O dwóch cyklach graficznych Francisco Goyi
Zamiast narzekać na brak muzealnego wydarzenia na skalę europejską, uczmy się cieszyć tym, co mamy. A mamy na przykład dwa cykle graficzne Francisco Goyi, które Muzeum Narodowe w Krakowie udostępniło na wystawę w poznańskim Zamku.
Grafiki często są niedoceniane przez muzealną publiczność, pewnie dlatego, że brakuje im owej aury jedyności i oryginalności. Zapominamy o tym, że są samodzielnym dziełem sztuki, a fakt możliwości powielania jest ich zaletą, a nie wadą. Grafiki Goyi stawiane są w jednym rzędzie z rycinami Diirera i Rembrandta i uważane za największe osiągnięcia w historii grafiki europejskiej. Goya jest twórcą czterech wielkich cyklów graficznych, poznańska wystawa prezentuje dwa z nich: „Kaprysy" oraz „Przysłowia - Szaleństwa".
Twórczość Francisco Goyi y Lucientes (1746-1828) nie pozwala zaklasyfikować się do żadnego nurtu, tak bardzo jest indywidualna. Tym samym doskonale obrazuje zmiany i atmosferę przełomu wieków, którego Goya był artystą. Jego życie artystyczne wyraźnie dzieli się na dwie części: czasy, gdy tworzył na zamówienie dla pieniędzy i później, gdy na płótno przelewał swoje uczucia.
Goya miał pozycję malarza królewskiego, która przyniosła mu uznanie, zaszczyty, zamówienia na wiele lat i oczywiście pieniądze. Stworzył ponad 60 projektów gobelinów zdobiących królewskie pałace. Były to prace optymistyczne, zabawne i lekkie. W 1780 roku został członkiem Akademii Sztuk Pięknych, przez wiele lat malował portrety kolejno panujących i arystokracji hiszpańskiej. Jego obrazy zmieniły klimat mniej więcej w roku 1793, co wiązane jest z przebytą przez niego tajemniczą chorobą. Do dzisiaj badacze szukają przyczyny długotrwałej i poważnej choroby, w wyniku której czterdziestosiedmioletni artysta stracił na zawsze słuch. Od tego czasu na jego obrazach pojawił się mrok i lęk. Niektórzy sugerują, że było odwrotnie: to jego lęki spowodowały chorobę o podłożu psychicznym. Goya sympatyzował z ruchem oświeceniowym, lęki i mroczne wizje nie pasowały do tego oświeconego świata, wymykały się rozumowi, umysł nie potrafił sobie z nimi poradzić. Jakkolwiek by nie było, właśnie wtedy oprócz dworskich zamówień Goya zaczął pokrywać rysunkami swoje notesy, a z nich wyłonił się cykl „Kaprysy". Skończyła się przyjemność z oglądania obrazów Goyi. Artysta chciał komentować i piętnować. Poszukując odpowiedniej formy, natrafił na akwafortę, która oferowała fascynujące możliwości wyrazu, a poza tym dzięki dużym nakładom małoformatowych odbitek mógł dotrzeć do szerokiej publiczności. „Kaprysy" opublikowane zostały w 1799 roku i zapowiadane były jako „potępienie ludzkich błędów i wad" oraz „ekstrawagancję i szaleństwa właściwe każdemu cywilizowanemu społeczeństwu". Cały cykl Goya wycenił na 320 reali - równowartość 53 kilogramów chleba. W sprzedaży były bardzo krótko, szybko zostały wycofane, cały nakład wraz z oryginalnymi płytami podarował Goya królowi. Po raz kolejny wydano „Kaprysy" wiele lat po śmierci artysty i to właśnie one, a nie obrazy przyniosły mu sławę w Europie.
Powstanie innego cyklu grafik łączy się z kolejnym przełomem w życiu Goyi: znów był bliski śmierci na skutek ciężkiej choroby. Coraz bardziej odsuwał się od życia publicznego w prawdziwe odosobnienie, jakim stała się jego nowa posiadłość - Quinta del Sordo - Dom Głuchego. Tam malował już tylko dla siebie. Na ścianach tworzył mroczne malowidła nazwane czarnymi. Wtedy też pracował nad cyklem rycin „Przysłowia - Szaleństwa", które są dziełem najbardziej tajemniczym. „Niedopowiedziane sceny, utrzymane w konwencji snu, nasuwające skojarzenia z kukłami, teatrem marionetek czy obrazami z latarni magicznej, stwarzają niesamowity nastrój i wymykają się jednoznacznej interpretacji", pisze Lucyna Lenartowicz, kurator wystawy.
opr. mg/mg