Czy umiesz skorzystać z zaproszenia, czy jest ci wszystko jedno...?
Jakże dramatycznie brzmią słowa skargi, które ostatnio dość często czytam lub słyszę — „Nie mogę odnaleźć kontaktu z Bogiem”, „Gdzie i jak mogę Go ponownie odnaleźć?”, „Już nie mogę się modlić”, „Przestałam chodzić na Mszę Świętą — proszę o pomoc” . Odpowiadający zachęcają — idź do spowiedzi, uczestnicz możliwie najczęściej we Mszy świętej. Rady ze wszech miar cenne, choć niestety nie wystarczające. Źle przeżywane kolejne sakramenty pojednania, niezrozumienie liturgii w której się uczestniczy, mogą paradoksalnie oddalić nas od Boga, od Kościoła, zamienić wzrost „nowego człowieka” w lichą wegetację.
W niedzielne poranki Bóg poprzez głos naszego sumienia, wysyła do każdego z nas osobiste, imienne zaproszenie do osobistego spotkania w zgromadzeniu wiernych - „Oto przygotowałem ucztę (....) i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” (Mt, 22, 4). Gospodarz zaprasza i czeka na nasze przyjście.
Pamiętam, jak kiedyś oczekiwałam na zaproszenie na przyjęcie weselne, jednej z moich znajomych. Kiedy zaproszenie dotarło rozpoczęłam planowanie rozkładu dni poprzedzających to wydarzenie, gdyż tak wiele trzeba było zrobić, aby się dobrze przygotować i później radośnie uczestniczyć w świątecznym spotkaniu. Jesteśmy gotowi do niemałych poświęceń, aby później dobrze spędzić czas w gronie znajomych, przyjaciół i rodziny.
Czy tak samo, przeżywamy coniedzielne zaproszenie na Paschę Jezusa, czy przygotowujemy się do wspólnego spotkania, na ile gotowi jesteśmy dostosować się do pewnych wymogów określonych w zaproszeniu. Nasze usta głoszą słowem, pieśnią miłość i zaufanie do Zapraszającego, czy rzeczywiście przekłada się to na naszą konkretną postawę. Czy ktoś patrzący na nas z boku mógłby odgadnąć, że w niedzielę spieszymy na spotkanie z Kimś, na Kim nam zależy, Kogo kochamy, z Kimś, kto pragnie nas obdarować daleko więcej znaczącymi dobrami, niż te z promocyjnych akcji w nowo otwieranych centrach handlowych. Czy ten postronny obserwator, dostrzeże w nas jakiekolwiek zmiany, kiedy będziemy wychodzić ze spotkania?
Do większości zaproszeń dołączony jest program uroczystości i najczęściej w codziennym życiu staramy się przybyć na nie jeśli nie przed czasem, to punktualnie. Jakże jednak wielu z nas przychodzi na Mszę Świętą z kilkuminutowym spóźnieniem, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że pomija istotną i ważną część liturgii. Nie przywiązujemy zbyt wielkiej wagi do początku zgromadzenia i myślimy, że wystarczy zdążyć na Liturgię Słowa. Wchodzimy więc na ucztę bez powitania z Gospodarzem i szybko pragniemy zasiąść do stołu z kurzem codziennych przewinień i zaniedbań na naszych stopach i dłoniach. Często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy i nie dajemy sobie szansy usłyszeć słów powitania „Pan z wami” i następnie wezwania „Uznajmy przed Bogiem, że jesteśmy grzeszni”. Co to dla nas oznacza?
Jezus Chrystus , „Święty, który nas powołał” (1 P 1,15) — gromadzi nas, aby nam udzielić pełni swojego życia przez dar ze swojego Ciała i Krwi i przez włączenie nas do Jego ofiary. Otworzymy się w pełni na ten dar jeśli uświadomimy sobie kim jesteśmy: należymy do ludu grzeszników, jednakże uświęconych przez Chrystusa. Otwierając się na łaskę, możemy po krótkiej chwili poświęconej na osobistą modlitwę rachunku sumienia, wspólnie z braćmi i siostrami uznać własną grzeszność i wyrazić żal, odpowiadając na wezwanie do nawrócenia serca i do pokuty.. Ten krótki czas, nie jest przeznaczony na dokładny rachunek sumienia. Jeśli nie praktykujemy swojej codziennej wieczornej modlitwy , w której analizujemy jak w ciągu dnia odpowiadamy na Miłość Boga, na Jego natchnienia do takiego a nie innego działania, czy wypełniamy nasze postanowienia wytrwania w dobrym, trudno nam będzie w tym konkretnym momencie Eucharystii uświadomić sobie nasze niedoskonałości, słabości drobne przewinienia, zapominanie o wezwaniu do naśladowaniu Chrystusa w naszej codzienności. Wypowiedziane sercem słowa aktu pokuty, uznanie poprzez stwierdzenie „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina” swoich przewinień w myślach, słowach, uczynkach i zaniedbaniach pozwolą nam na rozpoznanie się w słowach jakie przytoczył Ewangelista: „Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie ten, który cię zaprosił powie ci :>> Przyjacielu, przesiądź się wyżej!<< i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników” (Łk, 14, 10).
Dobrze przeżyty akt pokuty na początku każdej Eucharystii przygotowuje nas do pełnego spotkania ze Słowem i Ciałem i uświadamia nam naszą godność dzieci Bożych. Brak tej modlitewnej refleksji czy to z powodu nieobecności, czy też braku zrozumienia tego, co w nas poprzez akt pokuty może się dokonać sprawia, że wypowiedziane przez nas słowa nie przemieniają naszych serc i nie oczyszczają nas z braków w miłości do jakiej jesteśmy wezwani. Tym samym nie jesteśmy tak naprawdę przygotowani do tego aby otworzyć uszy, zwrócić się całym sobą i słuchać tego, co Chrystus chce nam przekazać tu i teraz w trakcie tej Eucharystii.
Akt skruchy, pokuty i nawrócenia rozpoczynający nasz udział we Mszy św. oczyszcza nas z przewinień i drobnych nieuporządkowań. Czasem jednak sumienie wyrzuca nam poważniejsze zaniedbania, cięższe sprzeniewierzenia Bożej Miłości lub też wskazuje na zbyt często powtarzające się drobne upadki, z którymi nie potrafimy się uporać. Podpowiada nam, iż sam akt pokuty i wspólnego wyznania win nie wystarczy i cicho nakłania do przygotowania się do sakramentu pojednania i pokuty.
Przykazania kościelne przypominają między innymi o przystępowaniu do sakramentu pojednania przynajmniej raz w roku. Różnie korzystamy, z tego po Eucharystii, najwspanialszego daru. Zbyt często jest to wciąż trudna do pokonania formalność, lub tylko częste rutynowe wyznanie według schematycznych formułek powtarzających się grzechów. Zapominamy niejako o istocie tego sakramentu, którą powinno być nasze nawrócenie, metanoia, przemiana sposobu myślenia, gotowość na zmianę upodobań, odmiana naszej mentalności i pragnienie aby rozpocząć nasze życie od nowa. Sprowadzamy spowiedź do wyznania grzechów i dziwimy się, że nawet pomimo częstego z niej korzystania nie dokonuje się w nas oczekiwana przemiana. Być może potrzeba sobie uświadomić, iż sakrament ten trwa w czasie i powinien rozpocząć się od pogłębionego rachunku sumienia. Wiele już napisano o dobrym przygotowaniu do spowiedzi.
Obecnie wielu z nas uczestniczy lub właśnie zakończyło rekolekcje wielkopostne i odkrywa w sobie pragnienie dobrej, szczerej, głębszej niż zazwyczaj spowiedzi. Sięgamy wtedy po rachunek sumienia i często odkrywamy, że wymienione w nim przewinienia nie przystają do naszej sytuacji życiowej i duchowej. Czujemy się nieraz zagubieni i nie potrafimy nazwać po imieniu tych rodzajów grzechu, które nas ranią, osłabiają, pozbawiają życia. Czasem okazuje się, że brakuje nam czasu i nie możemy się skupić nad tym co jest korzeniem, przyczyną naszych upadków — widzimy i rozpoznajemy tylko owoce. Iluż z nas odprawia rachunek sumienia, ze starej lub pożyczonej książeczki do nabożeństwa stojąc w długiej kolejce do konfesjonału, w pośpiechu, lęku, bez możliwości skupienia. Najczęściej myślami jesteśmy już wtedy przy samym wyznawaniu grzechów, lub też szukamy w sobie wszelkich okoliczności łagodzących, nie chcąc przyznać się przed samym sobą, do popełnionych win i zdrad. Nie możemy dziwić się, że tak przeżywany w pośpiechu, bez należytego skupienia sakrament pojednania nie spełni swojej funkcji, nie będzie w naszym życiu tym do czego został ustanowiony.
Dobrym przygotowaniem do spowiedzi sakramentalnej, jest codzienne modlitewne spotkanie z Bogiem na wieczornym kwadransie szczerości. Wtedy mamy czas na refleksję nad swoją relacją z Bogiem, z samymi sobą, z bliźnimi. To właśnie ten dany nam czas codziennie pozwala na formowanie sumienia, uczenie się przeżywania żalu, podejmowania postanowień, sprawdzania jak udaje się nam z pomocą Bożej łaski te postanowienia ku dobremu realizować. Dobre przygotowanie do i zrozumienie sakramentu pojednania i pokuty, pozwoli nam na pełne przyjęcie łask jakie z tego sakramentu płyną. Stopniowo odkryjemy, że dokonuje się w nas przemiana i że początkowe bezowocne wysiłki, aby zrealizować skierowane do nas wezwanie idź i nie grzesz więcej, coraz częściej przynoszą oczekiwane efekty. Dzięki leczeniu w tym sakramencie nazwanych i uświadomionych przez nas nieraz bolesnych i wstydliwych ran, odzyskujemy zdrowie i stopniowo coraz większą pełnię życia. Z radością odkryjemy, że coraz częściej, będąc w stanie łaski uświęcającej po oczyszczeniu się we akcie pokuty na początku mszy świętej jesteśmy otwarci na działanie Słowa Bożego, które w skuteczny sposób będzie nas odnawiało i przygotowywało do aktu zjednoczenia w Komunii Świętej.
Dość często panuje w nas przekonanie, iż tylko bezpośrednio po uzyskaniu sakramentalnego rozgrzeszenia, przez kilkanaście minut jakie dzielą nas od Komunii Świętej, jesteśmy rzeczywiście bez żadnego najmniejszego grzechu i tym samym stajemy się niejako „godni” do przyjęcia Ciała i Krwi Pańskiej. Nie do końca rozumiemy modlitwę „Baranku Boży” i powtarzane słowa setnika „Panie nie jestem godzien.......”. Tak naprawdę, dopóki żyjemy nigdy nie będziemy w pewnym sensie godni na przyjęcie Tego który nas do końca umiłował i który jako Bóg-Człowiek przewyższa nas nieskończenie. Pokornym wezwaniem przed Komunią otwieramy się na rozpoczęcie tajemniczego działania Jezusa, który przychodzi, aby zgładzić nasze grzechy i obdarowywać nas życiem, życiem w całej pełni. Przyjmowana Komunia Święta, Ciało i Krew naszego Pana Jezusa Chrystusa jest zapoczątkowaniem tej uczty niebieskiej , która czeka nas w przyszłości; a w chwili obecnej tu i teraz jest pokarmem, dzięki któremu możemy dalej wędrować i stopniowo przemieniać się, aby być gotowymi na wejście na ostateczną ucztę weselną z jaką czeka na nas Ojciec.
Bez udziału w ofierze i Eucharystii, trudno nam będzie wytrwać w tej ziemskiej drodze, trudno a czasem wręcz może okazać się to niemożliwe aby skutecznie odmienić swoje życie i własnym świadectwem nieść innym radosną Nowinę o tym że Chrystus umarł, zmartwychwstał i powróci.
Być może nadchodzi dla wielu z nas dobry czas na podjęcie decyzji o ponownym głębokim nawróceniu, pełniejszym i częstszym korzystaniu z tych wszystkich znaków, jakie Kościół jako depozytariusz powierzonych mu przez Chrystusa sakramentów, pragnie każdemu z nas udzielać. Tym pełniej i owocniej z nich skorzystamy im głębiej otworzymy się na zbawcze działanie sakramentów pokuty i Eucharystii. To od nas zależy, czy dla innych staniemy się widocznym i czytelnym znakiem przeżywanej przyjaźni z Chrystusem, czy będziemy solą i światłością, czy też zwietrzejemy i ukryjemy się w cieniu wydarzeń, jakie niesie otaczający nas świat. Przez Chrzest zostaliśmy wezwani i powołani do dawania świadectwa, nie zapomnijmy o tym, kiedy będziemy odnawiać przyrzeczenia Chrztu Świętego w Wigilię Paschalną.
opr. mg/mg