Książka-rozmowa z ks. Janem Twardowskim. Fragment cz. 2 ("Jak przyjmować cierpienie")
JAK PRZYJMOWAĆ CIERPIENIE
Podziękuj za cierpienie Czy umiesz czy nie umiesz Bez niego nigdy nie wiesz Ile miłość kosztuje (Do albumu)
Cierpienie jest tajemnicą, którą chyba najtrudniej zrozumieć. Wierzę jednak, że nawet takie cierpienie, które po ludzku wydaje się niezawinione, ma ukryty sens.
Człowiek powinien starać się szanować wszystko to, co go w życiu spotyka, nawet nie rozumiejąc tego.
Wydaje się, że współczesność jest czasem największych cierpień człowieka. Czy rzeczywiście?
Sądzę, że człowiek zawsze cierpiał tak samo. I chyba zawsze trudno mu było cierpienie zrozumieć.
To znaczy, że nie można go zrozumieć?
Myślę, że nie. Cierpienie jest tajemnicą.
Dzisiejszy świat usiłuje za wszelką cenę przekonać człowieka o bezsensowności cierpienia. O tym, że jest ono wręcz nieludzkie. A tym samym usiłuje zabić w człowieku nadzieję.
Takie przesłanie pojawia się w filozofii, literaturze. W „Dżumie” na przykład, Albert Camus dowodzi, iż heroizm polega na mężnym dźwiganiu bezsensownego cierpienia, jakie człowieka spotyka w życiu. Wyłania się z tego wielka ludzka pycha, oparta na przekonaniu, że człowiek to wielki bohater, że to on jest najważniejszy, niezależny od nikogo.
Wspomniał Ksiądz „Dżumę”. Jeden z jej bohaterów, ojciec Paneloux, początkowo twierdzi, że cierpienie jest zasłużoną karą za grzechy. Przekonuje on mieszkańców Oranu, iż Bóg je zsyła po to, by wstrząsnąć sumieniami ludzkimi, by poddać ludzi próbie. Czy o. Paneloux miał rację?
Nie. Myślę, że nie.
Jeżeli mówimy o cierpieniu jako Bożej karze za grzechy, bardzo się mylimy. Wkładamy bowiem w ten sposób do rąk Boga kodeks prawa ludzkiego. A Bóg nie według naszego kodeksu postępuje. On jest ponad prawem ludzkim.
Przeświadczenie, że cierpienie jest karą za grzechy, stanowi więc umniejszanie Boga. Jest czynieniem z Niego ludzkiego sędziego.
Matka Boża też wiele wycierpiała na ziemi, a przecież jest Niepokalanie Poczęta, nie miała ani jednego grzechu. Szła Drogą Krzyżową i stała pod Krzyżem — nie dlatego, że zasłużyła na taki los.
Cierpienie to coś znacznie więcej niż kara za grzechy.
Zauważmy: ojciec Paneloux też w końcu zmienił zdanie i cierpiał solidarnie z innymi, nie traktując już cierpienia jako kary, na którą mieli zasłużyć mieszkańcy Oranu.
Cierpienie jest okazją, by wyznać miłość Panu Bogu. Może być świadectwem dochowania Mu wierności. Jest dowodem na miłość.
Dlaczego dowodem właśnie na miłość?
Jeżeli człowiek kogoś kocha, to podejmuje dla niego nawet największe wyrzeczenia. Trud i ofiara stanowią część miłości.
Kocham — a więc zdolny jestem znieść cierpienie. Ono jest wpisane w miłość.
To ciekawe, że różne systemy filozoficzne, naukowe czy polityczne obiecywały człowiekowi świat bez cierpienia.
Medycyna oferuje lekarstwa, które uśmierzają ból i cierpienie. Komunizm głosił, że nie będzie już społecznej nędzy, a więc i cierpienia. Co natomiast mówił Pan Jezus? Nigdy tego nie obiecywał. Nigdy nie mówił, że życie ludzkie będzie pozbawione cierpienia. Nauczał natomiast, że zdolność do przyjęcia ofiary i cierpienia będzie trwała tak długo, jak długo trwa miłość.
A czy nie jest tak, że cierpienie czy zło dane jest czasem po to, by człowiek coś pojął, lepiej zrozumiał?
Na pewno tak. Ale nie jest to kara Boża. Raczej pokazanie, że człowiek nie zależy od siebie. Pewne memento. A to zasadnicza różnica.
Można więc stwierdzić, że potrzebne jest zło, by istniało dobro?
Czy potrzebne? Chyba po to, by dobro było bardziej zauważalne.
Myślę, że zło istnieje jako odwrotna strona dobra.
Jak człowiekowi wytłumaczyć sens cierpienia w jego życiu?
Gdy ludzie do mnie przychodzą po odpowiedź na pytanie o sens cierpienia, odpowiadam im wtedy z perspektywy człowieka, który wierzy w Boga i który ma własne przeżycie wiary. Wskazuję więc, że człowiekowi cierpiącemu towarzyszy zawsze Bóg. Widać to na przykładzie Ojca Świętego. Cierpiący stary człowiek, który nie działa własną mocą. Przez niego działa Bóg.
Człowiek cierpiący sam czuje się bezsilny, bezradny. Gdy czerpie siły spoza siebie, wtedy staje się mocny.
Gdyby natomiast po odpowiedź o sens cierpienia przyjść do człowieka niewierzącego, powiedziałby rzeczy okrutne: że cierpienie nie ma najmniejszego sensu, a w najlepszym wypadku, jak Camus: że trzeba je po prostu w sposób heroiczny znieść.
Człowiek wierzący, mimo że nie rozumie cierpienia, wierzy, że ma ono ukryty sens. Wierzy, że jest próbą posłuszeństwa i dochowania wierności Panu Bogu.
A że Bóg nie wszystko tłumaczy? Na pewne pytania odpowie dopiero po śmierci człowieka.
Cierpienie inaczej pojmowane jest w Starym, a inaczej w Nowym Testamencie.
Stary Testament pokazuje cierpienie w sposób bardziej surowy, traktuje je często jako karę za grzechy. Widać to na przykładzie Hioba. Był to przecież człowiek bardzo pobożny i wierny Bogu, a jednak nieoczekiwanie został dotknięty chorobą i wielkimi nieszczęściami. Nie rozumiał, dlaczego cierpi, ale nie pytał Boga, jaki sens ma jego cierpienie. Jako człowiek wierzący nie powinien pytać.
Dlaczego nie powinien pytać?
Takie pytanie jest bowiem przejawem pychy.
Gdy Hiob zobaczył Boga, zrozumiał, że nie należy Go pytać, dlaczego istnieje cierpienie. Doskonale pojął swój stan. Kiedy sąsiedzi przekonywali go, że musiał zgrzeszyć, skoro spotyka go taki los, stanowczo zaprzeczał. Odtąd przyjmował wszystko, co go spotkało, w wielkiej pokorze, wierząc, że zsyła to Bóg. Ostatecznie nawet nieszczęścia — na które trudno było mu się zgodzić.
Postać Hioba najlepiej chyba ukazuje istotę ludzkiego cierpienia, przeżywanego w świetle wiary.
A w Nowym Testamencie?
W Nowym Testamencie Pan Jezus nadał wartość ludzkiemu cierpieniu. Niezwykłe było to, że On sam przyjął niezawinione cierpienie, by pokazać w ten sposób swą miłość do Ojca.
Warto zauważyć, że w każdej Mszy świętej kapłan wypowiada słowa: „Dobrowolnie wydał się na mękę”. Dobrowolnie. Nie po to, by przeżywać mękę dla samej męki, ale by w ten sposób okazać swą miłość do Ojca. Do końca zaufać Jego miłości.
Największym chyba problemem jest cierpienie niezawinione. Rodzi często bunt, agresję, powoduje czasem odejście od Boga.
Cierpienie, które po ludzku wydaje się niezawinione, jest jeszcze większą tajemnicą, którą chyba najtrudniej zrozumieć. Wierzę jednak, że nawet ono ma ukryty sens.
Każdy człowiek niewinnie w życiu cierpi. Oczywiście, za pewne przewinienia cierpi zasłużenie, ale na świecie jest wiele cierpienia niezawinionego. Ważne, by nie patrzeć na nie bez nadziei. Trzeba wierzyć, że ma ono znaczenie w oczach Boga. To bardzo trudne, prawda?
Spójrzmy na Pana Jezusa: jest Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata. Baranek przypomina kogoś bezbronnego, skazanego na śmierć. Przez swą ofiarę On gładzi jednak zło, a przez to sprawia dobro w świecie.
Barankiem Bożym jest również mamusia w domu. Taka zapracowana, zahukana na co dzień. Także babcia — Baranek Boży. Tak wiele dobrego w życiu czyni.
W tym wszystkim zawarty jest sens niezawinionego cierpienia. Ten Baranek później odnosi zwycięstwo. Ukazuje się z czerwoną chorągiewką jako ktoś, kto spełnił wolę Boga.
Pan Jezus przychodzi na świat, by pokazać, jak mamy żyć, jak spełnić wolę Boga, nawet gdyby to wydawało się bezsensowne. W oczach Boga ma to znaczenie.
Trzeba inaczej spojrzeć na cierpienie — przez pryzmat Ewangelii. Wtedy wszystko staje się pogodniejsze.
Człowiek powinien szanować to, co go spotyka, nawet nie rozumiejąc tego. Zgodzić się, że jest to tajemnica.
Cierpienie — to chyba największe zagadnienie w życiu ludzkim.
Cierpienie nie jest nieszczęściem — podkreśla Ksiądz wielokrotnie w swoich wierszach. Czy rzeczywiście nie jest?
Cierpienie nie jest nieszczęściem, a małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia — tak w wierszu.
Cierpienie jest doświadczeniem, stanowi szansę i okazję do dojrzewania. Ono przemienia człowieka. Pozwala na jego spotkanie z Bogiem. Uważam, że uczy też optymizmu.
Cierpienie i optymizm wydają się pojęciami przeciwstawnymi. Czy to więc nie paradoks?
A czy o Bogu można mówić inaczej niż za pomocą paradoksów?
Gdy zdarzają mi się w życiu sytuacje beznadziejne, gdy mi się nie wiedzie i sam nie mogę nic uczynić, wiem, że już działa tylko Bóg. I wszystko układa się jakby samo.
Sądzę, że warto też rozróżnić cierpienie i cierpiętnictwo.
O cierpieniu można mówić wówczas, gdy chorobę, śmierć i to wszystko, co przyszło spoza mnie, przeżywam jako wolę Boga. Cierpiętnictwo natomiast jest wtedy, gdy sam sobie zadaję ból albo go powiększam. To tak, jakbym celowo kamienie do buta wkładał.
Co jeszcze jest ważne?
Za cierpienie spróbujmy zawsze dziękować Panu Bogu. Wtedy wyda się mniejsze i stanie się o wiele lżejsze.
opr. mg/mg