Problem przemocy w polskich szkołach, mimo że poważny, jest nadal przemilczany przez MEN
Ten rok szkolny rozpoczął się po raz kolejny pod znakiem chaosu. Wprowadzenie sześciolatków do szkół, likwidacja szkolnych sklepików, zmiany w programie nauczania, wprowadzenie tylnymi drzwiami nauczania gender poprzez organizacje mniejszości seksualnych, zamach na kartę nauczyciela. Naprawdę władza PO postarała się zrobić w polskim szkolnictwie (nie)kontrolowany chaos. Nie zmieniło się tylko jedno — ciężkie plecaki najmłodszych dzieci i wypadkowość, także ta związana z przemocą szkolną. Tak, jakby akurat te sprawy nie interesowały minister Joanny Kluzik — Rostkowskiej.
W szkołach w zeszłym roku było ponad 70 tys. różnych wypadków. Z czego w podstawówkach 31 tys., a w gimnazjach 25,3 tys. zdarzeń. Reszta przypada na szkoły ponadgimnazjalne. Najczęściej do wypadków dochodzi na lekcjach WF — było to 44 tys. zdarzeń. Drugą kategorią są przerwy międzylekcyjne. Najczęściej do wypadków dochodziło na salach gimnastycznych, korytarzach i schodach. Przeważnie kończyły się one złamaniem kończyn oraz urazami głowy.
Jak informowała rzeczniczka Państwowej Inspekcji Pracy Danuta Rutkowska, jedną z przyczyn wypadków jest brak regularnych kontroli w placówkach. W szkołach często stwierdza się zły stan podłóg na korytarzach, wystające progi pomiędzy pomieszczeniami, ciasne przejścia, zły stan techniczny schodów, niezabezpieczone poręcze czy obluzowane gniazda elektryczne - wylicza dziennik.pl. Ponadto wielu pracowników szkół nie jest przeszkolonych w zakresie BHP.
Najtragiczniejsza jest inna statystyka — śmiertelna. Polskie szkoły są niebezpieczniejsze od kopalń. W ubiegłym roku szkolnym w polskich szkołach zginęło 44 uczniów. Co więcej to jest trzykrotny wzrost w stosunku do roku poprzedniego, ale akurat tą statystyką MEN raczej się nie chwali. Trzeba doliczyć do tego jeszcze samobójstwa popełnione przez uczniów, w wyniku oddziaływania szkoły. W tym samym czasie w uważanych za niebezpieczne kopalniach zginęło 18 górników.
Około 10 proc. polskich uczniów jest systematycznie dręczonych, przemoc werbalna stanowi codzienność. Lecz wbrew medialnym doniesieniom skala przemocy w polskiej szkole nie wzrasta — wynika z analizy Instytutu Badań Edukacyjnych z sierpnia zeszłego roku. To liczba blisko pół miliona uczniów podstawówek, ponieważ wbrew obiegowej opinii to nie gimnazja, ale szkoły podstawowe są najbardziej niebezpiecznymi placówkami w polskim systemie edukacji. Z kolei z raportu NIK z końca zeszłego roku stwierdza, iż to właśnie gimnazja są wylęgarnią przemocy. To tu najczęściej uczniowie padają ofiarami agresji.
Przepychanki, bójki, ustawki. W polskich podstawówkach krew leje się strumieniami, a zarówno nauczyciele, jak i kuratorium, czy MEN nie potrafią temu zaradzić. Wzrasta również agresja uczniów wobec nauczycieli. Ci ostatni nawet z tym nie potrafią sobie radzić. Zresztą Ministerstwo i kuratoria odebrały im jakiekolwiek możliwości obrony przed uczniowską agresją. Za uderzenie ucznia w samoobronie nauczyciel wylądowałby od razu w więzieniu. - Najbardziej poważnym zjawiskiem patologicznym są zachowania agresywne, agresja słowna, palenie tytoniu, picie alkoholu, kradzieże i akty wandalizmu. Najwięcej zachowań patologicznych jest w gimnazjach, następnie w podstawówkach, najmniej w szkołach średnich. Kadra nauczycielska nie jest dobrze przygotowana do rozpoznawania zachowań patologicznych — mówił mediom dyrektor Departamentu Nauki, Oświaty i Dziedzictwa Narodowego NIK Piotr Prokopczyk.
Niewiele jest badań poświęconych przemocy seksualnej w polskich szkołach. Tymczasem przemoc seksualna stanowi w polskich szkołach poważny problemem. I to począwszy od przypadków najcięższych, czyli zgwałceń, a na ponurej codzienności, czyli codziennym molestowaniu koleżanek z klasy skończywszy. W polskich placówkach edukacyjnych wzrasta ilość przestępstw na tle seksualnym. Dwa lata temu odnotowano w polskich szkołach 74 gwałty. Trzy lata temu było ich o 60 mniej. Liczba ta rośnie lawinowo. W szkołach dochodzi też do przestępstw przeciwko obyczajności, czyli np. przypadków pedofilii i rozpowszechniania pornografii. W 2012 roku było ich 181, a w 2011 roku 266. Bardzo często jest to rozsyłanie nagich zdjęć nieletnich uczennic przez ich kolegów i koleżanki z klasy. Do tego wszystkiego dochodzi nieznana liczba codziennej agresji słownej na tle seksualnym oraz molestowania przez rówieśników. W ciągu ostatnich trzech lat w szkołach podstawowych i gimnazjach ponad pięciokrotnie wzrosła liczba przestępstw seksualnych.
Najgroźniejszym zjawiskiem pozostaje zażywanie przez nieletnich narkotyków i substancji odurzających. Okazuje się również, że z alkoholem zetknęło się 75 proc. dzieci, które uczęszczają do gimnazjum. Niewiele mniej miało do czynienia z marihuaną, a do szkół wchodzą nawet twarde narkotyki. Co więcej sprzedają je nie obcy dilerzy, tylko sami uczniowie.
Przemoc nie kończy się po wyjściu ze szkoły. I nie dotyczy to przemocy fizycznej w drodze do i z placówki, ponieważ występuje również nowe zjawisko, jakim stała się agresja elektroniczna czyli tzw. cyberbulling — długotrwałe nękanie z wykorzystaniem nowoczesnych technologii.
Jak pokazują te wyniki badań bezpieczna szkoła jest tylko w głowach urzędników MEN. Czy po tych wszystkich wstrząsających raportach minister Kluzik-Rostkowska dalej będzie zapewniać, że szkoły są wspaniale przygotowane na przyjęcie 6-latków? A polska szkoła jest taka, jak zapisali sobie urzędnicy w raporcie z rządowego programu "Bezpieczna i przyjazna szkoła"?
opr. mg/mg