Virtuti Militari w głównym ołtarzu

O duszpasterstwie wśród polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii

Na początku Devonia Road w Londynie stoi dawny kościół anglikański ze strzelistą gotycką wieżą i żaluzjami w oknach. Dobrych kilka lat temu zamieniono go na dom mieszkalny. Kilkadziesiąt metrów dalej między budynkami bieli się polski kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej. Właśnie kończy się Msza św. odprawiana codziennie o 10.30. Przy tym kościele od 1930 r. istnieje najstarsza polska parafia w Anglii i Walii. Tu też ma swoją siedzibę istniejąca ponad sto lat Polska Misja Katolicka. - Kościołów anglikańskich jest coraz mniej - mówi rektor Polskiej Misji Katolickiej ks. Stanisław Świerczyński. - Natomiast do angielskich kościołów katolickich przychodzi coraz więcej wiernych. W polskich też nie narzekamy na brak ludzi.

W samym Londynie działa 11 polskich parafii, a także polskie duszpasterstwo akademickie w kaplicy Brompton Oratory. W Anglii i Walii istnieje 78 polskich wspólnot parafialnych, z których kilka razy w miesiącu kapłani dojeżdżają z posługą duszpasterską do 89 miejsc. Według orientacyjnych danych Polska Misja obejmuje swą opieką od 70 do 120 tys. Polaków. Połowa z nich utrzymuje regularny kontakt z Kościołem.

I

Do czasów II wojny światowej w Anglii żyło kilka tysięcy Polaków. Emigrowali po powstaniach - listopadowym i styczniowym. Schronili się tu, uciekając z niewoli japońskiej po wojnie rosyjsko-japońskiej. Podczas fali wyjazdów za chlebem często w Hull przerywali podróż do Ameryki. Chcieli płynąć dalej z Liverpoolu czy Sout-hampton, ale brakowało im pieniędzy, osiedlali się przy dokach, żeby trochę zarobić i... zostawali.

- Polacy w Anglii noszą nazwę emigracji niepodległościowej - tłumaczy ks. Stanisław Świerczyński. - Zaczęli przybywać tu masowo podczas II wojny światowej. W 1939 r., po upadku Rzeczypospolitej, pierwsi byli marynarze i lotnicy. Po kapitulacji Francji przeniósł się tu Rząd Polski na uchodźstwie, Sztab Generalny Wojska Polskiego i ci, którzy zdołali opuścić okupowaną Francję. Po wojnie swoje miejsce znaleźli tu byli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Liczba Polaków przekroczyła wtedy 240 tysięcy. Do żołnierzy dołączyły rodziny, które przebywały dotąd w Indiach i Afryce Centralnej. Po demobilizacji część z nich wyjechała do Ameryki, Australii. Pozostało 150 tys. Polaków.

To właśnie oni zaczęli tworzyć polskie ośrodki duszpasterskie. Kiedy pod koniec lat 40. zorientowali się, że nie ma po co wracać do Ojczyzny, tu powoływali trwałe struktury polskiego życia - parafie, szkoły, uniwersytety, biblioteki. W latach 50. podczas pierwszej fali łączenia rodzin i około roku 1970 - kiedy to nastąpiła druga fala emigracji, Polonia nieco się powiększyła. Kolejny, znaczny napływ ludności nastąpił po stanie wojennym.

II

Przed polskimi parafiami w Anglii i Walii stoją trochę inne zadania niż w kraju. Tu liczy się nie tylko praca duszpasterska, ale podtrzymywanie tożsamości narodowej. Przy prawie każdym kościele w sobotniej szkole przedmiotów ojczystych dzieci i młodzież uczą się polskiego, historii, geografii, religii w języku ojczystym. Przygotowują się do małej i dużej matury z języka polskiego.

- Duszpasterze pomagają żyjącym tu Polakom zachować dziedzictwo narodowej kultury i polskiego języka - mówi ks. Stanisław Świerczyński. - Dopóki się ich nie straci, nie docenia się w pełni wartości, jaką mają. Ilekroć wracam do Polski, to dziwi mnie, lansowana zwłaszcza przez młodzież plugawa mowa, którą słyszę na przykład w autobusie. Nie mogę zrozumieć, jak będąc Polakiem, można tak bezcześcić swój język.

Po zajęciach w szkole odbywają się spotkania chórów, zespołów folklorystycznych. Na przykład w podziemiach kościoła na Devonii znajduje się duża sala ze sceną, gdzie rodacy mogą uczestniczyć w akademiach, przedstawieniach, a także wieczorkach tanecznych. Tu, jak przy innych parafiach, działa Polski Ośrodek Katolicki integrujący społeczność wiernych. Po Mszy św. w niedzielę parafianie spotykają się przy kawie i cieście, niekiedy wspólnie jedzą obiad. Tak realizują na swój własny sposób angielskie przyzwyczajenie do spotkań w pubie. W ośrodku przy Devonii jest kuchnia z dwiema dużymi lodówkami, bufet. Co tydzień dyżurują w nim inne panie. Dla niektórych wyprawa do kościoła to kilka godzin straconych na dojazd. W Londynie tylko w jednej polskiej parafii na Ealingu duży procent ludzi może dotrzeć do świątyni pieszo. Dlatego spotkanie po Mszy św. to przedłużenie świętowania w gronie bliskich.

