„To działania garstki osób – kilku procent społeczeństwa, które jest skrajnie zlaicyzowane, często wrogo nastawione do Kościoła. Mówią o neutralności światopoglądowej, ale w praktyce chodzi o dominację jednego, laickiego modelu wychowania” – wskazuje Dariusz Kwiecień ze Stowarzyszenia Katechetów Świeckich.
Jolanta Krasnowska-Dyńka: Za nami kolejny rok szkolny. Po raz pierwszy religia nie wliczała się do średniej, mimo że Trybunał Konstytucyjny 22 maja uznał, iż powinna, ponieważ rozporządzenie MEN jest niezgodne z Konstytucją RP. W szkołach powstał chaos. Jakie sygnały docierały do stowarzyszenia w tej sprawie?
Dariusz Kwiecień: Słyszeliśmy o zastraszaniu katechetów, którzy odważyli się informować rodziców o ich prawach. Niektórzy byli wzywani na dywanik, zarzucano im, że stwarzają problemy, psują dobre relacje w szkole, a nawet działają na szkodę placówki. Zamiast rozmowy – szantaż emocjonalny. Były jednak również pojedyncze głosy dyrektorów szkół, którzy domagali się jasnych wytycznych i wykładni prawa. Niestety, winę za ten chaos ponosi Ministerstwo Edukacji Narodowej, a bezpośrednio pani minister Barbara Nowacka, która zignorowała nie tylko wyrok Trybunału Konstytucyjnego z maja tego roku, ale również wcześniejsze orzeczenie z 2009 r. uznające ocenę z religii za należną i konstytucyjnie chronioną. Co ciekawe, ten przepis został wprowadzony jeszcze przez ministra Romana Giertycha – dziś głośnego opozycyjnego posła. Mamy więc prawny bałagan spowodowany przez ludzi tej samej obecnie rządzącej partii.
Od września kolejna zmiana: jedna godzina religii w szkole. Ilu katechetów może stracić pracę?
Skala tego zjawiska jest trudna do oszacowania, ale ministerstwo samo przyznało, że może to dotknąć nawet 11 tys. osób. Już teraz wielu z nich zostało postawionych przed koniecznością łączenia etatów w różnych placówkach, dojazdów po kilkadziesiąt kilometrów dziennie, często bez gwarancji pełnego wymiaru zatrudnienia. To cisi bohaterowie polskiej edukacji – ludzie, którzy przez lata budowali wspólnoty w szkole, organizowali pomoc potrzebującym, wspierali uczniów w sytuacjach kryzysowych. Wyrzucenie ich z systemu edukacji to nie tylko strata miejsc pracy, to także utrata ogromnego kapitału społecznego i wychowawczego. Część naszych koleżanek i kolegów planuje przejść na wcześniejsze emerytury lub emerytury pomostowe, jedni biorą urlopy na podtrzymanie zdrowia, drudzy podejmują kroki, by się przekwalifikować. Jednak dla wielu z nas nauczanie religii to nie tylko zawód – to misja, powołanie. Ograniczenie godzin uderza nie tylko w nauczycieli, ale w dzieci i młodzież, które tracą możliwość formacji i spokojnej rozmowy o wartościach w bezpiecznej przestrzeni szkolnej.
Zakończyła się akcja zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy „Religia lub etyka w szkole” – inicjatywy Stowarzyszenia Katechetów Świeckich. Jaki był jej cel i ile osób wsparło projekt?
Celem naszej inicjatywy obywatelskiej było nie tylko przywrócenie należnego miejsca religii w systemie oświaty, ale też zaproponowanie uczciwej alternatywy – etyki – dla tych, którzy religii nie wybierają. Uważamy, że szkoła nie może być miejscem światopoglądowej pustki. Zarówno religia, jak i etyka powinny być traktowane jako równoprawne przedmioty, dostępne dla każdego ucznia.
Nasza akcja to ogromny sukces polskiego społeczeństwa obywatelskiego i katolików w szczególności . Gdy zaczynaliśmy, nie mieliśmy nic – żadnego zaplecza medialnego, organizacyjnego, żadnych pieniędzy. Tylko wiarę i determinację. W gronie kilku osób powiedzieliśmy sobie żartem: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic – to może spróbujmy razem zebrać milion podpisów”. I zaczęliśmy.
W efekcie udało się zebrać ponad pół miliona podpisów. Bez dotacji, bez kampanii w mediach, jedynie dzięki tysiącom wolontariuszy. Dla porównania – dziesięć lat temu akcja „Świecka Szkoła” środowiska liberałów firmowana przez obecną wiceminister Katarzynę Lubnauer zebrała 150 tys. podpisów. Nam się udało ponad trzy razy więcej. To pokazuje, że społeczeństwo myśli inaczej, niż próbują to przedstawić „menowskie” badania czy narracje medialne.
A jak jest ze wsparciem ze strony Kościoła? Biskupi Was poparli?
Jeden prominentny ksiądz z Warszawy powiedział nam w zaufaniu, że w obecnych czasach, kiedy trwa zmasowany atak na biskupów i Kościół, ich oficjalne poparcie mogłoby być wręcz „pocałunkiem śmierci” dla obywatelskiej inicjatywy. I rzeczywiście – hierarchowie poparli nas, ale mądrze i dyskretnie. Jednocześnie jesteśmy wdzięczni, że biskupi uszanowali obywatelski charakter naszej inicjatywy – że to nie kuria, a zwykli świeccy, nauczyciele, rodzice i wolontariusze postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.
W wielu diecezjach umożliwiono zbiórkę podpisów przy parafiach, niektórzy hierarchowie zachęcali do niej swoich diecezjan. Nie ukrywamy, że gros podpisów zebraliśmy właśnie przy kościołach, szczególnie w małych parafiach na obrzeżach Polski – tam, gdzie bije prawdziwe, katolickie serce naszego narodu, gdzie ludzie nie ulegają medialnym modom. Wiedzą, co znaczą wiara i wychowanie. Rozumieją, że nie chodzi tu jedynie o katechetów, ale o miejsce Boga i wartości w życiu młodego człowieka.
Po wyborach prezydenckich katolicy poczuli nową nadzieję. Karol Nawrocki krytycznie wypowiadał się o redukcji religii w szkołach. Czy jest szansa, że przedmiot ten jako pełnoprawny wróci do planów lekcji?
Mamy taką nadzieję – i nie jest to tylko nadzieja emocjonalna, ale oparta na realnych sygnałach politycznych. Dobrze by było, by w tej kadencji – najlepiej w ciągu roku – udało się przegłosować ustawę wprowadzającą obowiązkowy wybór: religia lub etyka jako część systemu edukacji. Liczymy na wsparcie posłów PSL-u z obecnej koalicji, ale też na większość obecnej opozycji. Nasz projekt nikogo nie wyklucza, nikogo nie zmusza – tylko daje wybór i przywraca elementarne zasady. Ta ustawa naprawdę może być początkiem zgody narodowej, tak bardzo potrzebnej w dzisiejszym społeczeństwie. A prezydent elekt już w kampanii publicznie zapowiedział, że taką ustawę podpisze, podkreślając potrzebę obrony chrześcijańskich fundamentów polskiego państwa. Wypowiedzi K. Nawrockiego – pełne troski o tożsamość kulturową i historyczną Polski – są dla nas bardzo ważne.
Wiele osób z sentymentem jednak wspomina religię w salkach parafialnych. Dlaczego tak istotne jest, aby przedmiot ten nie był zepchnięte na margines w systemie oświaty?
Religia w salkach miała swój klimat – to prawda. Ale nie można porównywać sytuacji sprzed 30 lat z dzisiejszymi realiami. Też widzę potrzebę odnowienia obecności przyparafialnej katechezy dla dzieci i młodzieży. Dostrzegają to też biskupi. Zdają sobie sprawę z tego, że katecheza szkolna nie wystarcza, żeby implementować młodych skutecznie do życia wiarą, dlatego opracowują obecnie program przyparafialnej katechezy katechumenalnej. Ale ta w szkole jest niemniej ważna. Dla części czytelników może to zabrzmieć za mocno, ale powiedzmy to szczerze: bez religii w szkole grozi nam szybka poganizacja młodego pokolenia. A jej skutkiem będzie nihilizm – dokładnie to, co widzimy na Zachodzie. To nie jest droga, którą wskazywał Jan Paweł II. W dużych miastach, gdzie uczę, na religię w szkołach średnich uczęszcza już tylko około 10% młodzieży. W podstawówkach rodzice coraz częściej wypisują dzieci z zajęć zaraz po Pierwszej Komunii św. Jeżeli będzie obowiązkowy wybór między religią a etyką, część dzieci wróci. A my, katecheci, przyjmiemy to jako wyzwanie – będziemy jeszcze bardziej się starali. Ale to dobrze. Niech prawdy wiary będą nauczane, nawet w uczciwej i szlachetnej rywalizacji z etyką. Religia w szkole to nie tylko wiedza o Piśmie Świętym. To również wychowanie do empatii, szacunku, zrozumienia dla innych – także niewierzących. Szkoła ma być miejscem spotkania różnych światopoglądów, a nie ich eliminacji. Marginalizacja religii jest nie tylko nieuczciwa, ale też antywychowawcza.
Komu tak naprawdę zależy na tym, żeby religii nie było w szkole?
To działania garstki osób – kilku procent społeczeństwa, które jest skrajnie zlaicyzowane, często wrogo nastawione do Kościoła. Mówią o neutralności światopoglądowej, ale w praktyce chodzi o dominację jednego, laickiego modelu wychowania. Problem polega na tym, że mają dziś nadreprezentację w przestrzeni medialnej i politycznej – szczególnie w MEN. To ich pięć minut. Im chodzi o to, by młody człowiek był „pusty”, gotowy na przyjęcie każdej treści, byle nie była ona chrześcijańska. Ale społeczeństwo się temu sprzeciwia – i właśnie dlatego nasza inicjatywa spotkała się z tak dużym odzewem. Polacy nie chcą szkoły bez wartości. Ale większość Polaków to ludzie wierzący, którzy cenią wartości, rodzinę, tradycję. I to właśnie ta milcząca większość powiedziała dziś głośno: non possumus – dalej tak być nie może.
Czy wyobraża sobie Pan szkołę bez religii?
Wyobrażam sobie szkołę jako miejsce całościowego rozwoju człowieka – intelektualnego, fizycznego i duchowego. To jest jej prawdziwe zadanie. To komuniści wmówili społeczeństwu, że religia ma być tylko w kościele. Nie. Religia ma być także w szkole, bo od ponad tysiąca lat towarzyszy polskiej tożsamości narodowej. Jeśli ktoś uderza w obecność wartości chrześcijańskich w edukacji, uderza w duchową esencję polskości. A my nie możemy na to pozwolić. Dla nas to nie jest walka o etat. To walka o duszę dzieci i młodzieży, o to, jaką Polskę zbudują następne pokolenia Polaków.
Źródło: Echo Katolickie 27/2025