Dziecko w ofercie

Kulisy zapłodnień in vitro i macierzyństwa zastępczego

Dzieci sprawiają sobie dzisiaj w Polsce nie tylko samotne kobiety, ale także te żyjące w związkach lesbijskich. — Procedurę in vitro stosuje się wobec nich w Polsce na porządku dziennym — zdradza „Gościowi” osoba związana ze środowiskiem lekarzy od in vitro.

Pojawiły się też już w Polsce matki zastępcze, zwane surogatkami. Rodzą cudze dzieci za pieniądze. Inkasują za to od 30 do 60 tys. złotych. — To jest w Polsce problem marginalny. Ja takich działań się nie podejmuję — mówi „Gościowi” prof. Waldemar Kuczyński, szef wykonującej in vitro kliniki „Kriobank” w Białymstoku.

Kliniki in vitro różnią się jednak między sobą bardzo w podejściu do produkcji ludzi w fazie embrionalnej. W niektórych pracownicy mają większy szacunek dla ludzkiego życia, które wytworzyli, ale w innych podchodzą do tego lżej, bez żadnych skrupułów przed umieszczaniem zarodków w macicy zupełnie innej kobiety.

W zeszłym roku powstało nawet w Piasecznie pod Warszawą pierwsze w Polsce biuro pośrednictwa dla matek zastępczych, nazywanych surogatkami. Korzystają z niego kobiety, które nie mogą same donosić ciąży. „Prowadzimy działalność zajmującą się kojarzeniem bezdzietnych par małżeńskich, które z jakichś przyczyn zdrowotnych nie mogą mieć dzieci, z kobietami, które chcą takim parom urodzić dziecko” — zachwala swoje usługi firma. „Zajmujemy się tylko i wyłącznie pomocą kojarzenia par małżeńskich z surogatkami. Pieniądze, które są przeznaczone dla surogatki, są dobrowolnie przyznane na utrzymanie się matki zastępczej wraz z noszonym przez nią dzieckiem” — zastrzega firma w ogłoszeniu. To zapis, który jest bezczelnym wybiegiem prawnym: genetyczni rodzice, którzy wynajmują surogatkę, oficjalnie nie mogą jej zapłacić za ciążę. Mają więc udawać, że tylko ją „utrzymują” podczas ciąży.

Z „Gościem” właścicielka firmy nie chciała rozmawiać, chyba że za pieniądze. Z zasady z takich ofert nie korzystamy.

— Uważam, że z taką formą, jak matki zastępcze wynajmowane za pieniądze, należy walczyć. Potrzeba w tej sprawie uregulowań prawnych — przyznaje prof. Kuczyński.

Żywe inkubatory

Biologiczni rodzice, którzy korzystają z usług matek zastępczych, zwykle nie mają pojęcia, na co narażają swoje dziecko. Decyzję o pracy surogatki podejmują często kobiety z trudnych środowisk. Spodziewanie się po nich szczególnej troski o dziecko to naiwność. Te kobiety robią to dla pieniędzy. Tymczasem psychologia prenatalna mówi wiele o więziach, jakie dziecko już przed urodzeniem może zawiązać nie tylko ze swoją matką, ale też ojcem. Ich brak może być dla dziecka poważną krzywdą. Zagrożone jest też fizyczne zdrowie dziecka. Trudno się spodziewać, że surogatka zrezygnuje dla dobra dziecka, zwłaszcza cudzego dziecka, z alkoholu, papierosów czy łykania niebezpiecznych dla maleństwa leków.

Kolejną rafą, o którą mogą się potknąć biologiczni rodzice korzystający z surogatki, jest szantaż. Według prawa, nie musi ona urodzonego przez siebie dziecka nikomu oddawać. Może więc zażądać za jego oddanie znacznie większych pieniędzy. Znane są takie przykłady z Ameryki. To niektóre z mnóstwa konsekwencji dążenia do posiadania własnego dziecka za wszelką cenę.

W jednej z warszawskich klinik in vitro pacjenci spotykali podczas swoich wizyt kilkanaście kobiet o azjatyckich rysach twarzy. Z rozmów z personelem wynikało, że są to Filipinki. — Zastanawialiśmy się, co one tam robią w takiej liczbie. Być może jest to sygnał, że w Polsce już wykorzystuje się cudzoziemki jako żywe inkubatory? — mówi Adam Szulc, nasz czytelnik, który ma dziecko dzięki in vitro, ale dzisiaj ostrzega osoby zamierzające poddać się sztucznemu zapłodnieniu przed groźnymi konsekwencjami tej procedury. — Kobiety z polskim obywatelstwem po donoszeniu cudzego zarodka mogą rościć sobie prawo do dziecka. Z cudzoziemkami może być łatwiej — przypuszcza.

Wymieniana przez pana Adama warszawska klinika zaprzecza, że w ogóle bierze udział we wszczepianiu zarodków matkom zastępczym. Czy więc te przypuszczenia są słuszne? — Nie sądzę. Środowisko raczej by o tym wiedziało — powątpiewa prof. Bogdan Chazan, ginekolog i znany obrońca życia, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny. Nasz drugi rozmówca, osoba zaangażowana w procedurę in vitro w innym polskim mieście, w nieoficjalnej rozmowie komentuje: — Trudno mi powiedzieć, czy te podejrzenia są słuszne. Ale instytucja matki zastępczej działa. Niech mi pan zresztą pokaże jakąś rzecz, która została wymyślona na Zachodzie, a nie dotarła do nas — mówi. — W Anglii już dzisiaj prawo pozwala na tworzenie hybryd ludzko-zwierzęcych. Jeśli jakiś naukowiec pokaże, że można na tym zarobić pieniądze, to będzie to robione także w Polsce — dodaje.

Dzieci dla lesbijek

Dzieci ze sztucznego zapłodnienia sprawiają sobie dzisiaj także kobiety samotne oraz lesbijki. W polskich klinikach in vitro nikt ich nie pyta, czy dziecko ma szansę na wychowanie w pełnej rodzinie.

Świat tylko w wyjątkowych sytuacjach dowiaduje się o krzywdzie takich dzieci. Tak stało się w lutym tego roku, kiedy światowe media obiegła informacja o powiciu ośmioraczków przez żyjącą samotnie Nadję Suleman ze Stanów Zjednoczonych. Jej dzieci zostały poczęte in vitro. Podobnie zresztą jak sześcioro dzieci, które Nadja urodziła już wcześniej. Razem ma już więc 14 potomków, wszystkie poczęte przez sztuczne zapłodnienie.

Zwykli Amerykanie przyglądali się tej sytuacji z przerażeniem. A to ze względu na wiele zachowań Nadji. Kobieta bowiem ubzdurała sobie, że jest bliźniaczką aktorki Angeliny Jolie. Przeszła szereg operacji plastycznych, żeby upodobnić się do aktorki. I rzeczywiście wygląda teraz jak kopia Angeliny Jolie, tylko wyraźnie mniej udana. Nadja Suleman chciała naśladować Angelinę także w posiadaniu licznych dzieci. Zaczęła więc składać wnioski o adopcję. Jednak z racji złych wyników testów psychologicznych wszystkie jej wnioski o adopcję zostały odrzucone. Poszła więc do kliniki in vitro. Tam nikogo nie interesowało, czy starająca się o sztuczne zapłodnienie kobieta ma choć minimalne predyspozycje psychiczne do bycia matką.

Przypadek Nadji Suleman jest szczególnie medialny ze względu na to, że urodziły się akurat ośmioraczki. Jednak już zupełnie bez rozgłosu przechodzą przypadki innych kobiet, które w naturze miałyby niewielkie szanse na urodzenie dziecka. Choćby dlatego, że nie są zainteresowane mężczyznami.

Poseł Jarosław Gowin proponował, żeby ograniczyć in vitro tylko do małżeństw. Napisany przez niego projekt ustawy był kompromisem między zwolennikami a przeciwnikami in vitro. Miał zapobiec niektórym wynaturzeniom, do jakich dochodzi przy stosowaniu sztucznego zapłodnienia. Propozycja Gowina została jednak obśmiana w mediach jako zbyt konserwatywna. — Tymczasem brak regulacji prawnych powoduje, że w Polsce można na przykład bezkarnie niszczyć embriony — mówi „Gościowi” Jarosław Gowin. — Przykłady instrumentalnego podejścia do życia w polskich klinikach in vitro przyniosło zeszłoroczne śledztwo pary dziennikarzy „Dziennika” — podkreśla.

Chodzi o prowokację pracowników „Dziennika”, którzy przeszło rok temu podszywali się pod parę starającą się o in vitro. Opisywali później, że w niektórych klinikach pracownicy mówili o tworzonych przez siebie embrionach ciepło, a w jednym przypadku pracownica powiedziała nawet o zarodkach: „małe dzieci”. W innych klinikach lekarze mówili jednak otwarcie, że po całej procedurze klienci mogą swoje zarodki wynieść w termosie, a potem sprzedać albo zniszczyć. Inni informowali, że zarodki będą przechowywane w klinice w stanie zamrożenia, dopóki klienci będą za to płacić (kosztuje to około 400 zł rocznie). Jeśli przestaną, zarodki zostaną zniszczone.

Weterynarz tworzy człowieka

Być może nie są to nagminne praktyki. — Osobiście nie znam klinik, gdzie zarodki byłyby wyrzucane i poniewierane. Pracują tam lekarze z powołania. Nie wiem, czy tak jest wszędzie — powiedziała nam osoba pracująca w klinice in vitro, z którą rozmawialiśmy nieoficjalnie.

Wątpliwe jednak, żeby wszyscy lekarze zajmujący się in vitro w Polsce mieli podobne skrupuły. W Wielkiej Brytanii tylko w ciągu ostatnich 15 lat „zniszczono”, czyli zabito ponad milion ludzi w fazie embrionalnej. W Polsce natomiast kliniki nie mają obowiązku informować ani o wyrzucaniu na śmietnik zarodków, ani nawet o liczbie przeprowadzanych zabiegów in vitro.

Ludzie w fazie embrionalnej giną jednak też w tych klinikach nie tylko wskutek ordynarnego wyrzucania na śmietnik. — Zarodki giną już chociażby w wyniku niekorzystnych warunków panujących na szkle — mówi prof. Bogdan Chazan.

Zwolennicy in vitro mają jednak na to odpowiedź. Zwracają uwagę, że w naturze też bardzo często się zdarza, że ludzie w fazie embrionalnej umierają w pierwszych dniach życia. — To prawda, jednak kiedy to się dzieje naturalnie, to nie przykładamy do tego ręki. Ludzie umierają, ale my lekarze nie powinniśmy się do ich śmierci przyczyniać — mówi prof. Chazan. — Niepokoi mnie, że medycyna w swojej fascynacji możliwościami technologicznymi coraz bardziej oddala się od człowieka. Dotyczy to także ginekologii i tutaj jest to szczególnie niebezpieczne. Uważam, że nie wszystko, co przećwiczono na zwierzętach, nadaje się do przeniesienia na człowieka. W pewnym momencie pojawia się zasadnicza jakościowa granica, której przekraczać nie powinniśmy. Nie powinniśmy widzieć pacjentki i jej problemów osobistych, rodzinnych przez pryzmat tego, co dzieje się na szklanej płytce. Mam wrażenie, że medycyna zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do weterynarii. W wielu laboratoriach in vitro pracują specjaliści z tej dziedziny — dodaje.

Lekarze weterynarii nie zajmują się oczywiście w klinikach in vitro badaniem pacjentek, ale nieraz pracują nad tworzeniem ich dzieci w laboratorium, na szkle.

Gowin poprze Piechę?

Jarosław Gowin rozpoczął w Polsce debatę nad ograniczeniem i poddaniem kontroli in vitro w Polsce. Jego projekt na razie nie znalazł jednak akceptacji nawet w jego partii, Platformie Obywatelskiej.

Paradoksalnie, zmobilizowało to do działania ludzi, którzy powtarzają: z in vitro wiąże się tyle zagrożeń, że należy go całkowicie zakazać. Świeccy katolicy z okolic Rzeszowa założyli Komitet Contra in Vitro i zebrali pod swoim projektem, zupełnie zakazującym in vitro, ponad 150 tys. podpisów. Inny projekt, całkowicie zakazujący tworzenia ludzi przez in vitro przygotował poseł PiS Bolesław Piecha. Jego projekt pozwala na wszczepianie kobietom tylko tych ludzkich embrionów, które już dzisiaj tkwią zamrożone w ciekłym azocie. W preambule do projektu Piechy padają ważne słowa: „nienaruszalna godność człowieka przynależy mu w każdej fazie jego życia”.

Jarosław Gowin ciągle jeszcze liczy, że Platforma Obywatelska jednak zgłosi jego kompromisowy projekt, zaledwie ograniczający stosowanie in vitro. — Jeżeli jednak to się nie stanie, poprę projekt Bolesława Piechy — powiedział „Gościowi”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama