Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco powstał z inicjatywy Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie w 2002 r. Jaki zamysł towarzyszył jego powołaniu?
Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco powstał z inicjatywy Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie w 2002 r. Jaki zamysł towarzyszył jego powołaniu?
Powstanie naszego wolontariatu należy łączyć z zaproszeniem, jakie bł. Jan Paweł II wystosował do młodych ludzi podczas XV Światowych Dni Młodzieży w Rzymie w roku 2000. Papież mówił: „...jesteście niezbędni nie przez to, co możecie uczynić dzięki waszym zdolnościom i sile fizycznej, ale przez to, co możecie uczynić dzięki wierze w Boga (...). Wolontariat, ten wspaniały fenomen naszych czasów, powinien być żywy pośród was (...). Żaden młody człowiek, będący w waszym wieku, jeśli nie poświęci - w takiej czy innej formie - jakiejś cząstki swego czasu na służbę innym, nie może nazywać siebie chrześcijaninem”.
MWDB skupia więc młodych ludzi, którzy pragną nieść pomoc, poświęcić swój czas na służbę biednym i potrzebującym na całym świecie.
Które z owoców 11 lat jego działalności uznaje Ksiądz za najistotniejsze?
Na roczny wyjazd misyjny co roku ruszają nowi wolontariusze - przez te 11 lat wyjechało 98 osób. Około 300 wolontariuszy wyjechało na tzw. wyjazd krótki w okresie wakacyjnym. Możemy powiedzieć, że cyfry są jakimś wymiernym dowodem działania ośrodka. Jednakże o wiele ważniejsze jest to, co dokonuje się w sercu wolontariuszy. Kiedy wracają, mówią, że tak naprawdę to misja zmieniła ich życie. Już nic nie jest takie samo jak przed wyjazdem.
Tam, na misjach, ślady pracy każdego z nich mogą z czasem się zatrzeć. Małe dziecko, któremu wolontariusz służył przez rok, po dziesięciu latach niekoniecznie będzie pamiętać imię swego nauczyciela. Tym, czego nie zniweczy czas, są owoce, jakie wolontariusze przywożą ze sobą. Ci młodzi ludzie wracają umocnieni w wierze i stają się ambasadorami Chrystusa w życiu codziennym.
1 czerwca, podczas XVII Spotkania Młodych w Lednicy, 11 wolontariuszy z Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco otrzymało z rąk abp. Stanisława Gądeckiego krzyże jako znak posłania na misje, m.in. pochodząca z diecezji siedleckiej Małgorzata Dadej. Proszę Księdza - jakie zadanie przed nimi?
Każda placówka, do której jadą, ma swoją specyfikę. Staramy się wysyłać wolontariuszy stosownie do ich zainteresowań czy wykształcenia. I tak pochodząca z Kocka Gosia Dadej, która jest nauczycielem wychowania fizycznego, będzie uczyła tego przedmiotu w Mansie w Zambii, gdzie siostry salezjanki prowadzą przedszkole, szkołę podstawową, a także pracownię krawiecką. Już dzisiaj siostry czekają na nią i cieszą się niezmiernie, że ktoś z takim przygotowaniem będzie przez rok w ich szkole. Nasi wolontariusze jadą przede wszystkim do pomocy księżom salezjanom i siostrom salezjankom prowadzącym szkoły, przedszkola albo popołudniowe oratoria, gdzie dzieci zbierają się, aby odrabiać lekcje czy po prostu się pobawić.
Co Ksiądz Dyrektor czuje, patrząc na tych młodych ludzi i ich entuzjazm?
Myślę, że nasi wolontariusze to przepiękna cząstka Kościoła, a ich radość, zaangażowanie stanowią dla mnie potwierdzenie tego, że mamy wspaniałych chrześcijan. Są to ludzie bardzo wrażliwi i dobrzy. Chęć działania wręcz ich rozpiera, a serca przepełnia miłość do drugiego człowieka. Są gotowi poświęcić innym rok swojego życia. Sami szukają środków finansowych, aby kupić drogi bilet lotniczy. I wyruszają daleko od domu, rodziny, w nieznane, aby innym nieść pomoc. I jak tu nie zachwycać się takim młodym Kościołem...
Funkcjonuje pewien stereotyp, który zawęża pojęcie „misjonarz” do księży czy sióstr zakonnych, tym bardziej że dla wielu z nich praca w najuboższych regionach świata to element powołania lub charyzmatu zgromadzenia. Co sprawia, że świeccy - ludzie młodzi - podejmują decyzję: „jadę na misje” i kierują swoje kroki do SOM?
Jeszcze 50 lat temu wyjazd na misje osób świeckich rzeczywiście nie byłby możliwy. Dzisiaj młodzi ludzie są bardziej otwarci. Pobudki, z jakimi przychodzą do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego, są jednak różne. Ktoś chce po prostu przeżyć piękną przygodę, komuś marzy się zwiedzanie świata. Takie osoby w trakcie przygotowań odpadają albo zaczynają weryfikować swoje intencje. Nie brakuje też osób pragnących sobie lub też najbliższym coś udowodnić. To również nie są wystarczające pobudki do wyjazdu na misje.
Są wreszcie i tacy, którzy od razu mówią, że przyszli tutaj po to, aby nieść innym miłość Chrystusa.
Na czym polega weryfikacja i przygotowanie do tej pracy?
Zauważmy, że zaledwie mała cząstka księży czy osób zakonnych wyjeżdża na misje. Tak samo jest z osobami świeckimi. Nie każdy może zostać wolontariuszem misyjnym. Trzeba mieć po prostu do takiego wyjazdu powołanie.
Pierwszym i podstawowym kryterium przyjęcia na wolontariusza w salezjańskim wolontariacie jest aspekt wiary. Zaznaczam, że to nasze kryterium, obowiązujące w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Osoby niewierzącej czy też mało praktykującej nie możemy więc skierować na misje, natomiast zachęcam takich ludzi do wyjazdu z organizacjami humanitarnymi lub innymi fundacjami.
W naszym wolontariacie motywacją wyjazdu musi być Jezus. Na comiesięcznych spotkaniach staramy się formować kandydatów w aspekcie ludzkim, duchowym, salezjańskim i misyjnym - pod okiem specjalistów zapraszanych na te swoiste rekolekcje. Głoszone są dla nich konferencje ascetyczne. Jeśli ktoś tego pragnie, może także rozpocząć kierownictwo duchowe, wybierając dla siebie kapłana z SOM.
Spotkania odbywają się raz w miesiącu i trwają od piątku do niedzieli. Na każdym z nich kandydaci odbywają indywidualne rozmowy z dyrektorem ośrodka, który z czasem ocenia, czy dana osoba może wyjechać na misje. Dla tych, którzy myślą o rocznym wyjeździe na misje, ważne jest także spotkanie z psychologiem. Odbywa się ono w lutym i od tego okresu kandydaci na wolontariuszy jeszcze intensywniej przygotowują się do wyjazdu.
Comiesięczne spotkania to doskonała możliwość zweryfikowania nie tylko samego kandydata. Tym młodym ludziom dają one okazję do samodzielnego zweryfikowania swoich pobudek wyjazdu na misje. Wielu odchodzi, mówiąc: to chyba jednak nie dla mnie.
Ważnym elementem przygotowań są tygodniowe rekolekcje w Turynie, gdzie żył i działał św. Jan Bosko. „Nasi ludzie” jadą jako wolontariusze salezjańscy, dlatego muszą poznać ducha salezjańskiego. Czeka ich praca przede wszystkim z dziećmi i młodzieżą.
Salezjański Ośrodek Misyjny to także wiele innych inicjatyw. Co współcześnie możemy ofiarować cierpiącym skrajną biedę chrześcijanom w Sudanie czy dzieciom ulicy w Peru?
Poza Międzynarodowym Wolontariatem Don Bosco w naszym ośrodku prowadzimy także inne inicjatywy wspierające misje. Jedną z nich jest program „Adopcji na odległość” zatytułowany „Dajmy dzieciom szansę nauki”. Każdy z czytelników „Echa Katolickiego” może zostać tzw. rodzicem adopcyjnym. Wpłacając 480 zł na rok, dobrodziej daje dzieciom szansę na edukację. Programem tym objęte są dzieci i młodzież z różnych części świata.
Inną ważną działalnością naszego ośrodka stają się projekty misyjne. Każdy misjonarz czy misjonarka może prosić o realizację jakiegoś projektu, jak np. dokarmianie dzieci ze slamsów, budowa szkoły w Namugongo w Ugandzie bądź budowa toalet i studni w Bangladeszu...
W ostatnim wydaniu naszego pisma, dwumiesięcznika „Misje Salezjańskie”, zamieszczony był szczególny projekt pomocy uchodźcom w Sudanie, gdzie dosłownie opuszczonym ludziom mieszkającym w obozach pomaga siostra salezjanka Krystyna Roszkowska. Wpłacając dowolną sumę na ten projekt, wspiera się działania chrześcijan w Sudanie, i to naprawdę tym najbardziej potrzebującym. Zebrane pieniądze na dany projekt wysyłamy naszym misjonarzom i misjonarkom. Szczegółowe informacje o tym projekcie można znaleźć na naszej stronie internetowej www.misje.salezjanie.pl.
Wydajemy również książki i filmy dokumentalne o tematyce misyjnej. Natomiast ideą tzw. Banku Ducha Świętego jest opieka duchowa nad misjonarzami, misjonarkami pracującymi na misjach. Gdyby ktoś chciał do takiego banku należeć, wystarczy przysłać do nas swoje dane, a my odeślemy zdjęcie misjonarza czy siostry misjonarki, za którą będzie się modlić. To bardzo ważna inicjatywa. Nasi misjonarze potrzebują wsparcia modlitewnego i każdy z nas jest w stanie im to ofiarować.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 33/2013
opr. ab/ab