Przyglądając się duszpasterstwom akademickich w Polsce można odnieść wrażenie, jakby jedynymi podmiotami byli w nich duchowni - czy faktycznie studenci powinni być jedynie biernym odbiorcą "duszpasterstwa"?
Przeglądałem niedawno strony internetowe polskich duszpasterstw akademickich. Z jednej strony ucieszyłem się, że jest ich naprawdę bardzo dużo. Z drugiej strony zmartwiłem się. Na zdecydowanej większości stron w dziale „Kontakt” podawani są wyłącznie księża-duszpasterze i ewentualnie namiar na anonimową skrzynkę duszpasterstwa... |
Przez cały okres swoich studiów związany byłem z Akademickim Stowarzyszeniem Katolickim Soli Deo Tym co od zawsze nas wyróżniało, było to, że Soli Deo jest stowarzyszeniem oddolnym. Studenci sami wymyślają pomysły na wydarzenia i je od początku do końca realizują. Księża występują tylko w roli gości i partnerów, a nie zwierzchników, którzy by nam mówili co mamy robić, a czego nie.
Niestety mam wrażenie, że sposób działania mojej organizacji, jest w polskim Kościele czymś wyjątkowym. Przeglądałem niedawno strony internetowe polskich duszpasterstw akademickich. Z jednej strony ucieszyłem się, że jest ich naprawdę bardzo dużo. Z drugiej strony zmartwiłem się. Na zdecydowanej większości stron w dziale „Kontakt” podawani są wyłącznie księża-duszpasterze i ewentualnie namiar na anonimową skrzynkę duszpasterstwa. Na praktycznie każdej stronie znajduje się też dział „Duszpasterz”, podczas gdy najczęściej nie sposób w jakimkolwiek miejscu znaleźć wymienionych z imienia i nazwiska świeckich studentów tworzących dane duszpasterstwo.
Przegląd internetowych witryn duszpasterstw katolickich tylko potwierdził moje wcześniejsze obserwacje. Obracając się w środowisku katolickim, mając styczność z różnymi ruchami obserwowałem, że z reguły księża są w nich zdecydowanymi liderami, często wręcz mając status „gwiazdy”.
Uważam, że to jest bardzo niedobra sytuacja. Kapłani z pewnością powinni odgrywać w Kościele przewodnią rolę w kwestiach związanych z wiarą, czuwać nad sferą religijną danych ruchów, sprawować nad nimi opiekę duszpasterską. W kwestiach organizacyjnych, czy też dotyczących moralności albo spraw światopoglądowych powinni jednak dawać większą możliwość wypowiadania się i działania osobom świeckim.
Działając w ASK Soli Deo studenci uczą się samemu brać odpowiedzialność za Kościół i wartości chrześcijańskie. Stowarzyszenie przygotowuje ich do bycia później katolickimi liderami biznesu, dziennikarstwa, czy polityki i nie oglądania się w tych dziedzinach na to co robią księża. Niestety większość duszpasterstw i wspólnot uczy czego innego — tego, że za los Kościoła i wartości odpowiadają przede wszystkim duchowni. Ukształtowani w ten sposób katolicy nie czują później potrzeby publicznego angażowania się i opowiadania się po stronie chrześcijańskich wartości.
A przecież Kościół potrzebuje aktywnych świeckich liderów. Świecki katolik, najlepiej jeszcze nie odwołujący się do wiary, a do argumentów etyczno-naukowych, ma znacznie większe szanse przekonania kogokolwiek w kwestii in-vitro, aborcji, czy innych kwestii światopoglądowych niż katolicki ksiądz. Świadectwo młodego przedsiębiorczego małżeństwa o tym, że warto zachować czystość przed ślubem może bardziej poruszyć nastolatków niż nawet najlepsze katechezy wygłaszane przez kapłana. Lekarz-ginekolog będzie bardziej wiarygodny opowiadając o szkodliwości antykoncepcji i zaletach naturalnego planowania rodziny niż jakikolwiek duchowny.
Oczywiście nie każdy z nas jest powołany do bycia swego rodzaju aktywistą. Musimy przecież pracować zawodowo, powinniśmy spędzać czas z bliskimi nam osobami. Kościół potrzebuje jednak też takich wiernych, którzy może na co dzień nie są bardzo zaangażowani w jego życie, ale którzy w ważnej sprawie nie będą się bali publicznie opowiedzieć po stronie wartości chrześcijańskich — podpisać się pod apelem, projektem inicjatywy ustawodawczej, czy przyjść na manifestacje. Bardzo ważną rolę publiczną mogą odgrywać także Ci katolicy, którzy wykonując swój zawód — polityka, prawnika, dziennikarza, nauczyciela, nie będą się bali postępować zgodnie z nauką Kościoła.
Niestety w Polsce wszystkie aspekty obecności świeckich katolików w życiu publicznym wyglądają dramatycznie słabo. Pole do zaangażowania dla osób świeckich jest stosunkowo niewielkie. Niby jest Fronda, Teologia Polityczna, ruchy pro-life, instytucje takie jak Centrum Myśli Jana Pawła II czy kilka mediów katolickich ale po pierwsze tych ruchów jest mało, a po drugie z reguły brakuje w nich miejsca dla kolejnych osób. Przynajmniej do pracy zawodowej. Wielką stratą dla Kościoła jest to, że wielu potencjalnych katolickich liderów, zamiast angażować w dalszą pracę na rzecz wartości, ląduje tak jak ja w dużych korporacjach. Zwyczajnie nie ma bowiem gdzie się zaangażować, by połączyć to z możliwością zarobienia pieniędzy na utrzymanie. Pod różnymi apelami z reguły podpisuje się nie więcej niż kilkaset osób. Jak się uda zebrać kilka tysięcy podpisów to jest to jakaś wyjątkowa sprawa. Na Marsze dla Życia i Rodziny czy podobne wydarzenia w Polsce przychodzi kilka-kilkanaście tysięcy osób. Dla porównania w Hiszpanii czy w USA potrafiły się gromadzić setki tysięcy, czy nawet miliony. A katolików w polityce i innych ważnych obszarach życia mamy takich, że mówią „Jestem za życiem, więc jestem za in-vitro”.
Co zrobić aby to się zmieniło? Z pewnością kluczową rolę odgrywają tu duchowni, w szczególności hierarchowie Kościelni. Oni muszą zmienić swoją mentalność, zacząć dostrzegać znaczenie świeckich katolików, tworzyć dla nich pola do działania, promować aktywne osoby, zachęcać do brania odpowiedzialności za Kościół i dany ruch, samemu trochę ograniczając swoją rolę. Ale i to też zadanie dla nas świeckich, abyśmy wywierali presje na naszych duchownych jak i uczyli się brać odpowiedzialność za Kościół i wartości bez oglądania się na nich.
opr. mg/mg