Środki masowego przekazu w XXI wieku dar od Boga?

Rozmowa z abp. Johnem Foleyem o Kościele i jego stosunku do massmediów (rozdział 1)

ARCYBISKUP JOHN PATRICK FOLEY W ROZMOWIE Z ULRICHEM BOBINGEREM

BÓG W GLOBALNEJ WIOSCE

Tłumaczenie Monika Rodkiewicz

Wydawnictwo "M" Kraków 2002

Tytuł oryginału: Gott im globalen Dorf
© Copyright by Sankt Ulrich Verlag GmbH, Augsburg
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo "M", Kraków 2002

ISBN 83-7221-349-6

Wydawnictwo "M"
ul. Zamkowa 4/4, 30-301 Kraków
tel./fax (012) 269-34-62, 269-32-74, 269-32-77
http://www.wydm.pl
e-mail: wydm@wydm.pl



Środki masowego przekazu w XXI wieku - dar od Boga?

Księże Arcybiskupie, kiedy ostatnio oglądał Ksiądz telewizję?

Dziś rano. Oglądałem CNN i wieczorne wydanie wiadomości CBS ze Stanów Zjednoczonych z wczorajszej nocy. Zwykle oglądam w telewizji wiadomości, ale czasami chętnie obejrzę jakiś film.

Czy po obejrzeniu dzisiejszych wiadomości telewizyjnych miał Ksiądz Arcybiskup wrażenie, że jest dobrze poinformowany?

Staram się pozyskiwać informacje nie tylko z telewizji, czytam więc także sporo gazet. Za doskonałą gazetę uważam "International Herald Tribune". Bogata w informacje z Włoch jest "La Reppublica", wprawdzie nieco lewicowa i lubi sensacyjne nowinki, ale sądzę, że jest dobrze zredagowana i zawiera wyczerpujące wiadomości. Otrzymuję również "New York Times", niestety zawsze z kilkudniowym opóźnieniem, co już oczywiście nie jest takie dobre. Regularnie czytam też "Time" i "Newsweek", w których znajduję mnóstwo informacji dodatkowych.

To brzmi jak praca na pełny etat...

Lubię zdobywać wiadomości z wielu różnych źródeł. Dlatego czytam jeszcze "La Croix" (to bardzo dobra gazeta) i katolicki serwis informacyjny z USA. Niestety, nie znam niemieckiego.

W latach dwudziestych ubiegłego stulecia słynny bawarski komik Karl Valentin powiedział kiedyś: "To dziwne, że każdego dnia na świecie ma miejsce dokładnie tyle wydarzeń, ile jest miejsca w gazecie..."

Dobry żart...

Oczywiście wszyscy wiemy, że na świecie dzieje się o wiele więcej. Czy Ksiądz Arcybiskup ma pewność, że informacje, które się publikuje, rzeczywiście są ważne? Czy stacje telewizyjne informują nas tak, jak powinny to robić?

Nie, nie zawsze. Weźmy za przykład rozwój telewizyjnych wiadomości w Stanach Zjednoczonych, w szczególności tych nadawanych przez duże stacje telewizyjne. Ich programy informacyjne mają coraz częściej charakter magazynu. Poza tym, na świecie dzieje się tak dużo, że o wielu rzeczach nie będziemy wiedzieli, jeżeli ograniczymy się tylko do oglądania telewizji. W Stanach Zjednoczonych na przykład stacje nadawcze wydają się być zainteresowane tylko takimi miejscami, w których zaangażowane są amerykańskie jednostki wojskowe. Podczas gdy w centrum uwagi była sytuacja uchodźców na Bałkanach, prawie zupełnie zignorowano uchodźców w Afryce i Ameryce Łacińskiej.

Nie wydaje mi się, żeby był to problem tylko stacji amerykańskich, ale oczywiście to one mają bezsprzeczny wpływ na styl, w jakim prezentowane są wiadomości w innych krajach. Czasami nawet w bardzo bezpośredni sposób, jak np. w przypadku niemieckiego kanału informacyjnego n-tv: jego współ właścicielem jest CNN. Czy możemy wobec tego jeszcze wierzyć w prawdziwość prezentowanych w telewizji wiadomości?

Żeby być dobrze poinformowanym, trzeba pozyskiwać wiadomości z wielu źródeł. Niewielu ludzi ma jednak taką możliwość. To, że powstają teraz nowe przekazy kablowe i satelitarne, uważam za rozwój w dobrym kierunku. Dzięki tym przekazom możemy otrzymać zróżnicowane informacje. Przy większej liczbie kanałów widz ma większy wybór programów informacyjnych, jeżeli tylko jest nimi zainteresowany. Pojawia się też coraz więcej gazet i czasopism, które są skierowane do czytelników o bardzo szczególnych zainteresowaniach.

Ma to swoje dobre i złe strony.

Słusznie. Pozytywną stroną jest to, że można uzyskać więcej informacji z dziedziny, która nas szczególnie interesuje, np. z geografii, kultury czy ze świata finansów. Negatywnym zjawiskiem jest zaś to, że powszechnie znane magazyny informacyjne nie są już tak dobre, jak były kiedyś. Ich styl coraz częściej przypomina luźny i niedbały styl programów rozrywkowych.

