Adopcja - praktyczne informacje i rady
Syn zaskoczył mnie pytaniem: „U kogo byłem w brzuchu?”. Odpowiedziałam intuicyjnie: „Nie u mnie. Byłeś u innej mamy”.
Czasem czekają kilka miesięcy, czasem kilka lat. Zazwyczaj w ogromnym napięciu. Wielkie pragnienie, by móc wychowywać dziecko, łączy się z lękiem: czy nas dobrze ocenią, czy się uda i — wreszcie — czy będziemy umieli to maleństwo pokochać? Bo przecież ono nie jest urodzone wczoraj — jakoś już wygląda, jakoś pachnie, jakoś się zachowuje. I niekoniecznie przystaje do naszych wcześniejszych wyobrażeń. — Dziecko wprowadza rewolucję w naszym życiu, ale my jemu też fundujemy rewolucję — twierdzi Monika Waluś, adopcyjna mama 7-letniej dziewczynki. — Zmienia się całe jego otoczenie, klimat, zapachy, ubranka. To trudny moment dla obu stron.
Pani Monika myślała już, że nie będzie mogła adoptować dziecka. W pierwszym ośrodku usłyszała, że jest za stara, a dzieci czekających na adopcję jest mało. — Nie miałam wtedy dużej wiedzy na ten temat, nie czułam się pewnie, więc wycofałam się — wspomina. — Dopiero znajomi wskazali mi inny ośrodek, gdzie szanse na adopcję były znacznie większe.
Skąd biorą się różnice w czasie oczekiwania na dziecko? — Składa się na to bardzo wiele czynników — wyjaśnia Teresa Satława, dyrektor Katolickiego Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Częstochowie. — Wiele zależy od samej rodziny i jej oczekiwań względem dziecka. Większość potencjalnych rodziców chciałaby adoptować dzieci małe i zdrowe, a tylko jedna para na sto decyduje się np. na przyjęcie dziecka niepełnosprawnego. Po drugie nie bez znaczenia jest usytuowanie i specyfika ośrodka. W małych miastach odsetek dzieci przeznaczonych do adopcji zazwyczaj bywa niewielki, natomiast tam, gdzie jest dużo ludności napływowej — znacznie większy. W naszym ośrodku pracujemy z matkami, które tuż po porodzie podejmują decyzję o oddaniu dziecka do adopcji, dlatego najwięcej mamy noworodków. Ci, którzy chcieliby adoptować jedno dziecko w wieku przedszkolnym, muszą u nas czekać znacznie dłużej — dzieci w tym wieku mają najczęściej już rodzeństwo, a niewiele jest rodzin gotowych przyjąć jednocześnie dwoje dzieci. Wydaje mi się, że w ośrodkach współpracujących z domami dziecka, gdzie przebywają starsze dzieci, te proporcje mogą być zupełnie inne.
Początkiem adopcyjnej drogi jest decyzja małżonków, z którą przychodzą oni do ośrodka. Tutaj rozmawiają z pedagogiem, psychologiem, uczestniczą w zajęciach grupowych, spotkaniach z prawnikiem i rodzinami adopcyjnymi. W częstochowskim ośrodku wszystkie te działania zamykają się w dziewięciu miesiącach. Od tego czasu rozpoczyna się okres oczekiwania na dziecko!
Wbrew pozorom adoptować dzieci mogą nie tylko bezdzietne małżeństwa. Możliwość posiadania biologicznego potomstwa wcale nie przeszkadza w ubieganiu się o adopcję. Przeciwnie, doświadczenia w wychowaniu własnego dziecka mogą stać się atutem. — Ci, którzy mieli już wcześniej dzieci, przeżyli wiele radosnych i trudnych chwil, nie obwiniają się tak o wychowawcze niepowodzenia — twierdzi Teresa Satława. — Choć z drugiej strony zawsze rodzi się obawa: czy będą umieli pokochać to dziecko jak swoje biologiczne?
O adopcję mogą się starać także osoby samotne, ale na ogół pierwszeństwo mają pełne rodziny. Często wymaga się też w ośrodkach określonego stażu małżeńskiego, np. 5-letniego. — Bezdzietność bywa czasami przyczyną kryzysów w małżeństwie. Jeśli jednak takiemu związkowi uda się przetrwać pięć lat, to znaczy, że małżonkowie umieją razem radzić sobie z tym problemem. Nie rozstali się mimo braku potomstwa. Taki związek jest stabilny — tłumaczy dyrektorka częstochowskiego ośrodka. — Poza tym zdarza się, że mimo początkowych diagnoz niepłodności pojawiają się w tej rodzinie dzieci — dlatego może warto zaczekać jakiś czas.
Oczywiście od rodziców adopcyjnych oczekuje się odpowiednich warunków mieszkaniowych i stałego źródła utrzymania. Jednak najbardziej liczy się gotowość na przyjęcie dziecka takiego, jakim ono jest, z jego historią rodzinną, płcią, wiekiem, zdrowiem i przyszłością.
Ośrodek w Częstochowie przygotowuje oczekujące pary na potencjalne trudności, takie jak choćby płodowy zespół alkoholowy (FAS), ale nie we wszystkich placówkach jest to regułą. — Niektóre ośrodki grzeszą lukrowaniem sytuacji — twierdzi pisarka Katarzyna Kotowska, która sama jest adopcyjną mamą. — Rozumiem, że chodzi o to, żeby przyszłych rodziców nie zniechęcić, ale trzeba im mówić całą prawdę: że będzie i trudno, i fajnie. Mam wrażenie, że tego „fajnie” bywa w przygotowaniach za dużo. Ludzie spodziewają się czegoś łatwiejszego i gdy pojawiają się trudności, są przestraszeni, myślą, że coś robią źle.
Autorka książki „Jeż”, w metaforyczny sposób opisującej sytuację dziecka adoptowanego i jego rodziców, uważa, że okres przygotowawczy nie nauczył jej radzenia sobie w sytuacjach problemowych: — Emocjonalnie byłam przygotowana, pogodzona z tym, że nigdy nie urodzę dziecka, ale brakowało mi wiedzy. Gdy pojawił się Piotrek, musiałam szukać rozwiązań na własną rękę. Biologiczni rodzice wiedzą zazwyczaj, jak wykonywać czynności obsługowe. Ja nie wiedziałam, jak postępować z moim dwuletnim synem, a głupio mi było pytać... Bałam się, że zrobię mu niechcący jakąś krzywdę. Powoli jednak wszystkiego się nauczyłam.
W ośrodkach zaleca się, by nie ukrywać faktu adopcji przed dzieckiem. To również wielkie wyzwanie dla nowych rodziców. — Wiadomo, że trzeba powiedzieć prawdę, ale właściwie nie ma na to dobrego momentu — twierdzi Katarzyna Kotowska. — Mnie syn sam zaskoczył pytaniem: „U kogo byłem w brzuchu?”. Odpowiedziałam intuicyjnie: „Nie u mnie. Byłeś u innej mamy”. Cieszę się, że tak właśnie powiedziałam, że nie użyłam sugerującego obcość słowa „pani”. Dla mnie adopcja to także zgoda na bycie mamą numer dwa, przynajmniej w chronologii. Syn ma prawo pytać, szukać, dowiadywać się. A ja zawsze powinnam być gotowa, by podjąć z nim rozmowę.
— Zależało mi na tym, żeby powiedzieć to córce jak najwcześniej — zwierza się Monika Waluś. — Nie miałam innego wyjścia. Mamy liczną rodzinę i prędzej czy później sprawa by się wydała. Dlatego wymyślałam dla niej historyjki — o domu, gdzie było dużo dzieci; o pani, która bardzo czekała na dziewczynkę, jeździła do niej autobusem, kiedy za oknem padał śnieg. Wreszcie za którymś razem powiedziałam: „Ty byłaś tą dziewczynką, byłaś prezentem dla mnie”. Córce podobało się, że jest prezentem, kimś oczekiwanym, potrzebnym, kochanym. Mówiłam jej też, że urodziła się u nieznanej mi pani, która ją kochała, ale nie mogła wychować. Dlatego chciała oddać ją komuś, z kim jej będzie dobrze.
Często osoby oddające dzieci do adopcji są pochopnie osądzane. To paradoks, że spora część społeczeństwa przyzwala na aborcję, natomiast urodzenie i oddanie dziecka spotyka się z powszechnym potępieniem. Tymczasem nie każda matka jest gotowa do tego, by wychowywać swojego potomka.
Powody bywają różne: od niedojrzałości po ciężką sytuację materialną. Trzeba jednak docenić sam fakt, że kobieta chciała dziecko urodzić i powierzyć komuś, kto obdarzy je miłością.
— Dzieciaki w nowych rodzinach rozkwitają — mówi Monika Waluś. — Kiedy trafiają do środowiska, w którym ktoś je wreszcie docenia, niesamowicie pięknieją.
— Mamy z Piotrkiem świetny kontakt — ocenia Katarzyna Kotowska. — Mówi mi o wszystkim, co się z nim dzieje. Także o tych przykrych przeżyciach: w tym roku szkolnym dzieciaki zaczęły mu potwornie dokuczać. Chcę być przy nim w tych momentach. On chodzi teraz do szóstej klasy i czuję, że to ostatnie chwile, kiedy jest dzieckiem. Powoli zaczyna się robić młodzieńcem. Czy uda się zachować dobry kontakt także w tym okresie? Nie wiem. Ale wiem, że ilość „miodu”, którą od niego otrzymałam, to coś zupełnie niezwykłego. Bez niego moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, a może w ogóle by nie wyglądało.
Dziesięć przykazań dla rodziców adopcyjnych
1. Nie będziesz ukrywał faktu adopcji przed dzieckiem, wyjawisz mu w sposób naturalny i rzeczowy, jak stało się członkiem twojej rodziny. 2. Nie stawiaj swemu dziecku wymagań, którym nie będzie w stanie sprostać. 3. Pamiętaj, abyś dzień narodzin adopcyjnych zawsze hucznie świętował — niech ten dzień napełni szczęściem cały twój dom. 4. Dbaj o pielęgnowanie więzi małżeńskiej — to podstawa dobrej rodziny. 5. Pamiętaj, że trudności przeżywają wszyscy rodzice, również ci biologiczni. 6. Zawsze mów dziecku, że je kochasz — to pomoże i jemu, i tobie. 7. Wiedz, że twoje dziecko nie będzie ideałem. Ty nim też nie jesteś. 8. Nie licz na wdzięczność twego dziecka. Odniesiesz sukces, jeśli przeleje ją na następne pokolenie. 9. Sam nie poradzisz — zaproś Boga do współpracy. 10. Zawsze możesz zwrócić się o pomoc do ośrodka adopcyjno-opiekuńczego.
Oprac. Katarzyna Jabłońska tekst pochodzi z czerwcowego numeru „Więzi”, poświęconego adopcji
opr. mg/mg