Wychowanie seksualne: między mitami a prawdą

Wychowanie seksualne z pewnością jest potrzebne. Nie jest jednak wszystko jedno, jakie to będzie wychowanie i kto przyjmie rolę wychowawcy!

- Wokół wychowania seksualnego nagromadzało się wiele fałszywych mitów, błędnych wyobrażeń i groźnych przekłamań. Niektórym środowiskom wydaje się, iż mają prawo decydować o tym, jakie treści powinna zawierać i w jaki sposób ma być przekazywana wiedza na temat seksualności człowieka. Jednak my chcemy przekonywać i uświadamiać rodzicom, że jest to ich wyłączna kompetencja. Na co odpowiedzialni rodzice powinni zwracać uwagę w tym względzie?

- Po pierwsze rodzice powinni wiedzieć, że wychowanie seksualne jest ich podstawowym zadaniem i że nikt ich w tym nie zastąpi. Powinni pamiętać też o tym, że warunkiem kształtowania dojrzałych postaw w sferze seksualnej jest wychowywanie do wielkiej, czystej, wiernej miłości. Kto nie nauczy się kochać, ten będzie albo bał się seksualności, albo ulegnie demoralizacji czy popadnie w uzależnienia w tej sferze.

Zadaniem drugim rodziców jest dopilnowanie, by nikt ich dzieciom nie szkodził, by nikt nie wprowadzał ich w błąd i nie przeszkadzał w zajęciu mądrej postawy w sferze seksualnej. Z tego powodu rodzice powinni kontrolować książki i czasopisma, które ich dzieci czytają, filmy, które oglądają, strony internetowe, na które wchodzą. Zadaniem rodziców jest także kontrolowanie tego, co dzieje się w szkole w odniesieniu do wychowania seksualnego. Powinni oni dokładnie zapoznać się z treściami, jakie są przedstawiane na lekcjach wychowania seksualnego i czy jest to w ogóle jest wychowanie, a nie — jak czasem się zdarza — promocja wyuzdania i antykoncepcji oraz mitów o „bezpiecznym” seksie przedmałżeńskim. Żyjemy w cywilizacji, która wręcz promuje demoralizację seksualną. To jest poprawne politycznie.

Kontekst społeczny jest obecnie bardzo negatywny dla wychowania seksualnego. Aktywiści gejowscy twierdzą, że orientacja seksualna jest najważniejszym czynnikiem w ich życiu, i że wręcz jest wyznacznikiem ich tożsamości. W takim razie uznają się — przepraszam za mocne słowa - za samców, dla których najważniejszy jest popęd, a nie człowiek. Dla popędu i chwili przyjemności potrafią poświęcić nie tylko swoje sumienie, ale także swoje zdrowie a nawet życie, gdyż kontakty homoseksualne są wysoce ryzykowne — także od strony czysto medycznej. Jeśli ktoś mówi w telewizji bądź radiu, czy też pisze na forach internetowych, że dla niego najważniejszy jest popęd i orientacja seksualna, to stawia się na poziomie erotomana czy gwałciciela, gdyż dla tej grupy ludzi popęd jest rzeczywiście ważniejszy niż on sam czy druga osoba, którą krzywdzi. Człowiek, dla którego najważniejsza jest orientacja seksualna, a nie miłość, prawda i odpowiedzialność, jest karykaturą człowieka i kimś niezdolnym do miłości, wierności, odpowiedzialności. Taka postawa to przykład skrajnej i bolesnej redukcji antropologicznej, z którą mamy obecnie do czynienia, a także przejaw publicznego promowania hedonizmu. I mało kto z rodziców przeciw temu protestuje! W takim kontekście społecznym jest wyjątkowo trudno młodym ludziom zrozumieć, że sensem seksualności jest komunikowanie miłości do małżonka, a nie zaspakajanie popędu z kimkolwiek, gdziekolwiek i kiedykolwiek.

- Rodzice nie protestują przeciwko różnym przejawom publicznej demoralizacji w sferze seksualnej pomimo, że ich obowiązkiem jest ochrona dzieci przed złem i krzywdą. Co gorsza wielu z nich domaga się obowiązkowej edukacji seksualnej w szkole w miejsce wychowania seksualnego...

- Rodzice, którzy opowiadają się za tak zwaną „nowoczesną edukacją seksualną” są albo skrajnie naiwni, albo sami na tyle już zrezygnowali z odpowiedzialnego kierowania swoimi zachowaniami w tej dziedzinie, że chcą, by ich dzieci stały się podobne do nich. Edukacja seksualna, prowadzona przez tak zwanych „nowoczesnych” edukatorów, jest tym samym, co demoralizacja. Zakładają oni, że nie powinno się kształtować mądrych postaw w dziedzinie seksualnej, a jedynie dać wiedzę o technice współżycia i o sposobach „zabezpieczenia” się przed chorobami wenerycznymi i ciążą. Mówią o „wiedzy”, a nie o „wychowaniu”. Rodzice wiedzą, że potrzebne jest — jak w każdej dziedzinie - wychowanie, a „edukatorzy” seksualni słowa „wychowanie” w ogóle nie używają. Mamy zatem rozdźwięk między oczekiwaniami rodziców, a tym, co proponują „edukatorzy”. Tymczasem w kształtowaniu postaw sama wiedza nie wystarczy. Potrzebne są wartości, normy moralne, motywacja, świadomość zagrożeń, pozytywny przykład dorosłych. Każdy nastolatek wie, że sięganie po alkohol w wieku rozwojowym prowadzi do szybkiego uzależnienia i w perspektywie do śmierci, a mimo to wchodzą na drogę niszczenia samych siebie na raty. Także wtedy, gdy kolega czy ktoś ze starszego rodzeństwa zniszczył już sobie w ten sposób życie. Sama wiedza nie chroni przed błędami życiowymi, gdyż nie jesteśmy komputerami, które działają tak, jak je zaprogramujemy. Człowiek działa zupełnie inaczej, bo prócz sfery poznawczej ma jeszcze emocje, popędy, podlega negatywnym naciskom społecznym i doświadcza własnych słabości. Aby sobie z tym wszystkim mądrze poradzić, potrzebuje moralności, sumienia, wartości, wsparcia wychowawczego. Nikt z nas nie działa tylko w oparciu o świadomość, gdyż człowieczeństwo jest bardzo skomplikowane.

Edukatorzy seksualni dyskwalifikują się już na wstępie, gdyż zakładają utopijnie i ideologicznie, że wystarczy sama wiedza., by pomóc młodzieży w kształtowaniu jej postaw seksualnych. Nie! Wiedza tu nie wystarczy. Po drugie, pod pozorem upowszechniania wiedzy o seksualności człowieka, ukrywają to, co najważniejsze. Ukrywają to, że wiele zachowań seksualnych jest zakazana kodeksem karnym, na przykład pornografia, prostytucja, molestowanie seksualne, pedofilia, współżycie z nieletnimi poniżej 15 roku życia. Edukatorzy nie dają wiedzy o tym, że z seksualnością nie ma żartów, że seksualnością człowiek może skrzywdzić samego siebie i innych ludzi. Przeciwnie, edukatorzy starają się stworzyć wrażenie, że seksualność to jedynie miła, niezobowiązująca zabawa! Ukrywają wiedzę o tym, jakie są najpewniejsze sposoby ochrony przed zagrożeniami i krzywdami seksualnymi: że jest to wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna wierność małżeńska. Młodzi ludzie wcale nie muszą korzystać z tej wiedzy, ale taką wiedzę powinni otrzymać. „Edukatorzy” z jednej strony ukrywają wiedzę o tym, jakie są optymalne zachowania w sferze seksualnej, a z drugiej strony przekazują wiedzę fałszywą. Wbrew faktom twierdzą, że istnieje „bezpieczny” seks - poprzez stosowanie antykoncepcji hormonalnej czy prezerwatyw, a to przecież jest kłamstwo. Żadna prezerwatywa nie chroni stuprocentowo przed poczęciem, poza tym żadna prezerwatywa czy tabletka antykoncepcyjna nie chronią przed rozstaniem, przed byciem porzuconym, przed wyrzutami sumienia, przed zerwanymi więziami z Bogiem, samym sobą, z rodziną, przed wejściem na drogę erotomanii czy przestępczości w sferze seksualnej. Żadna tabletka antykoncepcyjna ani prezerwatywa nie uchroni przed negatywnymi skutkami psychicznymi, emocjonalnymi, moralnymi i społecznymi, wynikającymi ze współżycia przedmałżeńskiego czy ze zdrad małżeńskich. O tym w ogóle „edukatorzy” seksualni nie wspominają. Nie mówią też o tym, że jeśli 17-latek będzie współżył z koleżanką, która nie skończyła 15 lat, to nawet, gdy ona będzie stosować antykoncepcję, a on prezerwatywy, nie uchroni ich to przed negatywnymi konsekwencjami, a jego przed więzieniem. Współżycie z osobą, która nie skończyła 15 lat jest przecież przestępstwem! Po czwarte, część nauczycieli, psychologów i seksuologów postępuje nieodpowiedzialnie w sferze seksualnej. Namawiając młodzież do lekkomyślnego i nieodpowiedzialnego współżycia seksualnego, bronią swoich własnych życiorysów i popełnionych przez siebie błędów.

- Łatwiej jest się przed samym sobą „usprawiedliwić” wtedy, gdy inni ludzie postępują podobnie jak ci, którzy błądzą...

Oczywiście! Promując rozwiązłość seksualną u innych ludzi, próbują wmówić samym sobie, że to, co robią, jest normalne, postępowe i bezpieczne. Tymczasem moralnym obowiązkiem każdego wychowawcy jest proponowanie dzieciom i młodzieży wyłącznie optymalnej drogi życia. Taką postawę nazywam ewangeliczną mentalnością zwycięzcy. Jezus proponował nam wyłącznie optymalną drogę życia: drogę błogosławieństwa, radości i świętości. W jaki sposób postępuje dorosły człowiek, to jego sprawa. Jeśli postępuje szlachetnie, to jego zysk i radość; jeśli nieszlachetnie, to jego dramat. Dzieciom i młodzieży ma natomiast moralny obowiązek wskazywać wyłącznie optymalną drogę życia. W sferze seksualnej jest nią — powtórzmy - wstrzemięźliwość przedmałżeńska i wzajemna miłość małżeńska. Nie ma innej, lepszej, bardziej bezpiecznej drogi. Każdy wychowawca, który nie wskazuje tej optymalnej drogi, jest demoralizatorem. Bierze na swoje sumienie los tych, którzy poranią się w sferze seksualnej pod wpływem jego lekkomyślnych, demoralizatorskich sugestii.

- Czy edukacja seksualna, proponowana w szkole przez „światłych” edukatorów, nie jest formą namawiania młodych ludzi do rozwiązłości seksualnej?

- Tak rzeczywiście jest! Tego typu „wychowawcy” stawiają w centrum uwagi popęd i całkiem świadomie — choć nie mówią tego wprost - zachęcają do wczesnej inicjacji seksualnej. „Nowocześni” edukatorzy w sposób świadomy prowokują do bezmyślności w tej dziedzinie. W sposób świadomy oszukują młodych ludzi i obiecują fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Zachowują się jak dilerzy tabletek antykoncepcyjnych i prezerwatyw. Niektórzy z nich mają wręcz podpisane umowy z producentami tych „ułatwiaczy” rozpusty.

- Co powinien zrobić rodzic, który zna kontekst społeczny oraz jest świadom mankamentów edukacji seksualnej prowadzonej w polskich szkołach, a zwłaszcza dominujących mediach?

- Powinien być uważnym obserwatorem tego, co dzieje się w szkole i w mediach, by rozmawiać o tym ze swoimi dziećmi i by chronić je przed demoralizatorami. Powinien wiedzieć, że dyrekcja szkoły przed wprowadzeniem zajęć z wychowania seksualnego do danej klasy powinna zorganizować spotkanie z rodzicami i przedstawić program oraz osobę, która będzie prowadzić te zajęcia. Rodzice mają wtedy możliwość zadawania pytań odnośnie celu - czy chodzi o uczenie technik współżycia, czy też uczenie miłości i zasad budowania trwałych więzi w relacji chłopak-dziewczyna czy też chodzi o promocję rozwiązłości w tej sferze. Trzeba pytać nauczycieli o wizję człowieka, na jakiej się opierają oraz o sens ludzkiej seksualności, jaki głoszą wychowankom. Najistotniejsza jest odpowiedź na pytanie: kim jest człowiek? Czy jest stworzony do miłości czy do popędu? Mając dokładną wiedzę, rodzic może w odpowiedzialny sposób zdecydować o tym, czy jego dziecko będzie uczestniczyć w zajęciach z wychowania seksualnego czy też uzna, że jest forma demoralizacji i będzie formował odpowiedzialne postawy u dziecka bez pomocy szkoły. Jeśli szkoła nie zorganizuje informacyjnego spotkania z rodzicami, to wówczas ktoś z rodziców powinien uświadomić dyrektorowi, że nie ma prawa realizować tego przedmiotu, gdyż nie został spełniony pierwszy i najważniejszy warunek, zapisany w rozporządzeniu Ministerstwa Edukacji, a mianowicie konsultacja z rodzicami.

