Recenzja "Apocalypto" Mela Gibsona
Twórca „Pasji" znów stworzył film niepoprawny politycznie. Czyżby sugerował, że Hiszpanie wcale nie zniszczyli wspaniałej cywilizacji, a raczej wprowadzili nowy lepszy porządek? Przez lata uczono nas czego innego, ale wizja Gibsona jest tak przekonująca.
Gibson okazuje się najbardziej bezkompromisowym twórcą w Hollywood, nieugięcie kroczy własną ścieżką i nie zastanawia się nad tym, co wypada robić, a czego lepiej nie dotykać. Nie interesuje go krytyka dyskredytująca jego filmy za brutalność, nie pasuje też do tych twórców chrześcijańskich, którzy udają, że nagość i krew nie istnieją. Konsekwentnie realizuje swój plan stworzenia nowego kina akcji, w którym realistycznie pokazana przemoc służy nie rozrywce, ale głębokiej duchowej refleksji. Przy tym są to obrazy z najwyższej półki: świetna reżyseria, rewelacyjna-choć nie gwiazdorska - obsada, genialne zdjęcia i montaż. Podobnie jak „Pasja", także „Apocalypto" nikogo nie pozostawi obojętnym.
Tym razem Gibson cofnął się o 500 lat: historia, którą opowiada, dotyczy okresu największego rozkwitu cywilizacji Majów. Następują jednak lata suszy i głodu, spowodowane prawdopodobnie wyniszczającą gospodarką, jednak Majowie rozumieją te niepowodzenia inaczej. Aby zadowolić bogów, potrzebne są ofiary - ludzkie ofiary. Bohaterem filmu jest młody Indianin Łapa Jaguara, żyjący spokojnie w wiosce w dżungli. Jego życie myśliwego, męża i ojca zostaje przerwane: staje się niewolnikiem prowadzonym do wspaniałego miasta Majów, gdzie ma być złożony w ofierze bogom. Jesteśmy świadkami brawurowej ucieczki, ale także zwierzęcego panicznego strachu. Kamera śledzi każdy jego ruch tak sugestywnie, że czujemy niemal oddech oprawców na plecach, przedtem jednak doświadczamy kultury, przed którą Łapa Jaguara ucieka. „Doświadczamy" to odpowiednie słowo, bowiem film zrobiony jest tak, by przez obraz można było właśnie odczuwać. Obok podziwu i zdumienia ogromem miasta i jego kunsztem, odczuwamy przede wszystkim przerażenie, wstręt i strach. Mel Gibson, choć na pierwszy rzut oka może się to wydawać naiwne, przeciwstawił bezpieczny świat rodzinny żyjący własnym tempem, z dala od wspaniałej cywilizacji, miastowej kulturze śmierci, fałszywych bogów i dewiacji. Po co? Co może nam przekazać historia Majów?
„W całej historii symptomy upadku cywilizacji były zawsze takie same. Pisząc scenariusz, raz po raz uświadamialiśmy sobie, że wiele rzeczy, które poprzedzały upadek Majów, dzieje się również teraz. Ważne było dla mnie podkreślenie tej paraleli, bo widać, że pewne cykle rozkwitu i upadku się powtarzają. Wydaje się nam, że współczesny człowiek jest bardziej oświecony, ale jesteśmy podatni na działanie tych samych sił"- wyjaśnia Mel Gibson. Najpierw chciał zrobić film o pościgu, w którym bohater miał dać z siebie wszystko, a dzięki pracy kamery widz miał odczuwać najbardziej prymitywne emocje. Wraz ze współscenarzystą Farhadem Safinia wgłębił się w historię Majów: czytali mity Majów, święte proroctwa, studiowali wyniki badań archeologicznych. „Chcieliśmy poznać powody upadku Majów. Odkryliśmy, że wyszczególnione przez naukowców i archeologów problemy gnębiące ówczesną społeczność są niesamowicie podobne do tych, których doświadczamy współcześnie w naszej cywilizacji, szczególnie jeśli chodzi o szeroko pojętą degradację środowiska, nadmierną konsumpcję i demoralizację społeczno-polityczną" - mówi Safinia.
Mottem filmu jest zdanie słynnego amerykańskiego filozofa, historyka i pisarza, zmarłego w 1981 roku Willa Duranta, autora „Historii cywilizacji": „Wielką cywilizację można pokonać od zewnątrz, dopiero gdy ulega rozkładowi od wewnątrz". Ci, którzy zarzucają Gibsonowi epatowanie przemocą, może zrozumieją, co chciał pokazać reżyser. Tysiąc lat rozkwitu, imponujące miasta, wysokie piramidy, osiągnięcia w kulturze i nauce - po tym wszystkim dziś zostały porośnięte lasem ruiny. Kultura oparta na przemocy, pogardzie dla życia i odwiecznego porządku wartości prowadzi do upadku. Zawsze. Kilkuset konkwistadorów nie musiało się nawet wysilać.
Po raz kolejny Gibson zamarzył, by przenieść widza w inny czas i inny świat, budując nowe przestrzenie. Okazuje się, że trudno dziś odnaleźć prawdziwą dżunglę. Ostatecznie zdecydowano się na okolice Catemaco w Meksyku, a miasto Majów zbudowano niedaleko Veracruz. Owocem pracy głównego scenografa Toma Sandersa jest nie tylko rodzinna wioska Łapy Jaguara, ale także imponujące miasto. Wybudowane na planie piramidy były wzorowane na tych, które znaleziono wmieście Tilak. Sanders ze swoimi współpracownikami dokładnie zaznajomił się z technikami budowlanymi stosowanymi przez Majów i korzystał z nich przy tworzeniu makiet. Ekipy budowlane, modelarze, gipsownicy, specjaliści od zieleni, znając narzędzia i metody pracy tego starożytnego ludu, przekształcili makietę w prawdziwe miasto, a efekty ich pracy zapierają dech w piersi. Każdy element strojów, które nosili aktorzy, był wykonany przez meksykańskich artystów. Autorką kostiumów jest Mayes Rubeo, która, zanim spotkał ją Mel Gibson, nakręciła film dokumentalny o badaniach nad strojami Majów. Możemy podziwiać kunsztowne stroje dworu królewskiego, misterne nakrycia głowy, bogate hafty i wyszukaną biżuterię. Charakteryzacja niektórych postaci, jak na przykład Króla, Królowej, Najwyższego Kapłana czy Jadeitowej Kobiety, trwała cztery godziny, a Czarny Wąż, którego całe ciało jest pokryte skomplikowanymi tatuażami, codziennie spędzał na charakteryzacji aż siedem godzin! Trwało to tak długo, gdyż moda Majów zakładała deformacje ciała, np. cofnięcie i spłaszczenie czoła. Wtedy osiągano to przymocowując deseczkę do czoła niemowlęcia. Charakteryzatorzy Gibsona podgalali aktorom głowy i zakładali wydłużone treski.
Aby uczynić filmowy świat jak najbardziej realnym, Gibson zatrudni! do wszystkich ról rdzennych mieszkańców Ameryki: wśród wykonawców głównych ról, ale także wśród 700 statystów nie ma żadnego białego. Olbrzymia większość z nich nigdy nie miała nic wspólnego z aktorstwem, niektórzy nigdy nie wyjeżdżali poza swą wioskę. Przede wszystkim jednak znów mówią językiem, którego niemal nikt nie rozumie. Dialogi w „Apocalypto" prowadzone są w pierwotnym dialekcie Majów - yucatec. Do dziś posługują się nim niektórzy mieszkańcy Jukatanu. Przez pięć tygodni aktorzy byli uczeni wymowy przez native speakerów.
„Pod wieloma względami kultura ta była tak wyrafinowana, a pod innymi tak barbarzyńska" - zastanawia się Gibson. Kunsztowna sztuka, własny alfabet i piśmiennictwo, nauki matematyczne i astronomia na wysokim poziomie, wspaniale rozwinięta architektura i rzemiosło. Ale także częste wojny, okrutne tortury i rytualne mordy poprzedzone dewiacyjnymi praktykami. Naprawdę niczego nam to nie przypomina? Czy i do naszej cywilizacji nie pasuje motto zaczerpnięte z Duranta? Kto pokona nas?
opr. mg/mg