Czasami musi dopiero dojść do drastycznych aktów przemocy, aby widzowie skierowali swoją uwagę na jakiś obcy kraj. Kiedy dziennikarz udaje się tam, ażeby zebrać materiał na reportaż, spotyka zawsze tych samych ludzi z prasy. Dla przykładu: w latach 90. wszystkich sprawozdawców można było spotkać w różnych miejscach Jugosławii. Gdziekolwiek się pojechało, spotykało się tych samych dziennikarzy, ja sam byłem jednym z nich. Podobnie jak żołnierze, którzy biorą udział w coraz to innej akcji, tak i wielu z tych reporterów nie wykazywało zbytniego zainteresowania problemami danego kraju.

To jest rzeczywiście dramat, że tak długo, dopóki w jakimś kraju nie wybuchnie wojna, nic o nim nie słyszymy. Świadczy to o tym, że ważne wiadomości nie zawsze są postrzegane jako ważne, niestety.

Stara zasada, która obowiązuje w CNN mówi: your crash is my cash - twoje nieszczęście to moje pieniądze.

Też znam podobną: if it bleeds, it leads - tam, gdzie poleje się krew, pojawi się też wiadomość o tym.

Tej nie znałem, ale to są właśnie przykłady złego przekazu wiadomości, szczególnie w telewizji. Powiedział Ksiądz Arcybiskup, że dostęp do programów edukacyjnych w sieci kablowej czy płatnej telewizji stwarza szansę dla widzów o specjalistycznych zainteresowaniach, tak aby mogli otrzymać fachowe wiadomości z dziedziny, która ich interesuje. Ale czy nie ma tu też jakiegoś niebezpieczeństwa?

Ma Pan na myśli to, że nie łączą nas już te same doświadczenia?

Tak, mam na myśli to, co Amerykanie nazywają: common sense(*)

 

To prawda, że dzisiejsze media nie są już dla nas wspólnym i jednoczącym doświadczeniem, jak to zapewne było w czasach, kiedy prasa, radio czy telewizja dopiero się tworzyły. Pamiętam, że w latach pięćdziesiątych - a były to dopiero początki telewizji - można było obejrzeć naprawdę bardzo dobre programy. Wiadomości nie były tak obszerne jak dzisiaj, bo trwały tylko 15 minut, za to programy kulturalne były najwyższej jakości.

Także w Niemczech mieliśmy wtedy transmisje na żywo, na przykład z przedstawień teatralnych.

Nie tylko, także z koncertów symfonicznych i operowych, a do tego w najlepszym czasie antenowym! Tego już dzisiaj nie ma. W tamtych czasach stacje telewizyjne były zobowiązane do takich transmisji, aby przyczyniać się do wzrostu poziomu kulturalnego wśród ludzi, prowokować ich do refleksji i ubogacać ich życie. Nie brakowało także sponsorów, którzy byli dumni z tego, że łączono ich z określonymi programami. Dziś nie ma już prawdziwych sponsorów audycji, są tylko pojedyncze reklamy.

Może poza browarami, które sponsorują programy sportowe. Czy Ksiądz Arcybiskup przypomina sobie swój pierwszy program telewizyjny, który oglądał? Kiedy w domu Księdza Arcybiskupa pojawił się pierwszy telewizor?

Regularne nadawanie TV rozpoczęło się, jak sadzę, w roku 1948. Pierwszy odbiornik pojawił się u nas w domu w roku 1950.

W tym czasie Ksiądz Arcybiskup miał pewnie około 14 lat.

Tak, zgadza się.

Ta pierwsza audycja, którą Ksiądz Arcybiskup obejrzał  co to było i jakie wrażenie pozostawiło w Księdza pamięci?

Pamiętam, że lubiłem taki cykl, który się nazywał "Pulitzer prize playhouse". Co tydzień prezentowano w nim sztukę teatralną, która zdobyła Nagrodę Pulitzera. Te sztuki były znakomite. Przypominam sobie też aktorów, których wtedy oglądałem: Helen Hayes i Edwarda Albee'ego. Poza tym, chętnie oglądaną przeze mnie audycją był "Omnibus", z Alistair Cooke w roli głównej. W każdą niedzielę, po południu, można było przez 2 godziny zobaczyć tyle ciekawych rzeczy: śpiewaków operowych, sztuki teatralne, skecze - wszystko to było dla mnie fascynujące. Myślałem sobie wtedy: czyż to nie cudowne, że można obejrzeć tyle ciekawych rzeczy, które ludzi ubogacają, poszerzają ich horyzonty, otwierają ich na te wszystkie wspaniałości?

A w Niemczech nadawano słynny quiz-show: "Jeden wygra". Był to quiz na rzeczywiście wysokim poziomie. Myślę, że gdyby dzisiaj zadać ludziom te pytania, na które w latach 60. musieli odpowiadać kandydaci chcący wziąć udział w tym programie, większość pytanych nie znałaby na nie odpowiedzi...

...czego przyczyną mógł być nasz system edukacji, ale to już inna kwestia ...

Cały naród, w sobotę wieczorem śledził ten program, a w poniedziałek rano był to główny temat rozmów w każdym zakładzie pracy i w każdej szkole. Jeden pytał drugiego, czy oglądał quiz.

Takie quizy były i u nas, w Stanach Zjednoczonych...

Później wyszło na jaw, że najbardziej znany spośród tych programów był z góry ukartowaną grą, czyż nie tak?

Tak. Proszę sobie wyobrazić, że ja sam miałem duże szanse na to, by w nim uczestniczyć. Nawet napisałem test, za pomocą którego wybierano kandydatów do tego show.

Ale nie został Ksiądz Arcybiskup wybrany?

Nie, mnie nie wybrali, ale dzisiaj się z tego cieszę.

Mimo wszystko te audycje jednoczyły cały naród, zarówno mój, jak i kraj Księdza Arcybiskupa. Czy powinniśmy żałować, że straciliśmy tego rodzaju "common sense"? Czy sama wysoka oglądalność ma jakąś wartość? Przecież nawet dzisiaj zdarza się tak, że np. finały mistrzostw świata w piłce nożnej śledzą miliardy ludzi...

Ale nie w Stanach Zjednoczonych...

no dobrze, ale ogląda Ksiądz Arcybiskup finały narodowej ligi futbolowej. Czy te wspólne telewizyjne przeżycia są dla społeczeństwa ważne?

Są takie szczególne chwile, w których cały naród - albo wiele narodów - zasiada przed telewizorem. Są to momenty klęski albo chwile triumfu. Kiedy np. pierwsi ludzie wylądowali na Księżycu - było to radosne przeżycie jednoczące wszystkich. Ale tak samo ludzie na całym świecie doświadczali chwil smutku np. podczas pogrzebu Johna F. Kennedy'ego czy księżnej Diany. Za pośrednictwem mediów ludzie doświadczali tego samego. To jest możliwe także dzisiaj, choć nie zdarza się tak często jak dawniej, ponieważ ludzie dzisiaj, oglądając to samo, nie zawsze mają jednakowe odczucia.

Należy nad tym ubolewać?

Nie. Sadzę, że tak długo, jak pod pojęciem wspólnego doświadczenia będziemy rozumieć wydarzenia ważne, będzie wspaniale. W dzisiejszych czasach mamy pod tym względem większy wybór i to też jest bardzo dobrze.

Czy ta daleko idąca specjalizacja nie tylko w telewizji, ale także w gazetach i czasopismach jest tylko odbiciem naszego społeczeństwa? Albo jest jego motorem? A może przyczynia się ona do indywidualizacji społeczeństwa?

Myślę, że poszczególne jednostki zawsze miały różne zainteresowania, tylko dawniej po prostu technicznie nie było możliwym zaspokoić gusta wszystkich. Stacje nadawcze nie miały wtedy takich możliwości, jakie mają dzisiaj. Wzrost liczby nadawców świadczy o tym, że dzięki nowym możliwościom technicznym można ludziom coś ciekawego pokazać. Ludzi biznesu może to pociągać, ale ci, którzy tworzą nowy kanał, ryzykują, ponieważ nie wiadomo, czy okaże się on sukcesem.

Czy to myślenie kategoriami ekonomii da się pogodzić z etycznymi wymaganiami wobec twórców audycji, która powinna opierać się na prawdzie?

Wierzę w ekonomię, ale z pewnymi ograniczeniami. W mediach, zwłaszcza mediach elektronicznych, gdzie częstotliwości są ograniczonym zasobem publicznym, potrzebna jest kontrola, ponieważ mogą one być przekazywane przez władzę publiczną w ręce jakiejś organizacji lub określonych ludzi. Warunek, jaki muszą spełniać media, to służba dobru powszechnemu. Jeżeli media będą służyły interesom prywatnym, to można oczekiwać jedynie tego, że w ten sposób chcą się wzbogacić. Powinno być natomiast tak, że środki masowego przekazu służą wszystkim klasom społecznym - w tym także ludziom starszym i dzieciom - a nie tylko tym, których stać na reklamowane w mediach produkty. Za rozsądny uważam też zakaz rozpowszechniania pornografii i przemocy.

Czy rozróżnia Ksiądz Arcybiskup media drukowane i media elektroniczne na takiej podstawie, że ktoś może sprzedać książkę, ale ja jej nie muszę kupić, natomiast za pośrednictwem telewizji czy rozgłośni radiowej informacja trafia bezpośrednio do moich czterech ścian?

Dokładnie tak. Radio czy telewizja są jakby gościem w naszych domach i jako gość powinny uważać, żeby nie naruszyć sfery prywatności gospodarzy. Uważam, że publiczne organy kontroli powinny być odpowiedzialne za to, żeby w mediach nie było pornografii czy przemocy tam, gdzie jej pokazywanie nie jest konieczne, oraz żeby za pośrednictwem mediów nie rozniecano etnicznej i religijnej nienawiści.


opr. mg/mg




Środki masowego przekazu w XXI wieku  dar od Boga?
Copyright © by Wydawnictwo "m"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama