Wybór listów ojca Jana Beyzyma
WAM
©Wydawnictwo WAM , Księża Jezuici, Kraków 1995, 2002
Wybór i opracowanie
KS. CZESŁAW DRĄŻEK SI
Wstęp | 5 |
Prośba | 10 |
Część pierwsza DZIAŁALNOŚĆ W AMBAHIWURAKA 1899-1902 | |
Miałem podróż za wygodną | 13 |
Niezbędny szpital | 19 |
Ciężko idzie, jak z kamienia | 21 |
Tęsknota za krajem | 23 |
Nigdy nie lubiłem pieniędzy | 23 |
Upokarzam się ciągle | 24 |
Mrowie po mnie przechodzi | 26 |
Gdybym się mógł podzielić | 27 |
O sobie trzeba zupełnie zapomnieć | 31 |
Do nowicjatu mnie posłać | 32 |
Chwyciła mnie znowu febra | 33 |
Uśmiecha mi się ta myśl | 35 |
Nie przestaję prosić Matkę Boską | 36 |
Najniegodniejszy syn św. Ignacego | 41 |
Musiałem wziąć się do łopaty | 43 |
Raczyła mnie niegodnego wysłuchać | 44 |
Naprzykrzam się światu całemu | 47 |
Pod afrykańskim niebem będą czcić Częstochowską Mateczkę | 49 |
I na płacz, i na śmiech mi się zbierało | 53 |
Byleby tylko do czyśćca się dostać | 54 |
Nie proście o uchronienie mnie od trądu | 56 |
Taka wola Boża, i po sprawie | 58 |
W niebie będzie weselej | 61 |
Zbudowałem się z tego człowieka | 63 |
Nie wierzyłem własnym uszom | 66 |
Byłem siarczyście zły | 68 |
Naprzykrzajmy się Matce Najświętszej | 70 |
Niejedną łzę sobie obetrę | 71 |
Może już się mnie trąd czepił | 75 |
Dziękujemy za łaskawą jałmużnę | 77 |
Przez dzieciaków pozyskuję starszych | 78 |
Z całym światem koresponduję | 80 |
W biały dzień mi się majaczy | 82 |
Trafiła kosa na kamień | 83 |
Zawstydziłem się, żem taki małoduszny | 85 |
Przebywam dobrą szkołę cierpliwości | 86 |
Dochodzę, żeby im mszę św. odprawić | 90 |
Wolałbym sam za nich cierpieć | 94 |
Nie godzi się żartować z niedoli bliźnich | 95 |
Proszę Ją ciągle, żebym się zaraził | 97 |
Pilno mi było wrócić do moich biedaków | 99 |
Nie gniewam się wcale | 101 |
Ja nie zmieniam tonu | 102 |
Nie mogę obojętnie patrzeć na tę nędzę | 103 |
Wezmę ich krótko | 106 |
Promyk nadziei już błyszczy | 109 |
Ufności wcale nie tracę | 110 |
Przechodzę męki Tantala | 114 |
Życie koczownicze | 116 |
Po kozacku rąbię | 116 |
Mocno odczuwałem nasze rozłączenie | 117 |
Plan mam już zrobiony | 120 |
Na ziemi jesteśmy tylko w podróży | 122 |
Oszczędzam we wszystkim | 123 |
Trzeba tych biedaków zbliżać do Boga | 125 |
Nie mam na sumieniu ani jednego listu | 128 |
Ochrzciłem dwudziestu kilku jednego dnia | 129 |
Moje pisklęta odprawiły rekolekcje | 131 |
Spostrzegłem wiarę między chorymi | 132 |
Pilno mi do rozpoczęcia budowy | 134 |
Część druga BUDOWA SZPITALA W MARANIE 1903-1912 | |
Znalazłem tu wszystko, co mi potrzeba | 139 |
Wszystkim rządzi i kieruje Matka Najświętsza | 144 |
Śniło mi się tylko | 146 |
Jestem żebrakiem | 147 |
Płynę przeciw prądowi | 149 |
Poświęciłem kamień węgielny | 150 |
Wielu z nas robi więcej | 151 |
Wolę przesadzić w ostrożności | 152 |
Upokorzę się wyznając moją winę | 154 |
Zapomnieć o swoim "ja" | 158 |
Ludzie nie chcą myśleć o śmierci | 159 |
Ustawicznie dziękuję Matce Najświętszej | 160 |
Sam będę im czytał i tłumaczył | 161 |
Pokrzepia się człowiek na duchu | 163 |
Dziej się wola Boża | 164 |
Bardzo lubię patrzeć na burzę | 166 |
Ośmielam się proponować | 168 |
Najświętsza Pani użyła mnie za narzędzie swoje | 169 |
Żebym mógł tak Pana Jezusa i Matkę Najświętszą kochać | 170 |
Pokornie dziękuję Boskiemu Sercu | 171 |
Moja misja iść musi | 173 |
Poznali, że ich kocham | 175 |
Moja misja to Jej dzieło | 177 |
Witamy się jak najbliżsi krewni | 179 |
Żyjemy na dość przyjacielskiej stopie | 183 |
Chciałbym przyjąć jak największą ilość chorych | 184 |
Dusza rwie się do Stwórcy | 186 |
Co Pan Jezus da, to będzie | 187 |
Drobiazgi w drogę załażą | 188 |
Nie poddam się trudnościom | 189 |
Oparłem się stanowczo kolonii trędowatych | 191 |
Ogrody są niezbędne | 193 |
Jaki w tym heroizm? | 194 |
Szpital nie jest dziełem ludzkim | 195 |
Wlecze się moja robota | 197 |
Czekam niby cierpliwie | 200 |
Żeby do piekła nie wpaść | 201 |
Żeby uchronić ich od grzechu | 202 |
Błogosławieństwo Ojca Świętego ucieszyło mnie | 203 |
Zostało mi tylko wspomnienie | 204 |
Zawsze miałem wiele roboty | 205 |
Nie mogę cicho siedzieć | 207 |
Mój rząd to sama Najświętsza Pani | 208 |
Chodzi mi o dobry zarobek | 210 |
Pan Jezus pociechy nie szczędzi | 212 |
Będą Ją czcić tutaj podobnie jak u nas | 215 |
Powołanie na Sachalin | 217 |
Tysiąc razy umrzeć niż raz wystąpić z zakonu | 218 |
Na całej wyspie takiego zakładu nie ma | 221 |
Cudowna opieka Matki Najświętszej nad tym dziełem | 222 |
Szpital ukończony | 223 |
Jestem najkompletniejszym zerem | 230 |
Modlimy się za naszych dobroczyńców | 232 |
Pocieszająca nowina | 233 |
Z trudnościami walczyć nie przestaję | 234 |
Serce moje przepełnione wdzięcznością | 235 |
Syn powstańca styczniowego, urodzony na Wołyniu, długoletni wychowawca młodzieży w konwiktach Towarzystwa Jezusowego w Tarnopolu i Chyrowie, sługa Boży o. Jan Beyzym (1850-1912) wyjechał w 48. roku życia na Madagaskar „do obsługi trędowatych”. Była to decyzja w pełni dojrzała, przemyślana, omodlona.
Pierwszą placówką, którą Polak objął na Czerwonej Wyspie, było leprozorium w Ambahiwuraka koło Tananariwy, gdzie przebywało około 150 chorych. Znajdowali się oni w całkowitym opuszczeniu, na pustyni, z dala od zdrowych, zamieszkując walące się baraki, odpowiedniejsze dla zwierząt niż dla ludzi. Wśród chorych panowała skrajna nędza materialna i moralna, wielu umierało z głodu, brak było najprymitywniejszej nawet opieki lekarskiej. Trędowatym dokuczały choroby weneryczne, parchy i wszy. Kolonialny rząd i większość społeczeństwa pozbawili nieszczęśliwych prawa do egzystencji, uważając ich za wyrzutków, niegodnych miana człowieka.
Pierwszym czynem o. Beyzyma, niesłychanym w dziejach misji na Madagaskarze, było zamieszkanie na stałe wśród trędowatych. Misjonarz oddał „czarnym pisklętom” — tak nazwał swoich podopiecznych — wszystkie siły, talenty, zdolności organizatorskie, a przede wszystkim wielkie serce. Dzielił się z chorymi swoją skromną porcją ryżu, żebrał dla nich, starał się o ubranie, poprawiał nędzne mieszkania, przywracał im godność. Opatrując rany ciała, leczył także dusze, zbliżając je do Pana Boga i sakramentów świętych. Była to miłość heroiczna, w której chciał się upodobnić do nieszczęśliwych we wszystkim oprócz grzechu. Ojciec Beyzym wyznał, że prosił Matkę Najświętszą, aby „raczyła dotknąć go porządnym trądem”. Chciał przyjąć „tę drobnostkę”, by uprosić u Pana Boga polepszenie doli chorych i „zbawienie jak największej ilości trędowatych”. Uważał, że jako trędowaty będzie miał prawo powiedzieć Panu Jezusowi: Dałem duszę za moich braci.
Poświęcenie i ofiarna służba „najnieszczęśliwszym z nieszczęśliwych” zaowocowały jeszcze innym dziełem, które uczyniło o. Beyzyma prekursorem współczesnej opieki nad trędowatymi. Zaraz po zetknięciu się z sytuacją chorych na Madagaskarze, Polak powiedział przełożonemu misji
o. Alojzemu Bardonowi: „Niezbędny jest szpital, a nie takie jaskinie jak te, doktor i siostry miłosierdzia lub inne zakonnice”.
Idea ta całkowicie opanowała Misjonarza i świadczy o wnikliwym jego spojrzeniu na problemy trędowatych. W czasach gdy trąd był nieuleczalny, a trędowatych uważano za „żywe groby”, gdy zarażonych eliminowano ze społeczeństwa, o. Beyzym, nie mając grosza przy duszy, postanowił budować dla nich prawdziwy szpital, by ich leczyć i przywracać nadzieję.
Odpowiedni pod budowę teren znalazł w miejscowości Marana w pobliżu Fianarantsoa, gdzie istniało także niewielkie schronisko dla trędowatych. Tam przeniósł się z pierwotnego miejsca pobytu i w styczniu 1903 roku rozpoczął budowę. Wnet jednak pojawiły się rozliczne trudności. Pochodziły one między innymi ze strony przełożonych misji, którzy z niechęcią i sceptycyzmem odnosili się do dzieła — twierdząc, że się nie powiedzie, ponieważ o. Beyzym nie zakłada kolonii trędowatych jak jest w zwyczaju, ale buduje szpital, w którym będzie obowiązywała separacja płci, na co Malgasze nie wyrażą zgody. Na wszystkie zarzuty Misjonarz odpowiedział z niezachwianą wiarą, że szpital jest dziełem Matki Najświętszej i z Jej pomocą ludzkie prości zechcą i potrafią zachować przykazania Boże.
Mimo wielu kłód rzucanych pod nogi sługa Boży konsekwentnie realizował swój plan. Doglądał każdego szczegółu budowy, a nierzadko sam chwytał na łopatę i taczki. Zajął się szczególnie ozdobą kaplicy, wyzyskując swój talent rzeźbiarski. Otwarcie szpitala nastąpiło 16 sierpnia 1911 roku. Oprócz obszernej kaplicy, domu dla misjonarzy i drugiego domu dla sióstr zakonnych, oprócz apteki, ambulatorium i koniecznych zabudowań gospodarczych — zakład obejmował dwa wielkie pawilony, osobny dla mężczyzn i osobny dla kobiet, mogące pomieścić razem 140 chorych. Do ich obsługi o. Beyzym sprowadził siostry ze zgromadzenia św. Józefa z Cluny.
Niedługo dane było misjonarzowi cieszyć się z otwarcia najpiękniejszej placówki leczniczej na Madagaskarze, zmarł bowiem 2 października 1912 roku. Śmierć nie pozwoliła mu też spełnić wielkiego pragnienia jego serca — wyjazdu na Sachalin i pracy wśród katorżników, których uważał za bardziej nieszczęśliwych niż trędowaci.
Śmierć Polaka odbiła się głośnym echem w świecie. W czasopismach francuskich, angielskich, niemieckich, włoskich i hiszpańskich ukazało się wiele artykułów wyrażających podziw dla jego postawy i dzieła, które stworzył. Dzieło to rozwinęło się i przetrwało do naszych czasów. W niektórych latach szpital tak był przepełniony, że musiano odmawiać proszącym o przyjęcie. Dziś wyzdrowienia przeważają nad zgonami.
Pamięć o apostole trędowatych trwa na Madagaskarze i u nas w Polsce. Przejawia się to w różny sposób, ale najbardziej wymowny jest fakt, że za jego wstawiennictwem zanoszą ludzie prośby do Boga i otrzymują rozliczne łaski. Miejmy więc nadzieję, że Bóg wysłucha i próśb o wyniesienie na ołtarze o. Jana Beyzyma. Dekret Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych o heroiczności jego cnót i życia został ogłoszony w Watykanie w obecności Ojca Świętego 21 grudnia 1992 roku.
Działalność samarytańską o. Beyzyma na Madagaskarze, a szczególnie jego sylwetkę duchową przybliża nam obfita korespondencja, która po nim została. Sługa Boży, pragnąc zebrać jak najwięcej jałmużn, pisał listy do „Misji Katolickich” i innych czasopism, a także do osób prywatnych z prośbą o pomoc. — „Z każdą pocztą — wyznał 28 stycznia 1900 — muszę wysłać zwykle kilkanaście listów co najmniej, w najrozmaitsze strony, dlatego śpieszę się zazwyczaj z pisaniem, ile tylko mogę. Nigdy mi się nie śniło przedtem, że będę musiał kiedyś w życiu tak korespondować. Oto np. niedawno wysłałem listy do Ameryki, Włoch, Rosji, Francji i Galicji. Ażem swobodniej odetchnął, kiedy to wszystko wyekspediowałem. Ale trudna rada, położenie moich biedaków wymaga, żebym żebrał, zatem muszę gryzmolić”.
Skutek korespondencji był nadzwyczajny. Budziła ona zainteresowanie ze względu na oryginalność i obrazowość stylu, prostotę i humor, a co ważniejsze, trafiała do ludzkich serc. Czytelnicy coraz bardziej przejmowali się losem chorych w Ambahiwuraka i budową szpitala w Maranie i wysyłali często wdowi grosz, ze wszystkich trzech zaborów, dla trędowatych braci. Zdaniem Stanisława Tarnowskiego, wybitnego historyka literatury, profesora UJ, listy o. Beyzyma stworzyły jakby pewien swoisty gatunek, godny tego, by pozostał w literaturze na zawsze.
Część korespondencji o. Jana Beyzyma była już publikowana. Dotyczy to przede wszystkim listów pisanych do „Misji Katolickich” i drukowanych na łamach tego miesięcznika w latach 1899-1912. Szybko też ukazały się wydania książkowe: O. Jan Beyzym i trędowaci na Madagaskarze, Kraków 1900, 1901, 1902, 1904 i 1927 (ostatnie wydanie, najobszerniejsze, nosi tytuł: Listy o. Jana Beyzyma TJ, apostoła trędowatych na Madagaskarze).
Niektóre listy o. Jana Beyzyma były także publikowane lub przedrukowywane za jego życia w takich czasopismach, jak: „Echo z Afryki” (wychodzące w języku polskim, francuskim, angielskim, włoskim, niemieckim, portugalskim, węgierskim, czeskim, słowackim), „Z Chyrowa”, „Roczniki Rozkrzewiania Wiary”, „Przegląd Katolicki”, „Les Missiones Catholiques”, a także w wypisach szkolnych dla IV klasy gimnazjalnej, jako przykład listów opisowych.
Wybór listów prywatnych o. Jana Beyzyma, pisanych do ks. Marcina Czermińskiego TJ, ukazał się w miesięczniku „Znak” (nr 154, sierpień 1975, s. 1044-1070) w rubryce: „Świadkowie historii”, w opracowaniu ks. Czesława Drążka TJ. W książce tegoż autora Posługacz trędowatych (Kraków 1977, 1980, 1985) znajdują się fragmenty listów już drukowanych oraz dotychczas nie publikowanych. Reszta korespondencji o. Beyzyma, która ocalała, licząca 543 listy (wiele z nich ma po kilka stron), pozostaje w rękopisach i znajduje się w Archiwum Prowincji Polski Południowej.
Obecne drugie wydanie listów o. Beyzyma pt. Apostoł Madagaskaru zostało przygotowane pod kątem ukazania najważniejszych rysów jego duchowości: żywej wiary, nieustraszonej nadziei oraz ofiarnej miłości wyrażonej w czynach chrześcijańskiego miłosierdzia. Duchowość ta, zdobywana w szkole św. Ignacego Loyoli, we wszystkim szuka większej chwały Bożej i większego dobra ludzi — „czarnych piskląt”, którym o. Beyzym tworzył na Czerwonej Wyspie warunki życia godne człowieka i dziecka Bożego.
Postać i duchowość Misjonarza są aktualne w naszych czasach. Podkreślił to Jan Paweł II w czasie swojej podróży apostolskiej na Madagaskar. 1 maja 1989 roku Papież odwiedził miasto Fianarantsoa, w pobliżu którego leży Marana i znajduje się szpital o. Beyzyma. Czarny pasterz tego Kościoła abp. Gilbert Ramanantoanina wręczył Janowi Pawłowi II na pamiątkę jego wizyty trochę ziemi malgaskiej zebranej z grobu Polaka. Nawiązując do tego symbolicznego gestu, Ojciec Święty powiedział: „Jesteśmy wdzięczni o. Beyzymowi za to, że oddał całą swoją energię i całą swoją miłość na służbę trędowatym. Wybudował dla nich szpital, który istnieje do dziś. W Maranie, w samym centrum cierpienia, posługiwał bliźnim, tam się modlił i wzbudzał nadzieję.
Wspominając postać o. Jana Beyzyma, chciałbym pozdrowić wszystkich tych, którzy poświęcają się dziś służbie chorym. I chciałbym powiedzieć wszystkim chorym na trąd i innym chorym, tutaj i w całym waszym kraju, jak bardzo Kościół pragnie, ażeby zostało uczynione wszystko, co możliwe dla zwalczenia choroby, która ich dotknęła, jak bardzo liczy na ich modlitwy i ich ofiary, jak bardzo Kościół ich kocha”.
Rzym, w uroczystość Królowej Polski 2002 roku
ks. Czesław Drążek SI
opr. ab/ab