Jak poradzić sobie w sytuacji kryzysu małżeńskiego? Fragment książki "Miłość potrzebuje stanowczości" (Wstęp i rozdział 1)
Oficyna Wydawnicza Vocatio 1993 (wyd. 3-cie, 2005)
Usiądź, Carol. Muszę z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym. Wiem, że to, co powiem, bardzo cię zaskoczy, ale dłużej nie mogą ukrywać prawdy. Zasługujesz na to, by wiedzieć, że od półtora roku mam romans z pewną kobietą z mojego biura. Nazywa się Brenda i jest bardzo atrakcyjna. Zaczęto się od niewinnego flirtu, ale szybko stało się czymś więcej. Dłużej nie możemy udawać. Dlatego umówiłem się z adwokatem, bo chcę jak najszybciej wziąć z tobą rozwód. Naprawdę bardzo mi przykro! Co jeszcze mogę powiedzieć? Nigdy nie chciałem cię zranić, ale ja po prostu już cię nie kocham. Kocham Brenda i to bardzo mocno. A więc, Carol, proszę cię, żebyś nie robiła przykrości nam samym i oczywiście dzieciom. Nasze życie się unormuje, gdy tylko uporządkujemy ten bałagan.
Kiedy niczego nie podejrzewająca kobieta usłyszy takie słowa, świat wali jej się na głowę, a dzieci nie mogą zrozumieć, dlaczego mama płacze. Nagle zapada się wszystko, co w jej życiu stanowiło o stabilizacji. Poczucie własnej godności rozpada się jak budynek przeznaczony do rozbiórki. Znika poczucie bezpieczeństwa i pewność, a na ich miejscu pojawia się niepokój i strach. Przyszłość staje się niepewna. Najgorsze jest jednak to, że kobieta, która jeszcze parę godzin wcześniej myślała, że jest kochana i szanowana, teraz czuje się wzgardzona, zaczyna przypuszczać, że nie potrafi wzbudzać miłości.
W dzisiejszych czasach podobne okoliczności zaskakują nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Bez względu na to, czy chodzi o niewierność czy o inne zabójcze dla małżeństwa przyczyny, wielu mężów i wiele żon czuje, że są zmuszani do tego, czego nie chcą - do rozwodu.
W niektórych przypadkach nie ma elementu zaskoczenia. Bywa, że kobieta lub mężczyzna obserwuje bezsilnie, jak na przestrzeni lat małżeństwo więdnie, jak jakiś robak drąży duszę ich związku. Ludzie rzucają się to w jedną, to w drugą stronę, desperacko szukając odpowiedzi na dręczące ich pytania, rozwiązań problemów, środków zaradczych. Niestety—rady znajomych, a nawet różnych doradców, są często tragiczne w skutkach.
Niniejsza książka przedstawia sposoby działania w rodzinie, w której trwa kryzys małżeński. Zawiera ona pewne praktyczne propozycje postępowania, które mogą pomóc w przyciągnięciu obojętnego partnera na powrót ku obowiązkom małżeńskim. Może to zabrzmi niewiarygodnie, ale właściwym podejściem do konfliktu można zmienić rozchwiany związek we wspaniałe, zdrowe małżeństwo. Z drugiej strony, nieodpowiednia reakcja w chwilach kryzysu może do końca zdusić tlącą się jeszcze miłość.
Na początek muszę przyznać, że w niektórych kręgach chrześcijańskich prezentowane przeze mnie zasady mogą się wydać kontrowersyjne. Wierzę jednak, że tradycyjne porady udzielane ofiarom niewierności są często niszczące i sprzeczne z naukami Biblii. Oczywiście nie każdy musi się z tym zgodzić. Osoby, które wyciągną odmienne wnioski, proszę tylko o wyrozumiałość, ponieważ wszyscy szukamy sposobów rozwiązywania najtrudniejszych problemów rodzinnych, a przecież nasza wiedza i zrozumienie bywają ograniczone.
Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, proponuję powzięcie pewnych środków ostrożności. Jeżeli powoli tracimy ukochaną osobę, jeśli wyczuwamy wzbierający brak poszanowania i niechęć ze strony najważniejszej dla nas osoby na świecie, to książka ta jest przeznaczona właśnie dla nas. Nie prośmy, żeby nasz partner czytał ją razem z nami. Przejrzyjmy ją najpierw sami, a potem zdecydujmy, czy dzielić się z nim jej treścią. Wiem z doświadczenia, że stanowczość w miłości jest najskuteczniejsza w dręczonym kłopotami małżeństwie wtedy, gdy nie omawia się jej wspólnie. Sądzę, że wkrótce będą Państwo przekonani o słuszności tego stwierdzenia, nawet jeśli wasza rodzina nie przeżywa kryzysu.
Każdego miesiąca w biurze naszej organizacji Focus on the Family (Rodzina w centrum uwagi) odbieramy ponad sto tysięcy listów i telefonów, dzięki którym poznajemy najróżniejsze okoliczności życia ludzi i ich potrzeby. Ludzie opowiadają nie tylko o cierpieniach i udręce, ale również o radości i zwycięstwach. Ostatnio nadszedł szczególnie wzruszający list od mężczyzny, którego nazwiemy Roger.
Kilka miesięcy temu moja żona Norma wyszła do pobliskiego sklepu spożywczego. Czwórce naszych dzieci powiedziała, że wróci za pól godziny i przypomniała, żeby były grzeczne. Było to w sobotni ranek. Gdy sześć godzin później nie wróciła do domu, zacząłem jej szukać jak szalony. Wyobrażałem sobie, że została porwana lub zgwałcona, a może i coś gorszego. W niedzielą rano zatelefonowałem na policją, ale mi tam powiedziano, że zajmą się sprawą dopiero wtedy, gdy Norma nie wróci przez czterdzieści osiem godzin. Byliśmy zrozpaczeni!
Członków naszej parafii i znajomych poprosiliśmy o modlitwą za bezpieczeństwo Normy. Wyszła z domu nie zostawiając żadnej wiadomości, nie powiadomiła znajomych ani nie zatelefonowała. Jej samochód znaleźliśmy na tyłach centrum handlowego — był zamknięty i pusty. Policjanci zasugerowali, że może uciekła, aleja nie chciałem w to uwierzyć. To by nie było w stylu kobiety, z którą przeżyłem czternaście lat, matki czwórki naszych dzieci. Właściwie układało się nam zupełnie dobrze, planowaliśmy nawet wspólny wyjazd na weekend.
We wtorek skontaktowałem się ze znanym detektywem i poprosiłem, zęby odnalazł moją żoną lub przynajmniej dowiedział się, co się z nią stało Detektyw rozpoczął rozmowy ze znajomymi i współpracownikami żony i powoli zaczęliśmy poznawać pewne szczegóły Ku mojemu absolutnemu zaskoczeniu okazało się, ze Norma z własnej nieprzymuszonej woli odeszła z żonatym mężczyzną, kolegą z pracy Nie mogłem w to uwierzyć.
Po dwóch tygodniach dostałem list Norma napisała, ze mnie już nie kocha i ze nasze małżeństwo jest skończone Dodała jeszcze, ze za kilka miesięcy wróci walczyć o dzieci, zęby zamieszkały z nią w Kansas
Doktorze Dobson, szczerze panu wyznaję, ze zawsze byłem wierny m mężem i ojcem Nawet gdy ona odeszła, troszczyłem się o dzieci Starałem się utrzymywać rodzinę, by nasze życie toczyło się dalej w miarę normalnie Czwórce oszołomionych dzieciaków pragnąłem zapewnić porządny dom Niestety, w zeszłym miesiącu sąd przyznał dzieci żonie i teraz jestem sam Nasz dom wybudowałem kilka lat wcześniej własnymi rękami, a teraz stoi pusty! Po mojej rodzinie pozostał tylko plik zostawionych przez Normę rachunków i wspomnienia dawnych chwil Moje dzieci będą się wy chowy wały w niechrześcijańskim domu, setki mil stąd, a ja nie mam nawet dość pieniędzy, zęby do nich pojechać! Moje życie jest zrujnowane Nie pozostało mi nic, tylko uczucie krzywdy i odtrącenia oraz wolny czas, w którym mogę myśleć o kobiecie, którą kocham To jest okropne doświadczenie Norma mnie zniszczyła Nigdy się z tego nie wy grzebię Budzę się po nocach i myślę, jak mogłoby być, a jak się stało Teraz tylko Bóg może mi dopomóc!
Wolałbym, zęby ten list ilustrował jakąś rzadko spotykaną tragedię, która zdarza się w szczególnie niekorzystnych okolicznościach Niestety, podobne przeżycia są w dzisiejszych czasach coraz częstsze We współczesnych małżeństwach intrygi seksualne stały się codziennością i to nie tylko poza kręgami chrześcijańskimi Na takiej rodzinnej niestabilności najbardziej cierpią dzieci, które nie potrafią zrozumieć, co się dzieje z ich rodzicami.
Ten tragiczny wpływ na młode pokolenie przedstawiła mi pewna nauczycielka szóstej klasy Była zszokowana czytając prace swoich uczniów Dzieci miały dokończyć zdanie zaczynające się od słów „Chciałbym, żeby..." Nauczycielka spodziewała się, ze uczniowie napiszą o rowerach, psach, telewizorach i wycieczkach na Hawaje Tymczasem dwadzieścioro spośród trzydzieściorga dzieci nawiązało w swoich wypowiedziach do rozpadających się rodzin Oto kilka cytatów
Chciałabym, żeby moi rodzice nie kłócili się i żeby mój tatuś wrócił
Chciałbym, żeby moja mama nie miała kochanka
Chciałabym dostawać same piątki, żeby mój tatuś mnie za to kochał
Chciałbym mieć jedną mamusię i jedne go tatusia, żeby inne dzieci nie naśmiewały się ze mnie Ja mam trzy mamy i trzech tatusiów i om niszczą mi życie
Chciałbym mieć karabin M-1, zęby wystrzelać wszystkich tych, którzy się ze mnie naśmiewają
Wiem, ze kryzys rodziny jako takiej nie jest w dzisiejszych czasach problemem nadającym się na pierwsze strony gazet, ale zawsze martwi mnie widok dzieci, które walczą z tym chaosem w okresie, w którym powinny się przede wszystkim rozwijać Miliony dzieci znalazło się w tej samej pułapce Zastanówmy się nad położeniem dzieci Rogera Przede wszystkim straciły matkę, potem obserwowały, jak ojciec pogrąża się w żalu i apatii, a na koniec wyrwano je z rodzinnego domu i przeniesiono do innego stanu z jakimś nowym facetem, który chciał, żeby nazywały go „tatusiem" Te dzieci już nigdy nie będą takie same' W czym tkwi przyczyna katastrofy ich dzieciństwa? Otóż matce bardziej zależało na własnym szczęściu niż na szczęściu dzieci W młodości stanęła przy ołtarzu przed samym Bogiem i przyrzekła uroczyście, ze będzie kochać Rogera - na dobre i złe, w dostatku i w biedzie, w chorobie i w zdrowiu, nie zwracając uwagi na innych - aż do śmierci Niestety, po jakimś czasie zmieniła zdanie
Widać wyraźnie, ze małżeństwa tych dwojga ludzi nie da się już ocalić Czy to jednak w ogóle było możliwe? Czy były jakieś oznaki, których Roger nie zauważył? Czy rada jakiegoś Salomona psychologu mogła uchronić ich przed ostateczną tragedią?
Zanim sobie odpowiemy na te pytania, przyjrzyjmy się innej rodzime Na szczęście ci ludzie nie minęli jeszcze miejsca, z którego nie ma odwrotu Ich kłopoty streszczone są w zamieszczonym niżej liście od żony i matki, którą nazwiemy Linda Proszę przeczytać ten list bardzo uważnie, ponieważ wielokrotnie będę do mego wracał
Drogi doktorze Dobson!
Mam kłopot, z którym nie mogą sobie poradzić. Wywiera on na mnie wpływ zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Wychowałam się w dobrym chrześcijańskim domu, ale wyszłam za mąż za człowieka, który nie byt chrześcijaninem. Zdarzały się, trudne chwile, często się gniewaliśmy i kłóciliśmy. On nie chciał być dobrym ojcem dla trójki naszych dzieci i wszystko zostawił na mojej głowie. Lubił grać w kręgle i oglądać mecze piłkarskie w telewizji, a w niedziele przesypiał cały dzień. Przez to zawsze były jakieś zatargi. O wiele jednak poważniejszy problem powstał kilka lat temu..
Paul zainteresował się pewną ładną rozwódką, która pracuje dla niego jako księgowa. Z początku wszystko wyglądało niewinnie, gdy pomagał jej w różnych sprawach. Jednak z czasem zauważyłam, że nasz związek się rozpada. Mąż wszędzie zabierał tę kobietę i coraz więcej czasu spędzał u niej w domu. Mówił, że zajmują się księgowością, ale ja mu nie wierzyłam. Zaczęłam zrzędzić i narzekać, więc on jeszcze częściej przebywał z tamtą. W końcu zakochali się w sobie, a ja nie wiedziałam, co robić.
Mniej więcej w tamtym czasie kupiłam pewną książkę. Jej autor zapewniał, że jeśli będę posłuszna mojemu grzesznemu mężowi, Bóg nie pozwoli, żeby doszło do czegoś złego. W panice myślałam, że stracę go na zawsze, więc zgodziłam się, żeby tamta kobieta zaczęła dzielić z nami naszą sypialnię. Myślałam, że dzięki temu Paul będzie mnie bardziej kochał, tymczasem on coraz mocniej kochał tamtą..
Teraz nie może się zdecydować, którą z nas wybrać. Nie chce mnie opuścić i twierdzi, Że ciągle kocha mnie i nasze dzieci, ale jednocześnie nie może zrezygnować z tamtej. Kocham Paula tak bardzo, Że zaczęłam go błagać, żeby zwrócił się z naszym kłopotem do Boga. Rozumiem tę drugą kobietę, bo wiem że też cierpi, ale ona nie wierzy, że Bóg ukarze ten grzech. Doświadczyłam okropnej zazdrości i bólu, ale zawsze potrzeby męża i jego przyjaciółki stawiam na pierwszym miejscu. Co ja mam teraz robić? Proszę, niech mi pan pomoże. Jestem już na samym dnie.
Linda
Ciekaw jestem, czy któraś z Czytelniczek spotkała się z podobnym problemem u znajomych? Jeśli tak, to co poradziła im zrobić? Czy Linda postąpiła słusznie? Czy można pozwolić mężowi sprowadzić kochankę do domu, by ratować rozpadający się związek? Motywy postępowania Lindy wydają się całkiem jasne. Ona wiedziała, że mąż mógłby ją rzucić, gdyby mu we wszystkim nie ulegała. Być może liczyła na to, że skończy się przygoda z „ładną rozwódką", jeśli ona będzie unikała sporów. W końcu przecież Biblia mówi: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego" (l Kor 13,4-5). Miłość również „we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma " (w. 7). Czy zatem Linda nie postępowała słusznie, we wszystkim ulegając grzeszącemu mężowi? Czy można się zgodzić z takim podejściem do sprawy? Może lepiej zasugerować rozwód - pozbycie się takiego mężczyzny z życia? A może istnieje jeszcze inne rozwiązanie?
Szesnaście lat doświadczeń w poradnictwie małżeńskim pozwala mi stwierdzić, że tolerancja i pobłażliwość w postępowaniu Lindy zapewne doprowadzi do fatalnego końca i że autor książki, którą kupiła, błędnie zinterpretował treść Biblii. Skoro świadomie postanowiła zniszczyć to, co zostało z jej związku, to już nie było żadnych szans ratunku. Współczuję tej kobiecie i nie chcę jej poniżać, ale popełniła kilka podstawowych błędów, które przyczyniły się do jej obecnej sytuacji.
Pierwszym błędem było to, że nie rozpoznała zagrożenia ze strony drugiej kobiety. Nie wolno nie doceniać seksualnych sygnałów wysyłanych przez atrakcyjną, chętną i wolną kobietę, które odbiera praktycznie każdy mężczyzna na ziemi. Mąż Lindy zauważył nagle, że jest to całkiem zabawne, iż podczas gdy on dostarcza tej drugiej wszelkich uciech, jego żona uważa to za coś zupełnie niewinnego. Niewinne?! To podejście jest identyczne z postawą farmera, który uważa, że lis przychodzi do jego kurnika tylko dlatego, iż lubi towarzystwo kur!
Drugi błąd Linda popełniła wtedy, gdy stwierdziła, że jej małżeństwo chyli się ku upadkowi. To był niezwykle ważny moment w życiu związku. Właściwa reakcja z jej strony mogła jeszcze wyciągnąć męża z przepaści. Niestety, Linda nie była do tego przygotowana. Zaczęła narzekać i zrzędzić. Jakie to niestosowne, ale jakież ludzkie! Paul zakochał się „w tej drugiej kobiecie", a Linda tylko załamywała ręce i gderała. Taki rodzaj wymówki jest równie nieskuteczny w stosunku do niewiernego męża, jak i w stosunku do nieposłusznego dziecka: tak naprawdę to on jej nawet nie słyszy!
Najważniejszym słowem w kolejnej fazie tej opowieści jest panika. Linda wiedziała, co ją czeka. Rozwód jawił się jako jedyne wyjście.
Jakie to okropne dla osoby, której całym życiem jest rodzina! Już się widziała w roli matki samotnie wychowującej trójkę dzieci, walczącej o przetrwanie finansowe i emocjonalne. Ponadto traciła ukochanego człowieka. I jak było do przewidzenia, w panice zachowała się nieracjonalnie. Sprowadziła tę drugą kobietę do własnej sypialni, podejmując desperacką próbę zachowania choćby kącika w sercu męża. Co za niewiarygodny błąd w ocenie sytuacji! Wkrótce poznała nieunikniony wynik tej decyzji: mąż coraz mocniej kochał tamtą.
Twierdzę, że Linda może jeszcze uratować swoje małżeństwo, ale nie ma chwili do stracenia. Jej mąż przyznał, że pod popiołem jest jeszcze iskierka miłości („On nie chce mnie opuścić i mówi, że ciągle kocha mnie i nasze dzieci."), ale nie wolno jej tej iskierki zdusić! Jeszcze jeden niewłaściwy ruch i mąż odejdzie na zawsze. On sam nie wie, co robić, więc można go przeciągnąć albo na jedną, albo na drugą stronę. Tylko jak tego dokonać? Linda próbowała już wszystkiego i nic nie poskutkowało. Co ma robić? Jeśli jest podobna do wielu innych współczesnych kobiet, pytania te będą spędzać jej sen z oczu.
Częstotliwość, z jaką natykam się na problemy podobne do sytuacji w małżeństwach Lindy i Rogera, wpłynęła na decyzję napisania tej książki. W szczególności chodzi mi o tę bardziej wrażliwą stronę w umierającym związku. Powiem konkretniej: w każdym rozpadającym się małżeństwie jedna strona na ogół nie zwraca uwagi na powiększający się dystans, podczas gdy druga jest z tego powodu wystraszona, a nawet przerażona. Osoba, której nie zależy, nie uświadamia sobie zagrożeń, więc opiera się staraniom współmałżonka, nie chce wybrać się do specjalisty po poradę, nie godzi się na kompromis, a nawet na zwykłą rozmowę o trudnych sprawach. Wszystko kwituje jednym krótkim zdaniem: „Nie ma żadnego problemu!"
Strona bardziej wrażliwa, którą na ogół jest z początku kobieta, zdaje sobie sprawę, że dzień po dniu coś cennego wymyka jej się z rąk. Wszystko, co wartościowe, wisi na włosku, więc budzi się w nocy i rozmyśla o przeszłości. Myśli o dzieciach - tych ślicznych dzieciakach, które posapują nieświadome w swoich łóżeczkach - i zastanawia się, co z nimi będzie. Stara się o uczucia małżonka i wpada w depresję, gdy nic nie dostaje.
Oczywiście nie twierdzę, że za rozpad małżeństwa można w całości obwiniać jedną stronę, więc nie oskarżam ani mężczyzn, ani kobiet. Konflikt małżeński zawsze dotyczy dwojga niedoskonałych istot ludzkich, które w różnym stopniu są za wszystko odpowiedzialne. Niemniej na ogół jedno z małżonków jest gotowe zrobić wszystko, by ratować związek, a drugie robi wrażenie obojętnego.
Niniejsza książka przeznaczona jest dla tych bardziej wrażliwych osób, o których można myśleć, że w ekstremalnych przypadkach będą poszkodowane. Jej treść ma za zadanie nieść pomoc strapionej osobie, żeby potrafiła wzmocnić lub zachować związek małżeński, nawet jeśli nie ma wsparcia ze strony współmałżonka. Jakiej bowiem rady można udzielić Lindzie, której mąż ma romans z inną kobietą, albo Rogerowi, którego żona nie szanuje i chyba nienawidzi, albo kobiecie, której mąż jest alkoholikiem lub narkomanem, lub maltretuje dzieci? A kobiecie, która kocha męża i którą kocha mąż, lecz ona niepokoi się absolutnym brakiem romantycznych uczuć w ich związku? Czy jest sposób, żeby ożywić ich małżeństwo, ale bez ciągłego z jej strony gderania?
W istocie każdy program doradczy ma na celu zbliżenie dwojga ludzi na tyle, by przynajmniej zgodzili się rozmawiać o swoich problemach. Jeśli trzeba, terapia może dotyczyć jednego z małżonków, tak żeby go wzmocnić, żeby potrafił sobie radzić z kryzysem. Nasz cel jest jednak szczególny: chcemy pomagać tak, żeby jeden małżonek umiał maksymalnie powiększyć szansę zachowania małżeństwa, jak w przypadku Lindy, i dotrwać do końca tej długiej nocy. A jest to zadanie bardzo trudne.
W procesie docierania do tych małżonków, przez których dzieje się źle, chciałbym osiągnąć o wiele więcej. Przedstawione przeze mnie zasady są trafne zarówno w przypadku męża, jak i żony w okresie kryzysu. Można je stosować również w małżeństwach zdrowych. Właściwie dobrze by było, gdyby każde małżeństwo poznało te zasady już na początku wspólnej drogi. Gdyby młodzi ludzie wiedzieli, jak przyciągnąć z powrotem odsuwającego się małżonka, zamiast odpychać go jeszcze dalej, mielibyśmy mniej goryczy i mniej rozwodów.
Zastosowanie prezentowanych w tej książce koncepcji jest o wiele szersze. Jak się przekonamy, można je wykorzystywać we wszystkich stosunkach międzyludzkich, a więc w układach między pracodawcą a pracownikiem, dziećmi a rodzicami, proboszczem a parafianami, strażnikami a więźniami, Amerykanami a Rosjanami oraz wszystkimi ludźmi, między którymi od czasu do czasu dochodzi do spięć. Innymi słowy, w następnych rozdziałach opiszę pewne uniwersalne koncepcje dotyczące kultury, płci, rasy i warunków ekonomicznych.
Ale czy ja przypadkiem nie obiecuję gwiazdki z nieba? Zapewne każdy autor trochę przecenia prezentowane przez siebie poglądy. Wydawane w dzisiejszych czasach książki obiecuj ą ludziom najróżniejsze rzeczy: od wielkiego bogactwa w przypadku mężczyzn po gładkie uda w przypadku kobiet. Niestety, tego rodzaju obietnice rzadko się spełniają. W tym momencie przypomina mi się słynny na Dzikim Zachodzie „cudotwórca", który sprzedaje w miasteczku eliksir życia, po czym jak najprędzej odjeżdża w siną dal.
Mając nadzieję, że nie wpadnę w tę samą pułapkę „leczenia" wszystkich, powiem otwarcie, co sądzę o zawartych w tej książce myślach. Możliwość wglądu w ludzkie zachowania nie zdarza się często, w każdym razie w moim przypadku. Jeśli zatem człowiek natknie się w życiu na kilka podstawowych zasad, to już wiele zdobył. Na dalszych stronach skoncentruję się na jednej z tych, które zdołałem zrozumieć. Nazywam ją koncepcją miłości stanowczej. Co prawda nie pomaga ona w uzyskaniu idealnej gładkości ud ani w zdobywaniu bogactwa, ale powinna pomóc, gdy trzeba sobie radzić we współżyciu z otaczającymi nas ludźmi.
Dalsze fragmenty książki:
opr. mg/mg