Przedszkola są przepełnione, samorządy podnoszą opłaty - może w tej sytuacji rozwiązaniem byłyby mini-przedszkola domowe?
Przedszkola są przepełnione. Dzieje się tak podobno z powodu nieuregulowanej sytuacji szkolnej sześciolatków. Rodzice nadal nie chcą posyłać dzieci w wieku sześciu lat do szkoły. Wolą, aby jeszcze jeden rok przebywały w przedszkolach. Ale nie zawsze to, co wydaje się atrakcyjne, jest takie dla dziecka.
Powstają w blokach, w mieszkaniach prywatnych. Zapewniają opiekę kilkorgu dzieciom. Często były powoływane do życia wbrew racjonalnym zasadom. Wystarczy dwupokojowe mieszkanie w blokowisku, balkon i najbliższy osiedlowy plac zabaw, aby placówka zaistniała. O ich funkcjonowaniu mówi Karolina, młoda kobieta po pedagogice, która przez pewien czas była zatrudniona w bródnowskim miniprzedszkolu.
— Opiekowałyśmy się kilkorgiem maluchów w wieku żłobkowo-przedszkolnym. Przedszkole mieściło się na szóstym piętrze bloku. Dwa pokoje i balkon z rozesłanym na nim kocem... Na spacer właścicielka ładowała nam kilkoro dzieci do wózka i wysyłała nas do pobliskiej piaskownicy. Sprawiałyśmy wrażenie ubogich Rumunek wożących swoje stłoczone w wózkach dzieci do brudnej piaskownicy. Okoliczni mieszkańcy patrzyli na nas podejrzliwie. Któregoś dnia podeszła do nas starsza pani i przestrzegła: „Zabierzcie stąd swoje dzieci. Wieczorami do piasku sikają pijacy, a i okoliczne psy nie pogardzą taką kuwetą. Dzieci mogą się nabawić chorób skórnych”. Powtórzyłyśmy to właścicielce przedszkola, ale ona machnęła lekceważąco ręką, mówiąc: „Te starsze panie są przewrażliwione. Wszędzie węszą wirusy i bakterie”.
— Posiłki były serwowane z cateringu. Niesmaczne, niedogotowane i prawie zimne. Gdy dziecko nie chciało zjeść całego obiadu, miałyśmy przykazane, aby pozostałość zebrać do garnuszka, wstawić do lodówki i podawać jako gotowy posiłek na drugi dzień. Żal nam było dzieciaków, dlatego resztki zlewałyśmy do słoików i wylewałyśmy po drodze. Pracowałam w tym przedszkolu kilka miesięcy. Zwolniłam się. Nie mogłam uczestniczyć w czymś tak nieuczciwym — mówiła.
Ta relacja nie oznacza, że wszystkie prywatne przedszkola są prowadzone przez oszustki, gotowe poświęcić zdrowie i bezpieczeństwo swoich małych podopiecznych za kilka groszy zarobku. Placówki tego typu powinny być jednak poddane bardziej wnikliwej kontroli, aby rodzice mogli być spokojni, zostawiając w nich swoje dzieci.
Jeżeli nie domowe miniprzedszkole, to co? Ostatnio coraz modniejsze stają się przeróżne twory działające pod szumnymi nazwami akademii. Są to placówki zlokalizowane w dawnych pomieszczeniach sklepowych, jedne większe, drugie mniejsze. Nie mają zaplecza rekreacyjnego. W pobliżu łatwo można spotkać grupę maluchów wyprowadzanych na przechadzkę. Idą w szeregu ze swoją opiekunką wokół okolicznych budynków.
Ciekawie wyglądają wnętrza takich przybytków „rozwoju osobowości”. Bardziej kojarzą się z kawiarnią czy restauracją niż z przedszkolami. Centralne miejsce związane jest z gastronomią. Toteż najczęściej widuje się tam ludzi, którzy przyszli zjeść obiad czy przekąskę. Po bokach ustawione są stoliki dziecięce, a na zapleczu mieszczą się salki przeznaczone dla dzieci do ćwiczeń.
Program, który proponują akademie, aż mieni się od propozycji. Uwaga skupiona jest na warsztatach odwołujących się do pedagogiki Marii Montessori, metod Gordona, Batii Strauss. To zajęcia z plastyki, muzyki dla najmłodszych dzieci. W rozbawienie może za to wprawić propozycja tańca towarzyskiego dla czterolatków, warsztaty dziennikarskie dla sześciolatków czy akademia kreatorów mody dla kilkulatków. Trzeba jednak przyznać, że oprócz tych kontrowersyjnych pomysłów są także ciekawe propozycje, jak warsztaty naukowe przybliżające podstawy wiedzy z biologii, fizyki, chemii, geografii, warsztaty foto, robotyka. To propozycje dla starszych dzieci. Placówki, które mają je w swojej ofercie, wydają się godne polecenia. Dziecko ma zajęcia przez godzinę, półtorej. Nie jest skazane na całodniowe przebywanie w dusznych i ciasnych pomieszczeniach.
Gorzej sprawa wygląda z przedszkolami. Rodzice posyłają do nich dzieci w wieku od 1,5 roku do 4 lat. Same zajęcia ruchowe, plastyczne czy muzyczne z maluchami nie budzą kontrowersji. Niepokoi tylko duchota pomieszczeń, brak dostępu do ogródka i jedzenie przeważnie z cateringu.
opr. mg/mg