Rozmowa z misjonarzem z Rwandy, ks. Leszkiem Czeluśniakiem MIC, który wyjechał na misje 30 lat temu.
Z ks. Leszkiem Czeluśniakiem MIC, misjonarzem z Rwandy, rozmawiał Michał Krajski.
W tym roku przypada jubileusz pracy Księdza na misjach. Czy od początku posługiwał Ksiądz w Rwandzie?
Na misje do Afryki wyjechałem w 1989 r., a więc dokładnie 30 lat temu. Przez ten czas posługiwałem w jednym kraju, w Rwandzie, którą ze względu na położenie w centrum kontynentu, nazywa się „Sercem Afryki”. Najpierw pracowałem w parafii w północnej części kraju aż do ludobójstwa w 1994 r. Po tragicznych wydarzeniach zajmowałem się formacją młodzieży, która przygotowywała się do życia zakonnego.
A gdzie teraz Ksiądz posługuje?
Od 18 lat pracuję w Kibeho. Jest to miejsce objawień Matki Bożej, rozpoznane przez Kościół, w którym Maryja ukazała się jako „Matka Słowa”. My marianie jesteśmy oddaleni od sanktuarium, w którym służbę pełnią pallotyni, o dwa kilometry. Głównym celem naszego pobytu tutaj i działalności jest ewangelizacja, a więc działalność duchowa, aby głosić Pana Boga i pogłębiać kult do Matki Bożej Niepokalanej, zgodnie z naszym mariańskim charyzmatem. Czynimy to w naszym Centrum Formacji Maryjnej – Kana, w którym dysponujemy 40 pokojami.
Jak wygląda praca w Kanie?
Organizujemy rekolekcje i przyjmujemy pielgrzymów przybywających do Kibeho, wśród których największą grupą osób z zagranicy stanowią Polacy. Nasze rekolekcje są dla wszystkich, ale od początku przyjeżdżają przede wszystkim kapłani w ramach tzw. rekolekcji obowiązkowych dla duchownych organizowanych przez diecezje. Przez kilka lat prowadziliśmy rekolekcje ignacjańskie. Obserwujemy jednak od jakiegoś czasu spadek liczby uczestników, więc obecnie skupiamy się głównie na przyjmowaniu pielgrzymów. W zeszłym roku mieliśmy tylko trzy tury rekolekcji. To nam pokazuje, że musimy poszukiwać nowych dróg dotarcia do ludzi, a nie robić tylko to, co dawniej. O królestwo Boże trzeba walczyć, bo nic nie bierze się bez wysiłku.
Jak to się stało, że misjonarze mariańscy wybudowali szkołę w Rwandzie?
Naszym charyzmatem jest też praca z dziećmi i młodzieżą, edukacja, dlatego w latach 2005-2010 wybudowaliśmy szkołę podstawową. Jest to parafialna szkoła katolicka, ale mamy nad nią pieczę. Nosi imię założyciela naszego zgromadzenia o. Stanisława Papczyńskiego. Szkoła ta powstała niedaleko placówki, która została zniszczona w czasie wojny. Bardzo zależało dzieciom, aby mogły się uczyć i zgodnie z tutejszymi zwyczajami dzieci zaangażowały się w jej budowę, podobnie zresztą jak wszyscy mieszkańcy, pomagając np. przy noszeniu cegieł. Lokalna ludność ofiarowała za darmo kawałek ziemi. Była to szkoła przewidziana na 250 dzieci, ale obecnie jest ich 800, więc jak widzimy, bardzo dobrze się rozwija. Ostatnio otworzyliśmy też przedszkole przy naszej nowej parafii w Ruyenzi, niedaleko stolicy kraju Kigali, ufundowane ze zbiórki przeprowadzonej przez SPM. Mamy 60 dzieci. Jest ono już zbudowane w stylu europejskim oraz dobrze wyposażone.
Stworzyliście „Dziecięcą Akademię”, jak ona funkcjonuje?
Pracują w niej głównie wolontariusze. Na czas wakacji mieliśmy dwóch studentów z Polski, którzy uczyli angielskiego i matematyki, przywieźli skrzypce, które są chyba pierwszymi skrzypcami w Rwandzie. Na razie nikt jeszcze nie uczy gry na tym instrumencie. Studenci zachwycili się i zapewnili, że jeszcze do nas wrócą. Ja sprowadziłem teleskop, aby dzieci mogły oglądać gwiazdy. Zależy nam na wszechstronnym rozwoju dzieci, które są bardzo chłonne, a w lokalnej szkole mają ograniczone możliwości realizowania swoich pasji i zainteresowań. Więcej wkrótce na www.spm.org.pl.
opr. ac/ac