Jak wita Zambia?

Pierwsze wrażenia wolontariuszki misyjnej po przylocie do Zambii

Pierwsze wrażenia wolontariuszki misyjnej po przylocie do Zambii.

Przyleciałam do Zambii w lipcu, to sam środek zimy. Budziły mnie zimne poranki. Zambijczycy nie wychodzili z domu bez kurtek. W pewnym momencie zabrakło mi rękawiczek, które nosiłam w Polsce wczesną jesienią i późną wiosną. Na szczęście we wrześniu jest ok. 27 stopni. Bardzo szybko zachodzi tutaj słońce. Już przed godziną 18-tą jest ciemno. Z chwilą, gdy się ociepliło, pojawiły się komary, których jest bardzo dużo.

Jako młody kierowca z zaciekawieniem obserwowałam ruch drogowy. Ciężko było mi przestawić się do jazdy po lewym pasie. Na początku otwierałam drzwi samochodu z prawej strony, aby usiąść jako pasażer, po czym przed moimi oczami ukazywała się kierownica. Czasami miałam wrażenie jakby samochody były sterowane przez automatyczne urządzenia, które nie potrzebują kierowcy. Zapominałam, że kierowcy znajduje się po prawej stronie.

Przeważają tutaj nowe i terenowe samochody. Częstym widokiem są ludzie, którzy siedzą na tzw. pace. Dużo jest aut z lat 90-tych, często mają uszkodzone szyby, bądź posklejane taśmą lampy. Najbardziej nieprzewidziane są busy, które są taksówkami. Zatrzymują się w każdym możliwym miejscu. Taksówkarze wychylają się przez okno i krzyczą, w ten sposób namawiają do skorzystania z ich usługi. Normą jest, że wciskają się w każdą możliwą szparę między samochodami, aby jak najszybciej dotrzeć do celu.

Nie ma chodników dla pieszych, nie ma pasów do przejścia. Ludzie chodzą skrajem drogi, a przez ulicę przechodzą, kiedy chcą. Popularne są tu myjnie samochodowe. Umiejscowione są one na poboczach, czasami zabierając miejsca prowizorycznego chodnika, który jest zwykłą wydreptaną przez ludzi ścieżką.

Na poboczach ustawione są mini sklepiki. Z każdej strony ulicy można coś kupić, przeważnie owoce i ubrania. Jednak najczęściej mężczyźni stoją na środku ulicy i pomiędzy samochodami sprzedają: okulary przeciwsłoneczne, ubrania, stroje tygrysa, tablice dla dzieci do pisania, mapy Zambii, trójkąty ostrzegawcze, ładowarki do samochodów, doładowania do telefonów. Kobiety handlują owocami, które niosą w wielkich koszach na głowie.

Na ulicach Lusaki można spotkać żebrzące dzieci. Są same lub z dorosłymi, którzy czasami udają niewidomych.

Obserwuję przez okno samochodu ludzi idących poboczem. Codziennie widzę uczniów, którzy idą do szkoły na 7:00. Ubrani są w schludne mundurki. Zawsze uśmiecham się pod nosem, gdy widzę jak te małe nóżki spieszą się do szkoły. Zastanawiam się, czy już od małego pielęgnują zambijską zasadę spóźniania się gdziekolwiek.

Jestem zaskoczona ubiorem miejscowych ludzi. Połowa z nich chodzi elegancko ubrana. Mężczyźni w koszulach i spodniach z wypastowanymi butami, a kobiety starają się wyglądać olśniewająco. Zakładają peruki, które dają im komfort w oczekiwaniu na odrośnięcie włosów, gdy są za krótkie. Mają zrobione piękne makijaże uwydatniające ich afrykańską urodę. Noszą ubrania podkreślające ich figurę.

Z drugiej strony wiele kobiet ma na sobie chitengę. Zakładają je najczęściej przez biodra, ale także na ramionach. Noszą w nich dzieci, związują na głowie, żeby zamortyzować ciężar koszy i worków, które noszą na głowach.

Podziwiam w każdej zambijskiej kobiecie grację, która emanuje w każdym ich kroku. U mężczyzn widzę zaradność i siłę, ale na ich twarzach jest wymalowane zmęczenie. Ich wszystkich łączy godność i szacunek wobec innych.

W centrum stolicy, nie czuję się obco. Normalnym widokiem są sklepy i galerie handlowe nieodbiegające od europejskich standardów. Co najważniejsze, nikt nie zwraca uwagi na mój kolor skóry.

Miriam Ortmann
wolontariuszka Międzynarodowego Wolontariatu Don Bosco
pracowała na misji w Zambii

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama