Panika i udobruchanie

Jak poradzić sobie w sytuacji kryzysu małżeńskiego? Fragment książki "Miłość potrzebuje stanowczości" (Rozdział 2)

Panika i udobruchanie

James Dobson

Miłość potrzebuje stanowczości

Oficyna Wydawnicza Vocatio 1993 (wyd. 3-cie, 2005)



2.
PANIKA I UDOBRUCHANIE

Tylko ludzie, którzy doświadczyli odtrącenia przez ukochanego małżonka lub kochanka, potrafią w pełni zrozumieć falę smutku, jaka ogarnia człowieka w momencie zagrożenia. Nic innego nie ma znaczenia. Nie ma pocieszających myśli, brakuje nadziei i zainteresowania przyszłością. Uczucia zmieniają się gwałtownie od rozpaczy do akceptacji. Jeśli miałbym takie doświadczenie określić bardzo krótko, to wybrałbym słowo: panika.

Ponieważ panika jest charakterystyczną reakcją na odtrącenie, łatwo sobie wyobrazić ogrom odczuwanego nieszczęścia, gdy pojawia się nowy i być może młodszy kochanek! Żadne inne doświadczenie nie da się porównać z udręką wypływającą ze świadomości, że osoba, której przysięgło się wierność na całe życie, zdradziła i zbliżyła seksualnie z kimś obcym. Łatwiej byłoby znieść śmierć niż odrzucenie jak stary but. Ludzie, którzy doświadczyli takiej straty, opowiadają, że najbardziej bolesnym aspektem jest samotność i świadomość, że niewierna małżonka pociesza się w ramionach innego. Jakże desperacko potrzebują chrześcijańskiej porady ci, którzy sobie uświadamiają, że ich domu nie ominęło cudzołóstwo!

Gdy takiej porady brak, odtrącony mężczyzna lub kobieta reaguje tak, że jeszcze pogarsza sytuację. Tonący próbuje chwycić się czegoś, co pływa, nawet osoby, która przychodzi na ratunek. Ogarnięty paniką kochanek na ogół chwyta i chce przytrzymać oddalającego się partnera. Wiele razy byłem świadkiem takich sytuacji. Wzburzone emocje sięgają często ekstremalnych poziomów.

Gdy mężczyzna dowiaduje się, że małżeństwo (lub stan przedmałżeński) się rozpada, pierwszą reakcją jest na ogół szok i niedowierzanie.

Później przychodzi płacz, zgrzytanie zębów, błaganie o przebaczenie i odbudowanie związku. Obiecuje on wówczas, że będzie lepszym kochankiem, że będzie się bardziej troszczyć, że rzuci pracę lub pójdzie do pracy, że będzie częściej przynosić kwiaty, że zgadza się na dziecko - czyli oferuje to, co ma jakiekolwiek znaczenie dla rozczarowanej małżonki. Padają propozycje wspólnego udania się po poradę do specjalisty, ale ona na ogół odrzuca tę ofertę, bo myślami jest już gdzie indziej. A gdy negocjacje nie przynoszą żadnych skutków, zaczyna się stadium gniewu, przywoływanie z pamięci najpodlejszych, najbardziej wrogich myśli. W tej fazie mężczyzna może zagrozić, że zrobi krzywdę swojej kobiecie, czasami nawet się do tego posuwa. Z przemocą lub bez niej wrogość tej ciężkiej próby w końcu uchodzi jak para i wszystko kończy się wyczerpaniem fizycznym i emocjonalnym. Później pojawia się krótki okres akceptacji, a po nim znowu wraca smutek i żal, jak nieproszony, natrętny gość. W końcu cykl się zamyka i w kółko powtarza.

W dalszym ciągu pozwolę sobie cytować listy ilustrujące podobne okoliczności. To chyba jest najlepszy sposób. Będą to myśli i odczucia prawdziwych ludzi, tych, którzy doświadczyli zaprezentowanych na wstępie rozdziału kłopotów. Faye to osoba, która wpadłszy w panikę, zaczęła błagać męża i targować się z nim. Oto, co napisała:

Drogi doktorze Dobson!

Piszę do pana w sprawie mojego małżeństwa. Jakiś czas temu mąż mi powiedział, że już mnie nie kocha i wkrótce zamierza odejść. Błagałam, żeby mnie nie opuszczał, więc nawet został na jakiś czas. Ale pewnego wieczoru zrobił się bardzo okrutny i zanim wyszedł, powiedział mi wiele przykrych rzeczy. Odkąd odszedł, a do dzisiaj nie wiem dlaczego, czują się poniżona za każdym razem, gdy go spotykam. Błagam, żeby odwiedzał dzieci i mnie, a on tylko mówi: „Nie chcą z tobą rozmawiać!" Mówię, jak bardzo go kocham, a on odpowiada: „Ale ja ciebie nie kocham! Nie mogę powiedzieć, że cię nienawidzę, ale i nie kocham!" A to tak bardzo boli!

Prosiłam go, żeby poszedł do jakiegoś specjalisty po poradę, ale on odparł tylko, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nie zależy mu na małżeństwie. Chce tylko być wolny i mówi, że wyjedzie do Pensylwanii, bo tam znajdzie lepszą pracą w kopalni. Jak ja widzę nasz problem? Jesteśmy małżeństwem od jedenastu lat i mamy dwójkę ślicznych dzieci. Najdziwniejsze jest to, że nigdy się nie kłóciliśmy. Podejrzewam, że z czasem on zwrócił się przeciwko mnie i doszedł do wniosku, że już nie chce być moim mężem. Czy pan spotkał się już z takim przypadkiem? Obecnie stało się coś strasznego. Wybrałam się do okulisty, bo mam problemy z oczami, a on mi powiedział, że muszę poddać się operacji, bo mogę stracić wzrok. W przyszłym tygodniu mam iść do szpitala. Nie wytrzymałam i załamałam się. Znowu zadzwoniłam do męża, ale jego to nie wzruszyło. Spytał tylko, czy zorganizowałam opiekę nad dziećmi i czy ma mnie kto odwieźć do szpitala. Spytałam, czy on może to zrobić i poczekać do zakończenia operacji. Joe zawahał się, a potem powiedział: „ Chyba tak". Co mam zrobić, żeby znowu mnie pokochał? Tyle razy mi powtarzał, że już nigdy nie będzie jak dawniej. Płakałam i błagałam go, żeby wrócił. Mówiłam, że jest nam bardzo potrzebny. Starałam się być miła, ale to też na nic się nie zdało. Powiedziałam, że się boję i że teraz jest mi szczególnie potrzebny, a on odpowiedział tylko: „Przykro mi, ale termin mi nie odpowiada". Czy to może się skończyć rozwodem? Joe już się go domagał, ale odmówiłam. Ciągle mam nadzieję, że znowu będziemy razem. Powiedziałam mu o tym, a on odparł: „ Czy ty nie umiesz zrozumieć, że już nigdy cię nie pokocham?"

Dawniej wszystko robiliśmy razem, ale to już przeszłość. Ciągle telefonuję do męża, bo on sam nigdy by tego nie zrobił. W przyszły poniedziałek jest święto. Nie spytał, co będziemy robili, więc ja zapytałam jego, czy może spędzić z nami ten dzień. Odpowiedział: „Jeśli nic nie będę miał do roboty..." Czy mam go ignorować? Bo jeśli tak, to już nigdy więcej go nie zobaczę. Doktorze Dobson, proszę mi pomóc. Niech pan mi powie, co mam robić. Ja tak bardzo kocham mojego męża!
Faye

Chociaż rozumiem, że Faye czuje się zmuszona, by błagać męża o miłość, to jednak widzę, iż systematycznie niszczy ostatni promyk nadziei na pojednanie. Sama pozbawiła się godności i dumy, czołgając się przed swoim panem jak pies. Im więcej on ją znieważa, tym bardziej, jak się wydaje, ona chce i potrzebuje jego. I na tym to właściwie polega. Ujmując rzecz w skrócie można powiedzieć, że Faye próbuje przekazać mężowi następującą wiadomość: „Joe, tak bardzo cię potrzebuję! Nie mogę się bez ciebie obyć. Całymi dniami czekam na telefon i załamuję się, gdy nie dzwonisz. Proszę cię, błagam, porozmawiaj ze mną od czasu do czasu. Bo widzisz, Joe, chcę cię mieć przy sobie za wszelką cenę, nawet gdybyś miał mnie dręczyć. Bez ciebie czuję się beznadziejnie."

Linda, której list cytowałem w pierwszym rozdziale, przekazała swojemu mężowi identyczną wiadomość. Tylko że w jej przypadku uczucie paniki kazało jej wpuścić do własnej sypialni drugą kobietę. Cóż to za żałosny sposób wyrażania bezsilności i braku szacunku dla własnej osoby! Bardzo współczuję jej i milionom podobnych kobiet.

Przykłady Lindy i Faye ilustrują pewną niezwykle ważną i dobrze znaną zasadę: panika często prowadzi do chęci udobruchania, która praktycznie nigdy nie pozwala panować nad zachowaniem innych ludzi. Faktycznie wywołuje tylko wojnę zarówno między mężem a żoną, jak i między dwoma narodami. Próba przekupienia agresora lub winowajcy sprawia wrażenie pokojowej propozycji, a w rzeczywistości powiększa zniewagę i konflikt jako taki. Być może udałoby się uniknąć drugiej wojny światowej, gdyby brytyjski premier Neville Chamberlain i inni przywódcy zrozumieli szaleństwo, jakie tkwiło w próbach udobruchania nazistów, podejmowanych w latach 1936-39. Za każdym razem, gdy ludzie ci oferowali Hitlerowi kolejną Czechosłowację jak środek, który miał zaspokoić pragnienie władania coraz to nowymi terenami, w istocie podsycali jego pogardę dla ich armii i dla nich samych. To pragnienie „pokoju w naszych czasach" rozumiał Hitler jako dowód słabości i strachu, co wzbudzało w nim jeszcze większą zuchwałość. Ostatecznie przyszło prowadzić wojnę, której, według Winstona Churchilla, można było uniknąć. Właśnie do tego prowadzi chęć udobruchania, bez względu na to czy dotyczy spraw małżeńskich czy międzynarodowych.

Mąż Lindy groził rozwodem, jeśli ona nie zgodzi się na sprowadzenie kochanki do ich rodzinnej sypialni. Była to nie tylko brutalna forma przekupstwa, ale i sposób wypróbowania jej pewności siebie i poszanowania własnej osoby. Niestety, Lindzie się nie udało.

Chciałbym stanowczo stwierdzić, ze moja niechęć do zażegnywania konfliktów w formie błagania nie ma nic wspólnego z poczuciem dumy. Gdyby rezygnacja z własnej godności mogła uratować małżeństwo, sam entuzjastycznie bym się na to zgodził. Niestety, prawda jest zupełnie inna. Nic szybciej nie niszczy związku niż to, gdy na przykład kobieta rzuca się z płaczem na męża i błaga o litość.Takie postępowanie wzbudza w obojętnym małżonku jeszcze większą niechęć i pragnienie ucieczki, jak od pijawki, która grozi wyssaniem krwi.Taki człowiek może współczuć skrzywdzonej żonie i żałować że sprawy nie potoczyły się inaczej, ale nie czuje się na siłach przystać na życie w takich warunkach.

Chyba dość wyraźnie dałem do zrozumienia, dlaczego nie zgadzam się z tymi chrześcijanami, którzy zalecają, by odtrącony mąż lub żona uśmiechali się w chwili zerwania związku lub w obliczu zdrady i udawali, ze nic się nie stało. Tego typu zachowanie polecają często ci, którzy w dzisiejszych czasach piszą książki dla kobiet. Mówią „Kobiety, kochajcie swoich mężów, a wcześniej czy później oni się zreflektują". Właśnie z taką radą spotkała się Linda, biorąc sobie do serca słowa jakiegoś zbłąkanego autora, który obiecywał „Bóg nie pozwoli, żeby doszło do czegoś złego, dopóki będziesz uległa" To zdanie brzmi tak, jakby z ambony zaczęła przemawiać Pollyanna.

Ja rozumiem i głęboko wierzę w przedstawioną w Liście do Efezjan i innych częściach Pisma Świętego biblijną koncepcję podporządkowania się. Istnieje jednak ogromna różnica między pewną siebie, posłuszną kobietą a wycieraczką do butów. Przecież wszyscy wiedzą, do czego służy wycieraczka. Ponadto bardzo niezdrowe jest duszenie w sobie smutku i niepokoju, które powstają w rozpadającym się małżeństwie. Stres, który nie znajduje ujścia, może być przyczyną powstawania wrzodów, nadciśnienia, a nawet raka.

Dobre małżeństwo wspiera się na wzajemnej małżeńskiej ODPOWIEDZIALNOŚCI. Małżonkowie wzmacniają w sobie odpowiedzialne zachowania dzięki inspirowanemu przez Boga systemowi zachowania równowagi. Gdy tej równowagi nie ma, jedna strona może dopuścić się zniewagi, poniżenia, oskarżenia i wyśmiewania z drugiej, a w tym samym czasie ofiara z uśmiechem ociera łzy i mówi „Dziękuję, tego potrzebowałam!" O takiej bierności mówi cytowana niżej piosenka w stylu country, zatytułowana Ona na pewno jest święta. Dowiadujemy się z niej, co się dzieje z kobietą, która chce wszystko łagodzić i boi się narazić partnerowi, który jej nie szanuje.

Do późnej nocy tułam się

i robię wszystko, co jest złe,

a ona za mną płacze.

Gdy do chałupy wracam już,

ona z mych sińców ściera kurz

i ciągle za mną płacze.

I nigdy nic narzeka, nie,

swój ból ukrywa gdzieś na dnie,

lecz świetnie ją rozumiem:

choć kiepskie życie ze mną ma,

w uczuciach swych niezmiennie trwa,

inaczej już nie umie.

Choć hultaj ze mnie na całego,

więc rzecz tym bardziej niepojęta —

dlaczego nie chce mieć innego?

Ona na pewno już jest święta!

Gdy w sklepie widzi ładny ciuch,

to jakby ją przestraszył duch —

natychmiast wzrok odwraca.

A gdybym tak, jak chłop na schwał,

na urodziny coś jej dał?

Ale czy się opłaca?

Lecz już za późno, ale wic!

Spłukałem się i nie mam nic,

więc dam już sobie siana.

W sobotę z kumplem piłem dżin,

w niedzielę znowu klinem klin

i dalej aż do rana.

Choć hultaj ze mnie na całego,

więc rzecz tym bardziej niepojęta —

dlaczego nie chce mieć innego?

Ona na pewno już jest święta!

A może ruszyć znów na szlak

i poczuć się jak wolny ptak?

Mam straszny mętlik w głowie!

Lecz gdy odejdę, to czy los

na nowo da jej prztyczka w nos?

Tego się już nie dowiem.

Widzę, że chociaż mocno śpi,

po jej policzkach płyną łzy.

Co one znaczyć mogą?

Nieważne! Zanim światło pstryk,

manatki w torbę rzucam w mig

i idę swoją drogą.

Choć hultaj ze mnie na całego,

więc rzecz tym bardziej niepojęta —

dlaczego nie chce mieć innego?

Ona na pewno już jest święta!

Miły gość, prawda? To właśnie taki facet, jakiego żaden ojciec nie chce na męża dla swojej córki. Przyjrzyjmy się mu dokładniej. Co powoduje, że człowiek jest taki okrutny. W podręcznikach psychologii opisuje się potrzebę uczucia, jaka tętni w sercu każdego człowieka, mężczyzny czy kobiety. Tymczasem widzimy tu pijaka, który ucieka od troskliwej, kochającej, cudownej kobiety. Żona zrobiłaby wszystko, by go powstrzymać, ale on woli przesiadywać z kumplami w knajpie. Jak wyjaśnić takie zachowanie? Pomijając wpływ alkoholu możemy powiedzieć, że ten typek o zamglonym spojrzeniu ma już dość ustępliwej żony, która daje mu wszystko, niczego nie żądając w zamian. Ale na trzeźwo czy pod wpływem alkoholu tak naprawdę niewielu mężczyzn potrafi to znieść!

Ważniejsze jest jednak zrozumienie kobiety. Czy ona rzeczywiście jest święta? Jasne, że nie! Jest po prostu delikatną istotą, która po namyśle doszła do wniosku, że jedynym wyjściem jest siedzieć cicho. Być może w młodości protestowała i podczas kłótni ucierpiała bardziej niż jej zalany małżonek? A może z natury kocha spokój i nie lubi konfliktów? Tak czy owak wie, że mąż może wkrótce odejść, a ona nie chce go prowokować. Dlatego czeka cierpliwie, mając nadzieję, że on się zmieni.

Zwykła kobieta, ukrywająca swoje prawdziwe uczucia, wydaje się zamroczonemu alkoholem mężczyźnie święta, chociaż na pewno strasznie cierpi. Jest podobna do kaczki, która nad powierzchnią wody sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, a pod wodą macha nóżkami jak szalona. Skąd pewność, że ta kobieta skrywa ból? Po pierwsze dlatego, że ludzie zadowoleni nie płaczą po nocach, a po drugie dlatego, że ludzka psychika jest bardzo delikatna. Uczucia są jak doskonale nastrojone skrzypce - niewprawna ręka może je z łatwością rozstroić. Kobieta, o której mowa w piosence, jest krzywdzona przez człowieka, którego kocha, i na pewno odczuwa zdenerwowanie, niechęć i odrazę do siebie samej. Ludzie często miewają takie odczucia, a zwłaszcza kobiety.

Musimy sobie jeszcze odpowiedzieć na pytanie, co ona zamierza zrobić, by pozbyć się tych negatywnych uczuć. Tłumienie ich, upychanie na dnie duszy jest równoznaczne ze składowaniem dynamitu.

Wcześniej czy później jakaś iskierka spowoduje wybuch Jeżeli małżeństwo ma trwać przez całe życie, nie wolno akumulować niechęci, która w końcu może się zmienić w nienawiść. Musi istnieć mechanizm uwalniania niewielkich napięć, gdy tylko się pojawią.

Jeśli zaś nie ma tego zaworu bezpieczeństwa, to co po pewnym czasie stanie się z taką świętą osobą? Załóżmy, ze jej mąż alkoholik zostanie, ale dalej będzie wykorzystywał jej bierność. Najprawdopodobniej w przyszłości dojdzie do eksplozji. Zobaczmy, co może się stać po dwudziestu latach, na przykładzie innej „świętej" kobiety, również przedstawionej w piosence w stylu country, tym razem zatytułowanej Tatusiowi.

Mama nigdy nie tęskniła za wspanialszą życia stroną,

a jeśli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.

I nie chciała być kimś innym, tylko matką, tylko żoną,

a jeśli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.

Najważniejsze ze wszystkiego — tak mamusia uważała —

byśmy byli czyści, syci, no i przede wszystkim zdrowi.

Mama nigdy nie marzyła, by mieć więcej, niż już miała,

a jeśli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.

Tata często ją zostawiał samiuteńką w pustym domu,

ale jej nie przeszkadzało, zawsze miała w nim co robić.

Nie tęskniła za kwiatami - on nie dawał ich nikomu —

a jeśli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.

Gdy traktował ją per noga, prawie wcale nie przytulał,

nie myślała, bo i po co miałaby się nad tym głowić,

czemu w nocy gdzieś wychodzi, z kolegami ciągle hula,

a jeśli tak, to nigdy nie mówiła o tym tatusiowi.

Ale kiedyś wczesnym rankiem, trudno było nam uwierzyć,

tatko znalazł list na blacie. Zostawiła go mamusia.

Zaczął czytać i — o zgrozo! — ledwie dało się to przeżyć,

co w tym liście napisała nasza mama do tatusia.

Napisała „Nasze dzieci wcale nie są takie małe,

a ja, w końcu każdy przyzna, muszę coś dla siebie zrobić,

więc odchodzę szukać tego, czego ty mi nie dawałeś.

Żegnaj!" Ona nigdy nie mówiła tego tatusiowi!

Panika i udobruchanie  Rozdział 3

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama