Fragmenty IV rozdziału duszpasterskiego studium na temat aktu seksualnego: "Akt małżeński. Szansa spotkania z Bogiem i współmałżonkiem"
Wydawnictwo "M" Kraków 2001
Recenzent: Ks. prof. dr hab. Józef Wilk
Redakcja techniczna: Joanna Łazarów
Korekta: Barbara Wojtanowicz
Ilustracja na okładce: Daria Sikora
Okładka: Pracownia AA
Copyright by Wydawnictwo "M", Kraków 2001 r.
Nihil obstat Krakowska Prowincja Braci Mniejszych Kapucynów O. Jacek Waligóra OFMCap, Minister Prowincjalny L. dz. 260/01, Kraków, dnia 20 czerwca 2001 r.
ISBN 83-7221-395-X Kraków
Symbolizowanie jest specyficznym językiem duchowości człowieka. Bez tej zdolności psychika człowieka byłaby prymitywna, podobna do psychiki zwierząt. W psychologii mówi się o procesie progresywnej personalizacji lub transcendencji siebie. Proces polega na przechodzeniu z postawy narcystycznej, skoncentrowanej na sobie, ku coraz większemu otwarciu na wartości. Aby naprawdę zacząć się cieszyć życiem, człowiek musi przekroczyć własne "ja". Nie powinien koncentrować się na zaspokojeniu potrzeb psychicznych poprzez samorealizację, ale realizować obiektywne wartości odkryte poza sobą, np. życie dla Boga, miłość do drugiej osoby, poświecenia się dla jakiejś idei(6). Właśnie te wartości, które nadają sens jego życiu, przedstawia za pomocą symboli.
W doznaniach psychicznych człowiek posiada "jakoby odblask, symbol tego, czym jest nowy człowiek w łasce, a nawet tego, czym jest Bóg osobowy"(7). Odkrycie odblasku, próba symbolizowania nadprzyrodzonego życia w człowieku opiera się także co ciekawe na porównaniach do życia seksualnego. Dla niektórych osób wykorzystywanie obrazu miłości cielesnej w celu ukazania oblubieńczej relacji Chrystusa do Kościoła może wydawać się zbyt odważne. Będą oni jednak zaskoczeni faktem, że teologowie pierwszych wieków Kościoła jak i ich średniowieczni następcy nie wstydzili się tak śmiałych skojarzeń. W tego typu symbolice ujęta zostaje nie tylko relacja Boga do pojedynczego człowieka, ale i tajemnica całego Kościoła.
Sięgając w głąb historii, zauważamy, że dla Orygenesa Wcielenie jest niczym innym jak małżeństwem Chrystusa z człowiekiem. Myśląc w takiej perspektywie, uważa on mężczyznę, który "opuszcza ojca i matkę", za Chrystusa, który opuszcza Ojca Niebieskiego i Matkę (Niebieskie Jeruzalem), by połączyć się w jedno ciało z Kościołem(8). Natomiast św. Augustyn bardzo realistycznie porównuje wydarzenie Wcielenia ze zbliżającą się nocą poślubną, z nieodpartym pragnieniem spotkania się mężczyzny i kobiety, z siłą ich seksualnego przyciągania się. Słowo jest dla niego panem młodym, który podąża do młodej mężatki ciała ludzkiego: "Łono Dziewicy było jego komnatą ślubną, ponieważ tam się zjednoczyli pan młody i pani młoda, słowo i ciało. Ponieważ napisano: I będą dwoje jednym ciałem; i także Pan mówi w Ewangelii: A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało"(9). Według św. Augustyna miłość Chrystusa do człowieka najlepiej symbolizuje duchowo-cielesne zjednoczenie małżonków(10).
W tym kierunku idą rozważania znanego średniowiecznego teologa Aleksandra z Hales (zm.1245), który interpretował akt małżeńskiego oddania jako "symbol pałającej miłości Boga do człowieka", a miłość seksualną jako "łączącą moc", która w jedno zespala mężczyznę i kobietę(11). Uważał on, że cielesne zjednoczenie małżonków symbolizuje unię hipostatyczną, tzn. zjednoczenie dwóch natur w Chrystusie. Nie mniej śmiałe porównania znajdujemy u Hugo od św. Wiktora, P. Lombarda, Tomasza z Akwinu i Bonawentury. Dla tych świętych teologów miłość małżeńska obrazowała duchowe zjednoczenie Chrystusa z Kościołem, natomiast cielesne współżycie małżonków wyrażało nierozerwalną, cielesną wspólnotę Chrystusa z Kościołem. Według nich Jezus Chrystus, wcielając się w człowieka, poślubia ludzkość w ciele i jednoczy się z nią w sposób nierozerwalny(12).
Jak widzimy, symbolika aktu małżeńskiego była często podejmowana dla wyrażenia tajemnicy Chrystusa i Kościoła(13). Inspirowana Pieśnią nad pieśniami służyła, szczególnie od XII wieku, do wyjaśniania stanów mistycznych. Zwłaszcza do ukazania ostatnich etapów drogi duchowej, tzw. zaślubin mistycznych, kiedy to następuje najpełniejsze zjednoczenie duszy z Bogiem. Św. Teresa z Awili podaje na stępujący opis swoich przeżyć mistycznych: "Zdarza się, że w chwili, gdy dusza modli się ustnie tylko i prawie nie myśli o rzeczach wewnętrznych, znienacka ogarnia ją i przenika jakby płomień rozkoszy i zarazem całe jej wnętrze napełnia się jakby wonią jakąś niewypowiedzianie słodką, a tak silną, że udziela się wszystkim zmysłom i na wskroś ją przejmuje. Nie mówię, żeby była to woń rzeczywista; używam tylko porównania, przez które to tylko chcę powiedzieć, że jest to coś, co wyraźnie oznajmia duszy obecność Oblubieńca i wznieca w niej najsłodsze pożądanie cieszenia się obecnością Jego i wylania się przed Nim w żarliwych aktach miłości i dziękczynienia"(14). Opisując w innym miejscu stan duszy, którą Bóg zjednoczył z sobą, pisze: "Nic ona nie widzi, nic nie słyszy, nic nie rozumie, przez cały czas, gdy trwa to zjednoczenie, choć to zawsze czas krótki i jej daleko krótszy jeszcze się wydaje, niż jest w istocie. Za to Bóg sam tak głęboko przenika wnętrze tej duszy, że gdy wróci do siebie, żadną miarą o tym wątpić nie może, iż była w Bogu i Bóg był w niej"(15).
Św. Teresa przyznaje, że nie potrafi lepiej wyrazić swojego duchowego doświadczenia jak przez analogię z sakramentem małżeństwa. "Jakkolwiek to niezręczne porównanie, nie widzę przecież innego, którym bym jaśniej zdołała wytłumaczyć, co mam na myśli, jak przez porównanie z sakramentem małżeństwa. Wielka wprawdzie zachodzi między jednym a drugim różnica, bo to, o czym tu mówię, to rzeczy na wskroś duchowe (przewyższają one małżeństwo ziemskie o tyle, o ile dusza jest wyższa od ciała, także rozkosze, którymi Pan duszę tu napawa, o całe niebo są różne od rozkoszy, jakich używają złączeni związkiem małżeńskim). I miłość łączy się z miłością. I wszystkie działania i sprawy jej tak są niewypowiedzianie czyste, subtelne i słodkie, że nie ma wyrazu na ich opisanie; ale Pan umie dać je wyraźnie uczuć duszy"(16).
Pomimo istotnej różnicy pomiędzy przeżyciem duchowym a cielesnym istnieje, jak widzimy, możliwość porównania rozkoszy życia z Bogiem do rozkoszy życia małżeńskiego. Jeżeli św. Teresa szuka sposobów opisania swoich mistycznych doświadczeń za pomocą rzeczy ziemskich, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, aby małżonkowie swoje ziemskie doświadczenia próbowali oddać za pomocą języka służącego do opisania nadprzyrodzonej rzeczywistości. Człowiek słowami: "miłość" lub "ekstaza", które posiadają kilka warstw konotacyjnych, wyraża różne jakościowo przeżycia. Spotyka się np. często opisy, w których orgazm nazywa się ekstazą seksualną. Trudno o inne skojarzenia, jeżeli zarówno w doświadczeniu mistycznym jak i seksualnym może dojść do chwilowej utraty świadomości albo uniesienia uczuciowego i zachwytu.
Podobieństwa, o których mowa, nie mogą prowadzić do wniosków, że istnieje możliwość wywołania jednego z tych przeżyć za pomocą drugiego. Powszechna opinia teologów chrześcijańskich wyklucza sytuację, aby autentycznym doświadczeniom mistycznym towarzyszyły reakcje napięcia i wyładowania seksualnego(17). Modlitwie towarzyszy wyciszenie zmysłów, które w pełni podporządkowują się duchowi. Znana z traktatów duchowości modlitwa odpocznienia daje przeżycie rozkoszy duchowej, która "przenika aż do dna duszy i rozlewa się na wszystkie władze, a nawet na samo ciało"(18). Pojawienie się stanu głębokiego pokoju i radości ogarniającego nawet zmysły nie jest wynikiem samopobudzenia się człowieka, ale efektem interwencji Boga. Dlatego modlitwa odpocznienia, pomimo wywołania ogromnego przeżycia, nie osłabia organizmu, ale wzmacnia jego energię(19).
Prawdziwe doświadczenie Boga nie może być wywołane przez żadne czynności ludzkie. Żadne doświadczenie zmysłowe czy umysłowe nie jest w stanie przybliżyć człowieka do Boga, wywołać tego spotkania. Jeżeli jednak w życiu człowieka dokona się autentyczne spotkanie z Bogiem, ma ono olbrzymi wpływ na codzienne jego życie: oczyszcza miłość, uzdalnia do całkowitego daru z siebie, leczy z afektów utrudniających rozwój dojrzałej uczuciowości, daje energię do podjęcia trudu moralnego życia, wzmacnia siły do pracy nad sobą, umożliwia zwycięstwo nad pokusą grzechu. Stany ducha mają więc wpływ na funkcjonowanie ciała. W powyżej przedstawionym opisie spotkania z Bogiem wyraźnie dostrzegamy wpływ duszy na ciało. Nauka Kościoła nigdy nie oddzielała ciała ludzkiego od spotkania z Bogiem, dokonującego się w duszy człowieka. Spotkanie z Nim jest zawsze spotkaniem całego człowieka. Nie ogranicza się tylko do wybranych miejsc ani też nie zawęża się do sfery duchowych przeżyć. W swoisty sposób przenika ono i angażuje także cielesność, a nawet wpływa na jej funkcjonowanie. Ciało zostaje podporządkowane duchowi.
Istotne pytanie sprowadza się do kwestii, czy zmiany te obejmują także płciowość człowieka i mają wpływ na jego życie seksualne? Zanim się odpowie na to pytanie, należy zwrócić uwagę, że duchowość małżeńska różni się zasadniczo od duchowości kapłańskiej czy zakonnej. U osoby powołanej do życia w celibacie autentyczne spotkanie z Bogiem nie może wzmagać pragnienia małżeństwa i posiadania dzieci. Będzie pośrednio wpływało na uspokojenie jej zmysłów. Spotkanie z Bogiem małżonków chrześcijańskich musi zaowocować, zgodnie z treścią sakramentu małżeństwa, pogłębieniem więzi małżeńskiej. Rozwój autentycznej duchowości małżonków nie będzie się dokonywał poza kontekstem współżycia seksualnego. Spotkanie z Bogiem powinno zaowocować polepszeniem intymnej relacji małżonków. Obecność Boga może np. wpłynąć na uporządkowanie poruszeń zmysłowych małżonków. Uspokoić je w takim stopniu, który umożliwi wprowadzenie ładu w relację seksualną. Od tego czasu małżonkowie będą zdolni podporządkować spontaniczne reakcje swojego ciała wymogom prawdziwej miłości.
Uznając specyfikę powołania małżeńskiego, trzeba mieć świadomość, że opis doświadczeń duchowych małżonków katolickich wymaga innej wrażliwości, innego języka, a także i odpowiedniej teologii, innej niż ta, która w przeszłości wystarczała do opisania przeżyć religijnych (mistycznych) ludzi duchownych. Wydaje się, że powinna się ona inspirować taką antropologią i filozofią, która nie będzie postrzegać ciała jako przypadłości duszy; będzie dowartościowywać rolę uczucia, które jest istotnym elementem więzi małżeńskiej; i widzieć człowieka jako istotę pozostającą w relacji z drugim we wspólnocie przeżywającą swoje spotkanie z Bogiem. Taka teologia nie będzie tylko symbolicznie odwoływała się do rzeczywistości sakramentu małżeństwa, aby opisać autentyczną duchowość wierzących małżonków.
Niektórzy psychoanalitycy (J. Leuba, M. Bonaparte) uważają, że ci mistycy, którzy opisywali swoje stany duchowe za pomocą języka służącego do opisywania ludzkiej miłości, rekompensują nieświadomie swoje frustracje związane z brakiem miłości seksualnej. Mistyka tego typu ma być według nich wynikiem tłumienia pragnień seksualnych i prostej sublimacji libido. U jej podłoża istnieje konflikt wywołany fałszywym przeświadczeniem, że obecność pragnień seksualnych sprzeciwia się życiu duchowemu(20). Psy choanaliza w wydaniu Freuda nie jest w stanie ani wyjaśnić fenomenu mistyki nuptialnej, ani opisać religijnych doświadczeń współżyjących seksualnie małżonków chrześcijańskich. Freud zakładał, że "wszystkie objawy, same w sobie pozbawione wątku seksualnego, jak pragnienie uzyskania porady, aprobaty czy pomocy są objawem potrzeb seksualnych, które uległy osłabieniu lub "sublimacji". Co więcej, zakładał, że czułość jest zahamowanym lub "wysublimowanym" wyrazem popędów seksualnych"(21). Posiadając tak wąski warsztat naukowy, Freud nie był zdolny inaczej wytłumaczyć najbardziej szlachetnych zachowań człowieka. Tym bardziej nie potrafił dostrzec różnic pomiędzy prawdziwą a fałszywą mistyką chrześcijańską. Ubóstwo myśli Freuda bardzo szybko dostrzegli jego uczniowie. Twierdzili oni, że "związek między uczuciem miłości, wyrazem czułości a seksem bynajmniej nie jest tak ścisły, jak nam się czasem wydaje"(22). Zdolność średniowiecznych mistyków chrześcijańskich do używania języka miłości erotycznej w celu opisania miłości między Bogiem a człowiekiem nie musi być wcale związana z potrzebą sublimacji niezaspokojonego popędu seksualnego. Podobnie także pozaseksualne znaki miłości małżeńskiej nie wypływają tylko z tego źródła.
Freudowska interpretacja może być jedynie uzasadniona przy analizie zachowań pseudomistycznych(23), charakterystycznych dla niektórych kultów pogańskich. Zachowania seksualne służą tam do wywołania nadzwyczajnych stanów psychicznych. W średniowieczu zdarzały się takie przypadki, np. św. Bonawentura użalał się, że niektórzy ludzie masturbują się, aby osiągnąć stan "duchowej ekstazy"(24). Przykład ten uczy nas, że nie można utożsamiać samego przeżycia przyjemności seksualnej z religijnym przeżyciem. Seks jako droga do religijnego przeżycia jest zawsze parawanem dla rozpusty. Na świecie powstaje wiele religijnych sekt, w których perwersja seksualna jest motywowana religijnie, a zmysły służą do wywołania quasi-religijnych stanów.
Próbując opisać relację między duchowością a seksualnością u małżonków chrześcijańskich, musimy unikać dwóch skrajności: z jednej strony wzajemnej izolacji sfery ducha i ciała, charakterystycznej dla mentalności starożytnej; i z drugiej strony współczesnego zagrożenia zbyt dużego powiązania ich ze sobą, co sprawia, że duch zostaje utożsamiony z ciałem do tego stopnia, że wszystkie poruszenia ciała można identyfikować z aktywnością ducha. Rozwój pierwszej tendencji sprawiał, że traktowano praktykowanie życia seksualnego jako przeszkodę dla autentycznej duchowości; rozwój drugiej powoduje, że sama aktywność seksualna jest utożsamiana z aktywnością duchową, a nawet staje się sposobem mechanicznego nawiązania bezpośredniego kontaktu z Bogiem, tak jak proponowały to starożytne ryty orgiastyczne. Spojrzenie biblijne na człowieka dostrzegało w tym podejściu do seksualności idolatrię kult fałszywego bożka, który zastępuje Boga prawdziwego. Traktowanie seksualności jako przeszkody dla życia duchowego jak i traktowanie aktu seksualnego jako metody służącej do osiągnięcia spotkanie z Bogiem są dwiema skrajnościami, które powodują upadek prawdziwej duchowości chrześcijańskiej(25).
Dostrzegając te niebezpieczeństwa, byłoby łatwiej podtrzymać pogląd powszechnie przyjęty podkreślać swój pozytywny stosunek do ludzkiej seksualności i równocześnie dystansować się od poglądów wskazujących na moż liwość religijnego przeżycia aktu małżeńskiego. Wydaje się jednak, że obecna refleksja teologiczna dojrzała do rozwiązań znacznie bardziej odważnych. Nie trzeba przeczyć możliwości spotkania z Bogiem w tym właśnie momencie. Należy jednak zdawać sobie sprawę, że spotkanie z Nim nie dokonuje się bezpośrednio przez biologiczny seks (tak jakby sama aktywność ciała zapewniała spotkanie z Nim), ale zależnie od istnienia duchowej więzi małżonków z Chrystusem. To nie samo ciało jest narzędziem i miejscem spotkania z Bogiem, ale cały człowiek, który poprzez ciało wyraża swoje stany duchowe. Dopiero wraz ze zbliżeniem się do Boga akt małżeński staje się dla małżonków znakiem Bożej miłości. Gdy małżonkowie oddalają się od Boga, ich intymne spotkanie przestaje być miejscem spotkania z Bogiem. To nie sam akt seksualny umożliwia spotkanie z Bogiem, ale istnienie sakramentalnej więzi małżeńskiej, która przez ten akt się wyraża. Więź ta opiera się na wartościach wyższych, dominujących nad poruszeniami instynktu.
Kolejnym wnioskiem z tych rozważań jest stwierdzenie, że obecności Boga w akcie małżeńskim nie można mierzyć intensywnością przeżycia seksualnego. Znacznie istotniejszym kryterium życia zgodnego z wolą Bożą jest zachowanie zasad moralności katolickiej. Współżycie małżonków zgodne z nimi, nawet jeżeli nie jest związane z wyraźnym przeżyciem religijnym, dokonuje się w realnej obecności Boga. Natomiast nawet najbardziej satysfakcjonujący seks będzie się odbywał poza Bogiem, gdy współżyjący będą lekceważyć zasady moralności katolickiej. Spotkanie z Bogiem w akcie seksualnym nie dokona się tam, gdzie nie będzie małżeństwa, miłości, wierności, szacunku dla rytmu płodności itp.
Wszystkie te rozróżnienia wydają się bardzo ważne, ponieważ mentalność współczesnych ludzi, w tym także i ochrzczonych, prędzej skojarzy akt seksualny z intensywną przyjemnością niż z więzią miłości między małżonkami. Akt seksualny jest dla nich ciągle przede wszystkim somatyczną reakcją organizmu. Tkwiąc w takich schematach myślowych, ludzie ci jakby nie przyjmują, że akt seksualny jest językiem ciała, przez który słychać mowę ducha. Gdy zaczyna się mówić o Bogu obecnym w tym międzyludzkim spotkaniu, zamiast kojarzyć tę obecność z więzią miłości, w której jest obecny Bóg, automatycznie kojarzą ją z przyjemnością, o której najczęściej myślą. Gdy kojarzą spotkanie z Bogiem z przyjemnością, a nie z relacją miłości, prędzej są w stanie uznać akt małżeński jako prosty, magiczny ryt ściągający Boga, niż znak Jego obecności, którego prawda wyrażona poprzez ciało zależy przede wszystkim od wiary i czystości serca człowieka.
opr. mg/mg