III

Londyn ma swoją specyfikę. Stale napływają tu nowi, młodsi emigranci i z powodzeniem zastępują starszych, np. w radach parafialnych. W tak zwanym terenie często pozostaje starsze pokolenie. Dzieci i wnuki zdobywają pracę w miejscach, gdzie już nie ma polskich ośrodków. Zaczynają chodzić do angielskich świątyń katolickich, bo tak im wygodniej. Ich rodzice czy dziadkowie starzeją się, umierają i pozostawiają w swoich miastach polskie kościoły, kluby, kawiarnie, które coraz trudniej utrzymać, ale też nie można ich zamknąć, bo są jeszcze potrzebne najstarszym rodakom. Natomiast w nowych skupiskach młodej Polonii brak polskich świątyń. Kapłani muszą w niedzielę pokonywać i po 100 mil, aby w kilku miejscach odprawić polską Mszę Świętą Często kościoły udostępniają im angielscy katolicy lub anglikanie.

- Dlatego naszą pracę nazywa się misyjną - uśmiecha się ks. Stanisław Świerczyński. Ostatnio odwiedził leżącą na północy Anglii parafię Scunthorpe, która obchodziła 50-lecie istnienia. Przyjechał tam rano, o 11.00 odprawiał Mszę w należącej do parafii miejscowości Lincoln, o 15.00 znów w Scunthorpe, a o 19.00 w Grinsby. Spotykał się z parafianami, rozmawiał z proboszczem. Do Londynu wrócił o 2 w nocy.

- Jakkolwiek kurczy się liczba Polaków, bo powoli odchodzą emigranci niepodległościowi, to w kościołach tego nie widać - podkreśla Rektor Polskiej Misji. - W naszym rozległym duszpasterstwie potrzeba wielu kapłanów wykwalifikowanych bardziej niż w przeciętnej parafii.

IV

Problemy, z jakimi przychodzą wierni są podobne w Londynie i poza nim. Niektórzy traktują Kościół jak instytucję usługową. Chcieliby uzyskiwać rozwody, bo pochopnie zawarli małżeństwa z wyznawcami innych religii. Często tylko dlatego, by zostać w Anglii, kobiety poślubiały anglikanów, a ten związek ma charakter prawny i nie da się go uznać za nieważny. Dużo jest rodzin mieszanych, wiele samotnych matek, szukających wsparcia moralnego w Kościele. Przy parafii ojców jezuitów pw. Matki Bożej Miłosierdzia rozwija się duszpasterstwo żyjących w związkach niesakramentalnych.

Dziś wielu Polaków przyjeżdża do Anglii, by oficjalnie uczyć się języka, a po cichu starają się nielegalnie zarabiać. Przedłużają swój bezwizowy pobyt powyżej sześciu miesięcy, ustalonych przez władze imigracyjne. Starsi Polacy martwią się, że młodzież psuje obraz Polaków w oczach Anglików. Dotąd, pośród innych przybyszów, byliśmy traktowani jako naród samowystarczalny, zaradny, uczciwy. Polonia bez pomocy państwa brytyjskiego zbudowała tyle kościołów, kaplic, instytucji kulturalnych.

- Najnowsza emigracja chce się za wszelką cenę zasymilować z Anglikami - uważa ks. Stanisław Świerczyński. - Odzielają się od tego co polskie, także od Kościoła. Zapominają, że twórcza może być tylko integracja, czyli wnoszenie swojego dziedzictwa kulturowego i korzystanie z kultury innych. Wtedy człowiek staje się bogatszy o dwie kultury. A poza tym Brytyjczycy uznają za swego tylko tego, kto żyje w Anglii od kilku pokoleń.

Dzisiejsi czterdziestolatkowie też na początku odżegnywali się od związków z tradycją, przychodzili do kościoła tylko na Wielkanoc. Teraz wielu z nich tworzy rady administracyjne czy duszpasterskie parafii.

V

- Kiedy myślę o Polakach z etosem niepodległościowym, to przede wszystkim o tych, którzy zbudowali tu liczne i wspaniałe kościoły oraz inne instytucje polskiego życia - mówi ks. Stanisław Świerczyński. - To ludzie, których chciałbym widzieć w całej Polsce - głęboko wierzący, kochający Ojczyznę, troszczący się o nią, umiejący ją szanować.

Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej był jedyną wolną polską świątynią w Europie w czasie II wojny światowej. Niemcy próbowali go zniszczyć, ale bomby upadły kilkanaście metrów dalej. Do dziś to sanktuarium Matki Bożej i Polski. Ciemne w tonacji witraże Adama Bunscha przedstawiają sceny z naszej historii. Przez pochmurny granat jednego z nich prześwieca październikowe słońce. Można w nim odczytać napis: “Męczennikom poległym bez praw za Polski prawa”. Naprzeciw głównego ołtarza w witrażu Królowa Pokoju, kryjąca pod płaszczem strapionych Polaków. W ich twarzach artysta uwiecznił autentyczne postacie ówczesnej Polonii - pracującego 50 lat w tutejszej świątyni kościelnego pana Józefa Małowieckiego, gospodynię - panią Ludwikę Jamroz i ks. infułata Władysława Staniszewskiego. Nad głową Matki Bożej Częstochowskiej w głównym ołtarzu orzeł - dar prezydenta Władysława Raczkiewicza. Pod obrazem - karabela gen. Władysława Sikorskiego, a po obu jego stronach ułożone w żołnierskim szyku krzyże Virtuti Militari. Ten ostatni z prawej należy do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, kuriera z Warszawy, który przyjechał do Londynu, by dalej służyć Polsce.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama