Lekarka trędowatych

O dr Wandzie Błeńskiej, która 43 lata spędziła w Ugandzie wśród chorych na trąd, powstał właśnie film dokumentalny. Z reżyserem filmu, Wandą Różycką-Zborowską rozmawia Dorota Niedźwiecka

Lekarka trędowatych

„Nie żywmy trosk, niech pozdychają z głodu” — powtarzała za Zagłobą. O dr Wandzie Błeńskiej, która 43 lata życia spędziła w Ugandzie wśród chorych na trąd, powstał właśnie film dokumentalny. Z reżyserem filmu Wandą Różycką-Zborowską rozmawia Dorota Niedźwiecka

Uciekła z Polski już po wojnie, zrobiła specjalizację z chorób tropikalnych w Anglii i...

Od dziecka pragnęła być lekarzem i pragnęła pracować na misji. W Ugandzie, w 1951 r. rozpoczęła pracę z chorymi na trąd. To były czasy, gdy rodziny z obawie przed zarażeniem wyrzucały trędowatych z domu. Była jedynym lekarzem, który się nimi zajmował —  ortopedą, chirurgiem, okulistą. Dopiero za jej sprawą ośrodek w Bulubie stał się nowoczesnym centrum medycznym i szkoleniowym ze szpitalem, który miał 100 łóżek i z oddziałem dziecięcym. Stworzyła także zaplecze diagnostyczne, przyczyniła do powstania domów dla trędowatych i zbudowania kościoła. Co ciekawe, jako pierwsza na świecie kobieta zdobyła najwyższy szczyt w Ugandzie Vittorio Emmanuele - 4914 m. (to był 1955 r. ). Do Polski wróciła w 1994 roku.

Dr Błeńskiej towarzyszyła Pani z kamerą przez ostatnie trzy lata jej życia. Zdjęcia rozpoczęła Pani w setną rocznicę urodzin doktor, zakończyła je tuż przed jej śmiercią.

Bardzo chciałam pokazać ten film pani Doktor. Prosiłam ją: Pani Doktor, niech Pani jeszcze poczeka. Patrząc na to, jak film powstawał, dochodzę do wniosku, że zaczęłam go „czuć” w pełni wtedy, gdy nie było kamery. Kiedy spotykałam się z nią, siedziałam obok niej w milczeniu, często uczestniczyłyśmy razem w codziennej Mszy świętej. Wtedy rodził się film w warstwie widzenia jej, kontemplowania jako człowieka.

Jaka była?

Kochała życie. A jednocześnie potrafiła przyjmować cierpienie.

Mówi o tym w filmie.

Tak, wspomina o tym w filmie. To, że mówi o cierpieniu było dla mnie zaskoczeniem. Była radosna, niesamowicie uśmiechnięta, nigdy się nie skarżyła. A siłą tej radości i miłości było przyjmowane z pokorą cierpienie. Nie mówiła o nim podczas licznych spotkań — do dzieci i młodzieży (często miała spotkania w szkołach). Nie moralizowała, nie teologizowała. To cierpienie nazywała w zwyczajny sposób: zapominaniem. Mogłam patrzyć, jak rośnie ta radość i ta miłość z oddanego Bogu cierpienia — które dźwiga On sam, a my unosimy się wtedy na jego skrzydłach.

Jak w powtarzającym się w filmie leitmotivie ptaka?

Ptak pojawia się na początku i na końcu filmu. Ale ważniejsza jest woda: rzeka, jezioro, morze... Miała też świadomość, że nie wszyscy mogą tak swoje cierpienia i troski ofiarować Panu Bogu.

Nie dotrwała do premiery.

Zmarła 27 listopada 2014 r. w Poznaniu. Wróciłam wtedy właśnie od córki zza granicy. O godz. 3 byłam na dworcu, a ona o tej godzinie umierała. Jakby czekała. Nie zobaczyła filmu, ale czekała.

W filmie często pokazuje Pani jej dłonie.

- Uważam, że swoją tajemnicę ukrywała w dłoniach. Tajemnicę kochania drugiego przez dotyk. To było szczególnie ważne dla chorych na trąd, których inni bali się dotknąć, by się nie zarazić. Lekarzy z Polski wręcz zachęcała do dotykania. Swoją postawą starała się pokazać, że to nie jest tak bardzo zaraźliwe, że samo mycie rąk wystarczy. W ten sposób starała się zapobiegać przerażającym sytuacjom — gdy z lęku rzucano trędowatym jedzenie jak zwierzętom. Tubylcy zaczęli coraz bardziej dbać o swoich, traktować coraz bardziej po ludzku.

To, jak dotyka trędowatych można zobaczyć na filmie.

W jej dotyku widać relację: to, że bez względu jak kaleczony i odrzucony jest człowiek, którego dotyka — to jest drugi człowiek. Mówiła, że nieraz nie pamiętała etapów postępowania choroby u danego pacjenta, ale kiedy go dotykała to wiedziała, jaką diagnozę postawić.

Wiedzę miała jednak ogromną. Studia lekarskie, specjalizację tropikalną. Mówiła, że to oczywiste: że gdy ma się wiedzę medyczną i przychodzi człowiek z prośbą o pomoc, to się mu pomaga.

Mówiła też, że doświadczała często działania Pana Boga w tym leczeniu. Zdarzało się, że w sytuacjach tragicznych, gdy nie wiedziała, jak operować, klękała wraz z pacjentami i prosiła Boga o pomoc. A On jej udzielał.

„Jak się prosi to Bóg pomaga”. To była jedna z jej życiowych mądrości. W filmie jest ich sporo.

Dla mnie ważne było, by pokazać spojrzenie na swoje życie oczami człowieka w podeszłym wieku, który zbiera owoc swojego życia. Dziś, niestety, często odsuwa się starszych na margines: mają trudności ze znalezieniem pracy, z leczeniem. Tym filmem chciałam uświadomić tę tajemnicę i mądrość, którą posiada stary człowiek.

Czego się Pani od niej nauczyła?

Myślę, że obcując z nią nauczyłam się więcej niż z książek. Często towarzyszyłam jej w milczeniu i chłonęłam mądrość. Zdałam sobie sprawę, że w wieku 100 lat ten człowiek dźwiga tysiące dni na swoich barkach. I jeśli potrafił pięknie przejść swoje życie, emanuje tym. Bycie z tym człowiekiem, nawet jak nie mówi, jest jak skarb.

To jest ta tajemnica, dlaczego ludzie starzy są nam potrzebni.

Tak. I ta tajemnica rąk. Ludzie często, już tu w Polsce, chwytali ją za ręce i trzymali długo. Ona tych rąk nie zabierała. Myślę, że to była jej cicha rozmowa z każdym, kto do niej przychodził. Ona widziała bardzo dużo i modliła się cicho. Sama mówi: prawie nigdy nie dziękuję słowami. Ale przez dotyk, obecność, przez to, że można było trzymać ją za rękę, siedzieć i oglądać np. film wyrażała swoją wdzięczność. Ludzie często — podczas jej licznych spotkań w urzędach, kościołach i szkołach (kalendarz niemal do końca życia miała zapełniony) często podchodzili do niej i całowali ją w ręce. Nie była skrępowana, traktowała to naturalnie.

Tę tajemnicę: prostego, zwyczajnego życia, wykształconej osoby, która wiele przeszła: i w AK, i na emigracji, i w buszu, pokazała Pani w filmie pt. „Ikona życia misyjnego”.

Premiery trwają. Film można też obejrzeć na stronie: http://usf.amu.edu.pl/filmoteka/wybitne-postacie-uniwersytetu/dr-wanda-b-e-ska

Dziękuję za rozmowę.

Wanda Różycka Zborowska znana jest z pogłębionych duchowo filmów dokumentalnych. Chętnie przyjmuje zaproszenia od mniejszych grup na wieczory autorskie, na których opowiada o dr Błeńskiej.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama