Czy wierność faktycznie jest nudna? Czym się różni wierność małżeńska od przedmałżeńskiej?
"Tryby" nr 4/2012
„Wierność jest nudna” — śpiewa Natalia Kukulska w piosence promującej film „Och, Karol 2”. Dlaczego? Bo przecież wszystko, co mamy najcenniejszego, dzielimy tylko z jedną osobą — to dziś takie nieatrakcyjne. A jeśli jej jeszcze nie znamy, zachowujemy nasz skarb do czasu, kiedy się wreszcie spotkamy — jakie to nużące.
Codzienność małżeńska bywa monotonna, a tęsknota singla za wielką miłością nieznośna. Tak, to trudne. Ale czy nie jest warte wysiłku? Czy trudne musi być nudne?
O ile bycie wiernym poślubionej osobie jest wartością, którą jesteśmy w stanie zrozumieć i przyjąć, o tyle czystość przed małżeństwem wzbudza zdziwienie, a nawet pewien bunt. Przecież możliwe jest, że nasz obecny partner zostanie kiedyś naszym mężem czy też żoną. Dlaczego więc nie cieszyć się już teraz obecnym związkiem i poznawać na wszystkich płaszczyznach? Być może odpowiedź nie brzmi nowocześnie i pozornie sprzeciwia się zasadzie „carpe diem”, ale tylko rozważne dzielenie się swoim duchem i ciałem prowadzi do życia jego pełnią.
Doskonale wiedzą to osoby, które — choć zachowały czystość do nocy poślubnej — przyznają, że ciężko było im pogodzić się z tym, że ich Jedyny szeptał podobne czułe słówka innej kobiecie, czy też ich Ukochana wtulała się w ramiona innego. Tym boleśniejszy do przyjęcia był dla nich nieodwracalny fakt, że ich małżonek miał już za sobą intymne kontakty z inną osobą — widocznie wtedy tak bardzo mu bliską... Bardzo często, zwłaszcza kobietom, ciężko jest zapomnieć o takich czy podobnych relacjach swoich mężów. W głębi serca odczuwają je jako zdradę. Choć jeszcze nie byli razem, a często nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu, to jednak budzi się pewien żal, a radość z miłości miesza z dziwnym smutkiem. Bo, żeby pójść dalej wspólną drogą, trzeba wybaczyć wszystko, co było. Także niecierpliwość i niewierność — brak wiary w to, że warto zaczekać z fizycznym okazywaniem czułości, aż do dnia zaślubin z tą przeznaczoną nam „drugą połówką”. Dla niej zachować najpiękniejsze, zaprzeć się siebie.
Francis Bacon pisał: „Bądź wierny sobie, a nie będziesz niewierny innym”. Może w tym miejscu warto zapytać samego siebie czy wiem, co tak właściwie jest dla mnie wartością? Jakie mam zasady w życiu i czy jestem im wierny w swoich wyborach? A może płynę z prądem i nie stać mnie na odwagę, by nie biec przez życie „owczym pędem”? Wbrew temu, co nachalnie narzucają mass media, stanowczość w obronie swoich wartości daje dużo większą satysfakcję niż czerpanie z wszystkich możliwych źródeł uciech i przyjemności. Często okazują się tylko marnymi wodami gruntowymi, z których więcej szkód niż pożytku w postaci złamanych serc i ran w sferze emocjonalnej. Czy chciałbym stać twarzą w twarz z miłością swojego życia i czuć się przez nią zdradzony, bo zabrakło jej cierpliwości?
Czystość w dzisiejszym świecie, pędzącym z prędkością światła, to niemalże sztuka. Ale czy nie ona właśnie pozwala dotrzeć do źródła piękna? W odpowiednim czasie tam, gdzie jest głębia miłości. Pełnia życia... w wierności.
To, jacy jesteśmy dziś, zaprocentuje w przyszłości, która „zaczyna się dziś, a nie jutro” (Jan Paweł II). Czy tego chcemy, czy nie — przeszłość ma wpływ na nasze obecne i kolejne relacje. Jedni powiedzą: „na całe szczęście”, inni: „niestety”. Wystarczy spojrzeć na weselne albumy tych, którzy zaczekali na siebie z sercem czystym i wiernym aż do ślubu. A na barwnych fotografiach — oprócz nieziemskiej radości świeżo upieczonych małżonków — można dostrzec podziw i jakąś nutkę żalu w oczach gości, którzy w dniu swojego ślubu nie będą mogli podarować swojemu ukochanemu śnieżnobiałego welonu — tak wymownego symbolu nienaruszonego piękna serca i ciała...
A to zdarza się w życiu tylko ten jeden jedyny raz.
opr. mg/mg