O "tajemnicach Watykanu" z reżyserem 14-odcinkowego filmu realizowanego w Stolicy Apostolskiej rozmawia Katarzyna Kolska
Patrzę na podpis: Michelangelo Buonarroti. Niedowierzając własnym oczom, zapytałem: Czy to jest oryginał? Siostra nieco zaskoczona moim pytaniem odpowiedziała:
— Tak, u nas są same oryginały.
KATARZYNA KOLSKA:Jakie trzeba mieć znajomości w Watykanie, żeby wejść z kamerą i ekipą telewizyjną tam, gdzie zwykły śmiertelnik nie wchodzi?
PRZEMYSŁAW HÄUSER: Przede wszystkim trzeba zdobyć zaufanie kilku kluczowych instytucji. Na przykład Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu. To właśnie tam złożyliśmy 200-stronicowy scenariusz filmu dokumentalnego o Watykanie, w którym szczegółowo opisaliśmy, co chcemy filmować i ile potrzebujemy na to czasu. Rada recenzuje jedynie dany projekt i stwierdza, czy nie stoi on w sprzeczności z interesami Watykanu.
Następnie trzeba wystąpić o zgody do poszczególnych dykasterii, czyli tzw. ministerstw, ponieważ w Watykanie jest niesamowicie skomplikowana sytuacja wewnętrzna. Każdy metr kwadratowy z tych 44 hektarów podlega komuś innemu. Żeby zrealizować zdjęcia w bazylice Świętego Piotra, trzeba mieć zgodę kardynała, który jest archiprezbiterem bazyliki. Żeby pójść do Kaplicy Sykstyńskiej, która znajduje się dosłownie 50 metrów dalej i jest połączona z bazyliką, trzeba mieć zgodę dyrektora Muzeów Watykańskich, ale żeby otworzyć drzwi do Kaplicy Sykstyńskiej i nakręcić otwieranie i zamykanie tych drzwi, trzeba postawić kamery w Sali Królewskiej Pałacu Papieskiego. A Pałac Papieski podlega Prefekturze Domu Papieskiego. Żeby realizować zdjęcia w Ogrodach Watykańskich, trzeba mieć zgodę Gubernatoratu Państwa Watykańskiego, a żeby robić zdjęcia w Castel Gandolfo, trzeba mieć zgodę dyrektora Willi Papieskich, z kolei żeby...
Czy wiedział pan o tym, przystępując do realizacji filmu?
Na szczęście nie. Bo gdybym wiedział, to w ogóle bym się na to nie zdecydował. Jest to zderzenie z ogromną machiną biurokratyczną, przy której biurokracja, z którą się spotykamy w polskich urzędach, jest absolutnie niczym. Kościół nie patrzy w perspektywie dnia, tygodnia, miesiąca czy lat, ale wieków. Trudno się więc spodziewać, że potrzebne decyzje czy pozwolenia będą na określony dzień.
Najlepiej na wczoraj, tak jak my, dziennikarze, lubimy.
To absolutnie nie wchodzi w grę. Zdobywanie pozwoleń w Watykanie to wielka lekcja cierpliwości i pokory. Więc żeby w miarę sprawnie coś załatwić, najlepiej znać kogoś wpływowego.
Papieża?
To byłoby najlepsze rozwiązanie. Choć wiadomo, że papież nie zajmuje się żadną protekcją. Ale, mówiąc poważnie, papież nam trochę pomógł.
Ojciec Święty Benedykt XVI wiedział o realizacji naszego filmu, ponieważ dokumenty składaliśmy na początku 2005 roku, kilka miesięcy przed śmiercią Jana Pawła II. Jedną z osób, które miały się wypowiadać w filmie był Joseph Ratzinger. Byliśmy z nim umówieni na wywiad o instytucji kardynała w Kościele — kim są kardynałowie w życiu Kościoła, jaka jest ich pozycja i znaczenie w Watykanie. Mieliśmy się z nim spotkać w maju 2005. Oczywiście, z wiadomych względów, nie doszło to do skutku.
Przedzierając się przez kolejne watykańskie dykasterie i walcząc o wszystkie pozwolenia, wykorzystałem też mojego przyjaciela Artura Mariego, papieskiego fotografa, który od początku pomagał mi przy realizacji tego projektu i który podczas osobistych rozmów z Benedyktem XVI relacjonował papieżowi, jak postępują prace. Myślę, że Benedykt XVI, który spędził ponad 20 lat w Watykanie, doskonale zdawał sobie sprawę, z jakimi trudnościami spotka się ekipa telewizyjna i dyskretnie kibicował temu projektowi. Wiedział, że jest to prawie mission impossible.
Premiera filmu odbyła się w prywatnym gabinecie papieża Benedykta XVI w święto Trzech Króli w 2006 roku.
Z czego wynika ta watykańska biurokracja? Watykan ma coś do ukrycia?
Watykan zawsze strzegł swojej prywatności. To jest maleńkie, ale bardzo dynamiczne państwo, centrala jednej z największych „organizacji„ na świecie. Żeby mógł funkcjonować Kościół instytucjonalny potrzebne jest ogromne zaplecze techniczne, które — mówiąc bardzo kolokwialnie — zajmuje się obsługą papieża i jego urzędów.
Nie można też zapominać, że papież jest nie tylko głową Kościoła, ale też głową państwa. Tymczasem większości katolików na świecie Watykan kojarzy się z czymś absolutnie mistycznym, cudownym miejscem, w którym najlepsi na świecie księża, biskupi i kardynałowie są niemal święci i unoszą się 10 cm nad powierzchnią ziemi. Film, który nakręciliśmy, z pewnością burzy ten idylliczny obraz. Próbowaliśmy pokazać, że Watykan to normalny ludzki organizm, który się boryka z identycznymi problemami jak Poznań czy Warszawa, w którym płaci się rachunki za prąd, wodę, w którym są sklepy, szpital i farma z krowami.
Czy kręcąc ten film, odkrył pan jakieś watykańskie tajemnice?
Przede wszystkim z wielką pokorą uznałem, że niewiele o Watykanie wiedziałem, choć uważnie czytałem wszelkie dostępne na ten temat publikacje. Od czasów szkoły średniej marzyłem o tym, żeby wyjechać do Włoch i zobaczyć Watykan. Pierwsza książka, którą przeczytałem o Watykanie, to publikacja Kazimierza Morawskiego Watykan z daleka i z bliska. Przeczytałem ją w jeden dzień i połknąłem bakcyla.
Film dokumentalny Tajemnice Watykanu, do którego realizacji przystąpiłem w 2005 roku, miał być i był ukoronowaniem moich watykańskich marzeń. Żadna stacja telewizyjna już później nie wyprodukowała dokładniejszego i obszerniejszego filmu o Watykanie.
Czy udało się wam pokazać miejsca, których wcześniej osoby postronne nie widziały?
Miejscem dla mnie magicznym, do którego bardzo chciałem dotrzeć, były wykopaliska pod bazyliką Świętego Piotra, tzw. Scavi, czyli odkryty za pontyfikatu Piusa XII cmentarz z pierwszego wieku naszej ery. Znajdował się on tuż obok cyrku Nerona, w którym w 63 roku został ukrzyżowany głową w dół św. Piotr. Nie wpuszcza się tam grup turystycznych poza tymi, które w sobie tylko znany sposób uzyskają specjalne pozwolenia. W pierwszej chwili odmówiono nam zgody na filmowanie. Odpowiedzialny za podziemia kardynał Angelo Camastri powiedział mi: Światło, którego będziecie używali, może zaszkodzić freskom, a to są freski sprzed dwóch tysięcy lat!
Nie wiem, skąd znalazłem w sobie tyle odwagi, ale bez mrugnięcia okiem powiedziałem: Eminencjo, eminencja nie wie, że na potrzeby tego serialu kupiliśmy specjalne, amerykańskie zimne światło.
Skłamał pan?
Oczywiście, że skłamałem bo zimne światło nie istnieje, ale chciałem ratować sytuację. Wiedziałem, że wiele lat wcześniej telewizja watykańska została tam wpuszczona z kamerami. Zrobili zdjęcia bardzo kiepskiej jakości. A my, na potrzeby tego filmu, kupiliśmy najlepszą wówczas na świecie kamerę, która nagrywała obraz w jakości HD. W 2005 roku mało kto słyszał o technologii HD, co więcej nie było magnetowidów, które mogłyby odtworzyć obraz tej jakości. Dlatego zaryzykowałem. Eminencja uwierzył mi i wydał zgodę.
Powinien się pan zapisać w annałach historii kinematografii jako twórca zimnego światła.
Tak, w jednej sekundzie to wymyśliłem i byłem na tyle przekonujący, że nawet tak doświadczony człowiek, jak archiprezbiter watykańskiej bazyliki Świętego Piotra kardynał Comastri, przyjął to z kamienną twarzą.
Wykopaliska mają swoją niezwykłą historię, dlatego tak bardzo chciałem je sfilmować. Umierający w 1939 roku papież Pius XI na łożu śmierci napisał testament, w którym prosił swojego następcę, aby jego grobowiec zlokalizować jak najbliżej grobu pierwszego apostoła. Pius XII, chcąc z jednej strony uczynić zadość woli swojego zmarłego poprzednika, a z drugiej, dążąc do odnalezienia kości świętego Piotra, podjął karkołomną decyzję o rozpoczęciu prac archeologicznych pod posadzką bazyliki Świętego Piotra. To było jeszcze większe szaleństwo niż realizacja naszego serialu.
Dlaczego?
Ponieważ było wiadomo, że cesarz Konstantyn, który w IV wieku wybudował pierwszą bazylikę Świętego Piotra, wykonał na wzgórzu watykańskim ogromne prace ziemne, aby wyrównać podmokły i bagnisty teren pod tę budowę. W trakcie tych prac zasypany został cmentarz. Pius XII, decydując się na prace archeologiczne, ryzykował podwójnie: po pierwsze, że nie zostanie odnaleziony grób świętego Piotra, o którego istnieniu wiadomo było tylko z przekazów pisemnych. A przecież, zgodnie z tradycją, bazylika została wzniesiona na grobie św. Piotra. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby tego grobu nie odnaleziono.
Drugie ryzyko było jeszcze większe: trudno było przewidzieć, czy prace archeologiczne nie uszkodzą konstrukcji drugiej bazyliki, którą dzisiaj podziwiamy, budowanej przez 120 lat i ukończonej na początku XVII wieku.
W 1941 roku archeolodzy dokopują się do pierwszej krypty grobowej i widzą, że cmentarz został całkowicie zasypany, dzięki czemu przetrwał w stanie nienaruszonym. Podczas tych prac odkryto czerwony mur, na którym znajdowało się wczesnochrześcijańskie graffiti i kamień z napisem: Petros eni — Piotr jest tu. Były też kości. Nie czas teraz, żeby zagłębiać się w szczegóły, powiem tylko tyle, że dopiero papież Paweł VI zlecił badania antropologiczne tych kości i po wielu analizach ustalono, że należą one do około 60-letniego mężczyzny rasy semickiej. W związku z tym Paweł VI oficjalnie ogłosił światu, że po wnikliwych badaniach stwierdzono, zgodnie z wiedzą naukową, że są to kości pierwszego apostoła. Część tych kości została złożona w specjalnej szkatułce w tym samym miejscu, w którym zostały odkryte, czyli w podziemiach, i dzisiaj można je tam zobaczyć. Pozostała część znajduje się w prywatnej kaplicy papieskiej, w szkatule z brązu.
Tę historię dotyczącą fundamentu Kościoła, bo Kościół został zbudowany nie tylko na Ciele i krwi Chrystusa, ale również na Ciele i Krwi jego męczenników, mieliśmy szczęście zobaczyć.
Wyjdźmy może z podziemi i skierujmy się w stronę Kaplicy Sykstyńskiej, w której również odkrył pan kilka tajemnic.
Kaplicę Sykstyńską mieliśmy do dyspozycji codziennie od godziny 16 do 23. Dłużej nie mogliśmy tam zostawać, gdyż o 23 włączane są centralne alarmy Muzeów Watykańskich. To niesamowite przeżycie być w miejscu, w którym wybierani byli papieże, także nasz papież Jan Paweł II.
Byliśmy tam sami, bez turystów. Gdy zapaliliśmy nasze firmowe światła i skierowaliśmy je na freski Michała Anioła, z wrażenia odebrało nam mowę. To było przeżycie mistyczne. Wszyscy stali z zadartymi do góry głowami i z zachwytem westchnęli: Łał...
Wy się zachwycaliście, a papież podobno zalegał artyście z płatnością...
O tym dowiedzieliśmy się podczas naszej wizyty w archiwum bazyliki Świętego Piotra, w którym przechowywane są wszystkie dokumenty związane z bazyliką, począwszy od sposobów jej finansowania, przez donacje, rachunki za materiały, za pracę, projekty wstępne, robocze, aż do projektów ostatecznych, dokumentacja wykonawcza poszczególnych artystów, twórców, akta procesów, które Kościół wytaczał lub które wytaczano Kościołowi. Archiwum jest wciąż rozbudowywane i znajdują się tam najnowsze dokumenty.
Bazylikę budowano przez 120 lat. Kiedy ją ukończono, znaczna jej część nadawała się już do remontu. W związku z tym Watykan powołał Fabrykę Świętego Piotra, która zajmuje się konserwacją bazyliki jako budynku architektonicznego.
No więc przychodzimy do tego archiwum, oglądamy różne dokumenty, aż siostra kustosz — wiekowa, włoska zakonnica w białych rękawiczkach kładzie przede mną odręcznie napisane pismo. Patrzę na podpis: Michelangelo Buonarroti. Niedowierzając własnym oczom, zapytałem:
Czy to jest oryginał?
Siostra, nieco zaskoczona moim pytaniem, odpowiedziała:
Tak, u nas są same oryginały.
Tak oto leżał przede mną list, w którym Michał Anioł żalił się papieżowi, że jeden z kardynałów, odpowiedzialny za budowę bazyliki, nie chce zatrudnić do pracy jego kuzyna. Czytając ten list, zrozumiałem, że 500 lat temu świat wyglądał dokładnie tak samo jak dzisiaj. Jest też skarga Michała Anioła, że nie wypłacono mu wynagrodzenia za prace wykonane w Kaplicy Sykstyńskiej. Naprawdę niewiele się zmieniło w ciągu wieków.
Czy to znaczy, że nic nie zostało zniszczone w czasie II wojny światowej?
Nic, bo na Watykan spadło zaledwie kilka bomb lotniczych i na szczęście spadły one w Ogrodach Watykańskich. Niemcy nigdy nie przekroczyli murów Watykanu. Dlatego te archiwa pokazują niezwykłą część historii świata.
Udało się też panu sforsować szybę pancerną, która chroni Pietę.
Szybę pancerną zamontowano w 1972 roku, po tym jak jeden z turystów wyrwał się z grona zwiedzających i w dość znaczny sposób uszkodził rzeźbę — rękę i twarz Matki Bożej. Od tego czasu do kaplicy mogą wejść wyłącznie dwie osoby: Ojciec Święty i konserwator. Ale filmowanie przez szybę pancerną mijało się z celem. Dlatego musieliśmy ją pokonać. Powiem tylko tyle: ochrona była bardzo zdumiona, gdy dostała pismo, że ma nam udostępnić kaplicę. Zmontowaliśmy tam duży kran kamerowy i sfilmowaliśmy Pietę z najbliższej odległości. Robiliśmy to w nocy.
Ze względów bezpieczeństwa?
Niezupełnie. Chodziło raczej o to, żeby nie było w tym czasie ludzi.
Bazylika jest pusta po godzinie 20, ale zależało nam, żeby zrobić zdjęcia również rano, przy dziennym świetle. Udało się nam to między godziną 9 a 10, kiedy przez wszystkie witraże wpadały promienie słońca. To najpiękniejsze zdjęcia, jakie zrobiliśmy. Oczywiście wszyscy realizatorzy pytali nas, jak nam się udało zamknąć bazylikę Świętego Piotra w ciągu dnia.
Zdradzi pan?
Nie zdradzę, to moja tajemnica do grobowej deski.
Watykan ma też swój bank, sklep, dworzec kolejowy, przychodnię, a nawet hipermarket, czyli takie miejsca, do których oko turysty nie sięga.
Istnienie tych instytucji jest konsekwencją istnienia państwa. Ktoś może zapytać: Po co księżom to wszystko? Trzeba pamiętać, że Watykan zatrudnia kilka tysięcy ludzi — ktoś przecież musi dbać o funkcjonowanie zabytków, muzeów, ogrodów. I to właśnie oni są głównymi klientami tych instytucji — chociażby sklepów czy apteki. W Watykanie nie ma podatków. W związku z tym ceny w tych sklepach są niższe o jakieś 30-40 procent. Ale mogą w nich kupować wyłącznie posiadacze uprawniającej do tego specjalnej karty — bez niej komputer nie przyjmie płatności. Te pozwolenia są oczywiście limitowane: przysługują tylko pracownikom Watykanu i ich rodzinom, mieszkańcom oraz korpusowi dyplomatycznemu akredytowanemu w Watykanie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest tam 100 ambasad, a każda z nich zatrudnia przynajmniej kilka osób, to się robi całkiem spora liczba.
Wynagrodzenia w Watykanie są dużo niższe niż we Włoszech, dlatego Watykan rekompensuje to swoim pracownikom, dając przywilej kupowania w tych sklepach.
Czy papież, gdyby oczywiście przyszła mu na to ochota, mógłby zrobić tam zakupy?
Znając papieża Franciszka, z pewnością już tam był, ale nie jestem pewien, czy ma wyrobioną tę specjalną kartę, która pozwala na zrobienie zakupów.
Watykan ma też swoją farmę. Czy produkty z niej pochodzące trafiają wyłącznie na papieski stół, czy również do sklepu?
Są i na papieskim stole, i w hipermarkecie. I dodam, że cieszą się ogromnym powodzeniem, bo jest to farma ekologiczna. Hoduje się tam krowy, świnie, drób. Jest też mleczarnia. Flagowymi produktami są mleko, jogurty, sery. Mleko sprzedawane jest też w niektórych sklepach na terenie Włoch.
Porozmawiajmy o tych, którzy dbają o bezpieczeństwo papieża.
W Watykanie istnieją dwie służby, które zajmują się bezpieczeństwem papieża: Gwardia Szwajcarska i żandarmeria watykańska. Gwardia, która ma przywilej ochrony papieża od 500 lat, pełni funkcję stricte reprezentacyjną. Podstawowe znaczenie ma jednak żandarmeria watykańska, która jest bardzo dobrze wyposażoną nowoczesną służbą bezpieczeństwa. Dysponuje pełnym monitoringiem Watykanu. Ma tak zwaną salę operacyjną, do której dociera obraz ze 100 kamer zamontowanych w Watykanie. Żandarmerii podlega również straż pożarna i służby medyczne. Obecny komendant — generał Domenico Giani współpracuje z najlepszymi tego typu organizacjami na świecie, poczynając od FBI. Żandarmeria jest świetnie wyposażona, ma swój oddział antyterrorystyczny, ponieważ Watykan musi być gotowy na każdą ewentualność. Szaleńców tam nie brakuje. Ostatnio jeden przywiązał się do kopuły bazyliki.
Generał Giani odpowiada nie tylko za bezpieczeństwo papieża, ale także każdego turysty i pielgrzyma, który przychodzi na plac Świętego Piotra i idzie do bazyliki.
Jest jeszcze jedno miejsce, do którego chciałabym z panem zajrzeć.
?
Do garaży.
Motoryzacja to mój konik, więc chętnie opowiem. W Watykanie są w zasadzie dwa garaże. Zajrzyjmy najpierw do garażu muzeum, który znajduje się w podziemiach Muzeów Watykańskich. Przygotowano tam ekspozycję pojazdów papieskich, od lektyk poprzez karoce do pierwszych XX-wiecznych samochodów — citroenów i mercedesów. Jest też papamobile, którym jechał Jan Paweł II w dniu, gdy dokonano na niego zamachu. Tam chłonie się historię papiestwa. Kiedy kręciliśmy jeden z odcinków serialu, prawie każdy musiał sobie zrobić zdjęcia w papamobile lub w fotelu papieskim w samochodzie.
Współczesny garaż jest w moim odczuciu symbolem ogromnego szacunku, jakim wielcy tego świata i wielcy motoryzacji darzyli papieży. Są więc specjalne limuzyny, które były przygotowywane dla poszczególnych papieży; mówię tu o Janie Pawle II i Benedykcie XVI, który w sposób szczególny był honorowany przez firmę Mercedes. Papieże używają limuzyn nie po to, by pławić się w luksusie, ale żeby szybko i bezpiecznie się przemieszczać.
Nie do końca więc rozumiem papieża Franciszka, który przesiadł się do forda focusa.
Może to taka przestroga i sygnał dla kardynałów i biskupów, by spuścili z tonu i przesiedli się do mniej luksusowych samochodów.
Papież, przypomnę to jeszcze raz, jest nie tylko głową Kościoła, czyli sługą sług, ale także głową państwa. A z tego wynikają określone konsekwencje.
Gdyby był wyłącznie głową Kościoła, to mógłby sobie chodzić nawet piechotą. Ale bycie głową państwa oznacza funkcjonowanie w ramach pewnych wypracowanych przez setki lat standardów. Skoro papież przyjmuje głowy państw w „martwym apartamencie„ w Pałacu Papieskim, w którym nie chce mieszkać, to dlaczego nie przyjmie tych głów w domu Świętej Marty w pokoju konferencyjnym? Ponieważ szacunek do tych ludzi wymaga, żeby ich przyjąć w sali reprezentacyjnej.
Podobno siedział pan w fotelu świętego Jana XXIII?
To jest niesłychana historia. Przeprowadzałem kiedyś wywiad z kardynałem Andrzejem Marią Deskurem, najdłużej mieszkającym w Watykanie polskim kardynałem. Kardynał Deskur był niesamowitą postacią, człowiekiem, który wprowadził kardynała Karola Wojtyłę na watykańskie salony.
Było przedpołudnie. Rozmawiamy, kardynał patrzy na mnie i pyta: Pan jest producentem filmowym? Potwierdziłem. — Ma pan nosa, siedzi pan w ulubionym fotelu Jana XXIII — i opowiedział mi skąd ten fotel znalazł się w jego apartamentach. Odziedziczył go, gdy w Watykanie zamieszkał Jan Paweł II.
Każdy z papieży zmienia meble w swoich apartamentach?
Gdy umiera któryś z papieży lub kardynałów mieszkających w Watykanie, jego meble przenosi się do tzw. florelli, czyli ogromnego magazynu z meblami. Same antyki. Nowy papież lub kardynał może sobie wybrać, które meble chciałby mieć u siebie
Opowiada pan o ogrodach, farmie, sklepach, czyli o ludziach, którzy tam pracują. Kto im płaci pensje? Kto dba o to, żeby rachunki za prąd, gaz, śmieci były na czas zapłacone, żeby ta watykańska machina sprawnie funkcjonowała?
Tym wszystkim zajmuje się Gubernatorat Państwa Watykańskiego. Obecnie jest to włoski kardynał Giuseppe Bertello. Blisko 90 procent pracowników gubernatoratu to osoby świeckie — prawnicy, urzędnicy, analityce itd. To oni odpowiadają za techniczną stronę funkcjonowania Miasta Państwa Watykan, włącznie z finansami. Gubernatoratowi podlegają również Muzea Watykańskie, z których dochód stanowi niebagatelną część budżetu Watykanu.
Czy trudno się pracuje ekipie telewizyjnej w Watykanie? Jest to obwarowane jakimiś zasadami, przepisami, wymogami?
Musieliśmy się dostosować do panujących tam reguł i zwyczajów. Pracowaliśmy bardzo dyskretnie, by nie zakłócać codziennej, normalnej pracy. W niektórych miejscach proszono nas o odpowiedni strój, czyli garnitury, białe koszule i krawaty. Wszyscy przyjęli to z dużym zrozumieniem i nikt się nie buntował: Skoro ochrona papieska, ubrana oczywiście w garnitury, może biegać za papamobilem w 30-40 stopniowym upale, to dlaczego my nie mielibyśmy się do tego zastosować?
Byliście pod specjalnym nadzorem służb papieskich?
Oczywiście. Ale zazwyczaj wystarczało pozwolenie, które otrzymywaliśmy danego dnia. Wszystko było wcześniej umówione. Gdy zbliżała się kawalkada samochodów z kamerami i reflektorami, żandarmeria wiedziała, że to my.
Gwardia Szwajcarska pilnowała naszych samochodów z niezwykle drogim sprzętem, które na noc, ze względów bezpieczeństwa, zostawialiśmy w Watykanie.
Czy Watykan to przyjazne miejsce do mieszkania i życia?
Absolutnie nie. Dlatego wielu hierarchów stara się mieszkać poza jego murami. Oczywiście są plusy: można zostawić otwarty samochód z kluczykami w środku, bo wiadomo, że nikt go nie ukradnie. Każdy samochód jest zatrzymywany przez żandarmów.
Nawet kardynałowie?
Żandarmeria ma obowiązek znać twarze wszystkich kardynałów — jest ich około dwustu — oraz wysokich urzędników pracujących w Watykanie, czyli księży, prałatów, biskupów. Oni się tam codziennie pojawiają, w związku z tym każda nowa twarz jest natychmiast zauważona.
Ale wracając do życia w Watykanie — niektórzy sobie to chwalą. O godzinie 16—17 zapada absolutna cisza. Wokół hałaśliwy Rzym, a tutaj oaza spokoju. Można sobie wyjść do ogrodów, jeśli ktoś ma ochotę pomodlić się w samotności. Tam się człowiek resetuje, jakby się żyło w innej rzeczywistości. Poza tym każdy ma ogromne poczucie bezpieczeństwa. Nikt nikomu nie zagląda do okien, nikt nikomu nie okrada samochodów, nikt nikomu nie wchodzi do domu. Jest to sztucznie stworzona oaza, miejsce od początku owiane tajemnicą. Nam wiele z tych tajemnic, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, udało się odkryć. Negatywnych nie chcieliśmy odkrywać. Nie to było zadaniem tego serialu. Chcieliśmy pokazać pewne zjawisko, pewien fenomen istnienia maleńkiego państwa, które działa zupełnie inaczej. Miejsce, w którym sacrum w sposób idealny przeżywane jest z profanum. To jest niebywałe.
Rozmawiała Katarzyna Kolska
Przemysław Häuser — ur. 1963, z wykształcenia prawnik, producent filmowy i telewizyjny, wydawca książek, m.in. Do zobaczenia w raju, Świadectwo. Zdobywca wielu nagród na festiwalach filmów dokumentalnych. W 2005 roku wyprodukował 14-odcinkowy serial Tajemnice Watykanu pokazywany na wszystkich kontynentach. Jest ambasadorem Zakonu Kawalerów Maltańskich na Antigui i Barbudzie. Mieszka w Poznaniu i na Malcie.
opr. mg/mg