O własnej drodze mówi Basia, która pokonała 3 tys. 600 km, pielgrzymując z małej miejscowości na Mazowszu do Santiago de Compostela
Dla większości osób znających jej plany był to szok. Bo jak można tak po prostu spakować się i wyjść z domu, oznajmiając: idę do Santiago de Compostela... Rodzice? - Trudno było ich przekonać, zwłaszcza tatę, ale i on w końcu skapitulował. Obiecałam: kochani, poradzę sobie! - wspomina Basia Pawluk. Słowa dotrzymała.
Od października studiuje teologię ze specjalnością „turystyka krajów biblijnych” na Wydziale Teologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. W 2011 r. poznała smak pielgrzymowania szlakiem św. Jakuba, który rozpoczęła w Saint-Jean-Pied-de-Port na granicy francusko-hiszpańskiej. - Doszłam do Santiago, a zarazem do wniosku, że warto byłoby zacząć pielgrzymkę w Polsce - mówi. Plany skrystalizowały się podczas rekolekcji, które odbyła na początku tego roku w Niepokalanowie. Postanowiła, że ruszy po maturze, a we Francji dołączy do niej poznana „u franciszkanów” Ala Gitler z Warszawy, studentka historii sztuki na UKSW. Przez Polskę, Niemcy i Francję szedł z nią kolega. Dla Adama, mieszkańca Białej Podlaskiej, podobnie jak dla Basi punktem startowym był próg rodzinnego domu.
Droga z Dziadkowskich w gminie Huszlew, leżącej na wschodnim skraju województwa mazowieckiego, do Santiago de Compostela w Hiszpanii to jakieś 3600 km. Basia odmierza ją czasem - trwała dokładnie 107 dni. Wyruszyła 19 maja, dwa dni po maturze. U celu była 2 września. Dziennie trzeba było przejść od 20-47 km. Ze względu na to, że w granicach Polski trasa tylko w części pokrywała się ze szlakami Jakubowami, a domy pielgrzyma są nieliczne, znalezienie noclegu ułatwiał list rekomendujący, jaki otrzymali w swoich parafiach. W plecaki spakowali tylko - jak się wydawało - najbardziej niezbędne rzeczy. Jednak jeszcze w Polsce część bagażu, w tym namiot, musieli odesłać do domu.
- Nie da się uniknąć zmęczenia, dolegliwości fizycznych, problemów z nogami. Czasami ciężko było znaleźć nocleg, zdarzały się dni przymusowego postu czy przypadkowe zejście ze szlaku - zaznacza 19-latka. Zahartowana na pielgrzymkach do Częstochowy, przyznaje: Wyprawa do Santiago to trudne zadanie. Szkoła życia.
źródło: photogenica.pl
Katedra w Santiago de Compostela
- Nie doszłybyśmy, gdyby nie religijna motywacja. Po co poszłam? Łatwiej mi odpowiedzieć, co zyskałam dzięki pielgrzymce: umocnienie zaufania Bogu. Bo trzeba było oddać tę drogę Jezusowi - z wiarą, że wszystko będzie dobrze - tłumaczy Basia. Pomagała modlitwa: odmawiane codziennie różaniec i liturgia godzin, oraz uczestnictwo w Mszy św. - Każdy dzień to modlitwa w innej intencji, powierzanej nam w Polsce przez znajomych. Ułatwiało nam to pielgrzymkę także dlatego, że prosząc o modlitwę, dawali nam ofiary - przyznają dziewczyny. Podkreślają, że nie obyło się bez finansowego zastrzyku od rodziców, a w Niemczech kilka osób podarowało pielgrzymom z Polski niewielkie kwoty pieniędzy. Łącznie, we trójkę, wydali ok. 14 tys. - przy solidnym zaciskaniu pasa i wielkiej oszczędności.
- Za granicą porozumiewałam się głównie po angielsku, chociaż Francuzów ciężko było przekonać do mówienia w tym języku - dzieli się spostrzeżeniem Basia. Niemcy zaimponowali jej gotowością do pomocy, co potwierdziło 450 km wytyczonego szlaku prowadzącego przez ich kraj. Francja zaskoczyła moje rozmówczynie tym, że miały problem z udziałem w codziennej Mszy św. - Są tam parafie, w których odprawiana jest co miesiąc - tłumaczą. Pielgrzymowanie przez Hiszpanię ułatwia infrastruktura - na dom pielgrzyma natknąć się można na szlaku św. Jakuba co 5-10 km. Ale ze względu na klimat i sierpniowe upały droga przez ten kraj nie była łatwa.
- Radość z osiągnięcia celu i refleksja: co dalej? Z tym pytaniem weszłam do bazyliki św. Jakuba - mówi Ala. - Wiemy dzisiaj, że Santiago nie jest końcem, ale że camino, czyli droga, tu się właśnie zaczyna - dodaje. Dlatego dziewczyny po rozpoczęciu roku akademickiego ruszyły do Niepokalanowa, na spotkanie wspólnoty „Idzie człowiek”. - Chce ona zachęcać innych do pielgrzymowania. My również czujemy potrzebę dzielenia się z ludźmi tym, czego same doświadczyłyśmy, pielgrzymując - uzasadnia Ala. Kiedy z powodu nadwyrężonego ścięgna nie dała rady iść, modlili się za nią wszyscy przyjaciele w Polsce. Wyzdrowiała. - Mam silne poczucie, że wrócę na szlak Jakubowy - mówi dzisiaj.
KL
Echo Katolickie 42/2012
opr. ab/ab