O kolegiacie Tumskiej
Kościół ten, zbudowany z kamienia, wyrasta jakby spod ziemi. Sprawia doprawdy niezwykłe wrażenie, stoi zupełnie zagubiony wśród łąk i drzew. Idąc polną drogą i spoglądając na jego kształty, odznaczające się na tle niebieskiego nieba, można by pomyśleć, że czas się zatrzymał i jest XII wiek.
Perła architektury romańskiej - tak najczęściej nazywana jest kolegiata w Tumie koło Łęczycy. Nie prowadzi do niej żadna główna droga. Zęby się tam dostać, trzeba specjalnie zboczyć i podjechać wiejskimi wąskimi drogami obsadzonymi drzewami. Najczęściej nikogo nie ma w pobliżu, a kolegiata jest zamknięta na cztery spusty. Tak dzieje się wówczas, gdy w budynku trwają nieustające od dziesięcioleci prace konserwatorskie. Ostatnio można mieć trochę szczęścia, bowiem drzwi bywają otwarte i zainteresowani zajrzą do wnętrza przez kratę. Wejść do środka można tylko w miesiącach letnich i tylko w określonych godzinach (od 10.00 do 11.00 oraz od 15.00 do 16.00, natomiast w niedzielę tylko przed południem). Nie ma się jednak co martwić: z różnych względów wystarczy pobyć w cieniu tego niemal dziewięćsetletniego kościoła, posłuchać śpiewu ptaków i poczuć zapach rosnącego niedaleko jaśminowca, by przenieść się w czasie i wczuć w atmosferę wieczności i zawsze obecnego sacrum.
Dziś płynie niedaleko rzeka Bzura, ale dawno temu rozlewały się tu wody Prawisły. Pozostały po nich bagna i podmokłe tereny, wśród których zbudowano pierwsze opactwo benedyktyńskie na ziemiach polskich. Zostało założone prawdopodobnie w 997 roku, a jego fundatorem był Bolesław Chrobry. Fragmenty jednonawowej świątyni odkryto podczas wykopalisk prowadzonych w kolegiacie. W 1140 roku opactwo zostało przeniesione do Mogilna, a klasztor rozebrany. Rok później w tym samym miejscu rozpoczęła się budowa kolegiaty - prace nadzorował biskup płocki Aleksander z Malonne. Była to ciekawa osobowość, zwano go „barankiem i lwem, wilkiem i żołnierzem, wodzem zbrojnym i pobożnym". Oprócz tego, ze prowadził wyprawy na pogańskich Prusów, uczestniczył w walce z Władysławem Wygnańcem i sprawował opiekę nad Bolesławem Kędzierzawym, to przede wszystkim był mecenasem sztuki i fundatorem kościołów. Na jego usługach pozostawał malarz Gunter oraz znakomity rzeźbiarz Leopardus, późniejszy mnich benedyktyński w Zwiefalten. Biskup Aleksander wzniósł katedrę w Płocku, rozbudował bazylikę w Trzemesznie, postawił bazylikę w Czerwińsku i rozpoczął budowę kościoła w Tumie koło Łęczycy na pograniczu Mazowsza i Wielkopolski. Budowlę konsekrowano 21 maja 1161 roku - świadczy o tym dokument księcia Bolesława IV. Kościół otrzymał za patronów Najświętszą Maryję Pannę i św. Aleksego. Na tę uroczystość przyjechali liczni dostojnicy kościelni: wszyscy polscy biskupi i książęta. Od 1180 roku odbywały się w kolegiacie synody prowincjonalne zwane synodami łęczyckimi. Do 1547 roku odbyło się ich w sumie dwadzieścia jeden. Nadawała się do tego idealnie nie tylko ze względu na sprzyjające położenie geograficzne, ale także dzięki właściwościom architektonicznym, między innymi obronnym.
Bogata historia kolegiaty w Tumie obfitowała w dramatyczne wydarzenia. Dzięki temu, że posiadała cechy obronne, ominął ją najazd Tatarów w 1241 roku, jednak już kilkadziesiąt łat później podczas kilkakrotnych napadów udało się zdobyć Tum Litwinom pod wodzą Witenesa. Były Zielone Świątki roku 1293 - kościół spalono wraz ze znajdującymi się wewnątrz obrońcami. Część okolicznej ludności, która nie została wymordowana, trafiła do niewoli. Na początku XIV wieku świątynię bezskutecznie najeżdżali Krzyżacy - przez kilka dziesięcioleci była ruiną. Podczas odbudowy częściowo pozbawiono ją romańskiego charakteru, dodając elementy gotyckie. Istnieją rachunki z lat 1417-1445, które potwierdzają wykonanie częściowej polichromii wnętrza. W 1473 roku kolegiatę strawił wielki pożar, który niemal całkowicie zniszczył jej wnętrze, spłonął skarbiec i archiwum. Po odbudowie zakończonej w 1487 roku pozostały do dziś gotyckie ostrołukowe arkady, sklepienie krzyżowo--żebrowe, gotycki portal wiodący do zakrystii i fragmenty stall. Aby chronić romański portal z przedstawieniem adoracji Najświętszej Maryi Panny (najcenniejszy obecnie obiekt kolegiaty), kanonik łęczycki Trojan ze Ślesina kazał wymurować kruchtę z przedsionkiem, przez którą do dziś prowadzi główne wejście do kościoła. Przez kolejne lata stale coś się zmieniało w wyglądzie kolegiaty, szczególnie po najeździe Szwedów, kiedy trzeba było znów świątynię w Tumie odbudować. Zajął się tym wybitny architekt warszawski Efraim Schroeger, który nadal jej cechy klasycystyczne nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. I tak właśnie kolegiata wyglądała aż do początku II wojny światowej.
We wrześniu 1939 roku w północnej wieży ukrył się niemiecki obserwator kierujący ogniem podczas bitwy nad Bzurą. Polska artyleria zlikwidowała go, uszkadzając przy tym wieżę i wzniecając pożar. Potem kościół zbombardowała Luftwaffe, wojska niemieckie podpaliły wnętrze, a pożar trwał kilka dni. Dwa lata po wojnie, w ruinach, biskup łódzki odprawił Mszę Świętą. Kolegiatę odbudowano w jej kształcie romańskim, niszcząc przy tym ocalały XVIII-wieczny wystrój. Niektórzy się z tego cieszą, ale przeważa pogląd, że rekonstruktorska idea Jana Koszczyca-Witkiewicza była niefortunna. Najgorszy był jednak pomysł przykrycia kościoła żelbetonowym stropem. Dziś jego ciężar przygniata konstrukcję i powoduje pękanie filarów nośnych. Konserwatorzy wciąż myślą, co z tym teraz zrobić i jak wzmocnić ściany, które mogą się w końcu zawalić. Trudno uwierzyć, że jeszcze w latach 90. zniszczono część fresku odkrytego po wojnie i dokonano odwiertów, które są wciąż widoczne. Przez trwające od polowy XX wieku nieustające prace konserwatorskie wnętrze świątyni wygląda niczym plac budowy, a ingerencje widoczne są także na zewnątrz.
Mimo to ta największa w Polsce budowla romańska robi olbrzymie wrażenie, okoliczności przyrody są niecodzienne, wrażenia zapewnione. Dla każdego miłośnika historii i sztuki kolegiata w Tumie to pozycja obowiązkowa.
opr. mg/mg