Z seksem jest podobnie jak z ogniem, który w kominku jest skarbem, ale już w stodole czy w lesie staje się nieszczęściem i przekleństwem.
Popęd seksualny, podobnie jak ogień, jest potężnym żywiołem. Zarówno jeden, jak i drugi może budować lub niszczyć. O ile bez ognia trudno sobie wyobrazić naszą egzystencję – co aktualny kryzys energetyczny boleśnie nam uświadamia – o tyle bez seksu niemożliwe byłoby przekazywanie życia i trwanie ludzkości. Seks, a szerzej seksualność jest wpisana w naturę człowieka. Potwierdza to zarówno Biblia, jak i wolna od ideologicznych zacietrzewień obserwacja świata. To Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Kwestionowanie tego faktu albo sprowadzanie różnic między mężczyzną i kobietą do spraw kulturowych czy umownych, jak tego chce ideologia gender, jest herezją przeciwko Bogu Stwórcy. Podobnie zresztą herezją jest manichejska diabolizacja ludzkiej seksualności, uznawanie jej za zło konieczne, usprawiedliwione jedynie prokreacją.
Naturalne zróżnicowanie, a zarazem komplementarność płci jest czymś chcianym i zaplanowanym przez Boga jako dobro. Jest to nawet jeden z czynników współstanowiących o niezwykłej godności i powołaniu człowieka. Dzięki seksualności, która ogarnia nie tylko ludzkie ciało, ale i duszę (ona też jest kobieca lub męska), jesteśmy szczególnie predysponowani do tworzenia nierozdzielnych wspólnot małżeńskich na obraz Boga, który jest wspólnotą równych sobie w godności i współistotnych Osób w Trójcy Świętej. Wspólnoty te przez swoją płodną miłość współuczestniczą z Bogiem w powoływaniu do życia kolejnych istot ludzkich.
Bazująca na naturalnym przyciąganiu się dwóch płci małżeńska wspólnota kobiety i mężczyzny jest z Bożej woli – jak to ujmował śp. abp Henryk Hoser SAC – bardziej pierwotna niż Kościół. Chodzi przy tym o coś więcej niż tylko o pierwszeństwo w sensie historycznym, ale także o pierwszeństwo w Bożym planie zbawienia i w porządku wartości. Zdarzało się bowiem, że Kościół nawet tam, gdzie zniszczono jego widzialne struktury, przetrwał dzięki małżeństwu i rodzinie. Ale jeśli gdzieś dochodzi do całkowitego zniszczenia małżeństwa i rodziny, wówczas każda wspólnota, z kościelną włącznie, podzielić musi los Sodomy i Gomory. Oby Bóg, który sprawił, że „ani grzech pierworodny, ani kara potopu” nie zniszczyły świętej instytucji małżeństwa i rodziny, nie pozwolił zniszczyć jej i dzisiaj.
Pełne zjednoczenie małżonków jest czymś tak pięknym i świętym, że już w Starym Testamencie uznano je za godne, aby było obrazem nieodwołalnej miłości samego Boga do swojego ludu. Szczególnie wymowne w tym temacie są opisy zawarte w Księdze Ozeasza i w Pieśni nad Pieśniami. W Nowym Testamencie św. Paweł w Liście do Efezjan widzi w miłości małżeńskiej obraz miłości Chrystusa do Kościoła. W podobnym duchu o Kościele, jako Oblubienicy Baranka, pisze św. Jan w Apokalipsie.
Małżeństwo jest tak ważnym Bożym powołaniem, że analogicznie do kapłaństwa zostało przypieczętowane i umocnione specjalnym sakramentem. Sprawia on, że wszystko, co jest spełnianiem tego powołania i okazywaniem sobie przez małżonków miłości przyrzeczonej przy ołtarzu, jest święte i zasługuje na niebo. Dotyczy to również szczególnie delikatnej i intymnej sfery seksualnej – pod warunkiem poszanowania Bożych przykazań i ludzkiej godności. Ludzka seksualność zostaje w ten sposób przebóstwiona i oddana przez człowieka, jak wiele innych dziedzin, realizacji Bożego planu.
Bez owego przebóstwienia tego potężnego „żywiołu”, jakim jest seks, łatwo popaść w jego ubóstwienie – jak to bywa w dechrystianizującym się świecie. Przypomina ono jako żywo antyczne praktyki pogańskie, których ślady można znaleźć choćby na ruinach Forum Romanum. W centrum są pozostałości niewielkiej świątyni Westy – patronki ogniska domowego, której kapłanki cieszyły się szacunkiem jako zobowiązane do czystości pod sankcją pogrzebania ich żywcem. A na obrzeżach znajdujemy ślady dużo większego przybytku Wenery, gdzie kwitła prostytucja, będąca rodzajem kultu. Między tymi dwoma kultami rozdarty był poganin.
Na to rozdarcie nie ma jednak miejsca w życiu chrześcijan. Biblia ani nie ubóstwia, ani nie demonizuje seksu. Podchodzi do niego jak do jednego z największych Bożych darów, który ma być podporządkowany miłości: do człowieka i do Boga. Ma być jak ogień w kominku. To ważny i delikatny temat, dlatego poświęcamy mu aktualny numer „Idziemy”.