Zachęcam rodziców, by wzięli wychowanie seksualne dzieci w swoje ręce i na swoją odpowiedzialność. Szkoła ma kształcić dzieci, a w wychowaniu ma jedynie pomagać rodzicom i respektować wartości oraz normy moralne, jakich rodzice uczą swoje dzieci w domu. To rodzice mają prawo układać program wychowawczy szkoły — niestety niewielu rodziców wie o tym, że mają takie właśnie prawo. Dyrekcja powinna jedynie przyjmować do wiadomości program, który opracowali rodzice. W większości szkół rodzice o tym nie wiedzą, a jeśli już się dowiedzą, to uaktywniają się zwykle głownie ci, którzy są liberałami czy ateistami, gdyż oni są zazwyczaj aktywniejsi społecznie. Dzieje się tak dlatego, że mniej interesują się małżeństwem i rodziną, a bardziej aktywnością na zewnątrz. Dla katolików, dla ludzi, którzy mają czas przede wszystkim dla bliskich, których kochamy, podjęcie działalności społecznej wiąże się z dużym wyrzeczeniem i nie przychodzi łatwo.

- Nasz brak aktywności sprawia, że lewicowi aktywiści narzucają naszym dzieciom w szkołach — a jeszcze bardziej w mediach - swój model zachowań oraz swoją wizję wychowania...

- W sferze społecznej niestety przegrywany w tym względzie. Właśnie dlatego jedynym ratunkiem jest solidne wychowanie w rodzinie. Każdy rodzic, który kocha swoje dzieci, powinien być świadomy powyższego negatywnego kontekstu społecznego oraz swojej odpowiedzialności. Jeżeli rodzice chcą chronić swoje dzieci przed demoralizacją, to powinni wziąć wychowanie seksualne w swoje ręce. Nic do tego szkole, bo to jest najbardziej intymna i delikatna sfera. Jedynie rodzice mogą znać na tyle dobrze swoje dziecko, by dobrać odpowiednie metody i formy oddziaływania w tej sferze. Każde dziecko jest przecież inne, niepowtarzalne i zwłaszcza w sferze seksualnej odznacza się niepowtarzalną wrażliwością. Z jednym trzeba wcześniej rozmawiać, z innym później. Jednemu wystarczy tylko coś delikatnie podpowiedzieć, a innemu trzeba koniecznie postawić jasne granice, na przykład zakazać kontaktów ze zdemoralizowanymi rówieśnikami.

Rodzice powinni fascynować swoje dzieci małżeństwem i rodziną, a nie popędem czy technikami współżycia. Popęd pociąga własną siłą — dzieciom i młodzieży nie potrzeba informacji o popędzie czy o pozycjach współżycia, lecz wiedzy o miłości, małżeństwie i rodzinie, o sensie seksualności, a zwłaszcza o tym, że seksualność jest błogosławiona wtedy, gdy wyraża miłość małżeńską i rodzicielską, a staje się przekleństwem w każdym innym kontekście. To właśnie od rodziców dzieci i młodzież powinny się tego dowiedzieć. W tym względzie potrzeba czasem stanowczych rozmów rodziców z dziećmi, by wyjaśniali synom i córkom: „Nie baw się seksualnością, bo to jest pole minowe, na które można łatwo wejść, ale się z niego cało nie wyjdzie. Można wpaść w uzależnienia, można wpaść w toksyczne związki, można wpaść w ciążę i choroby weneryczne, można wpaść w przestępczość. To jest teren szczególnie zagrożony i nie poradzisz z nim sobie, jeśli nie nauczysz się kochać i jeśli nie zwiążesz się wyłącznie z tymi, dla których człowiek i miłość są nieskończenie ważniejsi niż popęd i przyjemność”.

- W jaki sposób rozmawiać z dziećmi o seksualności człowieka? Wielu rodziców oczekuje od szkoły, że ta przejmie od nich obowiązek wychowania seksualnego, bo nie mają pojęcia, jak o „tym” rozmawiać z dziećmi. To jest sfera zbyt intymna dla nich samych i niezwykle trudno jest rozmawiać o niej w kategoriach suchych faktów i „technicznych” szczegółów.

- W jaki sposób rodzie mają wychowywać swoje dzieci? Najpierw milczeć i żyć szlachetnie po to, by dawać czytelny przykład tego, że człowiek jest po to, by kochał i był kochany, a nie po to by „współżył”, czy był przedmiotem pożądania. Pierwszym sposobem kochania dzieci jest wzajemna miłość rodziców, czyli okazywanie przy dzieciach miłości do małżonka. Komunikowanie czystej, czułej i wiernej miłości do małżonka to punkt wyjścia wychowania seksualnego w rodzinie. Początkiem formowania sfery seksualnej jest wzajemna miłość małżonków, którzy żyją w czystości, są sobie wierni i którzy okazują sobie miłość na tysiące sposób, a nie tylko za pomocą współżycia. Tacy małżonkowie każdego dnia okazują sobie miłość, przytulają się, rozmawiają, tęsknią za sobą i mówią o tym przy dzieciach. Dzięki takiej postawie rodziców dzieci odkrywają, że szczęśliwy człowiek nie jest kimś zdominowanym przez popędy i skupionym na seksie, lecz kimś, kto potrafi kochać i że panowanie nad popędem jest warunkiem szczęścia oraz budowania trwałych więzi.

- Wychowanie seksualne w rodzinie zaczyna się zatem od świadectwa miłości, jaką nawzajem obdarzają się rodzice. Na co powinni zwracać uwagę rodzice w rozmowach ze swoimi dziećmi?

- Najpierw trzeba przekazać dzieciom podstawowe zasady moralne i normy zdroworozsądkowe w odniesieniu do relacji międzyludzkich: nie wpuszczam do domu kolegów czy koleżanek ledwo co poznanych; nie przytulam się ani nie całuję się z kolegą/koleżanką, który/a mnie jeszcze nie zachwycił/a, który/a ledwo radzi sobie z nauką, który/a wagaruje, przeklina, nie szanuje osób drugiej płci; nie interesuje mnie bliskość z kimś, kto jest niewychowany czy wręcz wulgarny, gdyż miłość i czułość to szczyt delikatności i subtelności. W rozmowach na temat wychowania seksualnego mądrzy rodzice początkowo nie mówią o seksualności, lecz o godności, czystości i zasadach budowania relacji chłopak-dziewczyna. Czasem trzeba być bardzo asertywnym i wyjaśniać: „Jeśli będziesz, synu, niedomyty czy wulgarny, to żadna szlachetna dziewczyna nie zainteresuje się więzią z tobą”. Czasem trzeba powiedzieć dorastającej córce: „Ubieraj się tak, by było widać, że szukasz kogoś, kto cię pokocha, a nie kogoś, kto będzie ciebie jedynie pożądał. Tak ubraną dziewczyną nie zachwyci się wartościowy chłopak, który jest mądry, szlachetny i zdolny do miłości. W kwestiach moralnych do dzieci trzeba mówić twardo, gdyż w grę wchodzi ich los doczesny i wieczny!

- Wychowanie seksualne w domu powinno wyglądać zupełnie inaczej, niż to, które ma miejsce w szkole! Niestety wielu rodziców uważa, że obowiązujący dla nich jest „model szkolny”.

- To byłoby fatalne, gdyby rodzice zaczęli edukować swoje dzieci na wzór „szkolnych ekspertów”. Dorastającym córkom i synom trzeba wyjaśniać, że im bardziej pokochają kogoś szlachetnego, tym bardziej będą sobie okazywać czułość i miłość na własny, niepowtarzalny sposób - także w sferze seksualnej. Trzeba im mówić o tym, że jeśli dorosną do szlachetnej i pięknej miłości, to sami znajdą takie sposoby gry wstępnej, takie sposoby komunikowania czułości, że będą się sobą nawzajem cieszyć i wzruszać do seksualnego podniecenia włącznie. Współżycie może stać się dla nich wielką przyjemnością i radością, ale nie dlatego, że ktoś im pokazał, takie czy inne „pozycje”, ale dlatego, że sami znajdą własne sposoby okazywania sobie czułości seksualnej, zgodne z ich niepowtarzalną wrażliwością fizyczną, psychiczną, moralną, duchową.

- Czyli to wcale nie jest tak, że jeśli naszym dzieciom nie powiemy ze szczegółami, o co chodzi we współżyciu seksualnym, to one nie będą nic wiedzieć!

- Oczywiście, że nie chodzi tu o rozmowy na temat anatomicznych szczegółów czy pozycji współżycia ani o zwracanie uwagi na popęd. Tak, jak dzieci spontanicznie uczą się jeść, tak samo spontanicznie nabierają świadomości własnej seksualności. Tam, gdzie w grę wchodzą popędy, dzieci i młodzież nie potrzebują pomocy w uświadomieniu sobie ich funkcjonowania. Młodzi ludzie nie potrzebują zatem pomocy w działaniu natury, ale pomocy w działaniu kultury i w mądrym kierowaniu popędem oraz w niedopuszczaniu do sytuacji, w której seksualność mogłaby się im wymknąć spod świadomej kontroli. Jeśli kogoś interesuje wulgaryzm seksualny, prymitywizm, to on się interesuje jedynie naturą współżycia — tym, co robić, by doznania seksualne były jak najbardziej intensywne.

Wychowanie seksualne powinno prowadzić od natury do kultury, a nie skupiać się na popędach. Z natury dziecko, które chce zaspokoić głód, sięgnie ręką po pokarm i wsadzi go do buzi. Nie potrzebuje żadnego wychowania do tego, by zaspokoić głód na poziomie natury. Potrzebuje natomiast wychowania, by jeść z kulturą. To samo dotyczy wychowania seksualnego. Gdy chodzi o poziom natury, to każdy chłopak i każda dziewczyna wie, jak „to” działa — wystarczy, że zbliżą siebie do siebie w określony sposób i popęd zadziała automatycznie. W wychowaniu chodzi o to, by wprowadzać młodych ludzi na poziom kultury seksualnej. Podstawą takiej kultury jest uczenie nastolatków budowania przyjaźni z osobami drugiej płci w oparciu o wzajemny szacunek i rozumienie siebie nawzajem. Chłopak, który rozumie dziewczynę, jej wrażliwość, jej delikatność, będzie wiedział - gdy już się pobiorą — czy zgasić światło czy nie, jak długo ją przytulać, żeby ona chciała się do niego przytulać. On sam to odkryje — jeśli kocha i ona sama mu pewne rzeczy podpowie — jeśli czuje się kochana i jeśli sama też kocha. Natomiast skupianie się na sferze popędów, pouczanie dorastającej córki, w jaki sposób seksualnie zaspokoić chłopaka, to jest rodzaj samobójstwa wychowawczego! Zadaniem żony nie jest zaspokojenie seksualnie męża, lecz okazywanie mu miłość, oczekując od niego czułości i delikatności, a nie rozładowania popędów. Seksualność nie jest po to, by zaspokajać czyjeś popędy, albo by jedna ze stron zaznała szczególnej przyjemności, tylko po to, by komunikować sobie miłość, zaufanie, wdzięczność i bliskość. Wychowanie seksualne nie ma nic wspólnego z filmami pornograficznymi, z wyczynami seksualnymi czy technikami współżycia. Kochający się ludzie sami znajdą własną, najsubtelniejszą technikę okazywania miłości.

- Czy warto w rozmowach z dziećmi mówić o antykoncepcji?

- Na ten akurat temat warto mówić dużo. Zwłaszcza o tym, że antykoncepcja niszczy zdrowie i sprawia, że kobieta jest traktowana przez mężczyznę jak przedmiot, który powinien być zawsze do jego dyspozycji. Rodzice powinni poinformować dorastające dzieci o tym, że tabletki antykoncepcyjne to zbędne hormony, które zaburzają ciało i psychikę kobiety. Sami producenci przyznają się do tego w dołączonych ulotkach. Negatywne skutki antykoncepcji opisane są nieraz na całej stronie.

W kontekście antykoncepcji powinno się wyjaśnić, zwłaszcza dziewczętom, cykl płodności. Zdrowa kobieta jest płodna zaledwie 16-18 godzin w cyklu, a zdrowy mężczyzna jest płodny zawsze. Gdybyśmy płodność traktowali jako zło, któremu trzeba „zapobiegać”, to kto powinien się truć antykoncepcją? Oczywiście mężczyzna, bo to on jest ciągle płodny, podczas gdy kobieta jest płodna niecałą dobę. Tymczasem to ona zatruwa swój organizm antykoncepcją nieraz przez całe miesiące czy lata! Tłumaczyłem kilka lat temu w czasie konferencji o wychowaniu seksualnym w sali senatu pani M. Środzie - gdy była jeszcze rzecznikiem do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn — że powinna zwalczać dyskryminację antykoncepcyjną. Dyskryminacja ta polega na tym, że współżyje kobieta z mężczyzną, ale antykoncepcją zatruwa się tylko kobieta. Zaproponowałem przeprowadzenie wielkiej akcji bilbordowej, promującej zasadę „współżyjemy razem, a jeśli sięgamy po antykoncepcję, to zatruwamy się nią na zmianę”.

Trzeba wyjaśniać dziewczętom to, że naiwne kobiety są manipulowane przez przewrotnych mężczyzn, którzy nie kochają lecz wykorzystują osoby drugiej płci. Trzeba też wyjaśniać, że żaden kochający mężczyzna nie dopuści do tego, by kochana przez niego kobieta zatruwała się antykoncepcją, czyli by przyjmowała niepotrzebne dla organizmu hormony. Przyjęcie zbędnych hormonów jest przecież dużo gorsze niż przyjęcie zbędnych lęków, witamin czy czegokolwiek innego, gdyż hormony mają istotny wpływ na wszystkie funkcje organizmu!

- W USA państwo finansuje edukację seksualną, jednak tam promowana jest seksualna abstynencja. To znaczy, że jest możliwe inne niż u nas podejście do tej kwestii?

- Tak, w większości stanów USA promuje się abstynencję, a efektem takiego podejścia są bardziej odpowiedzialne zachowania młodzieży. Słynny stał się tam ruch pod nazwą „True love waits” — „Prawdziwa miłość czeka. Z kolei Anglia czy Szwecja, w których przekazywanie w szkole wiedzy o życiu seksualnym jest w rzeczywistości promocją demoralizacji w sferze seksualnej, mają największy odsetek nastolatków chorych wenerycznie, a także najwyższy w Europie odsetek nastolatek w ciąży i aborcji wśród nieletnich. Mimo to nie wyciągają wniosków z cierpienia tak wielu młodych ludzi. Jest to już jawne, zamierzone dążenie do demoralizowania społeczeństwa, gdyż zdemoralizowanym społeczeństwem najłatwiej jest rządzić. Ludzie zajmują się wtedy leczeniem swoich ran fizycznych, psychicznych, moralnych i duchowych, a nie sytuacją państwa. Fakty są oczywiste: jedynym skutecznym sposobem zapobiegania chorobom wenerycznym i niechcianym ciążom jest przygotowanie do życia w małżeństwie i rodzinie, wychowanie oparte na mądrych wartościach, promujące abstynencję przedmałżeńską i wierność małżeńską. Inne modele „wychowania” działają na szkodę społeczeństwa i fakty bezwzględnie to potwierdzają. Kto w XXI wieku optuje za tak zwaną edukacją seksualną, a nie za wychowaniem i kształtowaniem odpowiedzialnych postaw, do abstynencji przedmałżeńskiej włącznie, ten świadomie działa na szkodę młodych ludzi.

- Dobrze, by powyższe fakty dotarły do świadomości rodziców, zanim będzie za późno i zanim demoralizatorzy zdążą zaszczepić ich dzieciom fałszywy obraz seksualności człowieka — oderwanej od miłości, odpowiedzialności i kultury. Bardzo dziękuję Księdzu za rozmowę.

Artykuł ukazał się na portalu Niezbędnik Rodzica. Otrzymaliśmy go od Autora, ks. Marka Dziewieckiego - dziękujemy!

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama