O medycznych i etycznych aspektach metody zapłodnienia in vitro
Na początku września specjalna komisja sejmowa rozpoczęła pracę nad zgłoszonymi projektami dotyczącymi przepisów o in vitro. Nieco później projekty trafią pod obrady Sejmu i Senatu. Będzie to czas, kiedy prawdopodobnie również wśród etyków, teologów, polityków i wszystkich zainteresowanych rozgorzeje dyskusja, czy metoda sztucznego poczęcia może być w naszym kraju dopuszczalna. Na czym ta metoda polega — wyjaśnia Maria Smereczyńska
Ks. Jarosław Kwiecień: — Jakie są największe problemy związane z metodą in vitro?
Maria Smereczyńska: — Mówimy o medyczno-technicznej stronie sztucznego zapłodnienia. Po pierwsze — zapładnia się większą liczbę komórek jajowych niż te, które ostatecznie trafią do macicy. Po drugie — nadmiar zarodków jest najczęściej zamrażany, wprowadzany w stan hibernacji, w ciekłym azocie, w temperaturze ok. — 195°C. Przy tak niskich temperaturach bywa, że uszkodzona zostaje struktura komórkowa embrionów — tych maleńkich osób. Bywa też tak, że rozwinięte, a niewykorzystane zarodki po prostu się niszczy lub daje komuś innemu.
Inny skutek uboczny tej metody to narażenie kobiety na problemy zdrowotne. Hiperstymulacja hormonalna, której się ją poddaje, nigdy nie jest w pełni bezpieczna i ma skutki uboczne. Odbija się to często na zdrowiu kobiety — o czym można przeczytać także na forach internetowych kobiet, które poddały się zabiegowi in vitro.
Kolejny problem to korzystanie z komórek rozrodczych obcych dawców. Jeśli oboje małżonkowie są niepłodni, wtedy używa się do zapłodnienia plemników i komórek jajowych od osób trzecich. Można to nazwać biologiczną niewiernością, w wyniku której dorastające w przyszłości dziecko nie będzie miało poczucia pewności, że ta, która go urodziła, jest w stu procentach jego biologiczną mamą. Mówiąc wprost: dziecko może mieć nawet pięcioro rodziców, czyli dwoje bezpłodnych małżonków, dwoje dawców materiału genetycznego, a czasem jeszcze kobietę, która przyjmie i urodzi dziecko dla innych, będąc matką zastępczą (tzw. surogatką). O problemach etycznych, uczuciowych i prawnych takiego stanu rzeczy mówi się ostatnio bardzo wiele.
Na marginesie warto dodać, że procedura in vitro jest obarczona 2,6-krotnym wzrostem ryzyka urodzenia dziecka z niedowagą, a przy ciążach wielokrotnych, które przy tej metodzie nie są rzadkością, ryzyko to wzrasta. Prócz tego dzieci poczęte tą metodą rodzą się średnio w 30. tygodniu ciąży, a w przypadku poczęcia naturalnego ciąża trwa średnio 33,5 tygodnia. Inne zagrożenia, o których tylko wspomnę, to ryzyko tzw. łożyska przodującego, powstawania u dziecka guzów, porażenia mózgowego, słabszego rozwoju fizycznego w pierwszym okresie życia, trudności wychowawczych itd. O tym mało mówi się osobom, które chcą poddać się tej procedurze. Nie wiem, dlaczego, chociaż można przypuszczać, że tam, gdzie nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze...
— Jakie są podstawowe wątpliwości etyczne i moralne dotyczące metody in vitro, które przypomina Kościół?
— Poczęcie dziecka ma być wynikiem miłości małżonków, ich osobowej jedności. Tak zaplanował Stwórca. W przypadku sztucznego zapłodnienia akt ten dokonywany jest za pomocą środków technicznych, poza osobową jednością rodziców. Jest ono wynikiem żądania niepłodnych par, które za wszelką cenę chcą mieć dziecko. Uważają bowiem, że mają prawo do posiadania dziecka, tak jak domu, samochodu czy innej rzeczy. Chcą spełnić swoją potrzebę za każdą cenę, wychodząc z założenia, że pragnienia ludzkie powinny być spełniane. Tymczasem nawet najbardziej szlachetne pragnienie nie oznacza prawa do jego spełnienia. Przywołując wypowiedź teologa Domu Papieskiego, należy zauważyć, iż dziecko powołane do życia w sposób sztuczny, nie dla dobra jego samego, ale tylko po to, aby usatysfakcjonować potrzeby czy aspiracje swoich „producentów”, będzie zawsze naznaczone przez to niewolnictwo. Gdy np. okaże się, że w jakiejś mierze jest uszkodzone, ma wady, to mentalność, która skłoniła do takich działań, doprowadzi do uznania „uszkodzonego” dziecka nie za dziecko, które należy przyjąć i kochać niezależnie od jego słabości, lecz za nieudany efekt działań technologicznych, którego można się pozbyć, bo nie osiągnęło spodziewanego standardu czy założenia. Opisy takich sytuacji już pojawiają się w literaturze!
Niepłodność jest chorobą i tego nikt nie kwestionuje. Należy ją leczyć — ale metoda sztucznego zapłodnienia nie jest leczeniem niepłodności; pozwala jedynie obejść problem, który w dalszym ciągu nie będzie rozwiązany.
Jest jeszcze jeden aspekt całej sprawy. Środowiska liberalne, feministyczne czy zainteresowana perspektywą szybkiego zysku część środowiska medycznego natarczywie domagają się nie tylko pełnej zgody na wykonywanie zapłodnienia pozaustrojowego, ale postulują wykonywanie zapłodnienia in vitro za pieniądze podatników, nawet jeżeli sprzeciwiają się tej metodzie. Warto zauważyć, że te same środowiska, które domagają się refundacji metody in vitro, również dość agresywnie postulują refundowanie środków antykoncepcyjnych, które niszczą płodność i stanowią jedną z przyczyn niepłodności. Jak widać, z jednej strony — refundowana antykoncepcja, która pozwala bez ograniczeń i opanowania spełniać wszystkie zachcianki i potrzeby seksualne, niszcząc często przy okazji płodność kobiety. A z drugiej strony — refundowana metoda na odzyskanie płodności, także wtedy gdy kobieta utraciła ją na skutek stosowania środków antykoncepcyjnych i chce zaspokoić swoją potrzebę posiadania dziecka!
Kościół niezmiennie przypomina o fundamentach człowieczeństwa, godności każdego człowieka, o równości wszystkich jako osoby, o obronie życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Oddanie zatem decyzji o poczęciu dziecka w ręce lekarzy czy nawet szerszych gremiów, wyznaczających warunki, jest przejęciem przez człowieka roli Stwórcy. Część lekarzy otrzyma wobec innych władzę stwórczą — do tej pory człowiek miał taką władzę tylko względem przedmiotów! Będą oni mogli decydować o jakości rodzących się ludzi, eliminując jednostki chore, nieodpowiadające standardom, wymaganiom itp. Takie działania podcinają również najważniejszy fundament medycyny: „primum non nocere!” (po pierwsze — nie szkodzić!).
To wszystko razem jest ogromnym, trudnym do przewidzenia zagrożeniem dla przyszłości ludzkości.
Nic dziwnego, że coraz więcej osób, które poznały, na czym polega naprawdę technika in vitro, zaczyna apelować do posłów, by wybrali projekt zakazujący całkowicie jej stosowania. Tak dzieje się np. w diecezji sosnowieckiej, gdzie członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katolickich chcą wystosować list otwarty do parlamentarzystów, w którym będą przekonywać ich do zakazania w Polsce metody sztucznego zapłodnienia. Ich działania w pełni popiera bp Grzegorz Kaszak — ordynariusz sosnowiecki, który przez wiele lat zajmował się problematyką rodziny w Watykanie. Taka aktywność jest godna naśladowania.
— Podsumujmy zatem: Dlaczego powinniśmy być przeciwni stosowaniu metody in vitro, skoro przecież w jej wyniku powstaje nowe życie?
— Jeden z najbardziej wpływowych tygodników otwierała jakiś czas temu okładka przedstawiająca noworodka z podpisem: „Czy życie to grzech?”. Wewnątrz seria artykułów omawiała problematykę metody in vitro, ze szczególnym uwzględnieniem stanowiska Kościoła. Dokonano tego jednak w taki sposób, by wyglądało, że nauczanie Kościoła stoi na drodze do szczęścia, krzywdzi niepłodnych małżonków i jest nienowoczesne, gdyż zakazuje procedury, która przecież daje szansę nowemu życiu.
Powinniśmy pamiętać o tym, że na pierwszym miejscu nie jest to, czego chce człowiek czy co uważa za swoje prawo, ale to, czego oczekuje Stwórca. Dla dobra samego człowieka zresztą. Wola Boża to przede wszystkim Dekalog, a tu sprawa jest jasna. Sam pobyt ludzkiego embrionu poza organizmem matki to dla niego wielkie zagrożenie, często kończące się jego zniszczeniem, co sprzeciwia się właśnie piątemu przykazaniu. Dlatego dokonywanie tego typu czynów powinno spotkać się z taką reakcją prawa, jak każda inna sytuacja tworzenia zagrożenia dla zdrowia lub życia człowieka.
Z kolei zarówno sposoby pobierania materiału genetycznego, jak i samo dokonanie zapłodnienia in vitro musi prowadzić do naruszenia szóstego przykazania: „Nie cudzołóż”. Nakaz „Nie zabijaj” zostaje złamany również przez fakt, że przy takich zabiegach zawsze dochodzi do powstania większej liczby embrionów i nie wszystkie mogą rozwinąć się normalnie w dojrzałe życie ludzkie. Dochodzi wtedy do różnych nadużyć moralnych w postaci np. długookresowego zamrażania takich embrionów czy wręcz wykorzystywania ich do eksperymentów medycznych.
opr. mg/mg