Traktuj go jak taksówkarza

Strofowanie męża nie mobilizuje go, a tylko zniechęca, może warto poszukać metody?

Pewnego wieczoru miałem umówionych kilka spotkań i wróciłem późno do domu. Moja żona zdążyła już zjeść kolację i odpoczywała w salonie. Nie przygotowała nic dla mnie, ponieważ: 1) nie wiedziała, o której dokładnie wrócę, 2) wiedziała, że nie lubię odgrzewanego jedzenia.

Po kulturalnej wymianie zdań na temat wydarzeń minionego dnia, zapytałem:

— Czy mogłabyś przygotować mi coś do jedzenia?

— Zrób sobie sam, jesteś już dużym chłopcem — odparła żona zaczepnie.

 

Natychmiast przełączyłem się na tryb marudzenia, licząc na to, że zmieni zdanie i jednak się nade mną zlituje, jednak ona trwała przy swoim stanowisku. Miała za sobą ciężki dzień i już ugotowała jeden obiad tego dnia. Poza tym ułożyła się bardzo wygodnie i nie miała ochoty się ruszać. W kółko powtarzała swoją mantrę: „Możesz sam sobie coś przygotować — jesteś dorosłym mężczyzną”.

Pomarudziłem jeszcze chwilę i w końcu zaakceptowałem fakt, iż jestem zdany na siebie. Przeanalizowałem sytuację i zdecydowałem się na jajka, głównie dlatego, że tak naprawdę umiem przyrządzić tylko to.

Wyciągnąłem patelnię, zapaliłem palnik i rozbiłem kilka jajek. W ciągu sekundy moja urocza żona poderwała się ze swojej wygodnej kanapy, jak gdyby Pan dokonał kolejnego cudu, oznajmiając: „Wstań i chodź!”. Jak sęp zawisła na moim ramieniu, strofując mnie i udzielając szczegółowych instrukcji: „Nie ta patelnia!”, „Za duży płomień!” i „Nie tak to się robi!”.

Zgroza... Wszystkie te mikrokłótnie między kobietami a mężczyznami mają wspólny mianownik: ona nie tylko chce, żebyś coś zrobił — ona chce, żebyś zrobił to na JEJ sposób!

 

• Nie wystarczy, żebyś poskładał ubrania — musisz je poskładać dokładnie tak, jak ona.

• Nie wystarczy, żebyś załadował zmywarkę — musisz ją załadować na jej sposób.

• Nie wystarczy, że umyjesz podłogę — musisz umyć ją tak, jak ona to robi.

• Nie wystarczy, że wstawisz pranie — musisz... wiadomo. Nie ma co dopowiadać. Moja żona nie pozwala mi nawet dotknąć prania. Jest jak jest, a potem kobiety się żalą: „Dlaczego on mi nie pomaga?”. Czyżby?

Możesz mu powiedzieć, co chciałabyś, żeby zrobił, albo możesz zrobić to sama, ale nie stawiaj go w pozycji fajtłapy, którego trzeba instruować. W męskim świecie nie ma trzeciej opcji brzmiącej: „Zrób to, ale według moich szczegółowych wytycznych”.

Jeśli mężczyzna podczas pracy dostrzega, że każdy jego ruch jest monitorowany oraz że próbuje się nim sterować, co robi? Szuka sobie innego zajęcia.

Dlaczego tak to wygląda? Ponieważ jesteśmy mężczyznami. Zostaliśmy zaprogramowani, by być żywicielami, opiekunami, takimi, co to wszystko załatwią. Nie lubimy słyszeć, że coś nam nie wyszło, czegoś nie umiemy, w czymś nie jesteśmy dobrzy.

Czy wiesz, dlaczego twój mąż wykonuje taką, a nie inną pracę? Prawdopodobnie dlatego, że jest to jedyne zajęcie, przy którym nie czuje się krytykowany. Bardzo możliwe, że robi to, co robi, ponieważ w przeszłości inni go za to chwalili.

Kiedy ulegasz swojej potrzebie — a wiem, że niektóre z was robią to często — by nieustannie czerpać z tej bezdennej głębiny dobrych rad dotyczących wykonania Absolutnie Wszystkiego Pod Słońcem, twój facet czuje się jak osioł poddawany długiej i bolesnej kastracji. Uwierz mi, słysząc te ciągłe instrukcje, większość facetów nie myśli sobie: „OK, rozumiem, następnym razem zrobię to lepiej”, ale: „Robię to OSTATNI RAZ”.

„Nie tak trzyma się dziecko”. „Pokażę ci, jak najlepiej wyszorować muszlę”. „Ręczniki składa się na trzy części, a nie tylko na pół”. Jeśli twój mąż nie ma ciężkiego kompleksu Edypa, nie będzie mu się podobało, że zachowujesz się jak jego matka. (A ty się lepiej zastanów, czy chcesz być swoją teściową).

Zdradzę ci pewien sekret: my wiemy, że kobiety są w stanie zrobić niemalże wszystko, co jest w świecie do zrobienia, lepiej od nas. Ten drobny fakt jest dla nas zupełnie bez znaczenia. My jesteśmy biało-czarni, a ty masz w sobie pięćdziesiąt milionów odcieni szarości. Dla nas zadanie jest wykonane wtedy, gdy jest wykonane, a nie gdy jest wykonane zgodnie z twoimi rygorystycznymi standardami. Jeśli czekasz cierpliwie, aż do końca wykonamy powierzone nam zadanie w Najgorszy Możliwy Sposób, byś mogła nas poprawić, wytykając haniebne błędy, wiesz, co w zamian dostaniesz? Ja to nazywam: ŚWIADOMYM PARTACZENIEM.

O tak, to istnieje naprawdę i jest całkiem użyteczne. My wiemy, że jeśli zignorujemy twoje szczegółowe wytyczne i złożymy wilgotny ręcznik nie tak, jak trzeba, w końcu ci się znudzi nieustanne poprawianie i dojdziesz do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zrobisz to sama. Tym sposobem wykluczysz nas z tej bolesnej gry, co — prawdę mówiąc — od początku było naszym celem. Zdradzę ci jeszcze jeden sekret, za który inni faceci powinni mnie ukamieniować, ale co tam — myślę, że powinnaś to wiedzieć. Czasem czujemy się jak pozerzy. Mamy wrażenie, że tylko podajemy się za dużych, silnych, zdolnych, kompetentnych, dorosłych mężczyzn, którzy wszystko wiedzą, a w głębi duszy stale spodziewamy się, że wyjdzie na jaw, jakimi tępymi błaznami jesteśmy. Nawet jeśli w pracy odnosimy sukcesy, gdzieś z tyłu głowy słyszymy podszept: „W końcu i tak się okaże, że nie wiesz, co robisz”.

Kiedy więc ty szczegółowo instruujesz nas, jak mamy prowadzić samochód, skręcić regał z Ikei lub złożyć ten głupi ręcznik, zapala nam się czerwona lampka. „Zaraz nas zdemaskuje!” — okrzyk paniki rozbrzmiewa w naszej zazwyczaj pustej głowie. Wtedy robimy jedną z dwóch rzeczy, które robią faceci na całym świecie, gdy czują się przyparci do muru: 1) zaczynamy się bronić i mówimy głupoty, których później żałujemy, lub 2) chronimy się w naszych cichych, męskich samotniach do momentu, aż poczujemy, że jesteś mniej najeżona. Nie muszę chyba dodawać, że żadna z tych reakcji nie jest tym, czego oczekujesz.

Musisz zatem zadać sobie pytanie: czy naprawdę chcesz, by ręczniki były poskładane równiutko na trzy części, czy po prostu chcesz, by były poskładane? Jeśli to drugie, nie ma sprawy. Jeśli bardziej zależy ci na tym pierwszym, przygotuj się na to, że do końca swoich dni będziesz składać te ręczniki sama jak palec.

Może tego nie widać, ale mężczyźni mają bardzo kruche ego. Facet woli w ogóle nie próbować, niż poczuć się upokorzony nieudaną próbą w obecności żony. Woli wcale nie podejmować żadnego wysiłku (choć wie, że żona mu nie odpuści), niż spróbować i ponieść porażkę, czyli wyjść na takiego, który czegoś nie potrafi.

Wiesz, jaki zarzut słyszę najczęściej od kobiet? Że ich mężowie nie przejmują inicjatywy. No cóż, dziewczyno, powiem ci, jak możesz sprawić, że mąż przejmie inicjatywę: Usuń się z drogi! Wiesz, którzy mężowie gotują? Ci, których żony nie mówią im, jak mają to robić. Wiesz, którzy mężczyźni sprzątają w domu? Ci, których żony nie udzielają im instrukcji. Wiesz, jacy faceci składają pranie? Tacy, którzy nie muszą wysłuchiwać, jak to się robi prawidłowo.

Jednym z zarzutów wobec Kościoła jest to, że w znakomitej większości jest prowadzony przez mężczyzn. Kiedy zostałem pastorem, myślałem sobie: „Pod moim kierownictwem będzie inaczej. Jestem nowoczesnym, oświeconym facetem. W moim kościele będą posługiwać mężczyźni wraz z żonami! Co może być lepszego niż połączenie męskiego i kobiecego punktu widzenia w pracy duszpasterskiej?”.

Byłem bardzo dumny, że udało mi się zmienić obowiązujące status quo. Miałem zamiar udowodnić, że kobiety mogą mieć równie znaczący wpływ na to, co się dzieje w kościele.

Ku mojemu rozczarowaniu odkryłem następującą prawidłowość: Kiedy żony były obecne na spotkaniu, mężowie siedzieli cichutko i nie wykazywali żadnego zaangażowania. Mówię poważnie, w ogóle się nie odzywali! Raz na jakiś czas któryś odważniejszy otworzył usta, ale tylko wtedy, gdy (jak mi się zdawało) miał pewność, że jego żona mu przytaknie. Byłem zszokowany. Musiałem przyjąć płynącą z tego naukę: mężczyźni nie lubią być narażeni na krytykę lub ośmieszeni w obecności swoich żon. Większość pastorów nie ma problemu z wystąpieniami publicznymi. Żyjemy dla tych chwil, gdy stajemy przed tłumem ludzi, z którymi możemy podzielić się swoją mądrością. To jednak nie jest typowe dla ogółu facetów. Badania pokazują, że większość mężczyzn najbardziej ze wszystkiego boi się wystąpień publicznych. Boją się tego bardziej niż śmierci! (Domyślam się, że największą torturą byłoby dla faceta wygłoszenie przemowy tuż przed własną egzekucją). Mężczyzna generalnie nie lubi wystawiać się na krytykę w jakichkolwiek okolicznościach, ale najbardziej w obecności żony.

Ostatecznie doszedłem do wniosku, że lepiej nie zapraszać żon na nasze spotkania. Kiedy ich nie było, dokonywała się niesamowita przemiana: ci sami wycofani panowie bez problemu zabierali głos, byli zaangażowani i (ba!) przejmowali inicjatywę. Spokojnie, bez paniki. Także i kobiety dostały swoją szansę posługi w kościele, tylko że nie razem z mężami. Niestety, gdy pary pojawiały się razem, panowie zazwyczaj milkli — tak wielka była ich niechęć do ośmieszenia się w obecności żon.

Przypomina mi się pewien żart: Przed bramami nieba ustawiły się dwie kolejki: jedna za tabliczką „Pantoflarze”, druga „Mężczyźni, którzy nie byli pod pantoflem żony”. W pierwszej kolejce stało tylu panów, że nie można ich było zliczyć. W drugiej stał tylko jeden. Zaciekawieni mężczyźni z tej długiej kolejki zapytali go, jak to możliwe, że mógł stanąć właśnie tam, na co ów mężczyzna odpowiedział: „Żona kazała mi tu stanąć, to stoję”.

Po tym przydługim wstępie możemy wreszcie przejść do myśli przewodniej tego rozdziału, czyli: traktuj go jak taksówkarza.

Pomyśl przez chwilę, jak traktujesz taksówkarza. On pyta cię, dokąd chcesz jechać, a ty mu mówisz. Nie wytyczasz mu drogi, nie strofujesz, że jedzie za szybko, a jeśli otworzy okno, nie oskarżasz go, że jest samolubnym, pozbawionym uczuć chamem, który nie ma względu na twoją fryzurę. Kiedy zapomni włączyć kierunkowskaz, nie zwracasz mu uwagi. Mościsz się wygodnie na tylnym siedzeniu i pozwalasz mu wykonywać w spokoju jego pracę. I wiesz co? On za każdym razem zawozi cię tam, dokąd chcesz dojechać.

Spróbuj postępować tak z twoim mężem. Miej wiarę w jego możliwości i zdolności. Traktuj go jak mężczyznę, nie jak wyrostka. Wskocz na komfortowe tylne siedzenie życia i pozwól mu prowadzić. Być może nie za każdym razem zawiezie cię dokładnie tam, gdzie chcesz — w końcu jest tylko człowiekiem — ale gwarantuję ci, że przynajmniej podróż będzie dla ciebie znacznie przyjemniejsza.

TRAKTUJ GO JAK TAKSÓWKARZA, fragment książki Marka Gungora, Traktuj go jak cenny skarb
Do nabycia na stronach Wydawnictwa VOCATIO

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama