O mieście rodzinnym Marka Chagalla
Ten ratusz (dziś przebudowany) malował Chagall. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
Trzeba tam pojechać, żeby zobaczyć, że w Witebsku, rodzinnym mieście Marca Chagalla, z kominów nie leci błękitny dym, a zakochani nie spacerują, unosząc się nad ziemią. A przecież patrząc na płótna artysty, trudno uwierzyć, że tak nie było.
Na fotografii z młodości na ekspozycji w Domu Chagalla przy Pokrowskiej widać rodzinę jego narzeczonej Belli. Zebrani stoją gromadnie przed sklepem Rosenfeldów. Kiedy pytamy, gdzie jest malarz, pada odpowiedź: „za rogiem”.
Nieobecność artysty utrwalonego zaledwie na kilku fotografiach i portretach z epoki inspiruje. A samo miasto, gdzie przeżył ponad 20 lat, znane z jego obrazów, trzeba odkryć po swojemu, na nowo.
Francuski malarz
Mojżesz Chagall urodził się w rodzinie chasydów żydowskich 7 lipca 1887 na przedmieściach Witebska. Właśnie wtedy pożar zniszczył trzecią część miasta. Ten ogień i światło pojawiały się na jego obrazach nie raz. I nie raz pamięć o artyście i jego twórczości w tym mieście była niszczona przez inne symboliczne pożary. Ludmiła Chmielnickaja — dyrektorka Muzeum i Centrum Sztuki Chagalla, mówi, że za czasów Związku Radzieckiego nikt nie wiedział, że artysta pochodzi z Witebska. Na lekcjach historii sztuki uczono ich, że to francuski malarz (Chagall otrzymał obywatelstwo francuskie i zmarł we Francji). Dopiero w 1997, dzięki staraniom władz, powstało muzeum malarza w zachowanym do dziś domu z cegły, gdzie mieszkali jego rodzice. I Centrum Sztuki przy Putnej 2, budynku na wzgórzu nad Dźwiną, który utrwalił na jednym z obrazów. Dziś niewiele zostało z dawnego miasta rodzinnego światowej sławy malarza, rysownika, grafika. Barokowy, przebudowywany ratusz w centrum miasta, rozpoznawalny na wielu jego obrazach. Położona po drugiej stronie ulicy cerkiew Zmartwychwstania. Widok na zmienione ulice: Smoleńską, Kirowa, Suworowa, Lenina — biegnącą raz w górę, raz w dół, jak rozwinięta wstążka drogi z obrazów mistrza. I most Kirowski, na którym spotykał się z ukochaną Bellą Rosenfeld. — Ale to nie ten sam most, został później całkowicie przebudowany — wyprowadzają nas z błędu przewodniczki Helena Ryszkiewicz, uczennica kolegium artystycznego w Witebsku i Lenka Zubienka, jego absolwentka. Dziwią się, że nie piszemy o Penie czy Malewiczu — malarzach z jego czasów. To też dowód na pożar pamięci o artyście, który trwa do dziś. Można napisać, że dziewczęta chodzą śladami swojego starszego kolegi. — Nie przepadam za Witebskiem, dobudowali tu nowe osiedla, nie ma nastroju — mówi Helena. Ale przecież nastrój temu miastu nadał Chagall.
Wujek na dachu
Najpierw odwiedzamy Centrum Sztuki Chagalla. Ma w swoich zbiorach 300 oryginalnych grafik podarowanych przez prywatnych kolekcjonerów, głównie z Niemiec, Szwajcarii, i wnuczka Dawida z drugiego małżeństwa ar-tysty. Na ścianach widać cykl pełen wąsów kresek ilustracji biblijnych. Kiedy mężczyzna dotyka kobiety na litografii „Kochankowie z czerwonym słońcem”, miasto za ich plecami zastyga w bezruchu jak wielki kot wpatrzony w zdobycz. Metafory i barwy przyciągają na kolorowych litografiach wyeksponowanych w głównej sali. Na piętrze można obejrzeć perfekcyjne ilustracje do „Martwych dusz” Gogola. Koło Przyjaciół Chagalla w niemieckim Nienburgu przekazało zbiór woluminów poświęconych życiu i twórczości artysty. W sumie centrum dysponuje 3 tysiącami książek o malarzu. — Jeździłam do Francji, Szwajcarii, Niemiec, Polski, Łotwy, Litwy, Estonii — w miejsca, gdzie znajdują się dzieła Chagalla — opowiada dyrektor Ludmiła Chmielnickaja. — Rozmawiałam z jego wnuczką Meret Mejer, mieszkającą w Szwajcarii, i drugą — Bellą Mejer ze Stanów Zjednoczonych. Bardzo ciepło wspominały dziadka — podkreśla. W Nicei poznała szofera Chagalla — André, który z szacunkiem mówił o swoim pracodawcy. Trochę z tego klimatu, jakim otaczano artystę, chciałaby przenieść tutaj. Witebsk w czasach Chagalla był na pół miastem, na pół wioską. — W zagrodach domów na jego obrzeżach można było zobaczyć wszystkie zwierzęta z obrazów artysty oprócz osła — śmieje się Ludmiła Chmielnickaja. — Ludzie hodowali konie, krowy, kozy, kury, koty i psy. Wszystkie one powracały na obrazach Chagalla, który nosił wtedy imię Mojżesz. Jego wujek, domowy filozof, lubił wychodzić na któryś z dachów i przegryzając coś smacznego, patrzeć na ludzi w dole i niebo nad głową. To przyzwyczajenie wujka weszło w pędzel artyście malującemu postacie siedzące na dachach, także skrzypka na dachu, tyle że nie pod szarym niebem Witebska, ale kolorowym niebem Chagalla. Bo na swoich płótnach i grafikach pokazywał miasto wyobraźni. Poetycko pisał o tym w swojej autobiografii „Moje życie”, zwracając się do miasta: „To były twoje sny. Ja tylko pokazywałem im drogę do moich płócien, tak jak pannie młodej pokazuje się drogę do ołtarza”.
Synagogi z Giotta
W domu-muzeum przy Pokrowskiej Mojżesz mieszkał z rodzicami i ośmiorgiem rodzeństwa. Zachował się jego portret z lat młodości pędzla nauczyciela Jehudy Pena. Patrzy z niego ciemnowłosy mężczyzna o pełnym nostalgii spojrzeniu. „Odziedziczyłem wszystko po matce, oprócz poczucia humoru” — zwierzał się na kartach autobiografii. Jego matka Felga-Ita była kobietą przedsiębiorczą, zajmowała się dziećmi i swoimi siostrami, posiadała dar „pięknego mówienia”, rzadko spotykany u osób mało wykształconych. Założyła na Pokrowskiej sklep spożywczy, który utrzymywał rodzinę. Sprzedawała w nim mąkę, owies, cukier, świece. Ojciec Hazkel Mordukow ciężko pracował fizycznie, ładując beczki pełne śledzi. Dzieci nie głodowały i zawsze w domu był przynajmniej chleb z masłem, choć na co dzień było biednie. Na rysunkach, znajdujących się dziś w Centrum Sztuki Georges'a Pompidou w Paryżu, które Mojżesz tworzył w rodzinnym domu do 1911 r., widać dokładną topografię domu. Kuchnię z piecem do pieczenia chleba i półkami, na których do dziś stoją wyroby ceramiczne z fabryki Kuzniecowa. — Zbieraliśmy je na podstawie relacji ludzi, którzy pamiętali, jakich przedmiotów używało się w tamtych czasach w skromnie żyjącej rodzinie żydowskiej — mówi dyr. Chmielnickaja. „Matka przy piecu”, „Siostra Anna” — na rysunkach przywołujących postacie członków rodziny widać olbrzymi stół w pokoju jadalnym i siedzącego przy nim dużego mężczyznę, a przed nim przewróconą butelkę. Obok stoi kobieta, może matka Mojżesza, czesząca mu włosy. Są tu też samowar, ręcznie tkany dywan, duże lustro, łóżka w sypialni i nieśmiertelny fikus, który jakby nie poddając się czasowi, stoi do dziś w pokoju. Tak naprawdę z domu Chagallów zostały tylko buteleczki na leki z domowej apteczki — tłumaczy przewodniczka. Ale też mury domu i widok z okna na cerkiew oraz ratusz. Dziś to przestrzeń zarośnięta drzewami. Należy tylko wierzyć Mojżeszowi, że widziane z niego wtedy „kościoły, płoty, synagogi stały tam wtedy proste i nieprzemijające jak budynki na freskach Giotta”.
Niebo i ukochana
Mojżesz w wieku 5 lat wstąpił do szkoły żydowskiej (hederu), gdzie mówiło się w jidysz. (Do końca dobrze się czuł wśród mówiących w jidysz i po rosyjsku). Kolejno do 4-klasowego kolegium, gdzie nie bardzo dawał sobie radę z nauką. Dopiero wizyta, którą złożył w 1906 z matką w domu znakomitego witebskiego malarza Jehudy Pena, odmieniła jego życie. — Żebyś był taki jak Pen — mówiła mu z troską matka. — Nigdy taki nie będę — odpowiedział zdecydowany na własne malowanie. Pen orzekł, że z młodzieńca będzie artysta. Mojżesz malował pod jego okiem przez dwa miesiące. Żeby wspomóc rodzinę, pracował też jako fotograf (retuszował zdjęcia) przy dworcu w atelier u Mieszczaninowa. W 1906 wyjechał do Sankt Petersburga, gdzie nie udało mu się zdać do wybranych szkół malarskich, ale studiował w Szkole Carskiego Towarzystwa Upowszechniania Sztuki. Trzy lata później zaczął studia u Leona Baksta, które, jak sam stwierdził w autobiografii, zdeterminowały jego przyszłość. Odtąd wiedział, że będzie malować. Wyjechał na stypendium do Paryża, gdzie poznał ówczesną elitę malarską i literacką: Amadeo Modiglianiego, Ferdynanda Légera, Blaisa Cendrarsa, Guilliama Apollinaira, Maxa Jacoba. W Berlinie w galerii „Der Sturm” zorganizowano mu pierwszą indywidualną wystawę. Do rodzinnego Witebska powrócił pełen wrażeń z tamtych miast legend. Ale i sam swoje skromne miasto zamienił w legendę. Do dziś przyjeżdżają tu z Paryża, Berlina, Tel Awiwu, żeby pooddychać powietrzem młodości Chagalla. Jednak nie widomo, gdzie zniknęły prace artysty z tamtego okresu. Jakby zmiótł je kolejny tajemniczy pożar. Podczas rewolucji w 1917 władze mianowały go komisarzem do spraw sztuk pięknych w mieście. W 1919 r. z jego inicjatywy otwarto tutaj pierwszą szkołę artystyczną, któ-rej brakowało w jego młodości. Zatrudnił tam między innymi słynnego awangardzistę Kazimierza Malewicza. W pierwszą rocznicę rewolucji malował plakaty zdobiące miasto na tę okoliczność. Jeszcze wcześniej, w 1915 r. wziął ślub z Bellą Rosenfeld. — Jest obecna na wszystkich obrazach, jak idealna kochanka — mówi Lenka. Z fotografii w domu przy Pokrowskiej patrzy nie w oko aparatu, ale gdzieś w bok, upozowana z kwiatami we włosach i w dłoniach — czarodziejka obrazów męża. W 1920 r., po konflikcie z Malewiczem, Chagall wyjechał do Moskwy. W 1922 r., gdy w Rosji nasiliło się prześladowanie Żydów, a o sztuce artysty coraz częściej mówiono, że nie realizuje przesłania jedynie słusznego ustroju, opuścił kraj. Już nigdy nie wrócił do rodzinnego miasta. Przeżywszy 98 lat, zmarł pod niebieskim niebem południowej Francji. Ale roziskrzone bielą niebo na płótnach i grafikach z Witebska trwa wiecznie.
opr. mg/mg