Dyskusja na temat reform edukacji - udział biorą: Krzysztof Stanowski, prof. Piotr Petrykowski, dr Stanisław Sławiński, Karolina Elbanowska, Rafał Kunaszyk
Czy 6-latek w szkole to skradzione dzieciństwo, czy raczej szansa? Dlaczego w Polsce brakuje przedszkoli? Czy maturzysta będzie miał wystarczające pojęcie o świecie? Te pytania zadają sobie Polacy w związku z planowaną reformą oświaty. „Gość Niedzielny” zorganizował w Warszawie debatę poświęconą planom rządu. Przy jednym stole dyskutowali: Krzysztof Stanowski, prof. Piotr Petrykowski, dr Stanisław Sławiński, Karolina Elbanowska, Rafał Kunaszyk.
Jacek Dziedzina: Proponowana przez MEN reforma sprawi, że szkoły będą opuszczać nie ludzie o szerokich horyzontach, ale wąsko wyspecjalizowani rzemieślnicy. Taką opinię wyraził m.in. prof. Marcin Król. Czy to znaczy, że szykuje się produkcja absolwentów z ograniczoną orientacją w terenie?
Krzysztof Stanowski: Głęboko się z tym nie zgadzam. Obecnie uczniowie z wielu przedmiotów powtarzają program w gimnazjum i liceum. Nasz projekt zmian zakłada, że w ciągu 4 lat zamknie się blok podstawowy, a następnie uczniowie wybiorą kilka przedmiotów, które będą poznawać na poziomie zdecydowanie pogłębionym. Nie dopuścimy jednak do analfabetyzmu matematycznego czy humanistycznego. Osoby wybierające przedmioty ścisłe, obowiązkowo będą też miały blok zajęć humanistycznych. I odwrotnie.
Stanisław Sławiński: Do reform zmusza fikcyjność poprzedniej konstrukcji programowej, która powodowała, że następowało nieformalne różnicowanie programu. Uczniowie wybierali rzeczy, które łączyły się z ich planami na przyszłość, a lekceważyli inne przedmioty. Właśnie dlatego luki w wykształceniu były ogromne.
Ale według reformy w I klasie liceum zacznie się przygotowywanie do studiów. Czy 16-latek jest w stanie dokonać wyboru drogi zawodowej?
S.S.: Zjawisko selekcjonowania przedmiotów pod kątem przyszłych planów występuje, czy się to komuś podoba, czy nie. Tylko w momencie, kiedy ono jest sprzeczne z oficjalnie realizowanym programem, powstaje ogromna przestrzeń szkolnej fikcji i zakłamania. Program kształcenia ogólnego nie może już być programem przygotowania do wszystkich kierunków studiów równocześnie, bo to jest nierealne i w efekcie prowadzi do obniżenia poziomu wykształcenia ogólnego.
Ale dlaczego zmuszać 16-latka, żeby tak wcześnie określał, jaki zawód chce wykonywać, i wybierał specjalizację?
S.S.: Termin „specjalizacja” jest niefortunny, ale mówi o czymś ważnym — dziś potrzebne jest w szkole średniej także jakieś kształcenie kierunkowe. Wcześniej nazywało się to fakultetem. Fakultatywna treść kształcenia, związana z dojrzewaniem ucznia do decyzji o dalszym kierunku kształcenia, musi być uczciwie pokazana. Dla porównania w programie matury międzynarodowej uczeń ma tylko kilka głównych przedmiotów, a w programie naszego liceum jest ich kilkanaście. Między innymi dlatego matura międzynarodowa ma bardzo wysokie notowania na świecie, a polska niższe. Nasz obecny system programowy, przygotowujący do tak wielu kierunków studiów jednocześnie, już mniej więcej 50 lat temu stał się przestarzały i skutki tego są coraz bardziej widoczne.
Karolina Elbanowska: Pan Minister powiedział na początku o programie gimnazjum i liceum, który się powtarza. Martwi mnie, że pani minister Hall nie podoba się pomysł powtarzania programu zerówki w pierwszej klasie. Przecież podstawową zasadą nauczania jest właśnie powtarzanie, wiemy to choćby z podstaw pedagogiki. Już obecnie w gimnazjum dzieci są wtórnymi analfabetami. Nie potrafią przeczytać nawet krótkiej lektury. Co będzie, jeśli takim poważnym obowiązkiem obarczymy dzieci 6-letnie? To poziomu edukacji nie podniesie na pewno.
Obniżenie wieku szkolnego wzbudza najwięcej emocji. W uzasadnieniu projektu zmian MEN napisało, że zapewni to wyrównanie szans oraz wczesne wykrywanie uzdolnień. Na czym to wyrównanie szans ma polegać? Czy talentów nie można po prostu odkrywać w zerówkach?
Rafał Kunaszyk: Dla mnie jest ważne to, czy nasze dzieci, jak w innych krajach, będą miały możliwość wcześniej rozpocząć edukację oraz — co jest najbardziej kluczowe — czy będą mogły dzięki temu wcześniej wejść na rynek pracy. Jeśli mówimy o odsuwaniu reformy, to nie mówimy o tym, co się stanie w ciągu trzech lat, ale o tym, co się z moimi córkami, z innymi młodymi ludźmi stanie za kilkanaście lat. My już jesteśmy do tyłu w stosunku do tego, co dzieje się w innych krajach.
Piotr Petrykowski: Do dziś ponosimy koszty niedopatrzeń reformy ministra Handkego. I zamiast je likwidować, próbujemy od dołu przygotować jakąś warstwę, która być może kiedyś pozwoli pokryć niedostatki tamtej reformy. Nie zgadzam się z tezą, że mamy do czynienia z uciekaniem od specjalizacji. Popatrzmy, co się stało z systemem szkolnictwa wyższego, który z dnia na dzień stał się systemem specjalistycznym. Absolwent szkoły średniej, przychodząc na uczelnię, musi już być przygotowany do podjęcia decyzji o wyborze określonej aktywności zawodowej. Ponadto jest problem: między szkołą podstawową, gimnazjum i liceum nie ma integracji w programie nauczania.
K.S.: Właśnie ją wprowadzamy.
W jaki sposób?
K.S.: Przez fakt, że podstawa programowa będzie powiązana ze sobą i będzie obowiązywać wszystkich. W gimnazjum będzie obowiązywać zarówno podstawa programowa z gimnazjum, jak i ze szkoły podstawowej. Analogicznie, jeśli chodzi o szkołę ponadgimnazjalną, jest to jedna podstawa programowa, którą należy zaczynać czytać od podstawy programowej ze szkoły podstawowej.
J.D.: W uzasadnieniu MEN czytamy, że współczesne wyzwania cywilizacyjne wymagają, aby obniżyć wiek szkolny. Czyli zakłada się, że dzieci są teraz bardziej dojrzałe. Ale przecież sposób, w jaki większość z nich spędza dzisiaj czas do 5. czy 6. roku życia — telewizja i komputery — wcale w dojrzałości nie pomaga. Przeciwnie, umieją włączyć pilotem DVD, ale nie potrafią przeczytać krótkiego tekstu.
S.S.: Niewątpliwie rozwój dziecka przebiega dziś inaczej niż kiedyś, bo zmieniły się warunki, w jakich żyjemy. Chociażby właśnie powszechna dziś obecność telewizji i za chwilę także Internetu w domach. Inne jest dziś funkcjonowanie rodzin skupionych głównie na zabieganiu o wyższy poziom materialny. Przybywa też rodzin po prostu niewydolnych. Rośnie więc liczba czynników, które popychają dzieci w niedobrą stronę, dlatego lepiej wcześniej otoczyć te dzieci odpowiednią opieką edukacyjną.
K.E.: Pan mówi o rodzinach dysfunkcyjnych. Nikt nie neguje tego, że pewna niewielka część rodziców nie spełnia swoich obowiązków wobec dzieci. Ale czy to oznacza, że wszystkie dzieci w Polsce mają zostać skrzywdzone przez tę reformę? Poza tym nie można mówić, że obniżamy wiek nauki do lat 6, ponieważ on już istnieje. Tylko w tej chwili 6-latek ma być uczniem I klasy. Problemem polskiej edukacji jest to, że brakuje przedszkoli. Jeśli chcemy mówić o wyrównywaniu szans, należy upowszechnić edukację przedszkolną.
K.S.: I właśnie to gwarantuje reforma!
K.E.: To nieprawda, ponieważ w co trzeciej gminie w Polsce nie ma żadnego przedszkola. W takim razie pytam: gdzie jest to wyrównywanie szans, skoro tych przedszkoli się nie buduje?! Szkoła, ławka, tablica, przerwa, dzwonek, lekcja, dzwonek... to nie są warunki dla 6-latka.
Czy dzieci są dziś bardziej dojrzałe, żeby wcześniej zacząć edukację?
P.P.: Dla każdego wieku potrzeby są inne. Zwracam szczególną uwagę na inteligencję emocjonalną, która kształtuje się najdłużej. Żadna instytucja nie jest w stanie zaspokoić potrzeb emocjonalnych dziecka. Istnieje niebezpieczeństwo, że doprowadzimy do zaniedbania tych potrzeb. To znaczy, że dzieci będą prezentowały określoną aktywność, natomiast potrzeby emocjonalne zostaną wyciszone i będziemy mieć człowieka okaleczonego.
A co z wykrywaniem uzdolnień? Czy I klasa dla 6-latków pomoże w tym?
P.P.: Najwcześniej ujawniają się uzdolnienia artystyczne. Ale o ujawnianiu się całej gamy zdolności można mówić dopiero w 10. roku życia. W tej sytuacji nie znajduję merytorycznego uzasadnienia dla przesunięcia początku edukacji jako czynnika ułatwiającego odkrywanie uzdolnień.
K.S.: Powiedzmy sobie wyraźnie, na czym polega istota tej reformy. Pierwsza rzecz: słusznie zauważyła pani Elbanowska, że 6-letnie dzieci są już dziś objęte edukacją obowiązkową. Część tych dzieci uczy się w budynku szkolnym, część w budynku przedszkolnym i nie wiem, dlaczego niektórzy sugerują, że obniżenie wieku szkolnego spowoduje, że dzieci będą uczyć się w innym miejscu. Zwracam uwagę, że nie ma żadnego powodu, dla którego I klasa szkoły podstawowej nie miałaby się odbywać w jednym z komunalnych budynków, w szkole czy w przedszkolu. Pamiętajmy też, że obniżenie wieku szkolnego ma powszechne wsparcie wszystkich partii politycznych. PO, PiS, SLD postulują je od lat w swoich programach wyborczych. ZNP zebrało ponad 184 tys. podpisów, aby natychmiast obniżyć wiek szkolny. Prawdziwa nowość w projekcie MEN polega na tym, że po raz pierwszy daje się prawo wyboru rodzicom. Zaprasza się rodziców do współdecydowania o kształcie oświaty. Te 6-latki, których rodzice nie zdecydują się posłać do szkoły, będą kontynuować naukę w dotychczasowym systemie.
Ale tylko w pierwszych trzech latach wprowadzania reformy.
K.S.: Tak, w pierwszych trzech latach. Wreszcie, dajemy rodzicom prawo do wychowania przedszkolnego dla 5-letnich dzieci. I tu jest największa trudność. Ma Pani rację — brakuje przedszkoli. A więc dając rodzicom prawo, trzeba jednocześnie zrobić wszystko, by tych przedszkoli było więcej. Czy dzieci są przygotowane do nowej pierwszej klasy, w której będą i zabawa, i nauka jednocześnie? Badania przeprowadzone przez Akademię Świętokrzyską objęły 10 proc. 6-latków przed rozpoczęciem zerówki. Pokazały, że w momencie rozpoczęcia zerówki ponad 90 proc. dzieci posiada gotowość szkolną w stopniu dobrym lub bardzo dobrym! Chciałbym więc zapytać panią Elbanowską, czy była w swojej miejscowości u dyrektorów szkół. Czy zapytała ich Pani, jak tam wygląda sytuacja?
K.E.: Prowadziłam w tych szkołach zajęcia dodatkowe i wiem, jak one wyglądają. Martwi mnie, że zdaniem Pana Ministra rodzice mają przejąć kompetencje poradni psychologiczno-pedagogicznej. Mówi Pan też o badaniach. Rzeczywiście jest prawdą, że dzieci są gotowe intelektualnie do tego, żeby się uczyć. Ale podam tu badania kuratorium kujawsko--pomorskiego, które sprawdziło gotowość szkolną 18 tys. dzieci. Wynik jest taki, że te dzieci nie są dojrzałe emocjonalnie do tego, aby pójść do szkoły. Dodałabym: do polskiej szkoły.
P.P.: Przebieg rozwoju emocjonalnego jest faktycznie odmienny od rozwoju intelektualnego. Na zaspokajanie potrzeb emocjonalnych dziecko potrzebuje znacznie więcej czasu. Prawdą jest, że dzisiejsze dziecko znacznie szybciej rozwija się intelektualnie. Ale w ślad za tym nie idzie równomiernie rozwój emocjonalny. Jest prawdą, że dzieci obejmowane są edukacją coraz wcześniej, na przykład w Danii. Ale cała infrastruktura jest tam przygotowana. My natomiast nie mamy zabezpieczenia finansowego.
K.S.: Jest, między innymi, 150 mln zł na adaptację pomieszczeń.
P.P.: Niech to będzie nawet 200 czy 300 mln zł. To nie jest ważne. Ważniejsze jest to, że ta reforma edukacji nie jest reformą, która skończy się za jakiś czas, kiedy ją wprowadzimy. Ona będzie wymagała nadal dodatkowych nakładów. Powtórzę jeszcze raz: mamy rzeczywiście dzieci, które intelektualnie rozwijają się szybciej. Ale jeśli chodzi o rozwój emocjonalny, rozwijają się zgodnie z prawidłowościami. Tego nie przyspieszymy. Jeśli pominiemy sferę emocjonalną, to za kilkanaście lat wyrosną jednostki, które będą intelektualnie niezwykle sprawne, ale niepełnosprawne emocjonalnie.
R.K.: Rzeczywiście są problemy z infrastrukturą. Ale trzeba się pytać nie tylko, czy ta szkoła jest przygotowana dla 6-latka, ale również dla 7- i 8-latka. Dzieci 7-letnie trafiają do szkoły i mają te same problemy.
K.S.: Jeżeli więc mówimy o opiece i wychowaniu, musimy coś zrobić dla wszystkich dzieci, nie tylko dla I klasy. Ja pochodzę z Lubelszczyzny. Tam w wielu wsiach już dziś są szkoły przyjazne dla ucznia. Niedługo będziemy mieli do czynienia z sytuacją, że dzieci z miast będą wywożone do wiejskiej szkoły, bo ona jest już dziś bardziej przyjazna, bezpieczna, wyposażona w zabawki, wykładzinę, pufy. Jest inna, bo rodzice w małej społeczności wiedzą, że w tej szkole będzie przebywało ich dziecko i władze samorządowe robią wszystko, żeby to miejsce uczynić bezpiecznym i przyjaznym.
Ale zastanówmy się nad rzeczą bardziej podstawową niż pufy i dywaniki. Czy rację mają ci psychologowie i pedagodzy, którzy uważają, że obniżenie wieku szkolnego jest okradaniem dzieci z ich dzieciństwa?
K.E.: W tych warunkach to będzie drastyczne skrócenie dzieciństwa. Dziecko 5- i 6-letnie jak najbardziej może się uczyć, ale potrzebuje do tego warunków. Nie można narzucać obowiązku w sytuacji, gdy szkoły nie są do tego przygotowane. Ja nie jestem radykalnym przeciwnikiem i nie chcę prowadzić ideologicznej wojny z obniżeniem wieku szkolnego. Uważam tylko, że planując przeprowadzkę, najpierw trzeba przygotować mieszkanie, do którego chcemy się przeprowadzić, a dopiero potem tę przeprowadzkę organizować.
P.P.: Oczywiście że to jest okradanie z dzieciństwa. Niestety, do tego okradania przykładają się także rodzice dla własnej wygody. Uważają, że szkoła może zastąpić wychowanie. Powiem krótko: dzisiejsza szkoła nie jest przygotowana do tej reformy.
R.K.: Odwołam się do zasady pomocniczości państwa. Szkoła i przedszkole wchodzą w ten etap, gdzie rodzic sobie sam już nie radzi. I stąd możliwość posłania dziecka do przedszkola i szkoły. System jednak ma pozwolić także na tzw. homeschooling, szkoły domowe. Powinno się takie możliwości tworzyć. Trzeba by się też zastanowić, w jakim zakresie szkoła wspiera rodziców w procesie wychowawczym.
K.E.: Ja powiem o czymś bardziej przyziemnym. Nie wiem, czy Panowie słyszeli o problemie skoliozy wśród małych dzieci, które noszą teraz bardzo ciężkie plecaki. Do każdego przedmiotu mają ćwiczenia, zeszyty, książki. Problemy z kręgosłupem dotyczą 7-latków. Wraz z reformą problem obejmie również 6-latki. Pani minister Hall ma pomysł na rozwiązanie tego problemu przez obniżenie wagi papieru podręczników. Ktoś słusznie zauważył, że obniży to wagę tornistra o wagę batonika.
R.K.: Ja jestem za nieustannym informowaniem. Trzeba włączyć wszystkich do procesu informacji. Nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, że coś ma być pierwsze, a coś ostatnie. Że najpierw załatwimy infrastrukturę, a potem resztę. To wszystko ma być komplementarne. Poza tym ten pierwszy rok określmy jako pewnego rodzaju pilotaż, który ma nam dać na następne lata dużo argumentów, które wzmocnią ten proces. Każda reforma jest poprzedzona jakimś pilotażem. Nie zapominajmy także, w tym narzekaniu na brak pieniędzy na reformę, że jest jeszcze możliwość dysponowania środkami europejskimi. Jeśli pewne rzeczy wydłużymy w czasie, i tak samorządy będą budowały szkoły i przedszkola.
K.S.: Edukacja powinna być przedmiotem wspólnej rozmowy. Ale jest też moment, kiedy trzeba podjąć decyzję o wprowadzeniu zmiany. Wreszcie należy zdecydować, kto i jak będzie sprawdzał, czy w przypadku konkretnego dziecka, np. pani Elbanowskiej, ta klasa, ta nauczycielka, ta szkoła, do której ma pójść jej dziecko, jest gotowa. I pani minister Katarzyna Hall zaprasza panią Elbanowską i każdego rodzica, by to oni podjęli tę decyzję, porozmawiali z dyrektorem.
K.E.: Rozmowa nie zmieni, niestety, infrastruktury.
K.S.: Porozmawiała z tym nauczycielem i podjęła decyzję. I ministerstwo wierzy, że nie ma bardziej kompetentnej osoby niż rodzic, żeby zadać sobie pytanie, czy to jest bezpieczne, przyjazne środowisko dla dziecka.
K.E.: A jeśli nie ma żadnej szkoły przyjaznej, bezpiecznej w Legionowie, to co wtedy? Mam wywozić dziecko do Warszawy, do Pułtuska?
K.S.: Dlatego zachęcam Panią do spotkania z dyrektorami co najmniej dwóch najbliższych szkół.
K.E.: Wszystkie są przepełnione, działają na dwie zmiany. Moja rozmowa nic nie zmieni. Chcielibyśmy jako rodzice, żeby rząd naprawdę przeznaczył duże pieniądze na tę reformę. Przewidziane 150 mln zł rozłożone na 3 lata nie wystarczy nawet na zakup papieru toaletowego. Obecnie rodzice są obarczani kosztami remontów sal, zrzucają się na farby, w Warszawie na zabawki.
P.P.: Standard kształcenia, o którym tutaj mówimy, zakłada, że szkoła jest panaceum na wszystko, że szkoła ma pełnić funkcję opiekuńczą, wychowawczą. Reforma proponuje standard kształcenia określający umiejętności, jakimi powinien dysponować absolwent szkoły średniej. A my powinniśmy zacząć od tego, jaki powinien być młody człowiek po ukończeniu szkoły, w konkretnym wieku. Tymczasem grozi nam wizja sprawnych automatów o pustych oczach.
S.S.: Rozumiem, że nawet w tym gronie nikt nie wypowiedział się radykalnie przeciwko edukacji 6-latków. Spór dotyczy tego, czy stan przygotowań upoważnia nas, żeby to przeprowadzić, i czy są dostateczne racje, żeby pomimo pewnych braków startować teraz, a nie później. W 1991 r. przy pracy nad nową ustawą oświatową ostro była dyskutowana propozycja wprowadzenia obowiązku szkolnego od 6 lat. Mimo poważnych argumentów za, przeważył pogląd, że jako oświata jeszcze nie jesteśmy dostatecznie przygotowani, zwłaszcza mentalnie. Minęło 17 lat i dzisiaj praktycznie nie ma już tej bariery w środowisku oświatowym.
opr. mg/mg