mówić o „zasypaniu”, to niemal codziennie, w zależności od kierunku wiatru, towarzyszył nam mniejszy lub większy opad popiołu. Szczególnie pamiętny był 4 czerwca. Miał w sobie coś z apokaliptycznych wizji: jasny, słoneczny dzień zgasiła ponura, gęsta „mgła” popiołu. Słońce stało się „jak włosienny wór” i wyglądało raczej jak księżyc o zmroku za chmurami. Pył natychmiast dostawał się do nosa, zgrzytał w zębach. Ostrzegano, by ludzie chorujący na astmę w takich sytuacjach nie opuszczali domów. Gdy fala przeszła, trzeba było umyć od zewnątrz wszystkie okna, ławki, drzewa... Niezwykle lekki pył, wzbijany wiatrem, może krążyć w powietrzu nawet kilka lat.
Krąży po świecie również w inny sposób: wkrótce po wybuchu zaczęto go sprzedawać (początkowo przez internet) w małych słoiczkach jako pamiątkę z Islandii.
W czerwcu gościłyśmy o. Szczepana Praśkiewicza. W swoich wykładach przedstawił zarys duchowości maryjnej w historii Kościoła.
20 czerwca wzięłyśmy udział w polskich wyborach prezydenckich
26 czerwca, w Uroczystość Serca Jezusa, islandzki parlament jednomyślnie uchwalił ustawę zezwalającą na małżeństwa homoseksualne, definiując małżeństwo jako „związek dwóch dorosłych osób bez względu na płeć”. Następnego dnia, premier Islandii, Jóhanna Sigurđardóttir wzięła ślub ze swoją długoletnią partnerką. Szeroko pojęta islandzka tolerancja ma również i takie oblicze, choć w tym wypadku, Islandia nie jest pierwszym krajem, decydującym się na taki krok. Przoduje tylko w tym, że do tej pory żaden premier na świecie nie miał współmałżonka tej samej płci.
4 lipca wzięłyśmy udział w II turze wyborów prezydenckich w Polsce.
Na przełomie lipca i sierpnia ponownie gościłyśmy pośród nas Ojca Prowincjała Romana Hernogę. Cieszymy się, że Ojciec, który podczas majowego pobytu doświadczył nieśmiało budzącej się wiosny na Islandii, mógł również w sierpniu poczuć specyfikę islandzkiego lata i zobaczyć nasz ogród w całej krasie.
Dwa miesiące po erupcji, w miejscu wybuchu wulkanu powstał czynny obszar geotermalny. Chmurę pyłu zastąpił obłok pary wodnej, wytwarzanej przez wody gruntowe w zetknięciu z gorącą lawą. Popiół, który wcześniej sprawił tyle problemów, teraz, ze względu na swą żyzność, bardzo przysłużył się okolicznym rolnikom — mieli wyjątkowo dobre plony. My również dawno nie miałyśmy tak ładnych warzyw. Na pewno przyczyniło się do tego nieco cieplejsze w tym roku lato, któremu jednak daleko do typowego lata europiejskiego. I właśnie temperatury stały się tematem żartów w islandzkich mediach w kontekście prowadzonych rozmów o przystąpieniu Islandii do Unii Europejskiej. Islandzkie Prawodawstwo jest już w dużej mierze zbliżone do unijnego, od 1973 roku Islandia oraz Unia Europejska mają podpisaną umowę o wspólnym handlu. Wyspa należy także do strefy Schengen oraz Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Zatem największą zmianą i korzyścią wejścia do UE byłoby ujednolicenie temperatur z Europą.
Zatem pokusa przystąpienia do Unii jest duża. Jednak coraz więcej Islandczyków ma wątpliwości, czy pomimo kryzysu, członkostwo w Unii Europejskiej jest dla nich dobrym rozwiązaniem. Już w sondażu przeprowadzonym 8-10 czerwca, 57 % ankietowanych opowiedziało się za wycofaniem się z negocjacji z Unią. Najprawdopodobniej właśnie naród podejmie w referendum ostateczną decyzję.
Coraz więcej Islandczyków boryka się z nieznanymi dotąd problemami: utrata domu, pracy, upadek przedsiębiorstwa, rosnące zadłużenie. I — rzecz dotychczas niespotykana — również oni zaczynają dzielić los tych, którzy lepszych warunków życia szukają poza granicami swego kraju. W ciągu bieżącego roku do mieszkających w Norwegii 5 tysięcy Islandczyków, dołączyło kolejne 830 osób, co stawia ich w pierwszej dziesiątce najczęściej zatrudnianych obcych narodowości w tym kraju. Imigranci również stopniowo opuszczają Wyspę, która do tej pory stanowiła dla nich bezpieczną przystań.
Protesty przeciwko opieszałości rządu w rozwiązywaniu problemów ekonomicznych kraju, od początku kryzysu nie należały do rzadkości. Nowa ich fala, z żądaniem wyborów, nastapiła 1 października, w pierwszy dzień obrad parlamentu po wakacyjnej przerwie. Kumulacja protestu nastąpiła 4 października, w dniu wystąpienia premier Islandii. Na placu Austurvelli przed parlamentem do północy protestowało ok. 8 tysięcy osób, przy wtórze rytmów wybijanych na beczkach, w świetle wielkiego ogniska.
Pod koniec sierpnia opuścił Islandię ks. Marek Zygadło, chrystusowiec, który z oddaniem pracował tu dla Polaków ponad 10 lat.
Na początku września dobra passa pogodowa nagle się załamała. Jeszcze w słońcu udało się nam zebrać ziemniaki, ale tylko dzięki temu, że zdecydowałyśmy się zrobić to wcześniej niż zwykle. Natomiast marchew i buraki zbierałyśmy już w strugach deszczu, a obcinanie i suszenie ich odbywało się w szklarni.
We wrześniu, w związku z Rokiem Chopinowskim, ogłoszony został konkurs dla uczniów szkół muzycznych pod patronatem Polskiego Konsulatu. Każdy z uczestników miał wykonać jeden utwór Chopina na pianino lub pianino z vocalem. W skład jury weszli m.in. polscy muzycy mieszkający na stałe na Islandii: śpiewaczka operowa Alina Dubik i skrzypek Andrzej Kleina. Nagrodą, ufundowaną przez Konsulat, jest wycieczka do Warszawy.
14 września, w święto Podwyższenia Krzyża, przyleciała na Islandię Agnieszka, pragnąca wstąpić do naszego Karmelu. Przed wstąpieniem był czas na obejrzenie ciekawszych cudów islandzkiej natury. 18 września, po mszy świętej, odprowadzona przez wiernych uczestniczących w Eucharystii na czele z dwoma księżmi, przekroczyła próg klauzury, rozpoczynając tym samym postulat.
W dniach 27.09.-1.10., dwie przedstawicielki naszego domu wzięły udział w spotkaniu przełożonych żeńskich klasztorów kontemplacyjnych krajów skandynawskich w Klasztorze Sióstr Benedyktynek w Mariavall w Szwecji. Takie spotkania odbywają się co trzy lata, za każdym razem w innym klasztorze i dają okazję do wymiany doświadczeń, szukania wspólnych rozwiązań w realiach krajów nordyckich. Spotkania takie uświadamiają nam, jak Islandia, przez swoje oddalenie czy wręcz izolację, ma swoją specyfikę trudną do porównania z innymi krajami.
Bieżący rok jest pierwszym z pięciu lat przygotowań do wielkiego jubileuszu w Karmelu: 500-lecia urodzin św. Naszej Matki Teresy od Jezusa. W karmelitańskich wspólnotach podejmowane są różne inicjatywy, mające na celu promowanie tej wspaniałej Świętej. Jej pisma, choć powstały 500 lat temu, są bezcennym i wciąż nie odkrytym skarbem, świadectwem Jej głębokiej więzi z Jezusem — owych „wielkich rzeczy”, które On objawia — już tu na ziemi — tym, którzy Go miłują. Głębia mistycznego doświadczenia pobudzała św. Teresę do wykorzystania wszystkich darów natury i łaski, by „choć cokolwiek uczynić dla tego Pana”. Mamy nadzieję, że nadchodzący jubileusz, zachęci wiele osób do czerpania z tego obfitego źródła.
Dzień 15 października, Jej uroczystość, pragnęłyśmy przeżyć w szczególny sposób. Już w wieczornych nieszporach, odśpiewanych po łacinie wzięli udział nasi zaproszeni goście wraz z 3 księżmi. Po nieszporach nastąpiło odsłonięcie olejnego obrazu (1,50 x 1,70 m), namalowanego na tę okazję przez naszą s. Melkorkę: św. Józef z Dzieciątkiem adorowani przez św. Teresę od Jezusa i św. Jana od Krzyża. Głębię tonów brązu i bursztynu przenika jasna, ciepła poświata, tworząc atmosferę wzajemnego zjednoczenia i dzielenia się tajemnicami serc. O 18.00 rozpoczęła się msza święta, podczas której wykonałyśmy 3 nowe pieśni — poezje św. Naszej Matki, przetłumaczone na język islandzki przez naszą znajomą Islandkę i z naszą muzyką. Podczas mszy, na ołtarzu, stały relikwie Świętej (de ossibis), które po mszy świętej wszyscy ucałowali. Wspólny wieczór zakończyło spotkanie w rozmównicy. Jako pamiątkę każdy otrzymał obrazek ikony św. Teresy, namalowanej przez naszą s.Miriam, wraz z opisem jej symboliki. Wiele osób wyrażało radość z możliwości uczestniczenia w tej uroczystości..
25 października 50 tysięcy islandzkich kobiet (czyli niemal 1/3 wszystkich kobiet Islandii!) zgromadziło się w centrum Reykjaviku. Tradycja takich wieców sięga roku 1975, kiedy to ok. 20 tys. kobiet postanowiło tego dnia, o godzinie 14.25, opuścić swoje stanowiska pracy i wyjść ze swymi postulatami na ulice. Dotyczyły one m.in. problemu niższego wynagrodzenia, jakie otrzymują kobiety w porównaniu z mężczyznami za tę samą pracę. Od tamtego dnia podobne wiece-pochody odbywają się co 5 lat. Godzina rozpoczęcia wiecu nie jest przypadkowa. Biorąc pod uwagę różnice w zarobkach za tę samą pracę między kobietami a mężczyznami, o tej właśnie godzinie powinien by kończyć się dzień pracy kobiety. Ich głos nie pozostał bez echa. Kobiety wywalczyły m.in. utworzenie funduszu, zwracającego zakładom pracy wynagrodzenia za urlopy macierzyńskie kobiet, czy inne zwolnienia, związane z wychowywaniem dzieci. Na tenże fundusz pobierane są składki z pensji każdego pracownika na Islandii..
Islandki nie obawiają się zatem mieć dzieci — generalnie są nastawione na więcej niż dwoje. Jeśli koliduje to z pracą zawodową, świadome swoich praw, rozwiązują problem od właściwej strony — w żadnym wypadku nie przez ograniczenie ilości dzieci. Świadczą o tym z roku na rok statystyki: choćby w drugim kwartale b.r. urodziło się 1200 dzieci (podczas, gdy zmarło 530 osób). Od lat funkcjonuje również na Islandii możliwość podzielenia 9-miesięcznego urlopu macierzyńskiego pomiędzy obojga rodziców.
Prawo dotyczące przemocy w rodzinie również daje Islandkom pewne poczucie bezpieczeństwa. Uważają także, że państwo ma obowiązek zrobić co możliwe, by mogły czuć się bezpiecznie wychodząc wieczorem samotnie z domu.
26 października Islandia znów odniosła sportowy sukces — medal, i to złoty, w Mistrzostwach Europy w gimnastyce, które odbyły się w Szwecji.
Kończy się rok, tak brzemienny w wydarzenia. Wkrótce uklękniemy przy żłóbku Pana w zadumie i zadziwieniu, że On, posiadający wszelką pełnię, z siebie samego uczynił całkowity dar. Niechaj i w naszej odpowiedzi płonie żarliwość św. Teresy od Jezusa: „Pójdziemy razem, Panie! Którędy Ty szedłeś, tam i ja chcę iść, przez co Ty przechodziłeś, przez to i ja przejść pragnę!”. Życzymy radosnych i pełnych pokoju Świąt.
Wasze siostry mniszki karmelitanki bose z Islandii
List trafił do Fundacji Opoka za pośrednictwem Kajetana Rajskiego. Dziękujemy!
opr. mg/mg